SlideShare ist ein Scribd-Unternehmen logo
1 von 100
Downloaden Sie, um offline zu lesen
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.
PIOTR SZAROTA
Wiedeń 1913
Na okładce / Gustav Klimt, fragment kompozycji Jung-
frau, 1913
Redakcja i korekta / Małgorzata Jaworska
Projekt graficzny / Stanisław Salij
Skład / Maciej Goldfarth
Wybór ilustracji / Piotr Szarota
© by Piotr Szarota
© by wydawnictwo słowo/obraz terytoria
wydawnictwo słowo/obraz terytoria
sp. z oo. w upadłości układowej
ul. Pniewskiego 4/1 80-246 Gdańsk
tel. (58) 345 47 07, fax (58) 520 80 63
e-mail: slowo-obraz@terytoria.com.pl
www.terytoria.com.pl
ISBN 978-83-7453-149-8
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
4/98
Spis treści
Dedykacja
Osoby
Styczeń
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
Przypisy
Bibliografia
Podziękowania
Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji
książki.
6/98
Pamięci mojej prababki, Eleonory Kalkowskiej
(1883–1937),
polsko-niemieckiej dramatopisarki i poetki,
oraz mojego pradziadka, Marcelego Szaroty
(1876–1951),
historyka, publicysty i dyplomaty,
który w latach 1919–1921 kierował poselstwem
RP w Wiedniu
8/98
OSOBY
Peter Altenberg (1859–1919), austriacki pisarz
i poeta, ikoniczna postać wiedeńskiej bohemy, zna-
na z oryginalnego sposobu ubierania się i bezkom-
promisowych poglądów na każdy temat. W 1913
kończy 54 lata.
Lou Andreas-Salomé (1861–1937), niemiecka
pisarka i psychoanalityczka, przyjaciółka Nietz-
schego i Rilkego, w latach 1912–1913 pobiera
u Freuda przyspieszony kurs psychoanalizy.
W 1913 kończy 52 lata.
Alban Berg (1885–1935), austriacki kompozy-
tor, znany przede wszystkim z oper Wozzeck
i Lulu, wraz z Antonem Webernem i Arnoldem
Schönbergiem zaliczany do tak zwanej Drugiej
Szkoły Wiedeńskiej. W 1913 kończy 28 lat.
Hermann Broch (1886–1951), austriacki pi-
sarz, słynny przede wszystkim z trylogii Lunatycy,
jeden z najwybitniejszych przedstawicieli moderni-
zmu. W 1913 kończy 27 lat i debiutuje jako poeta.
Elias Canetti (1905–1994), pisarz, laureat lite-
rackiej Nagrody Nobla w 1981. Swój pobyt
w Wiedniu w latach 1913–1919 opisał w książce
Ocalony język. W 1913 kończy 8 lat.
Richard Coudenhove-Kalergi (1894–1972),
austriacki polityk, twórca idei zjednoczenia Europy
„od Polski po Portugalię”, prawnuk Marii Kalergis
(ukochanej Norwida). W 1913 kończy 19 lat.
Albert Einstein (1879–1955), laureat Nagrody
Nobla w 1921, jeden z najwybitniejszych fizyków
XX wieku. W 1913 kończy 34 lata, we wrześniu
ma wystąpienie na konferencji w Wiedniu.
Zygmunt Freud (1856–1939), twórca psycho-
analizy. W 1913 kończy 57 lat, w tym roku rozsta-
je się z jednym ze swoich najwybitniejszych
uczniów, Carlem Gustavem Jungiem, publikuje też
swoją pracę z pogranicza psychologii i antropolo-
gii społecznej Totem i tabu.
10/98
Friedrich Hayek (1899–1992), jeden z najbar-
dziej znanych ekonomistów XX wieku, gorący
zwolennik liberalizmu gospodarczego, laureat Na-
grody Nobla w dziedzinie ekonomii (1974).
W 1913 kończy 14 lat.
Adolf Hitler (1889–1945), urodzony w Austrii
dyktator i zbrodniarz wojenny, w latach
1907–1913 przebywał w Wiedniu. W 1913 kończy
24 lata.
Franz Kafka (1883–1924), urodzony w Pradze
legendarny pisarz niemiecki. W 1913 trzydziesto-
letni Kafka publikuje swoje pierwsze kafkowskie
utwory: Palacza i Wyrok; Wiedeń odwiedza pod-
czas podróży służbowej.
Oskar Kokoschka (1886–1980), prekursor eks-
presjonizmu, wybitny malarz austriacki, także au-
tor ekspresjonistycznych dramatów. W latach
1912–1914 związany z wdową po wiedeńskim
kompozytorze Gustavie Mahlerze, Almą. W 1913
kończy 27 lat.
11/98
Bronisława (Broncia) Koller (1863–1934),
urodzona w Sanoku, austriacka malarka związana
z wiedeńską Secesją. W 1913 kończy 50 lat; jest
uważana za jedną z najwybitniejszych artystek
tamtego czasu.
Karl Kraus (1874–1936), austriacki publicysta
i dramaturg, kilkakrotnie nominowany do literac-
kiej Nagrody Nobla. Wydaje satyryczno-intelektu-
alne pismo „Die Fackel”, które czyta „cały Wie-
deń”. W 1913 kończy 39 lat.
Alma Mahler-Werfel (1879–1964), wdowa po
kompozytorze Gustavie Mahlerze, znana jako wie-
deńska muza i femme fatale, mniej jako kompozy-
torka, którą także była. W 1913 kończy 34 lata,
związana jest wtedy z Oskarem Kokoschką.
Rosa Mayreder (1858–1938), czołowa austriac-
ka pisarka feministyczna, w 1913 pracuje nad
książką Geschlecht und Kultur, która ma być jej
odpowiedzią na słynny bestseller Ottona Weinin-
gera. W 1913 kończy 55 lat.
12/98
Robert Musil (1880–1942), jeden z najwybit-
niejszych pisarzy XX wieku, autor nieukończone-
go cyklu powieściowego Człowiek bez właściwo-
ści, rozgrywającego się w Wiedniu w latach
1913–1914. W 1913 kończy 33 lata, jest już znany
jako autor Niepokojów wychowanka Törlessa.
Karl Popper (1902–1994), urodzony w Wied-
niu filozof nauki, od 1937 na emigracji, najpierw
w Nowej Zelandii, potem w Wielkiej Brytanii.
Wprowadził zasadę falsyfikowalności jako metodę
demarkacyjną w nauce; niefalsyfikowalna, a zatem
nienaukowa była według niego psychoanaliza.
W 1913 kończy 11 lat.
Tadeusz Rittner (1873–1921), polski drama-
turg, publicysta i powieściopisarz osiadły w Wied-
niu, pisze w dwóch językach, jego sztuki grane są
w Polsce, w Austrii i w Niemczech. W 1913 koń-
czy 40 lat.
Egon Schiele (1890–1918), czołowy przedsta-
wiciel austriackiego ekspresjonizmu, protegowany
Gustava Klimta. W 1913 kończy 23 lata.
13/98
Arthur Schnitzler (1862–1931), austriacki pi-
sarz i dramaturg, czołowy przedstawiciel wiedeń-
skiego modernizmu. W 1913 kończy 51 lat.
Arnold Schönberg (1874–1951), jeden z naj-
bardziej znanych kompozytorów XX wieku, pre-
kursor muzyki atonalnej, nauczyciel Berga i We-
berna. W 1913 kończy 39 lat.
Józef Stalin, czyli Iosif Wissarionowicz Dżu-
gaszwili (1878–1953), sowiecki dyktator, w okre-
sie poprzedzającym pierwszą wojnę światową je-
den z ulubieńców Lenina, który w styczniu 1913
wysyła go do Wiednia.
Bertha von Suttner (1843–1914), austriacka pi-
sarka, czołowa postać ruchu pacyfistycznego (po-
kojowa Nagroda Nobla w 1905). W 1913 kończy
70 lat.
Karol Szymanowski (1882–1937), jeden z naj-
większych polskich kompozytorów, w latach
1911–1914 mieszka w Wiedniu wraz z dyrygentem
Grzegorzem Fitelbergiem. W 1913 kończy 31 lat.
14/98
Georg Trakl (1887–1914), najwybitniejszy au-
striacki poeta ekspresjonistyczny, w 1913 kończy
26 lat, ukazuje się wtedy pierwszy zbiór jego po-
ezji.
Lew Trocki, czyli Lew Dawidowicz Bronstein
(1879–1940), rosyjski rewolucjonista, jeden
z twórców ZSRR, w późniejszym okresie oponent
Stalina, na jego rozkaz zamordowany. W 1913
jako trzydziestoczterolatek jest już znanym i uta-
lentowanym publicystą, w Wiedniu przebywa do
wybuchu wojny.
Anton von Webern (1883–1946), austriacki
kompozytor zaliczany do tak zwanej Drugiej Szko-
ły Wiedeńskiej. W 1913 kończy 30 lat.
Ludwig Wittgenstein (1889–1951), jeden z naj-
większych filozofów XX wieku, w 1912 rozpoczy-
na studia w Cambridge pod kierunkiem Bertranda
Russella. W grudniu 1912 przyjeżdża do Wiednia
w związku z chorobą ojca. W 1913 kończy 24 lata.
Stefan Zweig (1881–1942), pisarz austriacki,
znany przede wszystkim z opowiadań i nowel
15/98
(Amok, Nowela szachowa, 24 godziny z życia ko-
biety). W 1913 kończy 32 lata.
P o n a d t o w y s t ę p u j ą d u c h y:
zmarłego w 1911 wybitnego kompozytora i dy-
rygenta Gustava Mahlera
oraz nieżyjącego od 1903 filozofa Ottona We-
iningera, autora czytanego w całej Europie best-
selleru Płeć i charakter.
16/98
Styczeń
1
„W Wiedniu jest jakaś bierna, uśmiechnięta go-
ścinność. Nie robi na pozór nic, żeby człowiekowi
było tu dobrze […]. Ot tam są hotele… jeśli masz
pieniądze – tam Prater… jeśli masz humor – tu
dużo ładnych dziewcząt, jeśli masz szczęście. Rób
co chcesz, albo nie rób nic. Podoba ci się? To nic
dziwnego […]. Nie podoba się? Mój kochany, jest
pół tuzina dworców… Możesz pojechać na północ
albo na południe, gdzie zechcesz […]”.
Tak właśnie przeszło sto lat temu reklamował
Wiedeń dramaturg i publicysta Tadeusz Rittner.
Karol Szymanowski chyba myślał podobnie. Trafił
tu w maju 1911 nie z Galicji, ale z rozświetlonej
słońcem Taorminy. Pierwsza wyprawa na Sycylię
miała pozostać w nim na długo, to właśnie wtedy
zdał sobie w końcu sprawę, że kobiety nigdy nie
będą jego pasją. Na ironię zakrawa więc, że wła-
śnie w Wiedniu Szymanowski wdał się w tak nie-
typowy dla siebie romans z czternastoletnią Dag-
mar, córką znanego pianisty Leopolda Godowskie-
go. Kokieteryjna Dagmar zrobiła zresztą spore
wrażenie także na Arturze Rubinsteinie: „podobna
była do perskiej miniatury […] – pisał z wyraźnym
rozmarzeniem – ciężkie czarne warkocze, oczy
w kształcie migdałów, ładny nosek, pełne kształtne
wargi sprawiały, że jak na swoje lata wyglądała
poważnie […]”. Mężczyźni zaczęli wkrótce rywa-
lizować o względy dziewczynki, która jednego po-
ciągała zapewne swoją niewinną jeszcze kobieco-
ścią, drugiego androgynicznym wdziękiem,
a wszystko skończyło się, tak jak musiało: małym
skandalem.
Choć stosunki Karola z rodziną Godowskich
gwałtownie ochłodły, nie mógł chyba narzekać na
brak powodzenia. Był przystojnym mężczyzną
o wielkim osobistym uroku i wyrafinowanej ele-
18/98
gancji. Wspominając go, Anna Iwaszkiewicz, żona
Jarosława, który był kuzynem Szymanowskiego,
pisze o „subtelnym uśmiechu misternie zarysowa-
nych ust” i intensywnym spojrzeniu wielkich szafi-
rowych oczu. Witkacy, który znał Szymanowskie-
go dobrze i portretował go kilkakrotnie, nabijał się
jednak z jego manierycznego sposobu mówienia,
pisząc, że ma „głosik metafizycznego władcy kra-
iny jakichś hiperefebów nie z tego świata”.
Do Wiednia przyjechał Szymanowski z przyja-
cielem Grzegorzem Fitelbergiem, który przymierz-
ał się do objęcia posady dyrygenta w prestiżowej
Hofoper, gdzie dyrektorem jeszcze tak niedawno
był Gustav Mahler. Swoje znakomite zakotwicze-
nie w wiedeńskiej rzeczywistości obaj zawdzięcza-
li w dużym stopniu księciu Władysławowi Lubo-
mirskiemu, który był nie tylko hojnym mecena-
sem, ale również wielkim miłośnikiem muzyki.
Kochał ją miłością prawie tak wielką, jak wyścigi
konne, a co ciekawe, także trochę komponował,
choć zawsze pod pseudonimem. Dzięki wsparciu
19/98
„Władzia”, jak go między sobą nazywali, od 1912
mogli mieszkać w ekskluzywnym, pięciopokojo-
wym apartamencie przy Allegasse 4 (dziś Penigl-
gasse 4–6), w samym sercu Wiednia, naprzeciw
bocznego wejścia do Karlskirche.
Choć więcej działo się wtedy w Berlinie i w Pa-
ryżu, Wiedeń był jednak numerem trzecim w ran-
kingu muzycznych stolic. Szymanowski poznał tu
nowe prądy i ludzi, którzy pomogli mu trochę
w karierze. Jednym z jego serdecznych przyjaciół
został Franz Schreker, dobry znajomy Schönberga
i Berga, przez chwilę też kochanek Almy Mahler.
W 1913 starszy od Szymanowskiego o cztery lata
Schreker, który objął właśnie profesurę w Wiedeń-
skiej Akademii Muzycznej, był już w Wiedniu po-
stacią znaną, choć dopiero w latach dwudziestych
zyskał sławę jednego z największych kompozyto-
rów operowych. Szymanowski kibicował mu wier-
nie od 1911, był więc już świadkiem wzlotów i po-
rażek przyjaciela. W marcu wybiorą się z Fitelber-
giem na prapremierę opery Das Spielwerk und die
20/98
Prinzessin, którą kompozytor chciał zadedykować
Almie, ta jednak ostatecznie go od tego odwiodła.
Może lepiej, bo wykonanie okazało się kompletną
katastrofą. Przynajmniej zdaniem krytyków. „Kry-
tyki prawdziwie świńskie” – relacjonował potem
Szymanowski. „Jedyni ludzie, którzy się na tym
poznali, ocenili i chodzą na każde przedstawienie,
to oczywiście Ficio i ja”.
Styczeń 1913 to pierwsze spotkanie Szymanow-
skiego z Igorem Strawińskim, którego muzyka
wprost rzuci Karola na kolana. Wszystko za spra-
wą wizyty zespołu „Ballets Russes” Siergieja Dia-
gilewa. Najpierw 10 stycznia wiedeńczycy mogli
zobaczyć inscenizację Popołudnia fauna Debus-
sy’ego, z niesamowitym Wacławem Niżyńskim
w roli głównej. „Żałuj, żeś nie widział rosyjskiego
baletu – powiadam Ci – ca ca! W całym znaczeniu
tego dziwnego słowa!” – enuzjazmował się Szy-
manowski w liście do przyjaciela. Pięć dni później
zespół Diagilewa zaprezentował Pietruszkę Stra-
wińskiego. I to już była poważna klapa, choć oczy-
21/98
wiście Szymanowski znów był w siódmym niebie.
Później wspominał: „Pietruszka ukazał mi się jako
dzieło skończone, klasyczne niemal w swej dosko-
nałosci”. Natychmiast kupił wyciąg fortepianowy
i jeszcze tego samego roku uda mu się zagrać Stra-
wińskiego na cztery ręce z Arturem Rubinsteinem.
Na wiedeńskiej premierze Pietruszki obecna
była cała wiedeńska śmietanka. Nie mogło oczywi-
ście zabraknąć Almy Mahler, która nie bacząc na
złośliwe komentarze, pojawiła się w towarzystwie
nowego kochanka, Oskara Kokoschki, młodego ar-
tysty, który zdążył już zasłynąć tym, że wyprowa-
dził z równowagi samego arcyksięcia Franciszka
Ferdynanda. Alma nie była oczarowana Strawiń-
skim, podobnie jak większość wiedeńczyków nie
rozumiała tej dziwnej słowiańskiej muzyki, co in-
nego Kokoschka: „Siedziałam w loży przy samym
proscenium i ta zupełnie nowa muzyka wprawiła
mnie w kompletne szaleństwo. Słyszałam i widzia-
łam wyłącznie samą orkiestrę. Z kolei Oskar Ko-
koschka, który siedział obok mnie, prawie nic nie
22/98
słyszał. Płakał z zachwytu nad gracją i pięknem ru-
chów Niżynskiego”.
23/98
24/98
Wacław Niżyński jako Pietruszka
25/98
Sam Strawiński był wściekły i załamany. „Przy-
bywam z Wiednia, gdzie sławna orkiestra Opern-
hausu spartaczyła mojego Pietruszkę. Oświadczo-
no, że takiej obrzydliwej muzyki nie można zagrać
lepiej. Nie wyobraża Pan sobie nawet, ile przykro-
ści i zniewag musiałem znieść przez tę orkiestrę” –
pisał w liście do francuskiego kolegi. Wiedeńczy-
ków nazwał barbarzyńcami. Szymanowski tak da-
leko nigdy się nie posunął, ale również on nie
szczędził miastu gorzkich słów. Trzeba jednak
przyznać, że miesiące, które spędził nad Dunajem,
należały raczej do udanych. Do legendy przeszedł
wystawny tryb życia, jaki wiódł tu wraz z Fitelber-
giem, a przez pewien czas także z Rubinsteinem.
Wystawne przyjęcia w elegenckich restauracjach,
drogi hotel, a później wspomniany już wytworny
apartament, nieustanne wyprawy na koncerty i do
teatrów, gra w tenisa, wypady do kasyna – wszyst-
ko to z czasem mocno nadwątliło finanse, zwłasz-
cza że kariera Fitelberga jako dyrygenta Hofoper
okazała się niestety bardzo krótka. Kiedy w poło-
26/98
wie stycznia 1913 przyszedł rachunek na meble do
mieszkania, opiewający na astronomiczną kwotę
3500 koron i 50 halerzy, sytuacja stała się nerwo-
wa. To początek końca wiedeńskiej przygody Szy-
manowskiego. „Klnę ten idiotyczny dzień, w któ-
rym powstał projekt zamieszkania w Wiedniu – po
kiego licha rzeczywiście!?” – zwierzał się w jed-
nym z listów.
2
Poza Szymanowskim innym wiedeńczykiem
z przypadku był Lew Trocki. W Wiedniu spędził
prawie siedem lat: od października 1907 aż do wy-
buchu pierwszej wojny światowej, kiedy jako oby-
watel rosyjski musiał szukać schronienia w neu-
tralnej Szwajcarii. Jako amator malarstwa i wielbi-
ciel literatury kulturą wiedeńską interesował się już
jednak znacznie wcześniej, czego dowodem może
być znakomicie napisany, choć trochę niesprawie-
dliwy szkic poświęcony jednemu z głównych bo-
haterów tej książki, Arthurowi Schnitzlerowi. Po-
27/98
wstał on w roku 1902, w związku z rosnącą popu-
larnością pisarza w Rosji: „Według europejskiej
miary Arthur Schnitzler to jeszcze młody pisarz –
ma czterdzieści lat. Tak jak nasz Czechow, jest le-
karzem z wykształcenia, a po części także z zawo-
du. Jeśli do tego dodać, że Schnitzler jest pisarzem
wielce utalentowanym, to na tym skończą się, nie-
stety, jego cechy wspólne z p. Czechowem […].
Miłość płciowa i wywodzące się z niej kombinacje
estetyczne; sztuka jako autoteliczne służenie pięk-
nu; lęk przed śmiercią, objawiający się wobec
wszelkich radości istnienia ze szczególną, niemal
chorobliwą ostrością – oto trójca artystycznego
wyznania Arthura Schnitzlera. A skoro te cechy
wyczerpują znamiona twórczości dekadenckiej,
można przyjąć tezę Bartelsa: «Arthur Schnitzler to
niewątpliwie dekadent»”1
.
W dalszej części artykułu Trocki przedstawia
Schnitzlera jak wyrafinowanego bon vivanta i este-
tę oderwanego od problemów życia, z czym można
by dyskutować nawet w roku 1902, wystarczy
28/98
wspomnieć nagonkę, jaką przeżył rok wcześniej,
po publikacji Porucznika Gustla, w którym ośmie-
lił się dyskutować z kodeksem honorowym c.k. ar-
mii (skończyło się odebraniem mu tytułu oficer-
skiego). W Wiedniu Trocki mógł zobaczyć nowsze
sztuki Schnitzlera na deskach Burgtheater i ewen-
tualnie zrewidować swoje dawne opinie. Czy tak
się stało, niestety nie wiemy.
29/98
Lew Trocki
30/98
Trocki mieszkał w Wiedniu ze swoją drugą
żoną, Natalią, i dwoma synami, z których młodszy
urodził się już tutaj. Znalezienie niedrogiego
mieszkania było bardzo trudne, z czasem więc
Trocki wypracował sprytną strategię: w zimie wy-
najmował za niewielkie pieniądze letnią, nieogrze-
waną willę na eleganckim Hütteldorfie, w lecie
przenosił się do taniego mieszkania na Sieveringu.
Tak pisze o tym w swojej autobiografii: „Mieszka-
nie mieliśmy lepsze niż mieć mogliśmy, gdyż wille
wynajmują tu zwykle wiosną, myśmy zaś wynajęli
na jesień i zimę. Z okien widać było góry ciemno-
czerwonego, jesiennego koloru. Na wolną prze-
strzeń można było wyjść przez furtkę, omijając uli-
cę […]. W kwietniu, kiedy musieliśmy opuścić na-
sze mieszkanie, na wiosnę bowiem komorne wzra-
stało dwukrotnie, w ogrodzie za ogrodzeniem kwi-
tły już fiołki i woń ich przez otwarte okna wypeł-
niała pokoje […]. Zarobek mój z «Kijewskoj My-
sli» wystarczałby w zupełności na nasz skromny
byt. Zdarzały się jednak miesiące, kiedy praca dla
31/98
«Prawdy» nie pozostawiała mi czasu do napisania
jednego chociażby płatnego wiersza. Następował
wtedy kryzys. Żona dobrze znała drogę do lombar-
du, ja zaś nieraz sprzedawałem antykwariuszom
książki, kupione za lepszych czasów”2
.
32/98
33/98
PABLO PICASSO, Igor Strawiński, rysunek
34/98
Dodajmy, że w 1913 Trocki nie miał już dyle-
matu, dokąd posłać tekst – „Prawda”, którą reda-
gował z poświęceniem przez cztery lata, przestała
się ukazywać rok wcześniej. Tytuł zaanektowali
bez pytania bolszewicy z Sankt Petersburga, a jej
nowym redaktorem został nie kto inny, jak Mak-
sym Gorki. Łatwo się domyślić, że wyprowadziło
to Trockiego z równowagi, ale nikt się nie przej-
mował jego protestami.
W połowie stycznia wrócił do Wiednia z cztero-
miesięcznego wyjazdu na Bałkany, gdzie pracował
jako korespondent wojenny „Kijewskoj Mysli”.
Pierwsza wojna bałkańska wybuchła w październi-
ku 1912, kiedy państwa zrzeszone w tak zwanej
Lidze Bałkańskiej (Bułgaria, Czarnogóra, Grecja
i Serbia) wystąpiły przeciwko wspólnemu i „od-
wiecznemu” wrogowi – Imperium Ottomańskie-
mu. Rozbudzone dążenia narodowe i perspektywy
uzyskania od osłabionej wewnętrznym konfliktem
Turcji nowych terytoriów szły w parze z pragnie-
niem odwetu za lata tureckiej okupacji. Antyturec-
35/98
kie nastroje wzmacniała dodatkowo Rosja, której
marzyło się osłabienie pozycji Austro-Węgier
w regionie.
Wojenne sprawozdania Trockiego nie przyspo-
rzyły mu chyba wielu przyjaciół w rodzinnym kra-
ju. „W artykułach moich rozpocząłem walkę prze-
ciwko kłamstwu panslawizmu, przeciwko szowini-
zmowi w ogóle, przeciwko złudzeniom wojny
[…]. Redakcja «Kijewskoj Mysli» zdobyła się na
decyzję wydrukowania mego artykułu, opisującego
bestialskie znęcanie się Bułgarów nad rannymi
i wziętymi do niewoli Turkami i dezawuującego
spisek milczenia prasy rosyjskiej”3
– wspominał po
latach.
Wojna miała potrwać jeszcze do maja. Wpraw-
dzie Turcja została ostatecznie pokonana, ale
w czerwcu Bułgaria zwróciła się niespodziewanie
przeciwko swoim niegdysiejszym sprzymierzeń-
com z Ligi Bałkańskiej, co dało początek drugiej
wojnie bałkańskiej. Było już tylko kwestią czasu,
kiedy wzmocniona kolejnymi zwycięstwami Ser-
36/98
bia, popierana bezwarunkowo przez Rosję, zwróci
się przeciwko Austro-Węgrom. Bałkański nacjona-
lizm w połączeniu z ideologią panslawizmu okazał
się mieszanką wybuchową, a na murach Wiednia
wkrótce miały się pojawić napisy: Alle Serben
mussen sterben. Trocki wyczuwał dobrze to zagro-
żenie, z powagi sytuacji zdawał sobie także sprawę
brytyjski ambasador, sir Fairfax Cartwright, który
pod koniec stycznia donosił z Wiednia: „Pewnego
dnia Serbia weźmie Europę za uszy i roznieci na
kontynencie powszechną wojnę […]. Będziemy
mieli szczęście, jeśli uda się uniknąć działań wo-
jennych w następstwie obecnego kryzysu”.
Sami wiedeńczycy nie byli jednak specjalnie
przejęci. Pisze o tym we wspomnieniach Stefan
Zweig. Co prawda mowa tam o jego rodzicach, ale
w jego wypadku było tak samo, do tego jednak
najwyraźniej nie wypadało się przyznać: „Pośpiech
nie tylko uchodził za nieelegancki, ale rzeczywi-
ście był niepotrzebny, gdyż w tym po mieszczań-
sku ustabilizowanym świecie, zabezpieczonym na
37/98
wszystkie strony, nic nie zdarzało się nagle. Jeśli
następowały katastrofy, to gdzieś daleko, na krań-
cach świata, i nic z nich nie przenikało przez do-
brze izolowane ściany «bezpiecznego» życia. Woj-
na z Burami, wojna japońsko-rosyjska, nawet woj-
na na Bałkanach nie docierały w ogóle do świado-
mości moich rodziców. Przeglądali komunikaty
wojenne w gazecie równie obojętnie jak rubrykę
sportową”4
.
Nawiasem mówiąc, w tym samym czasie co
Trocki bawił w Wiedniu człowiek, który miał kie-
dyś odmienić oblicze Bałkanów, zastępując ideę
Wielkiej Serbii ideą zjednoczonej pansłowiańskiej
Jugosławii. Również ten pomysł miał się okazać
katastrofalny w skutkach, ale w 1913 Josip Broz,
znany później jako Tito, był jeszcze pogodnym
dwudziestoletnim szlifierzem, zainteresowanym
bardziej nauką tańca i uwodzeniem kobiet (jak
zdradza jego brat Martin, preferował zwłaszcza
młode wdowy) niż zmienianiem świata. W 1913
Josip mieszkał w Wiener Neustadt, gdzie w paź-
38/98
dzierniku tego samego roku przyszedł na świat pi-
sarz Andrzej Bobkowski, syn oficera Sztabu Gene-
ralnego c.k. armii.
3
Jednym ze stałych współpracowników i sponso-
rów redagowanej przez Trockiego wiedeńskiej
„Prawdy” był Adolf Joffe, który chodził na terapię
do Alfreda Adlera. „Dzięki Joffemu zapoznałem
się z problematami psychoanalizy, które wydały
mi się nadzwyczaj ciekawe, chociaż w tej dziedzi-
nie dużo jest jeszcze niejasności i niepewności, po-
zostawiających rozległe pole do fantastyki i samo-
woli”5
– wspomina Trocki w autobiografii. Nazy-
wa też Adlera „uczniem Freuda”, co nie do końca
odpowiada prawdzie. Rozwijając swój ruch na po-
czątku XX wieku, Freud szukał lekarzy, którzy
mogliby wnieść coś interesującego do psychoanali-
zy, i zapraszał ich do uczestniczenia w środowych
spotkaniach w swoim mieszkaniu przy Berggasse.
Kiedy w 1902 Adler otrzymał takie zaproszenie,
39/98
był trzydziestodwuletnim psychiatrą z własną
praktyką i przemyśleniami. Środowe spotkania po-
mogły mu lepiej zrozumieć odrębność swojego po-
dejścia, w krótkim czasie zdobył zarówno pozycję
jednego z najzdolniejszych analityków (w 1910 zo-
stał przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa
Psychoanalitycznego), jak i antypatię Freuda, któ-
remu nie podobała się jego niezależność. Było
oczywiste, że ich drogi w końcu musiały się ro-
zejść. Adler był pierwszym odszczepieńcem, który
postanowił założyć własną szkołę.
W 1913 w jego ślady mieli pójść Wilhelm Ste-
kel i najbliższy dotąd sercu Freuda Carl Gustav
Jung. W odpowiedzi na impertynencki, ale miej-
scami boleśnie prawdziwy list Junga, który oskarża
dawnego nauczyciela, że traktuje uczniów jak pa-
cjentów, 3 stycznia Freud decyduje się na ostatecz-
ne zerwanie:
„Jeśli chodzi o Pana ostatni list, to mogę odnieść
się obszerniej tylko do jednego punktu. Pańskie
przekonanie, że traktuję moich uczniów jak pa-
40/98
cjentów, jest nietrafne. W Wiedniu zarzuca mi się
coś zupełnie przeciwnego. Jestem jakoby odpowie-
dzialny za przewiny Stekla i Adlera […].
Jeśli chodzi o pozostałe kwestie, to zupełnie nie
jestem w stanie odpowiedzieć na Pana list. Stwarza
bowiem sytuację, która nawet w ustnej komunika-
cji nastręczałaby problemów, natomiast listownie
jest zupełnie nie do rozwiązania. My, analitycy,
ustaliliśmy między sobą, że żaden z nas nie musi
wstydzić się swojej neurozy. Jeśli jednak ktoś za-
chowuje się nienormalnie, a głośno wykrzykuje, że
jest normalny, budzi podejrzenie, że nie ma świa-
domości swojej choroby. Proponuję więc Panu, że-
byśmy całkowicie zrezygnowali z prywatnych
kontaktów […].
Z pozdrowieniami
Pański oddany
Freud”6
Mimo zatargu z Freudem Jung pozostanie jed-
nak przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa
41/98
Psychoanalitycznego, a na wrześniowym kongresie
w Monachium zostanie wybrany ponownie zdecy-
dowaną większością głosów. Łatwo się domyślić,
