SlideShare ist ein Scribd-Unternehmen logo
1 von 81
Downloaden Sie, um offline zu lesen
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.
O książce
Antyrak odpowiada na pytania kluczowe dla życia
i zdrowia większości ludzi. Jaki tryb życia prowadzić,
aby zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka? Co
robić, by zahamować rozwój choroby i zapobiec jej
nawrotowi? Co jeść, jakie stosować diety? Czego
i jakich potraw bezwzględnie unikać?
Dr Servan-Schreiber zajmował się terapią osób cier-
piących na nowotwory i inne ciężkie schorzenia.
W wieku 31 lat zdiagnozowano u niego nieoper-
acyjnego guza mózgu. Podjął walkę z chorobą, która
ostatecznie pokonała go prawie 20 lat później,
w 2011 roku. Jego ważnym wkładem w rozwój
medycyny jest stworzenie nowej koncepcji walki z no-
wotworami opartej na stymulacji (przy pomocy
odpowiednio dobranych diet oraz stylu życia) natur-
alnych mechanizmów obronnych organizmu.
DAVID SERVAN-SCHREIBER
(1961-2011)
Był neuropsychiatrą, profesorem psychiatrii klin-
icznej w University of Pittsburgh, wykładowcą Aka-
demii Medycznej w Lyonie. Współtworzył Centrum
Medycyny Integracyjnej w Pittsburghu. Prowadził
seminaria na uniwersytetach Stanford, Columbia,
Cornell i Cambridge. W latach 1991–1999 or-
ganizował pomoc medyczną w Kurdystanie, Gwatem-
ali, Indiach, Tadżykistanie i Kosowie. Był jednym z za-
łożycieli amerykańskiego oddziału organizacji Lekar-
ze Bez Granic. W 2002 otrzymał nagrodę prezesa Sto-
warzyszenia Psychiatrów Stanu Pensylwania za os-
iągnięcia zawodowe. Autor ponad 90 artykułów
naukowych oraz trzech książek – Zdrowiej! Pokonaj
lęk, stres i depresję (przekłady na 29 języków),
Antyrak (przekłady na 32 języki) oraz ukończonej
dwa miesiące przed śmiercią Można żegnać się
wiele razy – międzynarodowych bestsellerów
sprzedanych w milionach egzemplarzy.
5/79
Tego autora
ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA
ZDROWIEJ! POKONAJ LĘK, STRES I DEPRESJĘ
MOŻNA ŻEGNAĆ SIĘ WIELE RAZY
Tytuł oryginału:
ANTICANCER. A NEW WAY OF LIFE
Copyright © David Servan-Schreiber, MD, PhD, 2007
All rights reserved
Polish edition © Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz
s.c. 2014
Polish translation © Anna Amsterdamska & Grzegorz
Kołodziejczyk 2008
Author’s cover photo © E. Robert Espalieu
Redakcja: Eliza Kujan
Konsultacja medyczna: dr Andrzej Janus
Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz
ISBN 978-83-7985-254-3
Wydawca
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ S.C.
Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa
www.wydawnictwoalbatros.com
Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego.
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku
osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że
publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym ad-
resatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopi-
owanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podob-
nych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Przygotowanie wydania elektronicznego: 88em.eu
8/79
Książkę tę dedykuję
Moim kolegom lekarzom, którzy ni-
estrudzenie walczą z cierpieniem
i lękiem, czasami wykazując przy
tym taką samą odwagę, jak ich
pacjenci. Przede wszystkim mam
nadzieję, że uznają ją za przydatną
i zechcą, tak jak ja, włączyć opisane
tu zalecenia do swojej praktyki.
Mojemu synowi Sachy, urodzonemu
w tych niespokojnych czasach, który
podchodzi do życia z entuzjazmem,
będącym dla mnie stałym źródłem
inspiracji.
Zawsze uważałem, że największy
problem medycyny naukowej polega
na tym, iż nie jest dostatecznie
naukowa. Nowoczesna medycyna
stanie się naprawdę naukowa
dopiero wtedy, gdy lekarze i pacjenci
nauczą się kierować siłami ciała
i umysłu, wyrażającymi się poprzez
vis medicatrix naturae
[uzdrawiającą moc natury].
