2. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
Marcin Kołodziejczyk
Pomoc dla ofiar rodzinnej przemocy. Krucjata dziecięca
Czy nowa ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie wystarczy, by odmienić życie
krzywdzonych i krzywdzących?
Mama Patryka: nie może się podnieść. Leży w ubraniu,
milczy, naciągnęła na głowę koc. Za oknem poranne słońce,
sąsiad z bloku remontuje skuter, wyje silnik. Na stole
dwie szklanki herbacianych fusów z nocy. Mama siedziała
wujkowi na kolanach, Patryk miał iść się pobawić na dwór.
Teraz chłopiec rozpędza się, wskakuje na łóżko, mama nic.
Bije ją pięścią w plecy. Czeka, mama nic. Okłada ją, tłucze
seriami, klnie, opada z sił, siedzi zgarbiony. Za oknem ryczy
skuter. Patryk ma siedem lat, świeżą bliznę w kształcie
siódemki na czole. Mówi, że skakał z chłopakami z pomostu,
było za płytko. Wtedy przez kilka dni mama przytulała
Patryka, a pogrzebacz gdzieś się zapodział.
Szpital dziecięcy: na oddziale ratunkowym młyn, dwieście
przypadków na dobę. Grypa ciężkiego przebiegu,
upojenie alkoholowe, dzieciak z wypadku, dzieciak po
prochach. Obojętny, niedożywiony, pobity, zgwałcona.
Przy dzieciach krzywdzonych lekarze powinni wypełniać
niebieskie formularze, żeby był ślad w ewidencji,
że pacjent przemocowy, a potem dowód dla sądu.
A na ratunkowym wszystko biegiem, skowyczą karetki,
ciągle przywożą zagrożone życia. Niebieski formularz
układali psychologowie bez doświadczenia szpitalnego.
Wystarczyłoby kilka dni pobiegać korytarzem oddziału
ratunkowego, w tym młynie, między dziećmi wrzeszczącymi
i ospałymi, między płaczem i awanturą rodziców,
przeziębieniem, ambulatorium a stołem chirurgicznym.
Niebieski formularz ma cztery strony, nie ma na niego
czasu i warunków. Zdaniem lekarzy procedury powinny
być proste: karetka przywozi dziecko przemocowe, od
razu uruchamia się szpitalna komórka złożona z ludzi
wyspecjalizowanych w postępowaniu z takimi dziećmi.
Rozmawiają z dzieckiem, badają, dzwonią po policję,
zawiadamiają sąd rodzinny, który natychmiast uruchamia
swoje procedury. Ktoś przecież musi zdecydować,
czy dziecko wraca do domu, czy jedzie do placówki
3. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
opiekuńczej. Ogniwa współpracują, każde ogniwo zna swoje
zadanie. Tak jest w cywilizowanym świecie, w Polsce nie.
Jest gwałt: Kinga nie skończyła piętnastu lat, przestępstwo
będzie ścigane z urzędu. Zaczyna się loteria telefoniczna,
lekarz dzwoni na policję, by zgłosić gwałt, i zastanawia się,
kto przyjedzie radiowozem. Czasem przyjeżdżają policjanci
rutynowo fachowi, a czasem policyjna histeria. Czy to nowy
nabór, czy nie mają pieniędzy na szkolenia? – zastanawiają
się lekarze. Kiedyś policjant idzie korytarzem oddziału
pediatrycznego i z daleka krzyczy, że mu głowę zawracają
gwałtem na nielatce, podczas gdy on ma zgłoszenie
o poćwiartowanych zwłokach.
Policja wiezie Kingę do centrum miasta, do innego szpitala,
do ginekologa. Potem radiowóz odwozi dziewczynkę
z powrotem do dziecięcego, na kolejne badania. Należy
jak najszybciej zrobić testy na zapalenie wątroby i HIV,
ale potrzeba do tego zgody opiekunów Kingi. Poza tym
takie testy robią w szpitalu w innej dzielnicy. Lekarz
z dziecięcego dzwoni, żeby spytać, czy tam przyjmą. Telefon
zajęty, dyżurny telefonista przywalony robotą, karetki mu
wyją, ludzie mu płaczą, normalna noc na mieście. Dzwoni
więc na komórkę do znajomego lekarza, ten nie odbiera,
pewnie biega po ratunkowym, a telefon zostawiony
w dyżurce.
Kinga powinna już rozmawiać z psychologiem w specjalnym
niebieskim pokoju, wyciszać się. Takie pokoje mają
organizacje pozarządowe, niektóre komisariaty i kilka
szpitali w Polsce. Ale szpitale mają rzadko, akurat ten
dziecięcy szpital nie ma. Wreszcie lekarz z innej dzielnicy
odbiera telefon, zalatany, dyżur ma, ruch ogromny.