że sam Freud przyjmie ten wybór ze smutkiem
i goryczą. W przeciągu kilku lat był to kolejny na-
stępca tronu, który okazał się niewart jego korony.
4
Początkowa luźna znajomość między Trockim
a Adlerem już w 1909 zamieniła się w serdeczną
przyjaźń. Częściowo za sprawą ich żon. Obie były
Rosjankami, tyle że żona Trockiego, Natalia, wy-
chowała się w wierze prawosławnej, podczas gdy
Raissa Adler była niepraktykującą żydówką. Miały
zresztą znacznie więcej wspólnego: obie pochodzi-
ły z dość zamożnych rodzin i zostały wysłane na
zagraniczne uniwersytety, obie wspierały chorobli-
wie ambitnych mężów i miały mocno lewicowe
przekonania. Nawiasem mówiąc, przekonania żony
podzielał także Adler, który jako jedyny psycho-
analityk był członkiem austriackiej Sozialdemokra-
42/98
tische Arbeiterpartei (SDAP). Nie podobało się to
Freudowi, który zawsze dbał o to, żeby psychoana-
liza nikomu nie kojarzyła się z polityką. W 1909,
podczas jednego ze środowych spotkań, Adler wy-
głosił wykład pod intrygującym tytułem „O psy-
chologii marksizmu”, który spotkał się z lodowa-
tym przyjęciem. Odtąd marksizm stał się na Berg-
gasse tematem tabu.
Wieczorami rodzina Trockiego spotykała się
czasem z Adlerami na domowych kolacjach, wolne
od pracy popołudnia panowie spędzali sami przy
kawiarnianym stoliku. Wypada tu dodać, że wie-
deńskie kawiarnie miały status wyjątkowy. Rówie-
śnik Trockiego, Stefan Zweig, nazywa je we wspo-
mnieniach „demokratycznym klubem, dostępnym
dla każdego za niewielką cenę filiżanki kawy”.
Ekstrawertykom dawało to prawo do niekończą-
cych się dyskusji, introwertykom – do gry w sza-
chy, pisania listów i rozpasanego czytelnictwa. We
wszystkich kawiarniach można było znaleźć prze-
gląd tytułów wydawanych w rozmaitych zakątkach
43/98
c.k. monarchii, począwszy od „Kurjera Lwowskie-
go”, „Czernowitzer Allgemeine Zeitung” i „Prager
Tagblatt”, na popularnych wiedeńskich dzienni-
kach, takich jak „Wiener Zeitung” czy „Neue Freie
Presse”, kończąc, ale te lepsze dysponowały dodat-
kowo gazetami niemieckimi, francuskimi, angiel-
skimi i włoskimi. Pogrążonym w kawiarnianym
żywiole wiedeńczykom usłużni i nienarzucający
się kelnerzy donosili tylko co jakiś czas kolejne
szklaneczki wody.
W rozwarstwionym Wiedniu kawiarnia faktycz-
nie była instytucją bardzo demokratyczną, kawiar-
niany światek nie ograniczał się bowiem do dziel-
nic centralnych. Przybysz z dalekiej Galicji, Joseph
Roth, pisze o kawiarnianym życiu w żydowskim
i na ogół proletariackim Leopoldstadt. Skromniej-
sze kawiarnie rządziły się tam swoimi regułami,
a ich atmosfera przypominała bardziej angielski
pub: „W Leopoldstadt są dwie duże ulice: Tabor-
strasse i Praterstrasse. Praterstrasse jest wręcz wy-
tworna […]. Mieszkają tu Żydzi i chrześcijanie.
44/98
Jest pozbawiona wybojów, szeroka i jasna. Mieści
się przy niej wiele kawiarni. Dużo kawiarni zna-
leźć można również przy Taborstrasse. To żydow-
skie lokale. Ich właścicielami są w większości Ży-
dzi, podobnie klientela. Żydzi chętnie przychodzą
do kawiarni, aby poczytać gazety, zagrać w taroka
czy w szachy albo robić interesy […]. W żydow-
skich kawiarniach spotkać można stojących gości
[…]. Przychodzą tu regularnie, ale nic nie piją ani
nie jedzą. Zdarza się, że wpadają osiemnaście razy
z rzędu tego samego przedpołudnia. Mowią głośno
i dobitnie, nie przejmują się nikim”.
Charakterystyczne dla tamtego Wiednia były ka-
wiarnie „środowiskowe”, odwiedzane przez specy-
ficzną klientelę wywodzącą się z podobnych śro-
dowisk literackich czy artystycznych. Wiadomo
było zatem, gdzie można kogo znaleźć, choć takie
informacje od czasu do czasu musiały być aktuali-
zowane. Kawiarniane upodobania określonych sa-
lonów, grup i frakcji, jak również samotnych by-
walców potrafiły się zmieniać. W każdym razie je-
45/98
śli w 1913 ktoś szukał Trockiego albo Alfreda Ad-
lera, wiadomo było, że powinien skierować się do
Café Central.
Kawiarnia ta, usytuowana w samym sercu mia-
sta, przy eleganckiej Herrengasse, należała do naj-
bardziej popularnych wiedeńskich lokali. Mimo że
bardzo przestronna, była zazwyczaj pełna i zasnuta
gęstym dymem z cygar i papierosów. Szczyciła się
też największym wyborem prasy – oferowała łącz-
nie około dwustu tytułów! Do jej stałych klientów
należał ekscentryczny pisarz Peter Altenberg, który
jej praktycznie nie opuszczał, oraz austriaccy so-
cjaliści Otto Bauer i Karl Renner, którzy każdej so-
boty organizowali swoje wieczorki marksistow-
skie. Adler i Trocki spotykali się przy kawie, aby
podyskutować, pograć w szachy, a czasem dosiąść
się do stolika austromarksistów. W przeciwień-
stwie do nierzucającego się w oczy i mniej elo-
kwentnego Adlera, Trocki z czasem stał się w Café
Central rozpoznawalną postacią. Kiedy hrabia Le-
opold von Bechtold, austriacki minister spraw za-
46/98
granicznych, dowiedział się, że w carskiej Rosji
przygotowywana jest rewolucja, miał wykrzyknąć
rozbawiony: „I kto, jeśli można wiedzieć, miałby
zrobić tę rewolucję? Może Herr Bronstein [praw-
dziwe nazwisko Trockiego], który całymi dniami
gra w szachy w Central?” Więcej wiary w rewolu-
cyjny potencjał Trockiego miał legendarny kelner
z Central, Josef, który jednak nie mógł mu daro-
wać nieuregulowanego rachunku: „Zawsze wie-
działem, że Herr Doktor Bronstein zajdzie w życiu
daleko. Ale nie sądziłem, że wyjedzie, nie zapła-
ciwszy za swoje ostatnie cztery kawy”.
5
W połowie stycznia do Wiednia przyjechał jesz-
cze jeden rewolucjonista. W kieszeni miał paszport
wystawiony na nazwisko Stavros Papadopoulos,
a kiedy wysiadał na stacji Nordbahnhof, jego roz-
biegany wzrok świadczył o tym, że jest w Wiedniu
po raz pierwszy. Był rówieśnikiem Trockiego i na-
prawdę nazywał się Josef Dżugaszwili, choć po-
47/98
cząwszy od 1913, znany był głównie jako Stalin.
W jego kilkunastoletniej karierze rewolucjonisty
był to już kolejny pseudonim, ale ten brzmiał
wreszcie tak, jak trzeba. Podobno pochodził od sta-
rogruzińskiego słowa dżuga, czyli „stal”, ale może
to tylko legenda. Najważniejsze, że był krótki
i wyrazisty, zupełnie jak pseudonim Włodzimierza
Iljicza. To zresztą Lenin wysłał go do Wiednia,
a Leninowi, jak wiadomo, się nie odmawia.
W Wiedniu gościny udzielił Stalinowi Aleksan-
der Trojanowski, bogaty rosyjski arystokrata i ofi-
cer carskiej armii, który hojnie wspierał bolszewi-
ków, za co w nagrodę został po rewolucji miano-
wany ambasadorem w Waszyngtonie. Trojanowski
mieszkał w Wiedniu ze swoją piękną żoną Eleną
Rozmirowicz i sześcioletnią córeczką Galiną
w eleganckim apartamencie przy Schönbrunner-
schloss Strasse 307
na dalekim Hietzingu (trzynasta
dzielnica), gdzie swoje wille mieli również Alma
Mahler i Gustav Klimt. Mieszkał tu także nie kto
inny, jak sam Franz Josef. Przez okno swojego po-
48/98
koju Stalin mógł obserwować ciągnięty przez
ósemkę białych koni, ociekający złotem powóz ce-
sarza, który codziennie jechał z pałacu Schönbrunn
do oficjalnej siedziby w Hofburgu, a po południu
wracał spracowany.
Nie wiadomo, czy Stalin tracił swój cenny czas
na wyprawy do centrum, w każdym razie połącze-
nie miał całkiem niezłe. Przejazd dorożką, zwłasz-
cza dwukonną, byłby zapewne dość kosztowny,
a opłata za taksówkę niewiele niższa, nawet za naj-
mniej komfortowy automobil trzeciej klasy z żółty-
mi kołami. Na szczęście niedawno oddano do użyt-
ku wygodną i tanią elektryczną linię tramwajową
(59), łączącą Schönbrunn z Neuer Markt. Pewnie
zdarzyło mu się z niej korzystać. Skądinąd wiemy,
że mimo trzaskającego mrozu często chodził
z Trojanowskimi albo tylko z małą Galiną na spa-
cery do pobliskiego parku. Obiecywał, że przywie-
zie jej z Kaukazu góry zielonej czekolady, i śmiał
się, gdy patrzyła na niego z niedowierzaniem. Po
co jednak przyjechał do Wiednia – chyba nie jako
49/98
opiekun do dziecka? W końcu Trojanowscy mieli
nianię, Olgę, z którą zresztą Stalin próbował flirto-
wać, choć bez specjalnego powodzenia.
Wszystkie biografie Stalina są zgodne co do jed-
nego: Stalin pojechał do Wiednia, aby na polecenie
Lenina napisać rozprawę poświęconą tak zwanej
kwestii narodowej. Sens tego wyjazdu tłumaczony
jest rutynowo tym, że w Wiedniu miał zapoznać
się z tym, co mają na ten temat do powiedzenia au-
striaccy socjaliści. Ponieważ jego znajomość nie-
mieckiego była mocno ograniczona, w przedsię-
wzięciu tym miał mu pomóc ówczesny student
ekonomii Uniwersytetu Wiedeńskiego, Mikołaj
Bucharin. Wszystko układa się w logiczną historię,
dopóki nie weźmie się do ręki rozprawy Stalina.
Choć tekst napisany jest dość sprawnie, z pewno-
ścią nie można nazwać go erudycyjnym. Stalin od-
wołuje się praktycznie tylko do dwóch publikacji
austromarksistów – są to: Kwestia narodowa a so-
cjaldemokracja Otto Bauera i Problem narodowy
Rudolfa Springera (pod tym pseudonimem ukry-
50/98
wał się Karl Renner, o czym Stalin chyba nie wie-
dział). Problem w tym, że obie prace, na które Sta-
lin się powołuje, bynajmniej nie były nowościami
i od dobrych kilku lat funkcjonowały w przekła-
dach rosyjskich. Jedyną, i to dość niepewną po-
szlaką, że Stalin miał w ręce któryś z oryginałów,
jest przypis: „w przekładzie rosyjskim M. Panina
[chodzi o książkę Bauera] jest powiedziane «indy-
widualności narodowych» zamiast «właściwości
narodowych». Panin błędnie przetłumaczył to
miejsce”. Prawdopodobnie jednak przypis ten to
wkład Bucharina.
Po co więc ta wizyta w Wiedniu? Może Lenin
chciał zapewnić gruzińskiemu towarzyszowi sym-
patyczny ponadmiesięczny urlop, który mógłby on
poświęcić na spisanie swoich refleksji, a Bucharin
potrzebny był nie jako tłumacz, lecz jako sekretarz
pomagający Stalinowi uporządkować rozbiegane
myśli? A może w swej nieskończonej dobroci
chciał, żeby jego poczciwy Gruzin po raz pierwszy
w życiu zasmakował trochę zachodniej dekadencji,
51/98
na którą sam dobrze się już napatrzył? W każdym
razie obraz towarzysza Stalina, który z poświęce-
niem i zapamiętaniem wertuje w wiedeńskich bi-
bliotekach stosy niemieckojęzycznych książek,
wydaje się raczej biograficzną fantazją. Potrzebne
materiały prawdopodobnie przywiózł ze sobą
z Krakowa, a w Wiedniu mógł co najwyżej poroz-
mawiać z cytowanymi przez siebie tak chętnie –
choć zawsze bardzo krytycznie – Bauerem i Ren-
nerem. Wystarczyłby jeden wypad do Café Cen-
tral.
W Central mógłby się też natknąć na Trockiego,
którego już wtedy nie znosił. Ale do spotkania i tak
doszło, tyle że w innym miejscu. Trocki tak to
wspominał: „Siedziałem sobie przy samowarze
w mieszkaniu Skoblewa, nagle drzwi się otworzyły
i do pokoju wszedł nieznany mężczyzna. Był ni-
ski… chudy… jego szarobrązowa twarz pokryta
bliznami po ospie… W jego oczach nie było cienia
życzliwości”. Stalin nalał sobie herbaty i bez słowa
wyszedł z pokoju.
52/98
Może spotkanie z Trockim nie należało do naj-
bardziej udanych, ogólnie jednak wiedeńska misja
Stalina zakończyła się sukcesem. Marksizm a kwe-
stia narodowa to projekt ZSRR jako więzienia na-
rodów, projekt, który kilka lat później udało się
wcielić w życie z przerażającą precyzją. Autono-
mia narodowa jest „sztuczna i nieżyciowa” – pod-
kreślał Stalin – „przygotowuje grunt nie tylko do
odosobnienia narodów między sobą, lecz i do roz-
drobnienia jednolitego ruchu robotniczego”. Lenin
był tego samego zdania, nic dziwnego więc, że był
tak zadowolony ze swojego ówczesnego pupila.
„Pewien cudowny Gruzin wziął się tu do pracy
i pisze dla «Proswieszczenij» wyczerpujący arty-
kuł, zebrawszy uprzednio wszystkie materiały au-
striackie i inne” – pisał rozentuzjazmowany w li-
ście do Maksyma Gorkiego. Tekst ukazał się w nu-
merze 3/5 z roku 1913. Dla porządku wypada do-
dać, że „Proswieszczenija” redagował i w całości
finansował Trojanowski. Wszystko jak w dobrej
bolszewickiej rodzinie.
53/98
Tego roku Bucharin miał się zaopiekować jesz-
cze jednym ważnym gościem. Dwudziestego
czwartego czerwca do Wiednia przyjechał z Kra-
kowa sam Włodzimierz Iljicz z małżonką. Nadież-
da Krupska cierpiała na chorobę Basedowa i miała
już wyznaczony termin operacji w Bernie, u Bu-
charina zatrzymała się z mężem tylko na jedną
noc. Oprowadził ich szybko po centrum i bawił
rozmową, potem próbował ugotować coś na kola-
cję. Towarzysz Lenin był zadowolony z krótkiego
pobytu, a Krupskiej Wiedeń spodobał się znacznie
bardziej niż Kraków.
6
W 1913 Adlerowie mieszkali przy Dominika-
nerbastei 10, w pierwszej, najbardziej centralnej
dzielnicy Wiednia. Był to zdecydowanie bardziej
prestiżowy adres niż dotychczasowy, w Leopold-
stadt. Przeprowadzka do nowego mieszkania zbie-
gła się z decyzją Adlera, by opuścić Freuda, i od-
tąd właśnie przy Dominikanerbastei odbywały się
54/98
zebrania początkowo niewielkiej grupy jego zwo-
lenników. W przeciwieństwie do zwyczajów panu-
jących przy Berggasse, gdzie Marta Freud grała
rolę troskliwej gospodyni, podającej gościom kawę
i częstującej cygarami, Raissa była asystentką
męża – dokumentowała przebieg zebrań, a często
sama zabierała głos w dyskusjach. W październiku
1912 na jednym ze spotkań pojawiła się Lou An-
dreas-Salomé.
W Wiedniu Lou była mniej znana niż w Niem-
czech, lecz Adler wiedział doskonale, z kim ma do
czynienia. Już samo jej imię i nazwisko wystarczy-
ły, by większość mężczyzn wprawić w stan lekkie-
go oszołomienia. Czyż nie przywoływały bez-
wstydnie dwóch najważniejszych findesieclowych
ikon: pięknej i demonicznej Salome i grzesznej
Lulu? Na Adlerze jednak, który nie był skłonny do
romantycznych uniesień, kolosalne wrażenie mu-
siała zrobić przede wszystkim bliska relacja, jaka
swego czasu łączyła Lou Salomé z Fryderykiem
Nietzschem. Przecież to właśnie idee Nietzschego
55/98
były podstawą stworzonej przezeń teorii dążenia
do przewagi i mocy. Na list Lou z zapowiedzią wi-
zyty odpowiedział szarmancko, wiedział bowiem,
że w sporze z Freudem warto mieć taką postać po
swojej stronie: „Pani list i perspektywa ujrzenia
Pani w październiku w Wiedniu są tak blisko ze
sobą powiązane w moich myślach, że z góry dzię-
kuję Pani zarówno za jedno, jak i drugie. Podziela-
łem Pani podziw dla naukowych dokonań Freuda
aż do momentu, kiedy coraz mocniej i mocniej na-
sze drogi zaczęły się rozchodzić. Jego heurystycz-
ny model jest z pewnością ważny i użyteczny jako
taki, zawiera w sobie bowiem wszystkie składniki
ludzkiej psychiki. Ale jest także prawdą, że szkoła
Freuda wzięła seksualną frazeologię za istotę pro-
blemu”.
Louise, bo tak miała naprawdę na imię, urodziła
się w Sankt Petersburgu w 1861 roku, w rodzinie
francusko-niemieckiej. Jej ojciec, generał Gustav
von Salomé, był oficerem sztabu generalnego ar-
mii carskiej. W późniejszym okresie nazywana
56/98
była często Rosjanką, ale zawsze identyfikowała
się przede wszystkim z kulturą niemiecką, wyje-
chała zresztą z Rosji jako młoda dziewczyna. Nie-
tzschego poznała w roku 1882. „Chciałem żyć
sam. Nad ścieżką przefrunął jednak drogi ptak,
Lou, a ja spostrzegłem, że to był orzeł. I zapragną-
łem mieć orła przy sobie” – napisał potem w jed-
nym z listów. Razem z niemieckim pisarzem i filo-
zofem Paulem Rée mieli we trójkę stworzyć inte-
lektualną komunę, ale pomysł się nie udał. Pozo-
stała z tego tylko pachnąca groteską fotografia,
którą znają dobrze wszyscy miłośnicy Nietzschego
– przedstawia ona młodą Lou klęczącą na drewnia-
nym wozie, z bacikiem w ręce, obok dyszla zaś
stoją Nietzsche i Rée.
W 1887 poślubiła niemieckiego językoznawcę
Carla Friedricha Andreasa. Ten nigdy nieskonsu-
mowany związek trwał aż do śmierci Andreasa
w roku 1930, a w tym czasie Frau Lou utrzymywa-
ła kontakty z innymi mężczyznami. W większości
niewinne, ale zdarzyło jej się również kilka pło-
57/98
miennych romansów. Najbardziej znana jest jej
kilkuletnia przygoda miłosna z młodszym od niej
o czternaście lat Rilkem. Poznali się w 1897 i choć
trzy lata później nie byli już razem, w ich relacjach
do końca pozostał ślad wielkiego uczucia i niezwy-
kła wzajemna czułość. „Musi być tak, jak tego pra-
gniesz: wyciągam do Ciebie ręce nie tylko jak
dawniej, dla zwykłego pozdrowienia, ale odwra-
cam dłonie, by przyjąć od Ciebie to, czym mnie
zechcesz obdarzyć w 1913”8
– pisała do niego
z Wiednia. Kilka dni później nadeszła odpowiedź
Rilkego z dalekiej Rondy: „Obyśmy się tylko mo-
gli zobaczyć, kochana Lou, to teraz moja najdroż-
sza nadzieja”. Słowa te kilkakrotnie podkreślił,
a na marginesie dodał: „Moja ostojo, moje Wszyst-
ko, jak zawsze”9
. A tak na temat swojej kochanej
Lou rozpływał się w liście do księżnej Thurn und
Taxis: „[…] ile ta kobieta umie dostrzec wspania-
łych rzeczy wokół siebie, jak umie obracać wszyst-
ko, co książki i ludzie jej przynoszą w odpowied-
nim momencie, w jakieś uszczęśliwiające współro-
58/98
zumienie, jak ona wszystko pojmuje, kocha, jak
bez lęku zagłębia się w najbardziej rozżarzone ta-
jemnice otaczającego świata, które jej nie spalają,
lecz opromieniają czystym blaskiem ognia. Nie
znam i nie znałem nikogo od owych odległych lat,
od tego pierwszego z nią spotkania, o tak nieskoń-
czenie wielkim dla mnie znaczeniu, kto by jak ona
był z życiem za pan brat”10
.
7
Psychoanalizą interesował się żywo także Lu-
dwig Wittgenstein, choć w przeciwieństwie do
swojej siostry Margaret Stonborough, zwanej w ro-
dzinie Gretl, nigdy nie nawiązał z Freudem bliż-
szych kontaktów. Wittgenstein przyjechał do
Wiednia w grudniu 1912, po dwudniowej podróży
pociągiem z Londynu. Wysiadł na Westbahnhof,
tym samym dworcu, z którego w maju 1913 odje-
chać miał do Monachium jego szkolny kolega,
Adolf Hitler. Prawdopodobnie Adolf i Ludwig nig-
dy nie zamienili ze sobą słowa. Hitler, mimo że
59/98
starszy o kilka dni, powtarzał klasę, podczas gdy
Ludwig poszedł do szkoły rok wcześniej – w szko-
le dzieliły ich więc aż dwa lata. Choć w Mein
Kampf Hitler wspomina „żydowskiego chłopca”,
wobec którego w Linzu „utrzymywał dystans”,
warto zauważyć, że ani nazwisko, ani wyznanie,
czy wygląd Wittgensteina bynajmniej nie zdradza-
ły żydowskiego pochodzenia. W szkole był prze-
śladowany, ale raczej ze względu na swój wyniosły
styl bycia (zwracał się do kolegów, używając
grzecznościowej formy Sie), wyszukany język
i podejrzane lektury. Koledzy wołali za nim: „Witt-
genstein wandelt wehmütig widriger Winde wegen
Wienwärts”11
.
Nie jest do końca jasne, dlaczego rodzice wysła-
li tam Ludwiga, prawdopodobnie oblał egzaminy
wstępne w Wiedniu i prowincjonalny Linz, gdzie
wymagania wobec uczniów były mniej surowe,
wydał się dobrym rozwiązaniem. Inaczej chłopiec
straciłby rok nauki. Ludwig podobno cieszył się
z wyjazdu, ale trzyletni pobyt w Linzu okazał się
60/98
dość traumatycznym doświadczeniem. Zarówno
rodzina nauczyciela doktora Strigla, jak i koledzy
to był kompletnie inny świat niż ten, do którego
przywykł w Wiedniu. Jeśli kiedyś wspominał ten
pobyt z nostalgią, to wyłącznie za sprawą swojej
pierwszej romantycznej miłości, którą był nastolet-
ni syn Strigla, Pepi.
W Linzu mało kto zdawał sobie sprawę, że oj-
ciec Ludwiga, Karl Wittgenstein, właściciel au-
striackiego kartelu stalowego, należy do najzamoż-
niejszych ludzi nie tylko w c.k. monarchii, ale
w całej Europie. Ludwig wychował się w pełnym
przepychu domu, który nazywany był nie bez zło-
śliwości Palais Wittgenstein. Ten niezwykły
gmach, wybudowany w połowie XIX stulecia
przez hrabiego Nako, był nie tylko domem rodzin-
nym, ale także reprezentacyjnym biurem, którego
pomieszczenia znajdowały się na pierwszym pię-
trze. Nawiasem mówiąc, Palais Wittgenstein mie-
ścił się przy Allegasse pod numerem 16, zaledwie
61/98
kilka kroków od apartamentu zajmowanego przez
Szymanowskiego i Fitelberga.
Wstępu bronił ubrany w liberię odźwierny,
a dom wypełniony był nie tylko kosztownymi me-
blami, lecz także cennymi dziełami sztuki. Karl
Wittgenstein nie był wielkim znawcą malarstwa,
ale z pewnością bardzo hojnym mecenasem, spon-
sorował na przykład budowę gmachu Secesji. Dom
przy Allegasse był również pełen muzyki. Witt-
genstein wspominał kiedyś, że pamięta z dzieciń-
stwa siedem fortepianów, prawdopodobnie trochę
przesadził, ale i tak było ich pewnie więcej niż
w pałacu Schönbrunn. W wytwornym pokoju mu-
zycznym muzykowali wieczorami gospodarz domu
(na skrzypcach) i jego małżonka (na fortepianie),
regularnie odbywały się też koncerty, często w naj-
świetniejszej obsadzie. Przyjacielem domu i czę-
stym gościem był Johannes Brahms, a w później-
szym okresie – Gustav Mahler, Richard Strauss
i Bruno Walter. Trudno się zatem dziwić, że star-
szy brat Ludwiga postanowił zostać pianistą, czym
62/98
zresztą wcale nie ucieszył ojca. Wielki talent mu-
zyczny zdradzał wcześniej najstarszy z braci, Jo-
hannes, który popełnił samobójstwo w roku 1902.
Później w jego ślady pójdą dwaj inni bracia, Ru-
dolf (w 1904) i Konrad (w 1918). Niełatwo dociec,
czy zaważył na tym bardziej chłodny klimat ro-
dzinnego domu, czy specyficzny duch epoki. Myśli
samobójcze nie opuszczały zresztą także młodego
Ludwiga.
Za granicę wyjechał już w 1906, aby studiować
na politechnice berlińskiej, później wybrał studia
aeronautyczne w Manchesterze, aby w końcu od-
kryć w sobie zainteresowania filozoficzne i trafić
do Cambridge, do Bertranda Russella. Po raz
pierwszy spotkali się w październiku 1911, kiedy
Ludwig, nie zapowiadając wcześniej swojej wizy-
ty, zapukał do drzwi sławnego już wtedy i niemal
dwadzieścia lat odeń starszego uczonego. W liście
do swojej kochanki, Lady Ottoline Morrell, Russell
określił Ludwiga jako nieznanego Niemca, który
słabo mówi po angielsku, ale za nic w świecie nie
63/98
chce się porozumiewać w ojczystym języku. Po-
zwolił mu bywać na swoich wykładach, ale ten ści-
gał go także później, zaskakując nieraz swoimi
wieczornymi odwiedzinami. Był irytujący i męczą-
cy, ale nie minęło pół roku, a Russell zaczął do-
strzegać coraz wyraźniej talent młodego Ludwiga
i nawet go polubił. Z czasem zaczął w nim widzieć
nie tylko swego ucznia, ale i następcę. Po latach
wspominał z typowym angielskim humorem po-
czątek ich wspólnej drogi: „Pod koniec pierwszego
semestru przyszedł do mnie i spytał: «Czy może
mi pan powiedzieć, czy jestem skończonym idiotą,
czy nie?» Odpowiedziałem: «Mój drogi chłopcze,
skąd mogę wiedzieć? Dlaczego mnie o to pytasz?»
A on na to: «Bo jeśli jestem skończonym idiotą,
zostanę aeronautą, a jeśli nie, zostanę filozofem».
Poleciłem mu, żeby podczas przerwy wakacyjnej
napisał mi coś z dziedziny filozofii i wtedy będę
mógł rozstrzygnąć, czy jest skończonym idiotą,
czy nie. Na początku następnego semestru przy-
niósł mi odrobione zadanie. Po przeczytaniu
64/98
pierwszego zdania zakomunikowałem mu: «Nie,
nie powinieneś zostawać aeronautą». I nie został”.
Ludwig wrócił do Wiednia na wieść o błyska-
wicznie pogarszającym się stanie zdrowia ojca.
Siedem lat wcześniej lekarze rozpoznali u Karla
Wittgensteina raka jamy ustnej, co nie powstrzy-
mało go w najmniejszym stopniu od palenia ku-
bańskich cygar, które uwielbiał. Teraz miał za sobą
kolejną z serii operacji. Usunięto mu fragment żu-
chwy, część podniebienia i prawie cały język. Po-
dobne męczarnie przechodzić miał dwadzieścia lat
później inny miłośnik cygar, Zygmunt Freud, który
parokrotnie rzucał palenie, ale zawsze do niego po-
wracał.
W grudniu wydawało się, że wszystko jest kwe-
stią dni, przy łożu umierającego patriarchy stale
czuwały żona oraz najstarsza i najukochańsza cór-
ka, Hermine. Jak łatwo się domyślić, mimo zbliża-
jących się świąt atmosfera w domu była nie do
zniesienia. Ludwig nie mógł znaleźć sobie miejsca,
w kolejnych listach opisywał Russellowi rozwój
65/98
sytuacji i zastanawiał się, czy wracać do Anglii,
czy czekać na rozwój wydarzeń. Zdecydował się
czekać, ale Karl długo opierał się śmierci. Odszedł
20 stycznia, a o jego ostatnich chwilach dowiadu-
jemy się z listu Ludwiga: „Mój ojciec umarł wczo-
raj po południu. Miał najpiękniejszą śmierć, jaką
mogę sobie wyobrazić; odszedł bez najmniejszego
bólu, zasnął niczym dziecko”.
Wkrótce Wittgenstein był już z powrotem
w Cambridge. W marcu po raz pierwszy zobaczył
swoje nazwisko w druku, pod recenzją książki The
Science of Logic Petera Coffeya w „The Cambrid-
ge Review”. Była miażdżąca, Ludwig bez litości
wyliczał najpoważniejsze błędy autora, kończąc
tekst konstatacją: „The worst of such books is that
they prejudice sensible people against the study of
logic”12
. W Cambridge czuł się jednak coraz go-
rzej, narzekał na obezwładniającą atmosferę „po-
wierzchownego intelektualizmu”.
We wrześniu wraz z przyjacielem Davidem Pin-
sentem odwiedzi Norwegię. Jest zachwycony
66/98
i chce tu koniecznie wrócić. W październiku, po
krótkim pobycie w Wiedniu, wyjeżdża po raz ko-
lejny, tym razem wynajmuje niewielki dom na od-
ludziu, w miejscowości Skjølden. Właśnie tutaj,
w Norwegii, powstanie jego dzieło o logice. Witt-
genstein chce spędzić w Skjølden całą zimę, choć
jeszcze nie wie, jakich mrozów może się tu spo-
dziewać. O tym, że jest wiedeńczykiem, przypomi-
nają mu regularnie dostarczane przez miejscowego
listonosza kolejne numery „Die Fackel” Karla
Krausa. W grudniu przyjedzie do Wiednia raz jesz-
cze, choć z ogromnymi oporami. Matka i Gretl
przekonują go jednak, że powinien spędzić święta
z rodziną.
67/98
Luty
1
Gdyby w 1913 przeprowadzić w Wiedniu dzien-
nikarską sondę, kto jest największym żyjącym au-
striackim dramaturgiem, wygrałby bezdyskusyjnie
Arthur Schnitzler. Jego sztuki grały dwa najważ-
niejsze wiedeńskie teatry: Burgtheater i Deutsches
Volkstheater, a równolegle wystawiano je też
w Berlinie. Dziś to postać anachroniczna i poza
Austrią, gdzie nadal jest chętnie oglądany, zapo-
mniana. Przypomniał o niej na chwilę Stanley Ku-
brick, adaptując do swojego ostatniego filmu popu-
larną niegdyś nowelę Jak we śnie. Kwestia ewentu-
alnej aktualności i uniwersalności tego pisarstwa
nie ma tu jednak największego znaczenia. Istotne
jest to, że pisząc o Wiedniu roku 1913, Schnitzlera
pominąć nie sposób. Nie tylko ze względu na jego
pozycję literacką w tym czasie, ale też dlatego, że
jest to rok bardzo ważny w jego karierze.
Po pierwsze, właśnie ze względu na jego krótki,
ale intensywny romans z filmem. W tym czasie
kino przestaje być rozrywką wyłącznie proletariac-
ką i coraz wyraźniej zaczyna przyciągać miesz-
czaństwo. Powstają nowe, eleganckie sale kinowe,
na przykład wiedeńskie Graben Kino z wygodnymi
pluszowymi fotelami, obitymi wytwornym jedwa-
biem ścianami i małą orkiestrą filmową zamiast
standardowego pianina. W niezwykłym tempie ro-
śnie też liczba kin – o ile na początku wieku są
w Wiedniu trzy (jak je wtedy nazywano) kinema-
tografy, o tyle w 1913 jest ich już prawie sto pięć-
dziesiąt! Zwrot symbolizuje również dokonujące
się wtedy przejście od filmów jednoszpulowych,
trwających góra piętnaście minut, kierowanych do
widza, który „i tak nie będzie w stanie dłużej wy-
siedzieć”, do filmów pełnometrażowych, niekiedy
niepozbawionych ambicji artystycznych.
69/98
Kiedy się czyta dzienniki Schnitzlera, można za-
uważyć, że właśnie w latach 1912–1913 kino stop-
niowo staje się jedną z jego ulubionych rozrywek.
Śledzi rozwój kinematografii prawie od początku –
pierwsza wzmianka o wizycie w „kinematografie”
pojawia się w Dzienniku już w roku 1904, ale nie-
stety bardzo rzadko dzieli się swoimi wrażeniami,
czasem złości się tylko, że jakaś kiczowata scena
wywołała u niego łzy wzruszenia. Prawdopodobnie
część tych starych filmików nie zasługuje nawet na
najkrótszą wzmiankę, ale w 1913 pojawiają się już
produkcje bardziej interesujące, zarówno pod
względem literackim, jak i wizualnym, jak choćby
Student z Pragi czy Der Andere. Reżyserzy nawią-
zywali wtedy najczęściej do sprawdzonych już
wzorców literackich, ewentualnie przetwarzając je
po swojemu: Der Andere na przykład wykorzystu-
je Stevensonowski motyw Doktora Jekylla i pana
Hyde’a, Student z Pragi nawiązuje do Fausta.
Niemcy i Austriacy chętnie sięgają również po
Grillparzera i E. T. A. Hoffmanna.
70/98
Popularne i śmiałe obyczajowo dramaty Schnit-
zlera w pierwszej chwili też wydają się wspania-
łym materiałem filmowym. I faktycznie są, ale nie-
koniecznie dla kina niemego, które gdzieś po dro-
dze gubiło finezyjny dialog. Debiutujący jako sce-
narzysta Schnitzler postanowił sprostać wyzwaniu,
zastępując intrygę literacką ciągiem obrazów, pro-
ducent jednak z uporem obstawał przy użyciu
plansz, które miały pomóc widzowi w orientacji.
Szybko okazało się, że jego wizja wyrafinowanego
artystycznie kina wyprzedzała znacznie swój czas.
Nie mogąc dogadać się z austriackim studiem Wie-
ner Kunstfilm, dramaturg zaczął rozmowy ze skan-
dynawską wytwórnią Nordisk, ale i tam napotkał
trudności. Piątego lutego 1913 pisze zirytowany do
producenta Karla-Ludwiga Schrödera: „W Pań-
skim liście z trzeciego niepokoi mnie, kiedy pisze
Pan o moim życzeniu, żeby możliwie całkowicie
zrezygnować z plansz tekstowych i listów w filmie
Miłostka. Otóż nie możliwie, ale całkowicie; jaki-
kolwiek tekst wiążący obrazy, listy lub plansze do
71/98
poszczególnych scen w żadnym wypadku nie może
pojawić się w filmie. Opracowałem treść sztuki
w taki sposób, żeby zrozumiała była wyłącznie na
podstawie obrazu. Jeśliby pojawiły się jeszcze nie-
jasności, to chętnie poczynię dodatkowe zmiany,
aby fabuła znów stała się czytelna. Ale skoro Pan
z uporem wraca do tematu tych nieznośnych listów
i plansz z napisami, to czym miałby odróżniać się
ten tak zwany film literacki od innych, stworzo-
nych dotychczas? Właściwa fabuła ze swej natury
zawsze będzie w pewnym stopniu zapożyczeniem,
więc jedynie bezwzględna surowość formy będzie
odróżniała film artystyczny od pozostałych. Jestem
zdania, że tylko taki film będzie mógł rościć sobie
prawo do miana artystycznego, który składa się
z samych przez się zrozumiałych obrazów”13
.
Ostatecznie dochodzą do ugody. Film będzie
rozpowszechniany w Danii pod dźwięcznym tytu-
łem Elskovsleg, tymczasem Schnitzler postanowił
w przyszłości unikać pisania scenariuszy. Kolejne
lata, a zwłaszcza początek epoki filmu dźwiękowe-
72/98
go, przyniosą jednak wiele nowych ekranizacji.
Choć kinomani kojarzą Schnitzlera przede wszyst-
kim z Maksem Ophülsem i jego poetycką adapta-
cją filmową Korowodu (La Ronde) z 1950 roku,
filmów na motywach jego twórczości powstały
dziesiątki.
Znakomitym materiałem dla kina wydaje się
Schnitzlerowska nowela Beata, która ukazała się
właśnie w 1913, ale jej treść była zbyt śmiała oby-
czajowo, żeby w tamtym czasie ktoś odważył się ją
sfilmować. Potrzebna była rewolucja seksualna.
W latach siedemdziesiątych do ekranizacji Beaty
zaczął się przymierzać nie kto inny, jak Andrzej
Wajda. Panią Beatę miała zagrać Romy Schneider.
Wybór był dość oczywisty, nie dość, że urodziła
się w Wiedniu i występowała już w jednej ekrani-
zacji Schnitzlera, to jeszcze w 1969 zagrała podob-
ną rolę (uwodzącej syna matki) w filmie My Lover,
My Son. Ostatecznie jednak powstał Człowiek
z marmuru.
73/98
2
Podczas gdy Schnitzler wiódł życie dostatnie,
grywając w tenisa, jadając w najlepszych wiedeń-
skich restauracjach i podróżując po Europie, młod-
szy od niego o dwanaście lat Arnold Schönberg ra-
dził sobie tak fatalnie, że jego uczeń Alban Berg
kilkakrotnie musiał organizować dla swojego mi-
strza zbiórkę pieniędzy. W końcu mistrz nie wy-
trzymał, spakował walizkę i ku wielkiemu rozżale-
niu uczniów i nielicznych zwolenników przepro-
wadził się do Berlina, gdzie jego talent ceniono
znacznie wyżej.
Paradoks polega na tym, że dopiero wtedy, gdy
stał się berlińczykiem, Wiedeń wreszcie się w nim
zakochał. A stało się to 23 lutego 1913 za sprawą
prawykonania jego monumentalnych Gurrelieder.
Ta potężna trzyczęściowa kantata, rozpisana zosta-
ła na głosy pięciu solistów, chór i orkiestrę. Tekst
opiera się na poezji duńskiego pisarza Jensa Petera
Jacobsena, a opowiada rozgrywającą się w śre-
74/98
dniowieczu tragiczną historię miłosną duńskiego
króla Waldemara i jego kochanki Tove, która zo-
staje zamordowana przez zazdrosną królową. Ca-
łość rozgrywa się na zamku Gurre, stąd tytuł dzie-
ła, który można przetłumaczyć jako Pieśni z Gur-
re. Nawiasem mówiąc, utwór ma trochę dziwną hi-
storię: Schönberg skomponował go już w 1901, ale
bez orkiestracji. Dopiero kiedy w 1910 nadarzyła
się okazja zaprezentowania podczas koncertu
pierwszej części kompozycji w wersji fortepiano-
wej, nagle zrozumiał, że dzieło to bezwzględnie
zasługuje na pełną, orkiestrową oprawę.
W 1913 Gurrelieder miał poprowadzić dobry
znajomy Szymanowskiego, Franz Schreker, a naj-
ważniejsza partia Waldemara przypadła kuzynowi
kompozytora, Hansowi Nachodowi. Prawdopodob-
nie większość widzów liczyła skrycie na kolejną
porażkę Schönberga, siedzieli jednak kompletnie
oczarowani. Był to zupełnie inny Schönberg niż
ten, którego z poświęceniem wygwizdywali dotąd
na koncertach. Muzyka była dostojna i liryczna za-
75/98
razem, brzmiała jak Wagner, którego wciąż kocha-
li. Dopiero trzecia część przyniosła rozwiązania
niemieszczące się w dziewiętnastowiecznej estety-
ce, ale w najgorszym razie przypominało to ekstra-
wagancje Mahlera. Kiedy wybrzmiewał jeszcze za-
rezerwowany na wielki finał bombastyczny Hymn
do słońca, publiczność zerwała się z miejsc i za-
częła długą owację, przerywaną entuzjastycznymi
okrzykami: „Schönberg! Schönberg!”
Sukces był tak oszałamiający, że Schönberg nie
bardzo wiedział, jak się zachować. Był zbyt
zgorzkniały i zbyt pamiętliwy, żeby się cieszyć.
Kiedy w końcu wyciągnięto go z fotela i mimo
jego usilnych protestów wprowadzono na scenę,
odwrócił się plecami do publiczności, ukłonił się
nisko Schrekerowi, a potem orkiestrze i zniknął.
Wiedeńskiej publiczności nie zamierzał dzięko-
wać. Potem tak wspominał swoje odczucia: „By-
łem raczej obojętny, a może nawet trochę zły. Wie-
działem, że ten sukces nie będzie miał wpływu na
odbiór moich późniejszych dzieł. Podczas minio-
76/98
nych trzynastu lat rozwinąłem swój styl w takim
stopniu, że przeciętnemu słuchaczowi wydaje się
on nie mieć żadnego związku z [moją] wcześniej-
szą muzyką. Muszę walczyć o każdą nową kompo-
zycję, w sposób odrażający byłem obrażany przez
krytyków, utraciłem przyjaciół i kompletnie straci-
łem wiarę w ich osąd. Wiedziałem, że stoję zupeł-
nie sam naprzeciw świata pełnego wrogów”.
Jakkolwiek w tych gorzkich słowach jest sporo
prawdy, jest w nich też trochę przesady. Na pewno
u jego boku stali jego uczniowie Berg i von We-
bern, a bardziej otwarta publiczność czekała na
niego w Berlinie. Ale i na wiedeńskim koncercie
znaleźli się koneserzy, którzy w Gurrelieder dece-
nili nie tylko wagnerowską stylistykę, lecz także
nowe rozwiązania. Szymanowskiego na przykład
zaintrygowała zastosowana tu po raz pierwszy
przez Schönberga technika Sprechstimme, rozwi-
nięta z tradycyjnego recytatywu. Zastosuje ją
w operze Hagith, nad którą pracuje w 1913.
77/98
3
Z nazwiskiem Schönberga wiedeńczykom koja-
rzyła się wtedy nie tylko muzyka, której nijak nie
potrafili zrozumieć, ale i wielki skandal, który
wstrząsnął Wiedniem kilka lat wcześniej. Skandal,
który wywołał zresztą nie on sam, lecz jego nie-
dawno poślubiona żona, a zarazem siostra najbliż-
szego przyjaciela, Alexandra von Zemlinsky’ego,
Mathilde. Była to tragedia miłosna przewyższająca
dramatyzmem historię z zamku Gurre.
Wiosną 1906 po jednym z koncertów podszedł
do Schönberga młody, dwudziestotrzyletni wów-
czas mężczyzna i przedstawił się jako Richard
Gerstl. Spytał, czy kompozytor nie zechciałby mu
pozować do portretu. Wcześniej złożył już tę samą
propozycję Mahlerowi, ten jednak zdecydowanie
odmówił. Schönberg zgodził się po kilku dniach
namysłu, wypytując znajomych, czy wiedzą coś
o młodym malarzu. Dla młodego artysty, który na
znak protestu opuścił konserwatywną wiedeńską
78/98
Akademię, malowanie sławnych, lub choćby tro-
chę znanych postaci było sposobem, aby zaistnieć.
Nawiasem mówiąc, pierwszym nauczycielem Ger-
stla na studiach był Christian Griepenkerl, który
z uroczą bezpośredniością określił malarstwo swe-
go ucznia jako „sranie po śniegu”. Potem na Grie-
penkerla trafić miał Schiele…
Wkrótce Gerstl stał się regularnym gościem
w mieszkaniu Schönbergów przy Liechtenstein-
strasse. Kompozytor pozował mu, siedząc na oto-
manie, w rogu swojego oklejonego paskudną zielo-
ną tapetą pokoju. Młody artysta okazał się inteli-
gentnym i błyskotliwym rozmówcą, podzielającym
w dodatku niektóre poglądy gospodarza na temat
sztuki i filozofii. Dzieląca ich poważna różnica
wieku zdawała się nie mieć znaczenia. Nic dziwne-
go, że wizyty nabrały charakteru bardziej towarzy-
skiego niż biznesowo-artystycznego. Richard za-
przyjaźnił się też z innymi domownikami, Mathil-
de oraz jej czteroletnią wówczas córką Trudi. Kil-
ka tygodni później malował już drugi obraz, przed-
79/98
stawiający całą rodzinę, i wzruszył Schönberga,
odmawiając przyjęcia honorarium. Mathilde pozo-
wała mu, siedząc za stołem, w ten sposób dyskret-
nie zasłaniała widoczną już wtedy drugą ciążę.
Stopniowo Gerstl zaprzyjaźnił się nie tylko
z Schönbergami, ale i z całym ich otoczeniem. Na-
malował portret siostry Berga, Smaragdy, oraz jed-
nego z przyjaciół Weberna. Na wiosnę przyszła
kolej na portret Mathilde. Z obrazu na obraz Gerstl
malował coraz pewniej i lepiej, stopniowo odnaj-
dując własny ekspresjonistyczny styl, o parę lat
wyprzedzając Oskara Kokoschkę i Egona Schiele.
Kiedy latem tego samego roku całe towarzystwo
wybierało się na wspólne wakacje nad jeziorem
Traunsee, Gerstl również został zaproszony. Na
wakacjach namalował kilka pejzaży oraz parę no-
wych portretów, które coraz bardziej zdradzały
skalę jego talentu.
To właśnie w tym okresie Schönberg poprosił
Richarda, żeby został jego nauczycielem malar-
stwa. Kompozytor okazał się niezwykle pojętnym
80/98
uczniem, a wspólne lekcje jeszcze bardziej pogłę-
biły więź między mężczyznami. Problem w tym,
że w tym samym czasie równie intensywna więź
zawiązała się między Gerstlem a Mathilde, która
także zapragnęła zostać malarką. Richard był nie
tylko dziewięć lat młodszy od jej męża, ale też
o dwadzieścia centymetrów wyższy i niestety przy-
stojniejszy.
Kiedy Schönberg wreszcie zrozumiał grozę sy-
tuacji i spróbował przemówić przyjacielowi do
rozsądku, było już za późno. Gerstl wynajął pra-
cownię przy Liechtensteinstrasse 20, kilka kroków
od mieszkania Schönbergów, a Mathilde odwie-
dzała go prawie codziennie mimo wyraźnego zaka-
zu męża. Stała się ulubioną modelką Gerstla, tym-
czasem Schönberg siedział w mieszkaniu z dwie-
ma córkami i zastanawiał się, czy żona już go zdra-
dziła, czy zrobi to dopiero następnym razem.
Tak mijały kolejne miesiące i znowu nadeszło
lato. I kolejny wyjazd nad Traunsee. Tym razem
jednak sytuacja zdecydowanie wymknęła się spod
81/98
kontroli. Kiedy Schönberg przyłapał żonę in fla-
granti, uciekła z kochankiem do Wiednia. Długo
nie mógł otrząsnąć się z szoku, ale równie zszoko-
wany był cały artystyczny Wiedeń. Mężowie zo-
stawiający żony – takie rzeczy były na porządku
dziennym, ale żona zostawiająca męża, a w dodat-
ku dzieci – to było coś zupełnie nowego! Najwy-
raźniej oznaczało początek nowej, straszliwej epo-
ki.
Niewdzięcznej roli mediatora pomiędzy małżon-
kami podjął się Anton von Webern. Przez dłuższy
czas próbował nakłonić Mathilde, aby wróciła do
domu, jeśli nie ze względu na męża, to przynajm-
niej dla dzieci. W końcu uległa. Richard tymcza-
sem utracił nie tylko kochankę, ale jak się miało
szybko okazać, cały dotychczasowy krąg znajo-
mych. Świat, który przez dwa lata udało mu się
wokół siebie zbudować, nagle przestał istnieć, roz-
wiewały się marzenia o karierze. Nie było nikogo,
kto stanąłby po jego stronie. Gerstl nie był w stanie
tego udźwignąć, 4 listopada 1908 spalił większość
82/98
swoich prac i powiesił się w pracowni naprzeciw-
ko wielkiego lustra, które wykorzystywał wcze-
śniej przy malowaniu swoich niesamowitych auto-
portretów. Legenda mówi, że dla pewności pchnął
się nożem w serce. Schönberg również myślał
o samobójstwie. Zdrada była tym bardziej bolesna,
że został zdradzony podwójnie, także przez bli-
skiego przyjaciela, któremu ufał z chłopięcą naiw-
nością. Długo nie mógł podnieść się z rozpaczy,
ale cierpienie udało mu się przekuć w sztukę. Żo-
nie jednak nie wybaczył nigdy, Mathilde miała go
zresztą zdradzić jeszcze raz, w 1920, kiedy zako-
chała się w pewnym dobrze zapowiadającym się
tenorze.
4
Przez kilka lat Wiedeń czekał niecierpliwie na
kolejną historię miłosną, którą mógłby się gorszyć
i fascynować zarazem. W 1912 oczekiwania te
spełnili Alma Mahler i Oskar Kokoschka.
83/98
Poznali się na przyjęciu u ojczyma Almy, Carla
Molla, artysty może nie najwyższej klasy, ale
w tamtym czasie ogromnie wpływowego.
W Wiedniu znał wszystkich, których znać trzeba,
z Gustavem Klimtem na czele, był też dyrektorem
prestiżowej galerii. Moll zobaczył obrazy Koko-
schki na otwartej właśnie w Wiedniu wystawie
i zapragnął, aby ten namalował jego portret, a przy
okazji może portret Almy. Zaprosił go na uroczy-
stą kolację do swej wytwornej rezydencji na Hohe
Warte. Jej orientalny przepych oszołomił i onie-
śmielił Oskara, który we wspomnieniach pisał
o perskich dywanach, japońskich wazach i bukie-
tach pawich piór. „Da ist ein junger, genialer
Kerl”14
– tak Moll przedstawił artystę Almie i ta od
razu spojrzała na Kokoschkę inaczej. Taka już była
– miała słabość do geniuszy.
W swojej autobiografii Kokoschka utrzymuje,
że Alma („młoda i uderzająco piękna w swej żało-
bie”) zakochała się w nim od pierwszego wejrze-
nia. Ona we wspomnieniach twierdzi coś zupełnie
84/98
innego. Obie relacje są zapewne w dużej mierze
konfabulowane, ale wersja Almy jest zdecydowa-
nie zabawniejsza:
„Przyniósł szorstki papier i chciał rozpocząć
szkic. Ja jednak po krótkiej chwili oznajmiłam, że
nie zamierzam tak siedzieć i pozwalać na siebie
patrzeć, po czym zapytałam, czy mogłabym
w trakcie grać na fortepianie. Zaczął rysować,
wciąż przerywały mu ataki kaszlu, a gdy próbował
niepostrzeżenie schować chusteczkę, dostrzegłam
plamy krwi. Miał podarte buty i znoszony garnitur.
Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, mimo to i tak
nie mógł rysować.
Podnieśliśmy się – i nagle on objął mnie gwał-
townie. Zrobił to w sposób zupełnie dla mnie
obcy… Nie odpowiedziałam na jego uścisk, jednak
wydawało się, że akurat to na niego działa.
Wypadł z pokoju, a po godzinie trzymałam
w rękach przepiękny list miłosny z prośbą o moje
względy”15
.
85/98
86/98
EGON SCHIELE Portret Arnolda Schönberga
Lou Andreas-Salomé
na stronie obok: Alma Mahler
87/98
88/98
89/98
Dziś czyta się to trochę jak fragment romansu
Rodziewiczówny. Z zastosowanych przez Almę
efektów teatralnych wyśmiewał się biograf artysty
Frank Whitford. Skąd, na Boga, ta krew na chus-
teczce? I te łachmany u zawsze nieskazitelnie wy-
stylizowanego dandysa! Tak czy inaczej, w powie-
trzu musiało iskrzyć, bo nie minął tydzień, a Oskar
i Alma już ze sobą sypiali. Alma okazała się w tym
względzie bardzo nowoczesna. A wcale się nie za-
powiadało! Jako młoda dziewczyna pisała w swo-
im sekretnym dzienniku: „Obserwowałam psy, kie-
dy to robią, zawsze oburzałam się, widząc te ich
zamachowe ruchy. No cóż, to jest właściwe psom,
pieskie, a teraz Louise mówi mi, że ludzie robią to
tak samo. Klimt nazywa to, to obskakiwanie,
wchodzeniem w siebie. Jestem oburzona i znie-
smaczona. Nie, nie ma człowieka, z którym bym to
zniosła. Czy ludzie też robią przy tym takie głupie
miny jak psy? Łe-ee”16
.
90/98
5
Trzeba przyznać, że Alma wiedziała, w kim się
zakochać. Kokoschka był niezwykle utalentowa-
nym artystą, nie tylko oryginalnym, ale też zdu-
miewająco wszechstronnym. Malował, rzeźbił, pi-
sał dramaty i poezje. W przeciwieństwie do Egona
Schiele, bardzo wcześnie wyzwolił się z findesiec-
lowej estetyki. Już jako dwudziestolatek wydawał
się artystą osobnym. Jego obrazy budziły skrajne
reakcje. Takiej sztuki nikt wcześniej nie widział,
a wielu wolałoby nigdy nie zobaczyć. Dzisiaj przy-
zwyczajeni jesteśmy w sztuce do najbardziej rady-
kalnych eksperymentów, ale ówczesnej publiczno-
ści wiedeńskiej nawet Klimt wydawał się szokują-
cy. Nie dziwi więc tak bardzo, że salę Kokoschki
na wiedeńskim Kunstschau w 1908 roku szybko
ochrzczono mianem „gabinetu grozy”. Później bę-
dzie jeszcze lepiej. Arcyksiążę Franciszek Ferdy-
nand (ten sam, który zginie potem od kuli serbskie-
go zamachowca w Sarajewie) na widok jednego
91/98
z dzieł Kokoschki miał podobno wykrzyknąć:
„Ten człowiek zasługuje na to, aby połamać mu
wszystkie kości!”
Podobnie jak w wypadku Richarda Gerstla, spo-
sobem na sukces miały być portrety znanych ludzi.
O ile jednak Gerstlowi nie udało się zaistnieć poza
elitarnym światem muzycznej awangardy, o tyle
Kokoschka miał szczęście spotkać ludzi, którzy
w ciągu kilku lat wykreowali go na wschodzącą
gwiazdę Nowej Sztuki. Ludźmi tymi byli Adolf
Loos i Karl Kraus. Loos zauważył Kokoschkę już
w roku 1908. Był wtedy powszechnie znanym,
choć wcale nie powszechnie szanowanym archi-
tektem, który bezwstydnie uwodzicielską secesję
chciał zastąpić surowym modernizmem. Jego bo-
daj najgłośniejszym projektem miał się okazać tak
zwany Looshaus przy Michaelerplatz, w samym
sercu miasta, zaprojektowany w 1909, a oddany do
użytku dwa lata później. W Wiedniu mówiło się,
że cesarz, nie chcąc patrzeć na ten scheussliches
Haus, postanowił używać innego wyjścia z Ho-
92/98
fburgu. Jak głosi legenda, kazał też zabić deskami
wychodzące na plac okna pałacu.
Loos niewątpliwie był nowatorem, o ładną deka-
dę wyprzedzającym swój czas, a w młodszym od
siebie o szesnaście lat artyście dostrzegł pokrewną
duszę. Nie bez znaczenia był również fakt, że oj-
ciec Kokoschki pochodził z Pragi, tymczasem
Loos urodził się Brnie. Ten czeski łącznik, najczę-
ściej pomijany w publikacjach angielskich i nie-
mieckich, miał niebagatelne znaczenie w ich bar-
dzo bliskiej i serdecznej przyjaźni. Po wojnie obaj
zresztą przyjmą obywatelstwo Czechosłowacji.
Dzięki staraniom Loosa w ciągu kilku lat Koko-
schka stał się w Wiedniu postacią znaną. Niestety
jego sytuacja do złudzenia przypominała sytuację
Schönberga. Był znany, ale serdecznie nielubiany.
Praktycznie jedynym wiedeńskim pismem, w któ-
rym można było znaleźć pochwałę jego malarstwa,
było „Die Fackel”, wydawane i redagowane przez
najbliższego przyjaciela Loosa, Karla Krausa. Dla
porządku wypada jednak dodać, że „Die Fackel”
93/98
czytali wówczas w Wiedniu prawie wszyscy spo-
śród tych, którzy czytać potrafili. Kraus umiał być
sarkastyczny i dowcipny, a przy tym zawsze aktu-
alny. Uwielbiał wkładać kij w mrowisko i robił to
zawsze z wielkim talentem.
Można przyjąć, że Kokoschka był zbyt awangar-
dowy, aby poznali się na nim konserwatywni kry-
tycy, ale nie jest to cała prawda. Jednym z najza-
cieklejszych wrogów artysty był piszący dla lewi-
cowego „Arbeiter Zeitung” Arthur Roessler, który
uchodził za proroka „nowej sztuki”. Kłopot w tym,
że jego ulubieńcem, a potem także przyjacielem
był Egon Schiele. Schielego traktował Roessler
jako własne odkrycie i za punkt honoru stawiał so-
bie wykazanie, że ci, których lansują inni, pozba-
wieni są talentu w sposób wręcz kliniczny.
Znacznie lepszą prasę miał Kokoschka w Niem-
czech. Właśnie stamtąd nadeszły w końcu słowa,
na które artysta czekał od dawna – został oficjalnie
namaszczony na geniusza, i to nie byle gdzie, bo
w prestiżowym „Zeitschrift für bildende Künste”:
94/98
„To pierwszy wiedeński malarz, o którym powie-
dzieć można, że jest genialny. Na pewno nie
spodoba się każdemu, bo jest w nim niezwykła
oryginalność. Prawdopodobnie Niemcy nie widzia-
ły niczego tak dzikiego i fantastycznego od czasu
śmierci Grünewalda”.
Podsumowaniem dotychczasowej twórczości
Kokoschki miała być książka, której wydania
oczekiwał w 1913 z wielką niecierpliwością. Rok
wcześniej dzięki Almie poznał niemieckiego praw-
nika Paula Stefana Grünfeldta, który jednocześnie
realizował się jako krytyk muzyczny i znawca
sztuki. Wcześniej wydał już biografię Mahlera,
Alma pomyślała więc zapewne, że najwyższy czas
wypromować aktualnego kochanka. Ostatecznie
wydana w Lipsku książka Oskar Kokoschka: Dra-
men und Bilder miała się okazać antologią drama-
tów i wyborem słabych niestety reprodukcji, nie
monografią artystyczną jak wcześniej planowano.
Tak czy inaczej, tego rodzaju publikacja w wypad-
ku dwudziestosześciolatka dopiero zaczynającego
95/98
karierę była ogromnym wyróżnieniem. Dla Koko-
schki książka ta była ważna podwójnie ze względu
na jego rywalizację z Maksem Oppenheimerem,
który podobnej książki doczekał się już w roku
1911.
To właśnie w zapomnianym dziś Oppenheime-
rze widział Kokoschka największe zagrożenie dla
własnej pozycji „najzdolniejszego artysty pokole-
nia”. Schielem w ogóle się wtedy nie przejmował.
Ich rywalizacja niekiedy była komiczna, obracali
się w podobnych kręgach, więc czasem jeden po
drugim malowali portrety tych samych osób. Jeśli
jeden zrobił portret Peterowi Altenbergowi, drugi
zaraz umawiał się z nim na sesję. Nawiasem mó-
wiąc, Oppenheimer miał w pewnym okresie lepszą
renomę i siłę przebicia – udało mu się na przykład
namalować portrety Zygmunta Freuda, Arthura
Schnitzlera i Heinricha Manna, o czym Kokoschka
mógł tylko pomarzyć. Więcej też wystawiał, co
gorsza, w bardzo dobrych galeriach. Kokoschka
nie mógł tego przełknąć. W 1911 dzięki swoim
96/98
rozległym już kontaktom rozpętał kampanię mają-
cą skompromitować rywala jako pozbawionego ta-
lentu imitatora. Udało mu się pozyskać dla niej nie
tylko Loosa i Krausa, ale też wpływowego wydaw-
cę i promotora sztuki Herwatha Waldena i jego
ówczesną żonę, wybitną poetkę, Else Lasker-
Schüler.
97/98
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.