To może chociaż tamten szpital przyśle leki dla Kingi do
dziecięcego? Tak, to niech zamówią karetkę przewozową
i przyślą formularz z badania ginekologicznego, karetka
wróci z lekami. U dyspozytora karetek telefon wiecznie
zajęty. A zresztą okazuje się, że policjanci nie wzięli
tego formularza z badania ze szpitala w centrum, bo nie
wiedzieli. Tylko Kingę przywieźli. Już pojechali.
Fundacja Mederi: dwa pokoiki kątem w wielkim szpitalu,
stare meble od darczyńcy, komputery też z odzysku.
Fundacja zajmuje się krzywdzonymi dziećmi, mówią tu:
interesuje nas dziecko i rodzina na tle dziecka. Uzależnienia
wśród dzieci, patologia społeczna, dzieci niepełnosprawne,
zespół dziecka krzywdzonego.
Fundację założyło w 2003 roku dwoje lekarzy, prawnik
z urzędu miasta i dyżurant z telefonu zaufania dla ludzi
z problemem alkoholowym. W środowisku lekarskim
dużo się wtedy mówiło, że instytucje mające pomagać
krzywdzonym dzieciom nie potrafią zgrać swoich działań.
Nie tworzą żadnej sieci, ich pomoc jest doraźna i albo ginie
Oczy narysowanych rodziców
są nieproporcjonalnie
duże, a uśmiechy zacięte
i wyraziste. Dzieci same
nie powiedzą, że stała
im się krzywda. Trzeba
umieść z nimi rozmawiać,
rozpoznać pozawerbalne
sygnały. Wymaga to uwagi,
skupienia, komfortowych
warunków. A te nie zawsze są
możliwe w szpitalnych izbach
przyjęć albo dzielnicowych
przychodniach.
4. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
w stercie papierów, albo nie pozostaje po niej ślad. Lekarze
różnych specjalności znajdowali u badanych dzieci oznaki
krzywdzenia, zgłaszali to sądom rodzinnym, ale nigdy nie
dostawali stamtąd informacji zwrotnej. Potem, zdarzało się,
widzieli te same dzieci przywożone na oddział ratunkowy
jeszcze kilka razy.
Do białostockiego szpitala mały pacjent wracał w coraz
gorszym stanie, aż w końcu nie dało się go odratować.
Tamtejszy lekarz własnymi siłami założył wtedy niebieski
pokój. Ale frustracja, codzienny młyn na ratunkowym może
równie dobrze powodować zobojętnienie, mówią lekarze.
To zależy od człowieka: jeden będzie wciąż alarmował
sądy rodzinne o przemocy wobec dziecka, a inny uzna, że
to bez sensu, nie wpisze do karty podejrzeń o przemoc
i odeśle dziecko do domu. Krzywdzone dziecko, któremu
się nie pomaga, mówią w fundacji Mederi, wszędzie
potem prezentuje zachowania dziecięcej traumy, wypada
z systemu, w którym powinni z nim wspólnie pracować
psycholog, pedagog, lekarz i nauczyciel. A w dorosłym życiu
z ofiary często wyrasta oprawca.
Mederi chciałaby powołać do życia centra diagnozy i terapii
– miejsca, gdzie profesjonalnie zajmowano by się dziećmi
z przemocy. Pomoc interdyscyplinarna, jak chce nowa
ustawa: obdukcja, psycholog, pomoc medyczna, a wreszcie
niepodważalny przez sprawcę przemocy protokół do sądu.
Interdyscyplinarnie powinny współpracować: Narodowy
Fundusz Zdrowia, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej,
Ministerstwo Sprawiedliwości. Mogłyby się składać
na przykład na tworzenie niebieskich pokojów w szpitalach.
Mama Krzysia: wpadła kiedyś w heroinę, teraz jest
w terapii metadonowej, przez rok nie wychodziła z domu.
Wstydziła się, bała, że ludzie będą ją oceniać. Krzyś bawił
się sam, mama nie umiała z nim rozmawiać, nie miała
siły. Psycholożka mówi, że mama nie rozumiała własnych
potrzeb i emocji, nie potrafiła nawet ich nazwać, więc
jak miała rozmawiać z dzieckiem? Pani psycholog jest
wolontariuszką w programie fundacji Mederi o nazwie
Maminki, chodzi do domów mam samotnie wychowujących
dzieci, ocierających się o patologię. Rodziny do programu
wybrał Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Psycholożka
pamięta pierwszą wizytę u mamy Krzysia. Weszła i mówi:
wychodzimy. Mama zaprotestowała, nie pójdzie. Tak,
wychodzimy, powtórzyła pogodnie psycholożka, mam
zaplanowany spacer z panią.