Weitere ähnliche Inhalte

Was ist angesagt?

Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński Cristek Kielb
 
Zbigniew Herbert
Zbigniew HerbertZbigniew Herbert
Zbigniew Herbertkolumbowie
 
Stanisław wyspiański
Stanisław wyspiańskiStanisław wyspiański
Stanisław wyspiańskiJakub Nowak
 
Historia pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanie
Historia  pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanieHistoria  pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanie
Historia pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanieWaldemar Capała
 
Kilka Znanych Polskich Postaci
Kilka Znanych Polskich Postaci Kilka Znanych Polskich Postaci
Kilka Znanych Polskich Postaci gblonska
 
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebook
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebookModrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebook
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebooke-booksweb.pl
 
Ernest hemingway rajski ogród
Ernest hemingway   rajski ogródErnest hemingway   rajski ogród
Ernest hemingway rajski ogródANIA
 
galczynski
galczynskigalczynski
galczynskiTeresa
 
Polscy Nobliści - ZSZ Kurzętnik
Polscy Nobliści - ZSZ KurzętnikPolscy Nobliści - ZSZ Kurzętnik
Polscy Nobliści - ZSZ Kurzętnikzszkurzetnik
 
Henryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćHenryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćfifo001
 
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria Mszyca
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria MszycaM. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria Mszyca
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria MszycaGazetaGong
 
ola_szempruch_portfolio_wydawnicze
ola_szempruch_portfolio_wydawniczeola_szempruch_portfolio_wydawnicze
ola_szempruch_portfolio_wydawniczeola szempruch
 
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowa
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowaStanisław Wyspiański jako postać renesansowa
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowajanek
 
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 GifPokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gifrakso332
 
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowa
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowaStanisław Wyspiański - osobowość renesansowa
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowajanek
 
Chopin
ChopinChopin
ChopinJH4
 

Was ist angesagt? (18)

Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
 
Zbigniew Herbert
Zbigniew HerbertZbigniew Herbert
Zbigniew Herbert
 
Stanisław wyspiański
Stanisław wyspiańskiStanisław wyspiański
Stanisław wyspiański
 
Historia pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanie
Historia  pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanieHistoria  pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanie
Historia pieśni patriotyczne - II Rzeczpospolita - powstawanie
 
Kilka Znanych Polskich Postaci
Kilka Znanych Polskich Postaci Kilka Znanych Polskich Postaci
Kilka Znanych Polskich Postaci
 
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebook
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebookModrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebook
Modrzejewska. Życie w odsłonach - Józef Szczublewski - ebook
 
Nobel
NobelNobel
Nobel
 
Ernest hemingway rajski ogród
Ernest hemingway   rajski ogródErnest hemingway   rajski ogród
Ernest hemingway rajski ogród
 
galczynski
galczynskigalczynski
galczynski
 
Polscy Nobliści - ZSZ Kurzętnik
Polscy Nobliści - ZSZ KurzętnikPolscy Nobliści - ZSZ Kurzętnik
Polscy Nobliści - ZSZ Kurzętnik
 
Henryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćHenryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczość
 
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria Mszyca
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria MszycaM. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria Mszyca
M. Dąbrowska, autorki: Klaudia i Wiktoria Mszyca
 
ola_szempruch_portfolio_wydawnicze
ola_szempruch_portfolio_wydawniczeola_szempruch_portfolio_wydawnicze
ola_szempruch_portfolio_wydawnicze
 
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowa
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowaStanisław Wyspiański jako postać renesansowa
Stanisław Wyspiański jako postać renesansowa
 
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 GifPokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
 
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowa
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowaStanisław Wyspiański - osobowość renesansowa
Stanisław Wyspiański - osobowość renesansowa
 
Chopin
ChopinChopin
Chopin
 
Tadeusz kantor tadeusz_kantor_polski_artysta_wideo_biografia
Tadeusz kantor tadeusz_kantor_polski_artysta_wideo_biografiaTadeusz kantor tadeusz_kantor_polski_artysta_wideo_biografia
Tadeusz kantor tadeusz_kantor_polski_artysta_wideo_biografia
 

Andere mochten auch

Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designs
Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designsEvaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designs
Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designsAlexander Decker
 
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuenta
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuentaListas de correo definicion y que hay que tener en cuenta
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuentaDavid J Castresana
 
04 novas tecnologias
04 novas tecnologias04 novas tecnologias
04 novas tecnologiasdanimateus
 
(090312)onderzoeksdocument.media lab
(090312)onderzoeksdocument.media lab(090312)onderzoeksdocument.media lab
(090312)onderzoeksdocument.media labJMBAmsterdam
 
1.3 Chiffres du marché de la contactologie
1.3 Chiffres du marché de la contactologie1.3 Chiffres du marché de la contactologie
1.3 Chiffres du marché de la contactologieJonathan DOUAUD
 
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...Natura Matematica
 
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industriales
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industrialesN ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industriales
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industrialesJuan Luis Menares, Arquitecto
 
. diccionario técnico
. diccionario técnico  . diccionario técnico
. diccionario técnico Student
 
Visita virtual a la galería del Calvario de la Cueva de Ardales
Visita virtual a la galería del Calvariode la Cueva de ArdalesVisita virtual a la galería del Calvariode la Cueva de Ardales
Visita virtual a la galería del Calvario de la Cueva de ArdalesVirtualware
 
Campamentos Multiaventura
Campamentos MultiaventuraCampamentos Multiaventura
Campamentos MultiaventuraTuriaventura
 
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)Laura de la Cuesta
 
Fabricacion De Productos Imacasa
Fabricacion De Productos ImacasaFabricacion De Productos Imacasa
Fabricacion De Productos Imacasaguestc73117a7d
 
Presentacion de la empresa oscar olpa
Presentacion de la empresa oscar olpaPresentacion de la empresa oscar olpa
Presentacion de la empresa oscar olpaoscalpa
 

Andere mochten auch (20)

Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designs
Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designsEvaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designs
Evaluation of conceptual properties by layperson in residential façade designs
 
Lgcns Eng 2010
Lgcns Eng 2010Lgcns Eng 2010
Lgcns Eng 2010
 
Catálogo Newgarden 2015
Catálogo Newgarden 2015Catálogo Newgarden 2015
Catálogo Newgarden 2015
 
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuenta
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuentaListas de correo definicion y que hay que tener en cuenta
Listas de correo definicion y que hay que tener en cuenta
 
04 novas tecnologias
04 novas tecnologias04 novas tecnologias
04 novas tecnologias
 
Coach
CoachCoach
Coach
 
(090312)onderzoeksdocument.media lab
(090312)onderzoeksdocument.media lab(090312)onderzoeksdocument.media lab
(090312)onderzoeksdocument.media lab
 
1.3 Chiffres du marché de la contactologie
1.3 Chiffres du marché de la contactologie1.3 Chiffres du marché de la contactologie
1.3 Chiffres du marché de la contactologie
 
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...
Matemedialità (secondo seminario): usare i videogiochi nella didattica della ...
 
Atelier 2# la relation client par l'email
Atelier 2# la relation client par l'emailAtelier 2# la relation client par l'email
Atelier 2# la relation client par l'email
 
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industriales
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industrialesN ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industriales
N ch2369 03-diseño_sismico_de_estructuras_industriales
 
El marketing del nuevo lujo
El marketing del nuevo lujoEl marketing del nuevo lujo
El marketing del nuevo lujo
 
. diccionario técnico
. diccionario técnico  . diccionario técnico
. diccionario técnico
 
Scandinavian Outdoor News Magazine 2011 #2
Scandinavian Outdoor News Magazine 2011 #2Scandinavian Outdoor News Magazine 2011 #2
Scandinavian Outdoor News Magazine 2011 #2
 
Visita virtual a la galería del Calvario de la Cueva de Ardales
Visita virtual a la galería del Calvariode la Cueva de ArdalesVisita virtual a la galería del Calvariode la Cueva de Ardales
Visita virtual a la galería del Calvario de la Cueva de Ardales
 
Campamentos Multiaventura
Campamentos MultiaventuraCampamentos Multiaventura
Campamentos Multiaventura
 
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)
Pintura aborigen (ABP ornitorrinco)
 
Fabricacion De Productos Imacasa
Fabricacion De Productos ImacasaFabricacion De Productos Imacasa
Fabricacion De Productos Imacasa
 
Presentacion de la empresa oscar olpa
Presentacion de la empresa oscar olpaPresentacion de la empresa oscar olpa
Presentacion de la empresa oscar olpa
 
Semestre d'hiver 2011 2012.
Semestre d'hiver 2011 2012.Semestre d'hiver 2011 2012.
Semestre d'hiver 2011 2012.
 

Ähnlich wie Wiedeń 1913 - ebook (20)

Julian Tuwim
Julian TuwimJulian Tuwim
Julian Tuwim
 
Śladami Czesława Miłosza
Śladami Czesława MiłoszaŚladami Czesława Miłosza
Śladami Czesława Miłosza
 
Julian tuwim2
Julian tuwim2Julian tuwim2
Julian tuwim2
 
Julian Tuwim
Julian TuwimJulian Tuwim
Julian Tuwim
 
Adam Mickiewicz
Adam MickiewiczAdam Mickiewicz
Adam Mickiewicz
 
Prezentacja romantyzm
Prezentacja   romantyzmPrezentacja   romantyzm
Prezentacja romantyzm
 
Prezentacja romantyzm
Prezentacja   romantyzmPrezentacja   romantyzm
Prezentacja romantyzm
 
Z.J. Rumel. Poeta, komendant Okręgu Wołyń BCh, ofiara UPA
Z.J. Rumel. Poeta, komendant Okręgu Wołyń BCh, ofiara UPAZ.J. Rumel. Poeta, komendant Okręgu Wołyń BCh, ofiara UPA
Z.J. Rumel. Poeta, komendant Okręgu Wołyń BCh, ofiara UPA
 
Wisława Szymborska
Wisława SzymborskaWisława Szymborska
Wisława Szymborska
 
Nie zyje noblista Guenter Grass
Nie zyje noblista Guenter GrassNie zyje noblista Guenter Grass
Nie zyje noblista Guenter Grass
 
Pokolenie Kolumbów
Pokolenie KolumbówPokolenie Kolumbów
Pokolenie Kolumbów
 
Prezentacja andrzeja struga
Prezentacja andrzeja strugaPrezentacja andrzeja struga
Prezentacja andrzeja struga
 
Projekt edukacyjny o czesławie miłoszu
Projekt edukacyjny o czesławie miłoszuProjekt edukacyjny o czesławie miłoszu
Projekt edukacyjny o czesławie miłoszu
 
Projekt
ProjektProjekt
Projekt
 
Aleksandra Szubka kl. Va
Aleksandra Szubka kl. VaAleksandra Szubka kl. Va
Aleksandra Szubka kl. Va
 
Jan brzechwa jan_brzechwa_pisarz_wideo_biografia
Jan brzechwa jan_brzechwa_pisarz_wideo_biografiaJan brzechwa jan_brzechwa_pisarz_wideo_biografia
Jan brzechwa jan_brzechwa_pisarz_wideo_biografia
 
Cyprian kamil-norwid
Cyprian kamil-norwidCyprian kamil-norwid
Cyprian kamil-norwid
 
Życie i twórczość Władysława Reymonta
Życie i twórczość Władysława ReymontaŻycie i twórczość Władysława Reymonta
Życie i twórczość Władysława Reymonta
 
Teatr
TeatrTeatr
Teatr
 
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebookSpiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
 

Mehr von epartnerzy.com

Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookSamo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookepartnerzy.com
 
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...epartnerzy.com
 
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebookANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebookepartnerzy.com
 
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookEcholalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookepartnerzy.com
 
Celtowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookCeltowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookepartnerzy.com
 
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...epartnerzy.com
 
Historia Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookHistoria Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookepartnerzy.com
 
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookAfrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookPolacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookPolacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookPolacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookepartnerzy.com
 
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookDlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookepartnerzy.com
 
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...epartnerzy.com
 
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookWenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookepartnerzy.com
 
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookW imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookepartnerzy.com
 
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookAfrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookepartnerzy.com
 
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookKiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookepartnerzy.com
 
Hotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookHotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookepartnerzy.com
 

Mehr von epartnerzy.com (20)

Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookSamo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
 
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
 
Mgła - ebook
Mgła - ebookMgła - ebook
Mgła - ebook
 
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebookANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook
 
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookEcholalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
 
Celtowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookCeltowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebook
 
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
 
Historia Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookHistoria Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebook
 
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookAfrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookPolacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookPolacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookPolacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
 
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookDlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
 
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
 
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookWenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
 
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookW imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
 
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookAfrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
 
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookKiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
 
Hotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookHotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebook
 
Mała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebookMała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebook
 