Teraz już mama Krzysia mniej boi się przestrzeni.
Na spotkaniach Maminek okazało się, że Krzyś potrafi się
bawić z innymi dziećmi, nawiązuje kontakt, była z niego
dumna. I tylko raz, gdy w sklepie głośno domagał się lizaka,
rozglądała się z lękiem, czy ludzie nie oceniają jej jako złej
matki. W programie Maminki są też alkoholiczki z dziećmi
i panie, których dzieci wychowują się w domach dziecka. Po
Fundację Mederi założyło
w 2003 roku dwoje lekarzy,
prawnik z urzędu miasta
i dyżurant z telefonu zaufania
dla ludzi z problemem
alkoholowym. Propagują
wiedzę na temat syndromu
krzywdzonego dziecka.
Prowadzą szkolenia,
konferencje naukowe,
akcje środowiskowe,
odwiedzają domy, w których
prawdopodobnie dzieje się
coś niedobrego.
5. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
zakończeniu programu mogą przychodzić na spotkania Grup
Rozwoju Osobistego Mam. Skrót od tej nazwy bardzo się
mamom podoba, bo niesie w sobie jakąś siłę.
Przemoc: jeszcze parę lat temu lekarze stwierdzali ją
najczęściej u małych pacjentów. Teraz rodzice, nawet
z rodzin dysfunkcyjnych, już się zorientowali, że za
bicie dzieci można iść do więzienia. Teraz zdecydowanie
najwięcej jest psychicznej przemocy. Na drugim miejscu
seksualna. Najbardziej narażone są dzieci najmłodsze,
często trudno do nich dotrzeć, zamykają się w sobie.
Psycholog rozmawia z dziećmi powyżej piątego roku życia.
Agresja w zachowaniu i w słowach bywa znakiem, że
w domu jest przemoc. Dzieci są inteligentne i podłapują
brzydkie słowa, ale jeśli nie używa się tych słów w domu
na co dzień, szybko o nich zapominają. Kiedy mały człowiek
często bywa świadkiem szarpanin, bicia, seksu – psycholog
pozna to po słownictwie.
Jednak system pomocowy jest dziurawy, powtarzają
lekarze, brak jasnych procedur. Przemoc często
wychodzi niespodziewanie, po kilku dniach w szpitalu,
w czasie rutynowego badania, mówią lekarze z oddziału
pediatrycznego szpitala dziecięcego. Oddział ma
przeszklone ściany, jest jaśniej i przestrzenniej. Otwiera
się także pole do obserwacji dla personelu szpitala, dla
odwiedzających. Bywa, że rodzice zgłaszają lekarzom
podejrzenia: widzą, jak ktoś za trzecią szklaną ścianą
krzyczy na dziecko albo je szarpie. Nikt w ogóle dziecka
nie odwiedza, dziecko nie ma od urodzenia żadnych badań,
jest zaniedbane. Albo przychodzą rodzice w odwiedziny
do szpitala i siedzą przy łóżku, grając w gry na telefonach
komórkowych, oglądając telewizję. Powinniśmy mieć
dostęp do danych ośrodków pomocy, mówią lekarze.
Przemoc jest wstydliwa: bywa, że w czasie badania matka
odmawia zdjęcia dziecku rajstopek. Pod rajstopkami
pręgi, rodzina ma kartotekę w pomocy społecznej, ma
nawet kuratora, matka wstydziła się powiedzieć. To jest
jak jakaś krucjata, mówią lekarze, ta walka z procedurami
poprzemocowymi, z obojętnością instytucji.
Przed trzema laty ten szpital dziecięcy zgłosił do sądu
rodzinnego 16 spraw krzywdzonych dzieci. Dwa lata
temu zgłosił 23. A w tym roku, tylko do połowy czerwca,
20 spraw. A jedno dziecko przemocowe odesłane na dalsze
leczenie do innego szpitala przepadło w systemie i nie
można trafić na jego ślad od dwóch tygodni. Bo wszędzie
młyn, karetki, ciągły ruch pacjentów, brak rejonizacji.
Mama Patryka: przyjeżdża wujek, brat mamy, zabiera
Patryka do swojej rodziny. Wujek jest stanowczy, ustawia
mamę Patryka do pionu. Siostrzeńca prowadzi do lekarza,
blizna na czole chłopca pochodzi od cienkiego metalowego
narzędzia. Drugi wujek, ten któremu mama siadywała