Wiedeń 1913 - ebook

  • 1.
  • 2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.
  • 4. Na okładce / Gustav Klimt, fragment kompozycji Jung- frau, 1913 Redakcja i korekta / Małgorzata Jaworska Projekt graficzny / Stanisław Salij Skład / Maciej Goldfarth Wybór ilustracji / Piotr Szarota © by Piotr Szarota © by wydawnictwo słowo/obraz terytoria wydawnictwo słowo/obraz terytoria sp. z oo. w upadłości układowej ul. Pniewskiego 4/1 80-246 Gdańsk tel. (58) 345 47 07, fax (58) 520 80 63 e-mail: slowo-obraz@terytoria.com.pl www.terytoria.com.pl ISBN 978-83-7453-149-8
  • 8. Pamięci mojej prababki, Eleonory Kalkowskiej (1883–1937), polsko-niemieckiej dramatopisarki i poetki, oraz mojego pradziadka, Marcelego Szaroty (1876–1951), historyka, publicysty i dyplomaty,
  • 9. który w latach 1919–1921 kierował poselstwem RP w Wiedniu 8/98
  • 10. OSOBY Peter Altenberg (1859–1919), austriacki pisarz i poeta, ikoniczna postać wiedeńskiej bohemy, zna- na z oryginalnego sposobu ubierania się i bezkom- promisowych poglądów na każdy temat. W 1913 kończy 54 lata. Lou Andreas-Salomé (1861–1937), niemiecka pisarka i psychoanalityczka, przyjaciółka Nietz- schego i Rilkego, w latach 1912–1913 pobiera u Freuda przyspieszony kurs psychoanalizy. W 1913 kończy 52 lata. Alban Berg (1885–1935), austriacki kompozy- tor, znany przede wszystkim z oper Wozzeck i Lulu, wraz z Antonem Webernem i Arnoldem Schönbergiem zaliczany do tak zwanej Drugiej Szkoły Wiedeńskiej. W 1913 kończy 28 lat. Hermann Broch (1886–1951), austriacki pi- sarz, słynny przede wszystkim z trylogii Lunatycy,
  • 11. jeden z najwybitniejszych przedstawicieli moderni- zmu. W 1913 kończy 27 lat i debiutuje jako poeta. Elias Canetti (1905–1994), pisarz, laureat lite- rackiej Nagrody Nobla w 1981. Swój pobyt w Wiedniu w latach 1913–1919 opisał w książce Ocalony język. W 1913 kończy 8 lat. Richard Coudenhove-Kalergi (1894–1972), austriacki polityk, twórca idei zjednoczenia Europy „od Polski po Portugalię”, prawnuk Marii Kalergis (ukochanej Norwida). W 1913 kończy 19 lat. Albert Einstein (1879–1955), laureat Nagrody Nobla w 1921, jeden z najwybitniejszych fizyków XX wieku. W 1913 kończy 34 lata, we wrześniu ma wystąpienie na konferencji w Wiedniu. Zygmunt Freud (1856–1939), twórca psycho- analizy. W 1913 kończy 57 lat, w tym roku rozsta- je się z jednym ze swoich najwybitniejszych uczniów, Carlem Gustavem Jungiem, publikuje też swoją pracę z pogranicza psychologii i antropolo- gii społecznej Totem i tabu. 10/98
  • 12. Friedrich Hayek (1899–1992), jeden z najbar- dziej znanych ekonomistów XX wieku, gorący zwolennik liberalizmu gospodarczego, laureat Na- grody Nobla w dziedzinie ekonomii (1974). W 1913 kończy 14 lat. Adolf Hitler (1889–1945), urodzony w Austrii dyktator i zbrodniarz wojenny, w latach 1907–1913 przebywał w Wiedniu. W 1913 kończy 24 lata. Franz Kafka (1883–1924), urodzony w Pradze legendarny pisarz niemiecki. W 1913 trzydziesto- letni Kafka publikuje swoje pierwsze kafkowskie utwory: Palacza i Wyrok; Wiedeń odwiedza pod- czas podróży służbowej. Oskar Kokoschka (1886–1980), prekursor eks- presjonizmu, wybitny malarz austriacki, także au- tor ekspresjonistycznych dramatów. W latach 1912–1914 związany z wdową po wiedeńskim kompozytorze Gustavie Mahlerze, Almą. W 1913 kończy 27 lat. 11/98
  • 13. Bronisława (Broncia) Koller (1863–1934), urodzona w Sanoku, austriacka malarka związana z wiedeńską Secesją. W 1913 kończy 50 lat; jest uważana za jedną z najwybitniejszych artystek tamtego czasu. Karl Kraus (1874–1936), austriacki publicysta i dramaturg, kilkakrotnie nominowany do literac- kiej Nagrody Nobla. Wydaje satyryczno-intelektu- alne pismo „Die Fackel”, które czyta „cały Wie- deń”. W 1913 kończy 39 lat. Alma Mahler-Werfel (1879–1964), wdowa po kompozytorze Gustavie Mahlerze, znana jako wie- deńska muza i femme fatale, mniej jako kompozy- torka, którą także była. W 1913 kończy 34 lata, związana jest wtedy z Oskarem Kokoschką. Rosa Mayreder (1858–1938), czołowa austriac- ka pisarka feministyczna, w 1913 pracuje nad książką Geschlecht und Kultur, która ma być jej odpowiedzią na słynny bestseller Ottona Weinin- gera. W 1913 kończy 55 lat. 12/98
  • 14. Robert Musil (1880–1942), jeden z najwybit- niejszych pisarzy XX wieku, autor nieukończone- go cyklu powieściowego Człowiek bez właściwo- ści, rozgrywającego się w Wiedniu w latach 1913–1914. W 1913 kończy 33 lata, jest już znany jako autor Niepokojów wychowanka Törlessa. Karl Popper (1902–1994), urodzony w Wied- niu filozof nauki, od 1937 na emigracji, najpierw w Nowej Zelandii, potem w Wielkiej Brytanii. Wprowadził zasadę falsyfikowalności jako metodę demarkacyjną w nauce; niefalsyfikowalna, a zatem nienaukowa była według niego psychoanaliza. W 1913 kończy 11 lat. Tadeusz Rittner (1873–1921), polski drama- turg, publicysta i powieściopisarz osiadły w Wied- niu, pisze w dwóch językach, jego sztuki grane są w Polsce, w Austrii i w Niemczech. W 1913 koń- czy 40 lat. Egon Schiele (1890–1918), czołowy przedsta- wiciel austriackiego ekspresjonizmu, protegowany Gustava Klimta. W 1913 kończy 23 lata. 13/98
  • 15. Arthur Schnitzler (1862–1931), austriacki pi- sarz i dramaturg, czołowy przedstawiciel wiedeń- skiego modernizmu. W 1913 kończy 51 lat. Arnold Schönberg (1874–1951), jeden z naj- bardziej znanych kompozytorów XX wieku, pre- kursor muzyki atonalnej, nauczyciel Berga i We- berna. W 1913 kończy 39 lat. Józef Stalin, czyli Iosif Wissarionowicz Dżu- gaszwili (1878–1953), sowiecki dyktator, w okre- sie poprzedzającym pierwszą wojnę światową je- den z ulubieńców Lenina, który w styczniu 1913 wysyła go do Wiednia. Bertha von Suttner (1843–1914), austriacka pi- sarka, czołowa postać ruchu pacyfistycznego (po- kojowa Nagroda Nobla w 1905). W 1913 kończy 70 lat. Karol Szymanowski (1882–1937), jeden z naj- większych polskich kompozytorów, w latach 1911–1914 mieszka w Wiedniu wraz z dyrygentem Grzegorzem Fitelbergiem. W 1913 kończy 31 lat. 14/98
  • 16. Georg Trakl (1887–1914), najwybitniejszy au- striacki poeta ekspresjonistyczny, w 1913 kończy 26 lat, ukazuje się wtedy pierwszy zbiór jego po- ezji. Lew Trocki, czyli Lew Dawidowicz Bronstein (1879–1940), rosyjski rewolucjonista, jeden z twórców ZSRR, w późniejszym okresie oponent Stalina, na jego rozkaz zamordowany. W 1913 jako trzydziestoczterolatek jest już znanym i uta- lentowanym publicystą, w Wiedniu przebywa do wybuchu wojny. Anton von Webern (1883–1946), austriacki kompozytor zaliczany do tak zwanej Drugiej Szko- ły Wiedeńskiej. W 1913 kończy 30 lat. Ludwig Wittgenstein (1889–1951), jeden z naj- większych filozofów XX wieku, w 1912 rozpoczy- na studia w Cambridge pod kierunkiem Bertranda Russella. W grudniu 1912 przyjeżdża do Wiednia w związku z chorobą ojca. W 1913 kończy 24 lata. Stefan Zweig (1881–1942), pisarz austriacki, znany przede wszystkim z opowiadań i nowel 15/98
  • 17. (Amok, Nowela szachowa, 24 godziny z życia ko- biety). W 1913 kończy 32 lata. P o n a d t o w y s t ę p u j ą d u c h y: zmarłego w 1911 wybitnego kompozytora i dy- rygenta Gustava Mahlera oraz nieżyjącego od 1903 filozofa Ottona We- iningera, autora czytanego w całej Europie best- selleru Płeć i charakter. 16/98
  • 18. Styczeń 1 „W Wiedniu jest jakaś bierna, uśmiechnięta go- ścinność. Nie robi na pozór nic, żeby człowiekowi było tu dobrze […]. Ot tam są hotele… jeśli masz pieniądze – tam Prater… jeśli masz humor – tu dużo ładnych dziewcząt, jeśli masz szczęście. Rób co chcesz, albo nie rób nic. Podoba ci się? To nic dziwnego […]. Nie podoba się? Mój kochany, jest pół tuzina dworców… Możesz pojechać na północ albo na południe, gdzie zechcesz […]”. Tak właśnie przeszło sto lat temu reklamował Wiedeń dramaturg i publicysta Tadeusz Rittner. Karol Szymanowski chyba myślał podobnie. Trafił tu w maju 1911 nie z Galicji, ale z rozświetlonej słońcem Taorminy. Pierwsza wyprawa na Sycylię miała pozostać w nim na długo, to właśnie wtedy
  • 19. zdał sobie w końcu sprawę, że kobiety nigdy nie będą jego pasją. Na ironię zakrawa więc, że wła- śnie w Wiedniu Szymanowski wdał się w tak nie- typowy dla siebie romans z czternastoletnią Dag- mar, córką znanego pianisty Leopolda Godowskie- go. Kokieteryjna Dagmar zrobiła zresztą spore wrażenie także na Arturze Rubinsteinie: „podobna była do perskiej miniatury […] – pisał z wyraźnym rozmarzeniem – ciężkie czarne warkocze, oczy w kształcie migdałów, ładny nosek, pełne kształtne wargi sprawiały, że jak na swoje lata wyglądała poważnie […]”. Mężczyźni zaczęli wkrótce rywa- lizować o względy dziewczynki, która jednego po- ciągała zapewne swoją niewinną jeszcze kobieco- ścią, drugiego androgynicznym wdziękiem, a wszystko skończyło się, tak jak musiało: małym skandalem. Choć stosunki Karola z rodziną Godowskich gwałtownie ochłodły, nie mógł chyba narzekać na brak powodzenia. Był przystojnym mężczyzną o wielkim osobistym uroku i wyrafinowanej ele- 18/98
  • 20. gancji. Wspominając go, Anna Iwaszkiewicz, żona Jarosława, który był kuzynem Szymanowskiego, pisze o „subtelnym uśmiechu misternie zarysowa- nych ust” i intensywnym spojrzeniu wielkich szafi- rowych oczu. Witkacy, który znał Szymanowskie- go dobrze i portretował go kilkakrotnie, nabijał się jednak z jego manierycznego sposobu mówienia, pisząc, że ma „głosik metafizycznego władcy kra- iny jakichś hiperefebów nie z tego świata”. Do Wiednia przyjechał Szymanowski z przyja- cielem Grzegorzem Fitelbergiem, który przymierz- ał się do objęcia posady dyrygenta w prestiżowej Hofoper, gdzie dyrektorem jeszcze tak niedawno był Gustav Mahler. Swoje znakomite zakotwicze- nie w wiedeńskiej rzeczywistości obaj zawdzięcza- li w dużym stopniu księciu Władysławowi Lubo- mirskiemu, który był nie tylko hojnym mecena- sem, ale również wielkim miłośnikiem muzyki. Kochał ją miłością prawie tak wielką, jak wyścigi konne, a co ciekawe, także trochę komponował, choć zawsze pod pseudonimem. Dzięki wsparciu 19/98
  • 21. „Władzia”, jak go między sobą nazywali, od 1912 mogli mieszkać w ekskluzywnym, pięciopokojo- wym apartamencie przy Allegasse 4 (dziś Penigl- gasse 4–6), w samym sercu Wiednia, naprzeciw bocznego wejścia do Karlskirche. Choć więcej działo się wtedy w Berlinie i w Pa- ryżu, Wiedeń był jednak numerem trzecim w ran- kingu muzycznych stolic. Szymanowski poznał tu nowe prądy i ludzi, którzy pomogli mu trochę w karierze. Jednym z jego serdecznych przyjaciół został Franz Schreker, dobry znajomy Schönberga i Berga, przez chwilę też kochanek Almy Mahler. W 1913 starszy od Szymanowskiego o cztery lata Schreker, który objął właśnie profesurę w Wiedeń- skiej Akademii Muzycznej, był już w Wiedniu po- stacią znaną, choć dopiero w latach dwudziestych zyskał sławę jednego z największych kompozyto- rów operowych. Szymanowski kibicował mu wier- nie od 1911, był więc już świadkiem wzlotów i po- rażek przyjaciela. W marcu wybiorą się z Fitelber- giem na prapremierę opery Das Spielwerk und die 20/98
  • 22. Prinzessin, którą kompozytor chciał zadedykować Almie, ta jednak ostatecznie go od tego odwiodła. Może lepiej, bo wykonanie okazało się kompletną katastrofą. Przynajmniej zdaniem krytyków. „Kry- tyki prawdziwie świńskie” – relacjonował potem Szymanowski. „Jedyni ludzie, którzy się na tym poznali, ocenili i chodzą na każde przedstawienie, to oczywiście Ficio i ja”. Styczeń 1913 to pierwsze spotkanie Szymanow- skiego z Igorem Strawińskim, którego muzyka wprost rzuci Karola na kolana. Wszystko za spra- wą wizyty zespołu „Ballets Russes” Siergieja Dia- gilewa. Najpierw 10 stycznia wiedeńczycy mogli zobaczyć inscenizację Popołudnia fauna Debus- sy’ego, z niesamowitym Wacławem Niżyńskim w roli głównej. „Żałuj, żeś nie widział rosyjskiego baletu – powiadam Ci – ca ca! W całym znaczeniu tego dziwnego słowa!” – enuzjazmował się Szy- manowski w liście do przyjaciela. Pięć dni później zespół Diagilewa zaprezentował Pietruszkę Stra- wińskiego. I to już była poważna klapa, choć oczy- 21/98
  • 23. wiście Szymanowski znów był w siódmym niebie. Później wspominał: „Pietruszka ukazał mi się jako dzieło skończone, klasyczne niemal w swej dosko- nałosci”. Natychmiast kupił wyciąg fortepianowy i jeszcze tego samego roku uda mu się zagrać Stra- wińskiego na cztery ręce z Arturem Rubinsteinem. Na wiedeńskiej premierze Pietruszki obecna była cała wiedeńska śmietanka. Nie mogło oczywi- ście zabraknąć Almy Mahler, która nie bacząc na złośliwe komentarze, pojawiła się w towarzystwie nowego kochanka, Oskara Kokoschki, młodego ar- tysty, który zdążył już zasłynąć tym, że wyprowa- dził z równowagi samego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Alma nie była oczarowana Strawiń- skim, podobnie jak większość wiedeńczyków nie rozumiała tej dziwnej słowiańskiej muzyki, co in- nego Kokoschka: „Siedziałam w loży przy samym proscenium i ta zupełnie nowa muzyka wprawiła mnie w kompletne szaleństwo. Słyszałam i widzia- łam wyłącznie samą orkiestrę. Z kolei Oskar Ko- koschka, który siedział obok mnie, prawie nic nie 22/98
  • 24. słyszał. Płakał z zachwytu nad gracją i pięknem ru- chów Niżynskiego”. 23/98
  • 25. 24/98
  • 26. Wacław Niżyński jako Pietruszka 25/98
  • 27. Sam Strawiński był wściekły i załamany. „Przy- bywam z Wiednia, gdzie sławna orkiestra Opern- hausu spartaczyła mojego Pietruszkę. Oświadczo- no, że takiej obrzydliwej muzyki nie można zagrać lepiej. Nie wyobraża Pan sobie nawet, ile przykro- ści i zniewag musiałem znieść przez tę orkiestrę” – pisał w liście do francuskiego kolegi. Wiedeńczy- ków nazwał barbarzyńcami. Szymanowski tak da- leko nigdy się nie posunął, ale również on nie szczędził miastu gorzkich słów. Trzeba jednak przyznać, że miesiące, które spędził nad Dunajem, należały raczej do udanych. Do legendy przeszedł wystawny tryb życia, jaki wiódł tu wraz z Fitelber- giem, a przez pewien czas także z Rubinsteinem. Wystawne przyjęcia w elegenckich restauracjach, drogi hotel, a później wspomniany już wytworny apartament, nieustanne wyprawy na koncerty i do teatrów, gra w tenisa, wypady do kasyna – wszyst- ko to z czasem mocno nadwątliło finanse, zwłasz- cza że kariera Fitelberga jako dyrygenta Hofoper okazała się niestety bardzo krótka. Kiedy w poło- 26/98
  • 28. wie stycznia 1913 przyszedł rachunek na meble do mieszkania, opiewający na astronomiczną kwotę 3500 koron i 50 halerzy, sytuacja stała się nerwo- wa. To początek końca wiedeńskiej przygody Szy- manowskiego. „Klnę ten idiotyczny dzień, w któ- rym powstał projekt zamieszkania w Wiedniu – po kiego licha rzeczywiście!?” – zwierzał się w jed- nym z listów. 2 Poza Szymanowskim innym wiedeńczykiem z przypadku był Lew Trocki. W Wiedniu spędził prawie siedem lat: od października 1907 aż do wy- buchu pierwszej wojny światowej, kiedy jako oby- watel rosyjski musiał szukać schronienia w neu- tralnej Szwajcarii. Jako amator malarstwa i wielbi- ciel literatury kulturą wiedeńską interesował się już jednak znacznie wcześniej, czego dowodem może być znakomicie napisany, choć trochę niesprawie- dliwy szkic poświęcony jednemu z głównych bo- haterów tej książki, Arthurowi Schnitzlerowi. Po- 27/98
  • 29. wstał on w roku 1902, w związku z rosnącą popu- larnością pisarza w Rosji: „Według europejskiej miary Arthur Schnitzler to jeszcze młody pisarz – ma czterdzieści lat. Tak jak nasz Czechow, jest le- karzem z wykształcenia, a po części także z zawo- du. Jeśli do tego dodać, że Schnitzler jest pisarzem wielce utalentowanym, to na tym skończą się, nie- stety, jego cechy wspólne z p. Czechowem […]. Miłość płciowa i wywodzące się z niej kombinacje estetyczne; sztuka jako autoteliczne służenie pięk- nu; lęk przed śmiercią, objawiający się wobec wszelkich radości istnienia ze szczególną, niemal chorobliwą ostrością – oto trójca artystycznego wyznania Arthura Schnitzlera. A skoro te cechy wyczerpują znamiona twórczości dekadenckiej, można przyjąć tezę Bartelsa: «Arthur Schnitzler to niewątpliwie dekadent»”1 . W dalszej części artykułu Trocki przedstawia Schnitzlera jak wyrafinowanego bon vivanta i este- tę oderwanego od problemów życia, z czym można by dyskutować nawet w roku 1902, wystarczy 28/98
  • 30. wspomnieć nagonkę, jaką przeżył rok wcześniej, po publikacji Porucznika Gustla, w którym ośmie- lił się dyskutować z kodeksem honorowym c.k. ar- mii (skończyło się odebraniem mu tytułu oficer- skiego). W Wiedniu Trocki mógł zobaczyć nowsze sztuki Schnitzlera na deskach Burgtheater i ewen- tualnie zrewidować swoje dawne opinie. Czy tak się stało, niestety nie wiemy. 29/98
  • 32. Trocki mieszkał w Wiedniu ze swoją drugą żoną, Natalią, i dwoma synami, z których młodszy urodził się już tutaj. Znalezienie niedrogiego mieszkania było bardzo trudne, z czasem więc Trocki wypracował sprytną strategię: w zimie wy- najmował za niewielkie pieniądze letnią, nieogrze- waną willę na eleganckim Hütteldorfie, w lecie przenosił się do taniego mieszkania na Sieveringu. Tak pisze o tym w swojej autobiografii: „Mieszka- nie mieliśmy lepsze niż mieć mogliśmy, gdyż wille wynajmują tu zwykle wiosną, myśmy zaś wynajęli na jesień i zimę. Z okien widać było góry ciemno- czerwonego, jesiennego koloru. Na wolną prze- strzeń można było wyjść przez furtkę, omijając uli- cę […]. W kwietniu, kiedy musieliśmy opuścić na- sze mieszkanie, na wiosnę bowiem komorne wzra- stało dwukrotnie, w ogrodzie za ogrodzeniem kwi- tły już fiołki i woń ich przez otwarte okna wypeł- niała pokoje […]. Zarobek mój z «Kijewskoj My- sli» wystarczałby w zupełności na nasz skromny byt. Zdarzały się jednak miesiące, kiedy praca dla 31/98
  • 33. «Prawdy» nie pozostawiała mi czasu do napisania jednego chociażby płatnego wiersza. Następował wtedy kryzys. Żona dobrze znała drogę do lombar- du, ja zaś nieraz sprzedawałem antykwariuszom książki, kupione za lepszych czasów”2 . 32/98
  • 34. 33/98
  • 35. PABLO PICASSO, Igor Strawiński, rysunek 34/98
  • 36. Dodajmy, że w 1913 Trocki nie miał już dyle- matu, dokąd posłać tekst – „Prawda”, którą reda- gował z poświęceniem przez cztery lata, przestała się ukazywać rok wcześniej. Tytuł zaanektowali bez pytania bolszewicy z Sankt Petersburga, a jej nowym redaktorem został nie kto inny, jak Mak- sym Gorki. Łatwo się domyślić, że wyprowadziło to Trockiego z równowagi, ale nikt się nie przej- mował jego protestami. W połowie stycznia wrócił do Wiednia z cztero- miesięcznego wyjazdu na Bałkany, gdzie pracował jako korespondent wojenny „Kijewskoj Mysli”. Pierwsza wojna bałkańska wybuchła w październi- ku 1912, kiedy państwa zrzeszone w tak zwanej Lidze Bałkańskiej (Bułgaria, Czarnogóra, Grecja i Serbia) wystąpiły przeciwko wspólnemu i „od- wiecznemu” wrogowi – Imperium Ottomańskie- mu. Rozbudzone dążenia narodowe i perspektywy uzyskania od osłabionej wewnętrznym konfliktem Turcji nowych terytoriów szły w parze z pragnie- niem odwetu za lata tureckiej okupacji. Antyturec- 35/98
  • 37. kie nastroje wzmacniała dodatkowo Rosja, której marzyło się osłabienie pozycji Austro-Węgier w regionie. Wojenne sprawozdania Trockiego nie przyspo- rzyły mu chyba wielu przyjaciół w rodzinnym kra- ju. „W artykułach moich rozpocząłem walkę prze- ciwko kłamstwu panslawizmu, przeciwko szowini- zmowi w ogóle, przeciwko złudzeniom wojny […]. Redakcja «Kijewskoj Mysli» zdobyła się na decyzję wydrukowania mego artykułu, opisującego bestialskie znęcanie się Bułgarów nad rannymi i wziętymi do niewoli Turkami i dezawuującego spisek milczenia prasy rosyjskiej”3 – wspominał po latach. Wojna miała potrwać jeszcze do maja. Wpraw- dzie Turcja została ostatecznie pokonana, ale w czerwcu Bułgaria zwróciła się niespodziewanie przeciwko swoim niegdysiejszym sprzymierzeń- com z Ligi Bałkańskiej, co dało początek drugiej wojnie bałkańskiej. Było już tylko kwestią czasu, kiedy wzmocniona kolejnymi zwycięstwami Ser- 36/98
  • 38. bia, popierana bezwarunkowo przez Rosję, zwróci się przeciwko Austro-Węgrom. Bałkański nacjona- lizm w połączeniu z ideologią panslawizmu okazał się mieszanką wybuchową, a na murach Wiednia wkrótce miały się pojawić napisy: Alle Serben mussen sterben. Trocki wyczuwał dobrze to zagro- żenie, z powagi sytuacji zdawał sobie także sprawę brytyjski ambasador, sir Fairfax Cartwright, który pod koniec stycznia donosił z Wiednia: „Pewnego dnia Serbia weźmie Europę za uszy i roznieci na kontynencie powszechną wojnę […]. Będziemy mieli szczęście, jeśli uda się uniknąć działań wo- jennych w następstwie obecnego kryzysu”. Sami wiedeńczycy nie byli jednak specjalnie przejęci. Pisze o tym we wspomnieniach Stefan Zweig. Co prawda mowa tam o jego rodzicach, ale w jego wypadku było tak samo, do tego jednak najwyraźniej nie wypadało się przyznać: „Pośpiech nie tylko uchodził za nieelegancki, ale rzeczywi- ście był niepotrzebny, gdyż w tym po mieszczań- sku ustabilizowanym świecie, zabezpieczonym na 37/98
  • 39. wszystkie strony, nic nie zdarzało się nagle. Jeśli następowały katastrofy, to gdzieś daleko, na krań- cach świata, i nic z nich nie przenikało przez do- brze izolowane ściany «bezpiecznego» życia. Woj- na z Burami, wojna japońsko-rosyjska, nawet woj- na na Bałkanach nie docierały w ogóle do świado- mości moich rodziców. Przeglądali komunikaty wojenne w gazecie równie obojętnie jak rubrykę sportową”4 . Nawiasem mówiąc, w tym samym czasie co Trocki bawił w Wiedniu człowiek, który miał kie- dyś odmienić oblicze Bałkanów, zastępując ideę Wielkiej Serbii ideą zjednoczonej pansłowiańskiej Jugosławii. Również ten pomysł miał się okazać katastrofalny w skutkach, ale w 1913 Josip Broz, znany później jako Tito, był jeszcze pogodnym dwudziestoletnim szlifierzem, zainteresowanym bardziej nauką tańca i uwodzeniem kobiet (jak zdradza jego brat Martin, preferował zwłaszcza młode wdowy) niż zmienianiem świata. W 1913 Josip mieszkał w Wiener Neustadt, gdzie w paź- 38/98
  • 40. dzierniku tego samego roku przyszedł na świat pi- sarz Andrzej Bobkowski, syn oficera Sztabu Gene- ralnego c.k. armii. 3 Jednym ze stałych współpracowników i sponso- rów redagowanej przez Trockiego wiedeńskiej „Prawdy” był Adolf Joffe, który chodził na terapię do Alfreda Adlera. „Dzięki Joffemu zapoznałem się z problematami psychoanalizy, które wydały mi się nadzwyczaj ciekawe, chociaż w tej dziedzi- nie dużo jest jeszcze niejasności i niepewności, po- zostawiających rozległe pole do fantastyki i samo- woli”5 – wspomina Trocki w autobiografii. Nazy- wa też Adlera „uczniem Freuda”, co nie do końca odpowiada prawdzie. Rozwijając swój ruch na po- czątku XX wieku, Freud szukał lekarzy, którzy mogliby wnieść coś interesującego do psychoanali- zy, i zapraszał ich do uczestniczenia w środowych spotkaniach w swoim mieszkaniu przy Berggasse. Kiedy w 1902 Adler otrzymał takie zaproszenie, 39/98
  • 41. był trzydziestodwuletnim psychiatrą z własną praktyką i przemyśleniami. Środowe spotkania po- mogły mu lepiej zrozumieć odrębność swojego po- dejścia, w krótkim czasie zdobył zarówno pozycję jednego z najzdolniejszych analityków (w 1910 zo- stał przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego), jak i antypatię Freuda, któ- remu nie podobała się jego niezależność. Było oczywiste, że ich drogi w końcu musiały się ro- zejść. Adler był pierwszym odszczepieńcem, który postanowił założyć własną szkołę. W 1913 w jego ślady mieli pójść Wilhelm Ste- kel i najbliższy dotąd sercu Freuda Carl Gustav Jung. W odpowiedzi na impertynencki, ale miej- scami boleśnie prawdziwy list Junga, który oskarża dawnego nauczyciela, że traktuje uczniów jak pa- cjentów, 3 stycznia Freud decyduje się na ostatecz- ne zerwanie: „Jeśli chodzi o Pana ostatni list, to mogę odnieść się obszerniej tylko do jednego punktu. Pańskie przekonanie, że traktuję moich uczniów jak pa- 40/98
  • 42. cjentów, jest nietrafne. W Wiedniu zarzuca mi się coś zupełnie przeciwnego. Jestem jakoby odpowie- dzialny za przewiny Stekla i Adlera […]. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie, to zupełnie nie jestem w stanie odpowiedzieć na Pana list. Stwarza bowiem sytuację, która nawet w ustnej komunika- cji nastręczałaby problemów, natomiast listownie jest zupełnie nie do rozwiązania. My, analitycy, ustaliliśmy między sobą, że żaden z nas nie musi wstydzić się swojej neurozy. Jeśli jednak ktoś za- chowuje się nienormalnie, a głośno wykrzykuje, że jest normalny, budzi podejrzenie, że nie ma świa- domości swojej choroby. Proponuję więc Panu, że- byśmy całkowicie zrezygnowali z prywatnych kontaktów […]. Z pozdrowieniami Pański oddany Freud”6 Mimo zatargu z Freudem Jung pozostanie jed- nak przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa 41/98
  • 43. Psychoanalitycznego, a na wrześniowym kongresie w Monachium zostanie wybrany ponownie zdecy- dowaną większością głosów. Łatwo się domyślić, że sam Freud przyjmie ten wybór ze smutkiem i goryczą. W przeciągu kilku lat był to kolejny na- stępca tronu, który okazał się niewart jego korony. 4 Początkowa luźna znajomość między Trockim a Adlerem już w 1909 zamieniła się w serdeczną przyjaźń. Częściowo za sprawą ich żon. Obie były Rosjankami, tyle że żona Trockiego, Natalia, wy- chowała się w wierze prawosławnej, podczas gdy Raissa Adler była niepraktykującą żydówką. Miały zresztą znacznie więcej wspólnego: obie pochodzi- ły z dość zamożnych rodzin i zostały wysłane na zagraniczne uniwersytety, obie wspierały chorobli- wie ambitnych mężów i miały mocno lewicowe przekonania. Nawiasem mówiąc, przekonania żony podzielał także Adler, który jako jedyny psycho- analityk był członkiem austriackiej Sozialdemokra- 42/98
  • 44. tische Arbeiterpartei (SDAP). Nie podobało się to Freudowi, który zawsze dbał o to, żeby psychoana- liza nikomu nie kojarzyła się z polityką. W 1909, podczas jednego ze środowych spotkań, Adler wy- głosił wykład pod intrygującym tytułem „O psy- chologii marksizmu”, który spotkał się z lodowa- tym przyjęciem. Odtąd marksizm stał się na Berg- gasse tematem tabu. Wieczorami rodzina Trockiego spotykała się czasem z Adlerami na domowych kolacjach, wolne od pracy popołudnia panowie spędzali sami przy kawiarnianym stoliku. Wypada tu dodać, że wie- deńskie kawiarnie miały status wyjątkowy. Rówie- śnik Trockiego, Stefan Zweig, nazywa je we wspo- mnieniach „demokratycznym klubem, dostępnym dla każdego za niewielką cenę filiżanki kawy”. Ekstrawertykom dawało to prawo do niekończą- cych się dyskusji, introwertykom – do gry w sza- chy, pisania listów i rozpasanego czytelnictwa. We wszystkich kawiarniach można było znaleźć prze- gląd tytułów wydawanych w rozmaitych zakątkach 43/98
  • 45. c.k. monarchii, począwszy od „Kurjera Lwowskie- go”, „Czernowitzer Allgemeine Zeitung” i „Prager Tagblatt”, na popularnych wiedeńskich dzienni- kach, takich jak „Wiener Zeitung” czy „Neue Freie Presse”, kończąc, ale te lepsze dysponowały dodat- kowo gazetami niemieckimi, francuskimi, angiel- skimi i włoskimi. Pogrążonym w kawiarnianym żywiole wiedeńczykom usłużni i nienarzucający się kelnerzy donosili tylko co jakiś czas kolejne szklaneczki wody. W rozwarstwionym Wiedniu kawiarnia faktycz- nie była instytucją bardzo demokratyczną, kawiar- niany światek nie ograniczał się bowiem do dziel- nic centralnych. Przybysz z dalekiej Galicji, Joseph Roth, pisze o kawiarnianym życiu w żydowskim i na ogół proletariackim Leopoldstadt. Skromniej- sze kawiarnie rządziły się tam swoimi regułami, a ich atmosfera przypominała bardziej angielski pub: „W Leopoldstadt są dwie duże ulice: Tabor- strasse i Praterstrasse. Praterstrasse jest wręcz wy- tworna […]. Mieszkają tu Żydzi i chrześcijanie. 44/98
  • 46. Jest pozbawiona wybojów, szeroka i jasna. Mieści się przy niej wiele kawiarni. Dużo kawiarni zna- leźć można również przy Taborstrasse. To żydow- skie lokale. Ich właścicielami są w większości Ży- dzi, podobnie klientela. Żydzi chętnie przychodzą do kawiarni, aby poczytać gazety, zagrać w taroka czy w szachy albo robić interesy […]. W żydow- skich kawiarniach spotkać można stojących gości […]. Przychodzą tu regularnie, ale nic nie piją ani nie jedzą. Zdarza się, że wpadają osiemnaście razy z rzędu tego samego przedpołudnia. Mowią głośno i dobitnie, nie przejmują się nikim”. Charakterystyczne dla tamtego Wiednia były ka- wiarnie „środowiskowe”, odwiedzane przez specy- ficzną klientelę wywodzącą się z podobnych śro- dowisk literackich czy artystycznych. Wiadomo było zatem, gdzie można kogo znaleźć, choć takie informacje od czasu do czasu musiały być aktuali- zowane. Kawiarniane upodobania określonych sa- lonów, grup i frakcji, jak również samotnych by- walców potrafiły się zmieniać. W każdym razie je- 45/98
  • 47. śli w 1913 ktoś szukał Trockiego albo Alfreda Ad- lera, wiadomo było, że powinien skierować się do Café Central. Kawiarnia ta, usytuowana w samym sercu mia- sta, przy eleganckiej Herrengasse, należała do naj- bardziej popularnych wiedeńskich lokali. Mimo że bardzo przestronna, była zazwyczaj pełna i zasnuta gęstym dymem z cygar i papierosów. Szczyciła się też największym wyborem prasy – oferowała łącz- nie około dwustu tytułów! Do jej stałych klientów należał ekscentryczny pisarz Peter Altenberg, który jej praktycznie nie opuszczał, oraz austriaccy so- cjaliści Otto Bauer i Karl Renner, którzy każdej so- boty organizowali swoje wieczorki marksistow- skie. Adler i Trocki spotykali się przy kawie, aby podyskutować, pograć w szachy, a czasem dosiąść się do stolika austromarksistów. W przeciwień- stwie do nierzucającego się w oczy i mniej elo- kwentnego Adlera, Trocki z czasem stał się w Café Central rozpoznawalną postacią. Kiedy hrabia Le- opold von Bechtold, austriacki minister spraw za- 46/98
  • 48. granicznych, dowiedział się, że w carskiej Rosji przygotowywana jest rewolucja, miał wykrzyknąć rozbawiony: „I kto, jeśli można wiedzieć, miałby zrobić tę rewolucję? Może Herr Bronstein [praw- dziwe nazwisko Trockiego], który całymi dniami gra w szachy w Central?” Więcej wiary w rewolu- cyjny potencjał Trockiego miał legendarny kelner z Central, Josef, który jednak nie mógł mu daro- wać nieuregulowanego rachunku: „Zawsze wie- działem, że Herr Doktor Bronstein zajdzie w życiu daleko. Ale nie sądziłem, że wyjedzie, nie zapła- ciwszy za swoje ostatnie cztery kawy”. 5 W połowie stycznia do Wiednia przyjechał jesz- cze jeden rewolucjonista. W kieszeni miał paszport wystawiony na nazwisko Stavros Papadopoulos, a kiedy wysiadał na stacji Nordbahnhof, jego roz- biegany wzrok świadczył o tym, że jest w Wiedniu po raz pierwszy. Był rówieśnikiem Trockiego i na- prawdę nazywał się Josef Dżugaszwili, choć po- 47/98
  • 49. cząwszy od 1913, znany był głównie jako Stalin. W jego kilkunastoletniej karierze rewolucjonisty był to już kolejny pseudonim, ale ten brzmiał wreszcie tak, jak trzeba. Podobno pochodził od sta- rogruzińskiego słowa dżuga, czyli „stal”, ale może to tylko legenda. Najważniejsze, że był krótki i wyrazisty, zupełnie jak pseudonim Włodzimierza Iljicza. To zresztą Lenin wysłał go do Wiednia, a Leninowi, jak wiadomo, się nie odmawia. W Wiedniu gościny udzielił Stalinowi Aleksan- der Trojanowski, bogaty rosyjski arystokrata i ofi- cer carskiej armii, który hojnie wspierał bolszewi- ków, za co w nagrodę został po rewolucji miano- wany ambasadorem w Waszyngtonie. Trojanowski mieszkał w Wiedniu ze swoją piękną żoną Eleną Rozmirowicz i sześcioletnią córeczką Galiną w eleganckim apartamencie przy Schönbrunner- schloss Strasse 307 na dalekim Hietzingu (trzynasta dzielnica), gdzie swoje wille mieli również Alma Mahler i Gustav Klimt. Mieszkał tu także nie kto inny, jak sam Franz Josef. Przez okno swojego po- 48/98
  • 50. koju Stalin mógł obserwować ciągnięty przez ósemkę białych koni, ociekający złotem powóz ce- sarza, który codziennie jechał z pałacu Schönbrunn do oficjalnej siedziby w Hofburgu, a po południu wracał spracowany. Nie wiadomo, czy Stalin tracił swój cenny czas na wyprawy do centrum, w każdym razie połącze- nie miał całkiem niezłe. Przejazd dorożką, zwłasz- cza dwukonną, byłby zapewne dość kosztowny, a opłata za taksówkę niewiele niższa, nawet za naj- mniej komfortowy automobil trzeciej klasy z żółty- mi kołami. Na szczęście niedawno oddano do użyt- ku wygodną i tanią elektryczną linię tramwajową (59), łączącą Schönbrunn z Neuer Markt. Pewnie zdarzyło mu się z niej korzystać. Skądinąd wiemy, że mimo trzaskającego mrozu często chodził z Trojanowskimi albo tylko z małą Galiną na spa- cery do pobliskiego parku. Obiecywał, że przywie- zie jej z Kaukazu góry zielonej czekolady, i śmiał się, gdy patrzyła na niego z niedowierzaniem. Po co jednak przyjechał do Wiednia – chyba nie jako 49/98
  • 51. opiekun do dziecka? W końcu Trojanowscy mieli nianię, Olgę, z którą zresztą Stalin próbował flirto- wać, choć bez specjalnego powodzenia. Wszystkie biografie Stalina są zgodne co do jed- nego: Stalin pojechał do Wiednia, aby na polecenie Lenina napisać rozprawę poświęconą tak zwanej kwestii narodowej. Sens tego wyjazdu tłumaczony jest rutynowo tym, że w Wiedniu miał zapoznać się z tym, co mają na ten temat do powiedzenia au- striaccy socjaliści. Ponieważ jego znajomość nie- mieckiego była mocno ograniczona, w przedsię- wzięciu tym miał mu pomóc ówczesny student ekonomii Uniwersytetu Wiedeńskiego, Mikołaj Bucharin. Wszystko układa się w logiczną historię, dopóki nie weźmie się do ręki rozprawy Stalina. Choć tekst napisany jest dość sprawnie, z pewno- ścią nie można nazwać go erudycyjnym. Stalin od- wołuje się praktycznie tylko do dwóch publikacji austromarksistów – są to: Kwestia narodowa a so- cjaldemokracja Otto Bauera i Problem narodowy Rudolfa Springera (pod tym pseudonimem ukry- 50/98
  • 52. wał się Karl Renner, o czym Stalin chyba nie wie- dział). Problem w tym, że obie prace, na które Sta- lin się powołuje, bynajmniej nie były nowościami i od dobrych kilku lat funkcjonowały w przekła- dach rosyjskich. Jedyną, i to dość niepewną po- szlaką, że Stalin miał w ręce któryś z oryginałów, jest przypis: „w przekładzie rosyjskim M. Panina [chodzi o książkę Bauera] jest powiedziane «indy- widualności narodowych» zamiast «właściwości narodowych». Panin błędnie przetłumaczył to miejsce”. Prawdopodobnie jednak przypis ten to wkład Bucharina. Po co więc ta wizyta w Wiedniu? Może Lenin chciał zapewnić gruzińskiemu towarzyszowi sym- patyczny ponadmiesięczny urlop, który mógłby on poświęcić na spisanie swoich refleksji, a Bucharin potrzebny był nie jako tłumacz, lecz jako sekretarz pomagający Stalinowi uporządkować rozbiegane myśli? A może w swej nieskończonej dobroci chciał, żeby jego poczciwy Gruzin po raz pierwszy w życiu zasmakował trochę zachodniej dekadencji, 51/98
  • 53. na którą sam dobrze się już napatrzył? W każdym razie obraz towarzysza Stalina, który z poświęce- niem i zapamiętaniem wertuje w wiedeńskich bi- bliotekach stosy niemieckojęzycznych książek, wydaje się raczej biograficzną fantazją. Potrzebne materiały prawdopodobnie przywiózł ze sobą z Krakowa, a w Wiedniu mógł co najwyżej poroz- mawiać z cytowanymi przez siebie tak chętnie – choć zawsze bardzo krytycznie – Bauerem i Ren- nerem. Wystarczyłby jeden wypad do Café Cen- tral. W Central mógłby się też natknąć na Trockiego, którego już wtedy nie znosił. Ale do spotkania i tak doszło, tyle że w innym miejscu. Trocki tak to wspominał: „Siedziałem sobie przy samowarze w mieszkaniu Skoblewa, nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł nieznany mężczyzna. Był ni- ski… chudy… jego szarobrązowa twarz pokryta bliznami po ospie… W jego oczach nie było cienia życzliwości”. Stalin nalał sobie herbaty i bez słowa wyszedł z pokoju. 52/98
  • 54. Może spotkanie z Trockim nie należało do naj- bardziej udanych, ogólnie jednak wiedeńska misja Stalina zakończyła się sukcesem. Marksizm a kwe- stia narodowa to projekt ZSRR jako więzienia na- rodów, projekt, który kilka lat później udało się wcielić w życie z przerażającą precyzją. Autono- mia narodowa jest „sztuczna i nieżyciowa” – pod- kreślał Stalin – „przygotowuje grunt nie tylko do odosobnienia narodów między sobą, lecz i do roz- drobnienia jednolitego ruchu robotniczego”. Lenin był tego samego zdania, nic dziwnego więc, że był tak zadowolony ze swojego ówczesnego pupila. „Pewien cudowny Gruzin wziął się tu do pracy i pisze dla «Proswieszczenij» wyczerpujący arty- kuł, zebrawszy uprzednio wszystkie materiały au- striackie i inne” – pisał rozentuzjazmowany w li- ście do Maksyma Gorkiego. Tekst ukazał się w nu- merze 3/5 z roku 1913. Dla porządku wypada do- dać, że „Proswieszczenija” redagował i w całości finansował Trojanowski. Wszystko jak w dobrej bolszewickiej rodzinie. 53/98
  • 55. Tego roku Bucharin miał się zaopiekować jesz- cze jednym ważnym gościem. Dwudziestego czwartego czerwca do Wiednia przyjechał z Kra- kowa sam Włodzimierz Iljicz z małżonką. Nadież- da Krupska cierpiała na chorobę Basedowa i miała już wyznaczony termin operacji w Bernie, u Bu- charina zatrzymała się z mężem tylko na jedną noc. Oprowadził ich szybko po centrum i bawił rozmową, potem próbował ugotować coś na kola- cję. Towarzysz Lenin był zadowolony z krótkiego pobytu, a Krupskiej Wiedeń spodobał się znacznie bardziej niż Kraków. 6 W 1913 Adlerowie mieszkali przy Dominika- nerbastei 10, w pierwszej, najbardziej centralnej dzielnicy Wiednia. Był to zdecydowanie bardziej prestiżowy adres niż dotychczasowy, w Leopold- stadt. Przeprowadzka do nowego mieszkania zbie- gła się z decyzją Adlera, by opuścić Freuda, i od- tąd właśnie przy Dominikanerbastei odbywały się 54/98
  • 56. zebrania początkowo niewielkiej grupy jego zwo- lenników. W przeciwieństwie do zwyczajów panu- jących przy Berggasse, gdzie Marta Freud grała rolę troskliwej gospodyni, podającej gościom kawę i częstującej cygarami, Raissa była asystentką męża – dokumentowała przebieg zebrań, a często sama zabierała głos w dyskusjach. W październiku 1912 na jednym ze spotkań pojawiła się Lou An- dreas-Salomé. W Wiedniu Lou była mniej znana niż w Niem- czech, lecz Adler wiedział doskonale, z kim ma do czynienia. Już samo jej imię i nazwisko wystarczy- ły, by większość mężczyzn wprawić w stan lekkie- go oszołomienia. Czyż nie przywoływały bez- wstydnie dwóch najważniejszych findesieclowych ikon: pięknej i demonicznej Salome i grzesznej Lulu? Na Adlerze jednak, który nie był skłonny do romantycznych uniesień, kolosalne wrażenie mu- siała zrobić przede wszystkim bliska relacja, jaka swego czasu łączyła Lou Salomé z Fryderykiem Nietzschem. Przecież to właśnie idee Nietzschego 55/98
  • 57. były podstawą stworzonej przezeń teorii dążenia do przewagi i mocy. Na list Lou z zapowiedzią wi- zyty odpowiedział szarmancko, wiedział bowiem, że w sporze z Freudem warto mieć taką postać po swojej stronie: „Pani list i perspektywa ujrzenia Pani w październiku w Wiedniu są tak blisko ze sobą powiązane w moich myślach, że z góry dzię- kuję Pani zarówno za jedno, jak i drugie. Podziela- łem Pani podziw dla naukowych dokonań Freuda aż do momentu, kiedy coraz mocniej i mocniej na- sze drogi zaczęły się rozchodzić. Jego heurystycz- ny model jest z pewnością ważny i użyteczny jako taki, zawiera w sobie bowiem wszystkie składniki ludzkiej psychiki. Ale jest także prawdą, że szkoła Freuda wzięła seksualną frazeologię za istotę pro- blemu”. Louise, bo tak miała naprawdę na imię, urodziła się w Sankt Petersburgu w 1861 roku, w rodzinie francusko-niemieckiej. Jej ojciec, generał Gustav von Salomé, był oficerem sztabu generalnego ar- mii carskiej. W późniejszym okresie nazywana 56/98
  • 58. była często Rosjanką, ale zawsze identyfikowała się przede wszystkim z kulturą niemiecką, wyje- chała zresztą z Rosji jako młoda dziewczyna. Nie- tzschego poznała w roku 1882. „Chciałem żyć sam. Nad ścieżką przefrunął jednak drogi ptak, Lou, a ja spostrzegłem, że to był orzeł. I zapragną- łem mieć orła przy sobie” – napisał potem w jed- nym z listów. Razem z niemieckim pisarzem i filo- zofem Paulem Rée mieli we trójkę stworzyć inte- lektualną komunę, ale pomysł się nie udał. Pozo- stała z tego tylko pachnąca groteską fotografia, którą znają dobrze wszyscy miłośnicy Nietzschego – przedstawia ona młodą Lou klęczącą na drewnia- nym wozie, z bacikiem w ręce, obok dyszla zaś stoją Nietzsche i Rée. W 1887 poślubiła niemieckiego językoznawcę Carla Friedricha Andreasa. Ten nigdy nieskonsu- mowany związek trwał aż do śmierci Andreasa w roku 1930, a w tym czasie Frau Lou utrzymywa- ła kontakty z innymi mężczyznami. W większości niewinne, ale zdarzyło jej się również kilka pło- 57/98
  • 59. miennych romansów. Najbardziej znana jest jej kilkuletnia przygoda miłosna z młodszym od niej o czternaście lat Rilkem. Poznali się w 1897 i choć trzy lata później nie byli już razem, w ich relacjach do końca pozostał ślad wielkiego uczucia i niezwy- kła wzajemna czułość. „Musi być tak, jak tego pra- gniesz: wyciągam do Ciebie ręce nie tylko jak dawniej, dla zwykłego pozdrowienia, ale odwra- cam dłonie, by przyjąć od Ciebie to, czym mnie zechcesz obdarzyć w 1913”8 – pisała do niego z Wiednia. Kilka dni później nadeszła odpowiedź Rilkego z dalekiej Rondy: „Obyśmy się tylko mo- gli zobaczyć, kochana Lou, to teraz moja najdroż- sza nadzieja”. Słowa te kilkakrotnie podkreślił, a na marginesie dodał: „Moja ostojo, moje Wszyst- ko, jak zawsze”9 . A tak na temat swojej kochanej Lou rozpływał się w liście do księżnej Thurn und Taxis: „[…] ile ta kobieta umie dostrzec wspania- łych rzeczy wokół siebie, jak umie obracać wszyst- ko, co książki i ludzie jej przynoszą w odpowied- nim momencie, w jakieś uszczęśliwiające współro- 58/98
  • 60. zumienie, jak ona wszystko pojmuje, kocha, jak bez lęku zagłębia się w najbardziej rozżarzone ta- jemnice otaczającego świata, które jej nie spalają, lecz opromieniają czystym blaskiem ognia. Nie znam i nie znałem nikogo od owych odległych lat, od tego pierwszego z nią spotkania, o tak nieskoń- czenie wielkim dla mnie znaczeniu, kto by jak ona był z życiem za pan brat”10 . 7 Psychoanalizą interesował się żywo także Lu- dwig Wittgenstein, choć w przeciwieństwie do swojej siostry Margaret Stonborough, zwanej w ro- dzinie Gretl, nigdy nie nawiązał z Freudem bliż- szych kontaktów. Wittgenstein przyjechał do Wiednia w grudniu 1912, po dwudniowej podróży pociągiem z Londynu. Wysiadł na Westbahnhof, tym samym dworcu, z którego w maju 1913 odje- chać miał do Monachium jego szkolny kolega, Adolf Hitler. Prawdopodobnie Adolf i Ludwig nig- dy nie zamienili ze sobą słowa. Hitler, mimo że 59/98
  • 61. starszy o kilka dni, powtarzał klasę, podczas gdy Ludwig poszedł do szkoły rok wcześniej – w szko- le dzieliły ich więc aż dwa lata. Choć w Mein Kampf Hitler wspomina „żydowskiego chłopca”, wobec którego w Linzu „utrzymywał dystans”, warto zauważyć, że ani nazwisko, ani wyznanie, czy wygląd Wittgensteina bynajmniej nie zdradza- ły żydowskiego pochodzenia. W szkole był prze- śladowany, ale raczej ze względu na swój wyniosły styl bycia (zwracał się do kolegów, używając grzecznościowej formy Sie), wyszukany język i podejrzane lektury. Koledzy wołali za nim: „Witt- genstein wandelt wehmütig widriger Winde wegen Wienwärts”11 . Nie jest do końca jasne, dlaczego rodzice wysła- li tam Ludwiga, prawdopodobnie oblał egzaminy wstępne w Wiedniu i prowincjonalny Linz, gdzie wymagania wobec uczniów były mniej surowe, wydał się dobrym rozwiązaniem. Inaczej chłopiec straciłby rok nauki. Ludwig podobno cieszył się z wyjazdu, ale trzyletni pobyt w Linzu okazał się 60/98
  • 62. dość traumatycznym doświadczeniem. Zarówno rodzina nauczyciela doktora Strigla, jak i koledzy to był kompletnie inny świat niż ten, do którego przywykł w Wiedniu. Jeśli kiedyś wspominał ten pobyt z nostalgią, to wyłącznie za sprawą swojej pierwszej romantycznej miłości, którą był nastolet- ni syn Strigla, Pepi. W Linzu mało kto zdawał sobie sprawę, że oj- ciec Ludwiga, Karl Wittgenstein, właściciel au- striackiego kartelu stalowego, należy do najzamoż- niejszych ludzi nie tylko w c.k. monarchii, ale w całej Europie. Ludwig wychował się w pełnym przepychu domu, który nazywany był nie bez zło- śliwości Palais Wittgenstein. Ten niezwykły gmach, wybudowany w połowie XIX stulecia przez hrabiego Nako, był nie tylko domem rodzin- nym, ale także reprezentacyjnym biurem, którego pomieszczenia znajdowały się na pierwszym pię- trze. Nawiasem mówiąc, Palais Wittgenstein mie- ścił się przy Allegasse pod numerem 16, zaledwie 61/98
  • 63. kilka kroków od apartamentu zajmowanego przez Szymanowskiego i Fitelberga. Wstępu bronił ubrany w liberię odźwierny, a dom wypełniony był nie tylko kosztownymi me- blami, lecz także cennymi dziełami sztuki. Karl Wittgenstein nie był wielkim znawcą malarstwa, ale z pewnością bardzo hojnym mecenasem, spon- sorował na przykład budowę gmachu Secesji. Dom przy Allegasse był również pełen muzyki. Witt- genstein wspominał kiedyś, że pamięta z dzieciń- stwa siedem fortepianów, prawdopodobnie trochę przesadził, ale i tak było ich pewnie więcej niż w pałacu Schönbrunn. W wytwornym pokoju mu- zycznym muzykowali wieczorami gospodarz domu (na skrzypcach) i jego małżonka (na fortepianie), regularnie odbywały się też koncerty, często w naj- świetniejszej obsadzie. Przyjacielem domu i czę- stym gościem był Johannes Brahms, a w później- szym okresie – Gustav Mahler, Richard Strauss i Bruno Walter. Trudno się zatem dziwić, że star- szy brat Ludwiga postanowił zostać pianistą, czym 62/98
  • 64. zresztą wcale nie ucieszył ojca. Wielki talent mu- zyczny zdradzał wcześniej najstarszy z braci, Jo- hannes, który popełnił samobójstwo w roku 1902. Później w jego ślady pójdą dwaj inni bracia, Ru- dolf (w 1904) i Konrad (w 1918). Niełatwo dociec, czy zaważył na tym bardziej chłodny klimat ro- dzinnego domu, czy specyficzny duch epoki. Myśli samobójcze nie opuszczały zresztą także młodego Ludwiga. Za granicę wyjechał już w 1906, aby studiować na politechnice berlińskiej, później wybrał studia aeronautyczne w Manchesterze, aby w końcu od- kryć w sobie zainteresowania filozoficzne i trafić do Cambridge, do Bertranda Russella. Po raz pierwszy spotkali się w październiku 1911, kiedy Ludwig, nie zapowiadając wcześniej swojej wizy- ty, zapukał do drzwi sławnego już wtedy i niemal dwadzieścia lat odeń starszego uczonego. W liście do swojej kochanki, Lady Ottoline Morrell, Russell określił Ludwiga jako nieznanego Niemca, który słabo mówi po angielsku, ale za nic w świecie nie 63/98
  • 65. chce się porozumiewać w ojczystym języku. Po- zwolił mu bywać na swoich wykładach, ale ten ści- gał go także później, zaskakując nieraz swoimi wieczornymi odwiedzinami. Był irytujący i męczą- cy, ale nie minęło pół roku, a Russell zaczął do- strzegać coraz wyraźniej talent młodego Ludwiga i nawet go polubił. Z czasem zaczął w nim widzieć nie tylko swego ucznia, ale i następcę. Po latach wspominał z typowym angielskim humorem po- czątek ich wspólnej drogi: „Pod koniec pierwszego semestru przyszedł do mnie i spytał: «Czy może mi pan powiedzieć, czy jestem skończonym idiotą, czy nie?» Odpowiedziałem: «Mój drogi chłopcze, skąd mogę wiedzieć? Dlaczego mnie o to pytasz?» A on na to: «Bo jeśli jestem skończonym idiotą, zostanę aeronautą, a jeśli nie, zostanę filozofem». Poleciłem mu, żeby podczas przerwy wakacyjnej napisał mi coś z dziedziny filozofii i wtedy będę mógł rozstrzygnąć, czy jest skończonym idiotą, czy nie. Na początku następnego semestru przy- niósł mi odrobione zadanie. Po przeczytaniu 64/98
  • 66. pierwszego zdania zakomunikowałem mu: «Nie, nie powinieneś zostawać aeronautą». I nie został”. Ludwig wrócił do Wiednia na wieść o błyska- wicznie pogarszającym się stanie zdrowia ojca. Siedem lat wcześniej lekarze rozpoznali u Karla Wittgensteina raka jamy ustnej, co nie powstrzy- mało go w najmniejszym stopniu od palenia ku- bańskich cygar, które uwielbiał. Teraz miał za sobą kolejną z serii operacji. Usunięto mu fragment żu- chwy, część podniebienia i prawie cały język. Po- dobne męczarnie przechodzić miał dwadzieścia lat później inny miłośnik cygar, Zygmunt Freud, który parokrotnie rzucał palenie, ale zawsze do niego po- wracał. W grudniu wydawało się, że wszystko jest kwe- stią dni, przy łożu umierającego patriarchy stale czuwały żona oraz najstarsza i najukochańsza cór- ka, Hermine. Jak łatwo się domyślić, mimo zbliża- jących się świąt atmosfera w domu była nie do zniesienia. Ludwig nie mógł znaleźć sobie miejsca, w kolejnych listach opisywał Russellowi rozwój 65/98
  • 67. sytuacji i zastanawiał się, czy wracać do Anglii, czy czekać na rozwój wydarzeń. Zdecydował się czekać, ale Karl długo opierał się śmierci. Odszedł 20 stycznia, a o jego ostatnich chwilach dowiadu- jemy się z listu Ludwiga: „Mój ojciec umarł wczo- raj po południu. Miał najpiękniejszą śmierć, jaką mogę sobie wyobrazić; odszedł bez najmniejszego bólu, zasnął niczym dziecko”. Wkrótce Wittgenstein był już z powrotem w Cambridge. W marcu po raz pierwszy zobaczył swoje nazwisko w druku, pod recenzją książki The Science of Logic Petera Coffeya w „The Cambrid- ge Review”. Była miażdżąca, Ludwig bez litości wyliczał najpoważniejsze błędy autora, kończąc tekst konstatacją: „The worst of such books is that they prejudice sensible people against the study of logic”12 . W Cambridge czuł się jednak coraz go- rzej, narzekał na obezwładniającą atmosferę „po- wierzchownego intelektualizmu”. We wrześniu wraz z przyjacielem Davidem Pin- sentem odwiedzi Norwegię. Jest zachwycony 66/98
  • 68. i chce tu koniecznie wrócić. W październiku, po krótkim pobycie w Wiedniu, wyjeżdża po raz ko- lejny, tym razem wynajmuje niewielki dom na od- ludziu, w miejscowości Skjølden. Właśnie tutaj, w Norwegii, powstanie jego dzieło o logice. Witt- genstein chce spędzić w Skjølden całą zimę, choć jeszcze nie wie, jakich mrozów może się tu spo- dziewać. O tym, że jest wiedeńczykiem, przypomi- nają mu regularnie dostarczane przez miejscowego listonosza kolejne numery „Die Fackel” Karla Krausa. W grudniu przyjedzie do Wiednia raz jesz- cze, choć z ogromnymi oporami. Matka i Gretl przekonują go jednak, że powinien spędzić święta z rodziną. 67/98
  • 69. Luty 1 Gdyby w 1913 przeprowadzić w Wiedniu dzien- nikarską sondę, kto jest największym żyjącym au- striackim dramaturgiem, wygrałby bezdyskusyjnie Arthur Schnitzler. Jego sztuki grały dwa najważ- niejsze wiedeńskie teatry: Burgtheater i Deutsches Volkstheater, a równolegle wystawiano je też w Berlinie. Dziś to postać anachroniczna i poza Austrią, gdzie nadal jest chętnie oglądany, zapo- mniana. Przypomniał o niej na chwilę Stanley Ku- brick, adaptując do swojego ostatniego filmu popu- larną niegdyś nowelę Jak we śnie. Kwestia ewentu- alnej aktualności i uniwersalności tego pisarstwa nie ma tu jednak największego znaczenia. Istotne jest to, że pisząc o Wiedniu roku 1913, Schnitzlera pominąć nie sposób. Nie tylko ze względu na jego
  • 70. pozycję literacką w tym czasie, ale też dlatego, że jest to rok bardzo ważny w jego karierze. Po pierwsze, właśnie ze względu na jego krótki, ale intensywny romans z filmem. W tym czasie kino przestaje być rozrywką wyłącznie proletariac- ką i coraz wyraźniej zaczyna przyciągać miesz- czaństwo. Powstają nowe, eleganckie sale kinowe, na przykład wiedeńskie Graben Kino z wygodnymi pluszowymi fotelami, obitymi wytwornym jedwa- biem ścianami i małą orkiestrą filmową zamiast standardowego pianina. W niezwykłym tempie ro- śnie też liczba kin – o ile na początku wieku są w Wiedniu trzy (jak je wtedy nazywano) kinema- tografy, o tyle w 1913 jest ich już prawie sto pięć- dziesiąt! Zwrot symbolizuje również dokonujące się wtedy przejście od filmów jednoszpulowych, trwających góra piętnaście minut, kierowanych do widza, który „i tak nie będzie w stanie dłużej wy- siedzieć”, do filmów pełnometrażowych, niekiedy niepozbawionych ambicji artystycznych. 69/98
  • 71. Kiedy się czyta dzienniki Schnitzlera, można za- uważyć, że właśnie w latach 1912–1913 kino stop- niowo staje się jedną z jego ulubionych rozrywek. Śledzi rozwój kinematografii prawie od początku – pierwsza wzmianka o wizycie w „kinematografie” pojawia się w Dzienniku już w roku 1904, ale nie- stety bardzo rzadko dzieli się swoimi wrażeniami, czasem złości się tylko, że jakaś kiczowata scena wywołała u niego łzy wzruszenia. Prawdopodobnie część tych starych filmików nie zasługuje nawet na najkrótszą wzmiankę, ale w 1913 pojawiają się już produkcje bardziej interesujące, zarówno pod względem literackim, jak i wizualnym, jak choćby Student z Pragi czy Der Andere. Reżyserzy nawią- zywali wtedy najczęściej do sprawdzonych już wzorców literackich, ewentualnie przetwarzając je po swojemu: Der Andere na przykład wykorzystu- je Stevensonowski motyw Doktora Jekylla i pana Hyde’a, Student z Pragi nawiązuje do Fausta. Niemcy i Austriacy chętnie sięgają również po Grillparzera i E. T. A. Hoffmanna. 70/98
  • 72. Popularne i śmiałe obyczajowo dramaty Schnit- zlera w pierwszej chwili też wydają się wspania- łym materiałem filmowym. I faktycznie są, ale nie- koniecznie dla kina niemego, które gdzieś po dro- dze gubiło finezyjny dialog. Debiutujący jako sce- narzysta Schnitzler postanowił sprostać wyzwaniu, zastępując intrygę literacką ciągiem obrazów, pro- ducent jednak z uporem obstawał przy użyciu plansz, które miały pomóc widzowi w orientacji. Szybko okazało się, że jego wizja wyrafinowanego artystycznie kina wyprzedzała znacznie swój czas. Nie mogąc dogadać się z austriackim studiem Wie- ner Kunstfilm, dramaturg zaczął rozmowy ze skan- dynawską wytwórnią Nordisk, ale i tam napotkał trudności. Piątego lutego 1913 pisze zirytowany do producenta Karla-Ludwiga Schrödera: „W Pań- skim liście z trzeciego niepokoi mnie, kiedy pisze Pan o moim życzeniu, żeby możliwie całkowicie zrezygnować z plansz tekstowych i listów w filmie Miłostka. Otóż nie możliwie, ale całkowicie; jaki- kolwiek tekst wiążący obrazy, listy lub plansze do 71/98
  • 73. poszczególnych scen w żadnym wypadku nie może pojawić się w filmie. Opracowałem treść sztuki w taki sposób, żeby zrozumiała była wyłącznie na podstawie obrazu. Jeśliby pojawiły się jeszcze nie- jasności, to chętnie poczynię dodatkowe zmiany, aby fabuła znów stała się czytelna. Ale skoro Pan z uporem wraca do tematu tych nieznośnych listów i plansz z napisami, to czym miałby odróżniać się ten tak zwany film literacki od innych, stworzo- nych dotychczas? Właściwa fabuła ze swej natury zawsze będzie w pewnym stopniu zapożyczeniem, więc jedynie bezwzględna surowość formy będzie odróżniała film artystyczny od pozostałych. Jestem zdania, że tylko taki film będzie mógł rościć sobie prawo do miana artystycznego, który składa się z samych przez się zrozumiałych obrazów”13 . Ostatecznie dochodzą do ugody. Film będzie rozpowszechniany w Danii pod dźwięcznym tytu- łem Elskovsleg, tymczasem Schnitzler postanowił w przyszłości unikać pisania scenariuszy. Kolejne lata, a zwłaszcza początek epoki filmu dźwiękowe- 72/98
  • 74. go, przyniosą jednak wiele nowych ekranizacji. Choć kinomani kojarzą Schnitzlera przede wszyst- kim z Maksem Ophülsem i jego poetycką adapta- cją filmową Korowodu (La Ronde) z 1950 roku, filmów na motywach jego twórczości powstały dziesiątki. Znakomitym materiałem dla kina wydaje się Schnitzlerowska nowela Beata, która ukazała się właśnie w 1913, ale jej treść była zbyt śmiała oby- czajowo, żeby w tamtym czasie ktoś odważył się ją sfilmować. Potrzebna była rewolucja seksualna. W latach siedemdziesiątych do ekranizacji Beaty zaczął się przymierzać nie kto inny, jak Andrzej Wajda. Panią Beatę miała zagrać Romy Schneider. Wybór był dość oczywisty, nie dość, że urodziła się w Wiedniu i występowała już w jednej ekrani- zacji Schnitzlera, to jeszcze w 1969 zagrała podob- ną rolę (uwodzącej syna matki) w filmie My Lover, My Son. Ostatecznie jednak powstał Człowiek z marmuru. 73/98
  • 75. 2 Podczas gdy Schnitzler wiódł życie dostatnie, grywając w tenisa, jadając w najlepszych wiedeń- skich restauracjach i podróżując po Europie, młod- szy od niego o dwanaście lat Arnold Schönberg ra- dził sobie tak fatalnie, że jego uczeń Alban Berg kilkakrotnie musiał organizować dla swojego mi- strza zbiórkę pieniędzy. W końcu mistrz nie wy- trzymał, spakował walizkę i ku wielkiemu rozżale- niu uczniów i nielicznych zwolenników przepro- wadził się do Berlina, gdzie jego talent ceniono znacznie wyżej. Paradoks polega na tym, że dopiero wtedy, gdy stał się berlińczykiem, Wiedeń wreszcie się w nim zakochał. A stało się to 23 lutego 1913 za sprawą prawykonania jego monumentalnych Gurrelieder. Ta potężna trzyczęściowa kantata, rozpisana zosta- ła na głosy pięciu solistów, chór i orkiestrę. Tekst opiera się na poezji duńskiego pisarza Jensa Petera Jacobsena, a opowiada rozgrywającą się w śre- 74/98
  • 76. dniowieczu tragiczną historię miłosną duńskiego króla Waldemara i jego kochanki Tove, która zo- staje zamordowana przez zazdrosną królową. Ca- łość rozgrywa się na zamku Gurre, stąd tytuł dzie- ła, który można przetłumaczyć jako Pieśni z Gur- re. Nawiasem mówiąc, utwór ma trochę dziwną hi- storię: Schönberg skomponował go już w 1901, ale bez orkiestracji. Dopiero kiedy w 1910 nadarzyła się okazja zaprezentowania podczas koncertu pierwszej części kompozycji w wersji fortepiano- wej, nagle zrozumiał, że dzieło to bezwzględnie zasługuje na pełną, orkiestrową oprawę. W 1913 Gurrelieder miał poprowadzić dobry znajomy Szymanowskiego, Franz Schreker, a naj- ważniejsza partia Waldemara przypadła kuzynowi kompozytora, Hansowi Nachodowi. Prawdopodob- nie większość widzów liczyła skrycie na kolejną porażkę Schönberga, siedzieli jednak kompletnie oczarowani. Był to zupełnie inny Schönberg niż ten, którego z poświęceniem wygwizdywali dotąd na koncertach. Muzyka była dostojna i liryczna za- 75/98
  • 77. razem, brzmiała jak Wagner, którego wciąż kocha- li. Dopiero trzecia część przyniosła rozwiązania niemieszczące się w dziewiętnastowiecznej estety- ce, ale w najgorszym razie przypominało to ekstra- wagancje Mahlera. Kiedy wybrzmiewał jeszcze za- rezerwowany na wielki finał bombastyczny Hymn do słońca, publiczność zerwała się z miejsc i za- częła długą owację, przerywaną entuzjastycznymi okrzykami: „Schönberg! Schönberg!” Sukces był tak oszałamiający, że Schönberg nie bardzo wiedział, jak się zachować. Był zbyt zgorzkniały i zbyt pamiętliwy, żeby się cieszyć. Kiedy w końcu wyciągnięto go z fotela i mimo jego usilnych protestów wprowadzono na scenę, odwrócił się plecami do publiczności, ukłonił się nisko Schrekerowi, a potem orkiestrze i zniknął. Wiedeńskiej publiczności nie zamierzał dzięko- wać. Potem tak wspominał swoje odczucia: „By- łem raczej obojętny, a może nawet trochę zły. Wie- działem, że ten sukces nie będzie miał wpływu na odbiór moich późniejszych dzieł. Podczas minio- 76/98
  • 78. nych trzynastu lat rozwinąłem swój styl w takim stopniu, że przeciętnemu słuchaczowi wydaje się on nie mieć żadnego związku z [moją] wcześniej- szą muzyką. Muszę walczyć o każdą nową kompo- zycję, w sposób odrażający byłem obrażany przez krytyków, utraciłem przyjaciół i kompletnie straci- łem wiarę w ich osąd. Wiedziałem, że stoję zupeł- nie sam naprzeciw świata pełnego wrogów”. Jakkolwiek w tych gorzkich słowach jest sporo prawdy, jest w nich też trochę przesady. Na pewno u jego boku stali jego uczniowie Berg i von We- bern, a bardziej otwarta publiczność czekała na niego w Berlinie. Ale i na wiedeńskim koncercie znaleźli się koneserzy, którzy w Gurrelieder dece- nili nie tylko wagnerowską stylistykę, lecz także nowe rozwiązania. Szymanowskiego na przykład zaintrygowała zastosowana tu po raz pierwszy przez Schönberga technika Sprechstimme, rozwi- nięta z tradycyjnego recytatywu. Zastosuje ją w operze Hagith, nad którą pracuje w 1913. 77/98
  • 79. 3 Z nazwiskiem Schönberga wiedeńczykom koja- rzyła się wtedy nie tylko muzyka, której nijak nie potrafili zrozumieć, ale i wielki skandal, który wstrząsnął Wiedniem kilka lat wcześniej. Skandal, który wywołał zresztą nie on sam, lecz jego nie- dawno poślubiona żona, a zarazem siostra najbliż- szego przyjaciela, Alexandra von Zemlinsky’ego, Mathilde. Była to tragedia miłosna przewyższająca dramatyzmem historię z zamku Gurre. Wiosną 1906 po jednym z koncertów podszedł do Schönberga młody, dwudziestotrzyletni wów- czas mężczyzna i przedstawił się jako Richard Gerstl. Spytał, czy kompozytor nie zechciałby mu pozować do portretu. Wcześniej złożył już tę samą propozycję Mahlerowi, ten jednak zdecydowanie odmówił. Schönberg zgodził się po kilku dniach namysłu, wypytując znajomych, czy wiedzą coś o młodym malarzu. Dla młodego artysty, który na znak protestu opuścił konserwatywną wiedeńską 78/98
  • 80. Akademię, malowanie sławnych, lub choćby tro- chę znanych postaci było sposobem, aby zaistnieć. Nawiasem mówiąc, pierwszym nauczycielem Ger- stla na studiach był Christian Griepenkerl, który z uroczą bezpośredniością określił malarstwo swe- go ucznia jako „sranie po śniegu”. Potem na Grie- penkerla trafić miał Schiele… Wkrótce Gerstl stał się regularnym gościem w mieszkaniu Schönbergów przy Liechtenstein- strasse. Kompozytor pozował mu, siedząc na oto- manie, w rogu swojego oklejonego paskudną zielo- ną tapetą pokoju. Młody artysta okazał się inteli- gentnym i błyskotliwym rozmówcą, podzielającym w dodatku niektóre poglądy gospodarza na temat sztuki i filozofii. Dzieląca ich poważna różnica wieku zdawała się nie mieć znaczenia. Nic dziwne- go, że wizyty nabrały charakteru bardziej towarzy- skiego niż biznesowo-artystycznego. Richard za- przyjaźnił się też z innymi domownikami, Mathil- de oraz jej czteroletnią wówczas córką Trudi. Kil- ka tygodni później malował już drugi obraz, przed- 79/98
  • 81. stawiający całą rodzinę, i wzruszył Schönberga, odmawiając przyjęcia honorarium. Mathilde pozo- wała mu, siedząc za stołem, w ten sposób dyskret- nie zasłaniała widoczną już wtedy drugą ciążę. Stopniowo Gerstl zaprzyjaźnił się nie tylko z Schönbergami, ale i z całym ich otoczeniem. Na- malował portret siostry Berga, Smaragdy, oraz jed- nego z przyjaciół Weberna. Na wiosnę przyszła kolej na portret Mathilde. Z obrazu na obraz Gerstl malował coraz pewniej i lepiej, stopniowo odnaj- dując własny ekspresjonistyczny styl, o parę lat wyprzedzając Oskara Kokoschkę i Egona Schiele. Kiedy latem tego samego roku całe towarzystwo wybierało się na wspólne wakacje nad jeziorem Traunsee, Gerstl również został zaproszony. Na wakacjach namalował kilka pejzaży oraz parę no- wych portretów, które coraz bardziej zdradzały skalę jego talentu. To właśnie w tym okresie Schönberg poprosił Richarda, żeby został jego nauczycielem malar- stwa. Kompozytor okazał się niezwykle pojętnym 80/98
  • 82. uczniem, a wspólne lekcje jeszcze bardziej pogłę- biły więź między mężczyznami. Problem w tym, że w tym samym czasie równie intensywna więź zawiązała się między Gerstlem a Mathilde, która także zapragnęła zostać malarką. Richard był nie tylko dziewięć lat młodszy od jej męża, ale też o dwadzieścia centymetrów wyższy i niestety przy- stojniejszy. Kiedy Schönberg wreszcie zrozumiał grozę sy- tuacji i spróbował przemówić przyjacielowi do rozsądku, było już za późno. Gerstl wynajął pra- cownię przy Liechtensteinstrasse 20, kilka kroków od mieszkania Schönbergów, a Mathilde odwie- dzała go prawie codziennie mimo wyraźnego zaka- zu męża. Stała się ulubioną modelką Gerstla, tym- czasem Schönberg siedział w mieszkaniu z dwie- ma córkami i zastanawiał się, czy żona już go zdra- dziła, czy zrobi to dopiero następnym razem. Tak mijały kolejne miesiące i znowu nadeszło lato. I kolejny wyjazd nad Traunsee. Tym razem jednak sytuacja zdecydowanie wymknęła się spod 81/98
  • 83. kontroli. Kiedy Schönberg przyłapał żonę in fla- granti, uciekła z kochankiem do Wiednia. Długo nie mógł otrząsnąć się z szoku, ale równie zszoko- wany był cały artystyczny Wiedeń. Mężowie zo- stawiający żony – takie rzeczy były na porządku dziennym, ale żona zostawiająca męża, a w dodat- ku dzieci – to było coś zupełnie nowego! Najwy- raźniej oznaczało początek nowej, straszliwej epo- ki. Niewdzięcznej roli mediatora pomiędzy małżon- kami podjął się Anton von Webern. Przez dłuższy czas próbował nakłonić Mathilde, aby wróciła do domu, jeśli nie ze względu na męża, to przynajm- niej dla dzieci. W końcu uległa. Richard tymcza- sem utracił nie tylko kochankę, ale jak się miało szybko okazać, cały dotychczasowy krąg znajo- mych. Świat, który przez dwa lata udało mu się wokół siebie zbudować, nagle przestał istnieć, roz- wiewały się marzenia o karierze. Nie było nikogo, kto stanąłby po jego stronie. Gerstl nie był w stanie tego udźwignąć, 4 listopada 1908 spalił większość 82/98
  • 84. swoich prac i powiesił się w pracowni naprzeciw- ko wielkiego lustra, które wykorzystywał wcze- śniej przy malowaniu swoich niesamowitych auto- portretów. Legenda mówi, że dla pewności pchnął się nożem w serce. Schönberg również myślał o samobójstwie. Zdrada była tym bardziej bolesna, że został zdradzony podwójnie, także przez bli- skiego przyjaciela, któremu ufał z chłopięcą naiw- nością. Długo nie mógł podnieść się z rozpaczy, ale cierpienie udało mu się przekuć w sztukę. Żo- nie jednak nie wybaczył nigdy, Mathilde miała go zresztą zdradzić jeszcze raz, w 1920, kiedy zako- chała się w pewnym dobrze zapowiadającym się tenorze. 4 Przez kilka lat Wiedeń czekał niecierpliwie na kolejną historię miłosną, którą mógłby się gorszyć i fascynować zarazem. W 1912 oczekiwania te spełnili Alma Mahler i Oskar Kokoschka. 83/98
  • 85. Poznali się na przyjęciu u ojczyma Almy, Carla Molla, artysty może nie najwyższej klasy, ale w tamtym czasie ogromnie wpływowego. W Wiedniu znał wszystkich, których znać trzeba, z Gustavem Klimtem na czele, był też dyrektorem prestiżowej galerii. Moll zobaczył obrazy Koko- schki na otwartej właśnie w Wiedniu wystawie i zapragnął, aby ten namalował jego portret, a przy okazji może portret Almy. Zaprosił go na uroczy- stą kolację do swej wytwornej rezydencji na Hohe Warte. Jej orientalny przepych oszołomił i onie- śmielił Oskara, który we wspomnieniach pisał o perskich dywanach, japońskich wazach i bukie- tach pawich piór. „Da ist ein junger, genialer Kerl”14 – tak Moll przedstawił artystę Almie i ta od razu spojrzała na Kokoschkę inaczej. Taka już była – miała słabość do geniuszy. W swojej autobiografii Kokoschka utrzymuje, że Alma („młoda i uderzająco piękna w swej żało- bie”) zakochała się w nim od pierwszego wejrze- nia. Ona we wspomnieniach twierdzi coś zupełnie 84/98
  • 86. innego. Obie relacje są zapewne w dużej mierze konfabulowane, ale wersja Almy jest zdecydowa- nie zabawniejsza: „Przyniósł szorstki papier i chciał rozpocząć szkic. Ja jednak po krótkiej chwili oznajmiłam, że nie zamierzam tak siedzieć i pozwalać na siebie patrzeć, po czym zapytałam, czy mogłabym w trakcie grać na fortepianie. Zaczął rysować, wciąż przerywały mu ataki kaszlu, a gdy próbował niepostrzeżenie schować chusteczkę, dostrzegłam plamy krwi. Miał podarte buty i znoszony garnitur. Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, mimo to i tak nie mógł rysować. Podnieśliśmy się – i nagle on objął mnie gwał- townie. Zrobił to w sposób zupełnie dla mnie obcy… Nie odpowiedziałam na jego uścisk, jednak wydawało się, że akurat to na niego działa. Wypadł z pokoju, a po godzinie trzymałam w rękach przepiękny list miłosny z prośbą o moje względy”15 . 85/98
  • 87. 86/98
  • 88. EGON SCHIELE Portret Arnolda Schönberga Lou Andreas-Salomé na stronie obok: Alma Mahler 87/98
  • 89. 88/98
  • 90. 89/98
  • 91. Dziś czyta się to trochę jak fragment romansu Rodziewiczówny. Z zastosowanych przez Almę efektów teatralnych wyśmiewał się biograf artysty Frank Whitford. Skąd, na Boga, ta krew na chus- teczce? I te łachmany u zawsze nieskazitelnie wy- stylizowanego dandysa! Tak czy inaczej, w powie- trzu musiało iskrzyć, bo nie minął tydzień, a Oskar i Alma już ze sobą sypiali. Alma okazała się w tym względzie bardzo nowoczesna. A wcale się nie za- powiadało! Jako młoda dziewczyna pisała w swo- im sekretnym dzienniku: „Obserwowałam psy, kie- dy to robią, zawsze oburzałam się, widząc te ich zamachowe ruchy. No cóż, to jest właściwe psom, pieskie, a teraz Louise mówi mi, że ludzie robią to tak samo. Klimt nazywa to, to obskakiwanie, wchodzeniem w siebie. Jestem oburzona i znie- smaczona. Nie, nie ma człowieka, z którym bym to zniosła. Czy ludzie też robią przy tym takie głupie miny jak psy? Łe-ee”16 . 90/98
  • 92. 5 Trzeba przyznać, że Alma wiedziała, w kim się zakochać. Kokoschka był niezwykle utalentowa- nym artystą, nie tylko oryginalnym, ale też zdu- miewająco wszechstronnym. Malował, rzeźbił, pi- sał dramaty i poezje. W przeciwieństwie do Egona Schiele, bardzo wcześnie wyzwolił się z findesiec- lowej estetyki. Już jako dwudziestolatek wydawał się artystą osobnym. Jego obrazy budziły skrajne reakcje. Takiej sztuki nikt wcześniej nie widział, a wielu wolałoby nigdy nie zobaczyć. Dzisiaj przy- zwyczajeni jesteśmy w sztuce do najbardziej rady- kalnych eksperymentów, ale ówczesnej publiczno- ści wiedeńskiej nawet Klimt wydawał się szokują- cy. Nie dziwi więc tak bardzo, że salę Kokoschki na wiedeńskim Kunstschau w 1908 roku szybko ochrzczono mianem „gabinetu grozy”. Później bę- dzie jeszcze lepiej. Arcyksiążę Franciszek Ferdy- nand (ten sam, który zginie potem od kuli serbskie- go zamachowca w Sarajewie) na widok jednego 91/98
  • 93. z dzieł Kokoschki miał podobno wykrzyknąć: „Ten człowiek zasługuje na to, aby połamać mu wszystkie kości!” Podobnie jak w wypadku Richarda Gerstla, spo- sobem na sukces miały być portrety znanych ludzi. O ile jednak Gerstlowi nie udało się zaistnieć poza elitarnym światem muzycznej awangardy, o tyle Kokoschka miał szczęście spotkać ludzi, którzy w ciągu kilku lat wykreowali go na wschodzącą gwiazdę Nowej Sztuki. Ludźmi tymi byli Adolf Loos i Karl Kraus. Loos zauważył Kokoschkę już w roku 1908. Był wtedy powszechnie znanym, choć wcale nie powszechnie szanowanym archi- tektem, który bezwstydnie uwodzicielską secesję chciał zastąpić surowym modernizmem. Jego bo- daj najgłośniejszym projektem miał się okazać tak zwany Looshaus przy Michaelerplatz, w samym sercu miasta, zaprojektowany w 1909, a oddany do użytku dwa lata później. W Wiedniu mówiło się, że cesarz, nie chcąc patrzeć na ten scheussliches Haus, postanowił używać innego wyjścia z Ho- 92/98
  • 94. fburgu. Jak głosi legenda, kazał też zabić deskami wychodzące na plac okna pałacu. Loos niewątpliwie był nowatorem, o ładną deka- dę wyprzedzającym swój czas, a w młodszym od siebie o szesnaście lat artyście dostrzegł pokrewną duszę. Nie bez znaczenia był również fakt, że oj- ciec Kokoschki pochodził z Pragi, tymczasem Loos urodził się Brnie. Ten czeski łącznik, najczę- ściej pomijany w publikacjach angielskich i nie- mieckich, miał niebagatelne znaczenie w ich bar- dzo bliskiej i serdecznej przyjaźni. Po wojnie obaj zresztą przyjmą obywatelstwo Czechosłowacji. Dzięki staraniom Loosa w ciągu kilku lat Koko- schka stał się w Wiedniu postacią znaną. Niestety jego sytuacja do złudzenia przypominała sytuację Schönberga. Był znany, ale serdecznie nielubiany. Praktycznie jedynym wiedeńskim pismem, w któ- rym można było znaleźć pochwałę jego malarstwa, było „Die Fackel”, wydawane i redagowane przez najbliższego przyjaciela Loosa, Karla Krausa. Dla porządku wypada jednak dodać, że „Die Fackel” 93/98
  • 95. czytali wówczas w Wiedniu prawie wszyscy spo- śród tych, którzy czytać potrafili. Kraus umiał być sarkastyczny i dowcipny, a przy tym zawsze aktu- alny. Uwielbiał wkładać kij w mrowisko i robił to zawsze z wielkim talentem. Można przyjąć, że Kokoschka był zbyt awangar- dowy, aby poznali się na nim konserwatywni kry- tycy, ale nie jest to cała prawda. Jednym z najza- cieklejszych wrogów artysty był piszący dla lewi- cowego „Arbeiter Zeitung” Arthur Roessler, który uchodził za proroka „nowej sztuki”. Kłopot w tym, że jego ulubieńcem, a potem także przyjacielem był Egon Schiele. Schielego traktował Roessler jako własne odkrycie i za punkt honoru stawiał so- bie wykazanie, że ci, których lansują inni, pozba- wieni są talentu w sposób wręcz kliniczny. Znacznie lepszą prasę miał Kokoschka w Niem- czech. Właśnie stamtąd nadeszły w końcu słowa, na które artysta czekał od dawna – został oficjalnie namaszczony na geniusza, i to nie byle gdzie, bo w prestiżowym „Zeitschrift für bildende Künste”: 94/98
  • 96. „To pierwszy wiedeński malarz, o którym powie- dzieć można, że jest genialny. Na pewno nie spodoba się każdemu, bo jest w nim niezwykła oryginalność. Prawdopodobnie Niemcy nie widzia- ły niczego tak dzikiego i fantastycznego od czasu śmierci Grünewalda”. Podsumowaniem dotychczasowej twórczości Kokoschki miała być książka, której wydania oczekiwał w 1913 z wielką niecierpliwością. Rok wcześniej dzięki Almie poznał niemieckiego praw- nika Paula Stefana Grünfeldta, który jednocześnie realizował się jako krytyk muzyczny i znawca sztuki. Wcześniej wydał już biografię Mahlera, Alma pomyślała więc zapewne, że najwyższy czas wypromować aktualnego kochanka. Ostatecznie wydana w Lipsku książka Oskar Kokoschka: Dra- men und Bilder miała się okazać antologią drama- tów i wyborem słabych niestety reprodukcji, nie monografią artystyczną jak wcześniej planowano. Tak czy inaczej, tego rodzaju publikacja w wypad- ku dwudziestosześciolatka dopiero zaczynającego 95/98
  • 97. karierę była ogromnym wyróżnieniem. Dla Koko- schki książka ta była ważna podwójnie ze względu na jego rywalizację z Maksem Oppenheimerem, który podobnej książki doczekał się już w roku 1911. To właśnie w zapomnianym dziś Oppenheime- rze widział Kokoschka największe zagrożenie dla własnej pozycji „najzdolniejszego artysty pokole- nia”. Schielem w ogóle się wtedy nie przejmował. Ich rywalizacja niekiedy była komiczna, obracali się w podobnych kręgach, więc czasem jeden po drugim malowali portrety tych samych osób. Jeśli jeden zrobił portret Peterowi Altenbergowi, drugi zaraz umawiał się z nim na sesję. Nawiasem mó- wiąc, Oppenheimer miał w pewnym okresie lepszą renomę i siłę przebicia – udało mu się na przykład namalować portrety Zygmunta Freuda, Arthura Schnitzlera i Heinricha Manna, o czym Kokoschka mógł tylko pomarzyć. Więcej też wystawiał, co gorsza, w bardzo dobrych galeriach. Kokoschka nie mógł tego przełknąć. W 1911 dzięki swoim 96/98
  • 98. rozległym już kontaktom rozpętał kampanię mają- cą skompromitować rywala jako pozbawionego ta- lentu imitatora. Udało mu się pozyskać dla niej nie tylko Loosa i Krausa, ale też wpływowego wydaw- cę i promotora sztuki Herwatha Waldena i jego ówczesną żonę, wybitną poetkę, Else Lasker- Schüler. 97/98
  • 99. @Created by PDF to ePub
  • 100. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.