Profesor René Dubos, Rocke-
feller University, Nowy Jork,
USA, odkrywca pierwszego
dostępnego na rynku anty-
biotyku (1939), inicjator pier-
wszego Szczytu Ziemi Organiz-
acji Narodów Zjednoczonych
Spis treści
Zastrzeżenie
Wprowadzenie
Rozdział 1 – Pewna historia
Rozdział 2 – Ucieczka przed statystyką
Rozdział 3 – Niebezpieczeństwo i okazja
Rozdział 4 – Słabości raka
Część 1 – Strażnicy ciała – siła komórek
odpornościowych
Część 2 – Rak – rana, która się nie goi
Część 3 – Przecięcie linii zaopatrzeniowych raka
Rozdział 5 – Przekazanie wiadomości
Rozdział 6 – Środowisko antyrakowe
Część 1 – Epidemia raka
Część 2 – Powrót do pradawnego sposobu
żywienia
Część 3 – Nie sposób być zdrowym na chorej
planecie
Rozdział 7 – Lekcje nawrotu
Rozdział 8 – Żywność kontra rak
Część 1 – Nowa medycyna żywienia
Część 2 – Dlaczego w konwencjonalnych kurac-
jach raka wciąż brakuje porad żywieniowych
Załącznik do rozdziału 8 – Pokarmy antyrakowe
w codziennej praktyce
Rozdział 9 – Umysł w walce z rakiem
Część 1 – Związek ciało–umysł
Część 2 – Leczenie zadawnionych ran
Część 3 – Łączenie się z siłą życia
Rozdział 10 – Unieszkodliwianie strachu
Rozdział 11 – Ciało w walce z rakiem
12/79
Rozdział 12 – Jak zmienić siebie
Rozdział 13 – Podsumowanie
Podziękowania
Jak komponować optymalną dietę antyrakową
13/79
Zastrzeżenie
W książce tej opisuję naturalne metody lecznicze,
które przyczyniają się do zapobiegania nowotworom
lub wspomagają walkę z nimi i stanowią uzupełni-
enie tradycyjnych metod (chirurgii, radioterapii, che-
mioterapii). Wiadomości podane tutaj nie mogą za-
stąpić opinii lekarza. Książka ta nie powinna być
wykorzystywana przy stawianiu diagnoz lub wybi-
eraniu terapii.
Wszystkie kliniczne przykłady, o których tu
wspominam, pochodzą z mojej praktyki (z wyjątkiem
kilku opisanych przez innych lekarzy w literaturze
medycznej, co każdorazowo odpowiednio zazn-
aczam). Z oczywistych powodów zostały zmienione
imiona i nazwiska pacjentów, a także szczegóły
umożliwiające ich identyfikację. W niektórych
przypadkach, dla większej jasności, połączyłem klin-
iczne detale dotyczące kilku pacjentów w opisie stanu
jednej osoby.
Moim celem jest przedstawienie w prosty sposób
współczesnego stanu wiedzy o nowotworach i natur-
alnych środkach obronnych organizmu. W pewnych
przypadkach nie pozwoliło mi to jednak opisać pełnej
złożoności zjawisk biologicznych oraz szczegółów
kontrowersji dotyczących badań klinicznych. Choć
jestem przekonany, że wiernie zaprezentowałem
ducha tych badań, przepraszam biologów i onkolo-
gów za uproszczenie tego, co dla wielu z nich stanowi
wynik pracy całego życia.
15/79
Wprowadzenie
Rak spoczywa uśpiony w każdym z nas. Podob-
nie jak wszystkie żywe organizmy, nasze ciała stale
produkują wadliwe komórki. Tak rodzą się guzy.
Jednak nasze ciała wyposażone są również w mech-
anizmy, które wykrywają takie komórki i kontrolują
ich rozwój. Na Zachodzie na raka umiera jedna
osoba na cztery, ale trzy na cztery nie. Ich mechan-
izmy obronne spełniają swoje zadanie i osoby te
umierają z innych przyczyn[1, 2].
Mam raka. Wykryto go piętnaście lat temu.
Przeszedłem konwencjonalne leczenie i udało się
osiągnąć remisję, ale później nastąpił nawrót.
Postanowiłem wówczas dowiedzieć się wszystkiego,
co mogło pomóc mojemu ciału bronić się przed tą
chorobą. Jako lekarz, znany naukowiec i były
dyrektor Centrum Medycyny Integracyjnej Uniwer-
sytetu w Pittsburghu, miałem dostęp do bezcennych
informacji o naturalnych metodach zapobiegania
i leczenia nowotworów. Już od siedmiu lat panuję
nad rakiem. W tej książce chcę opowiedzieć o fak-
tach naukowych i osobistych doświadczeniach,
stanowiących podstawę tego, czego się nauczyłem.
Po operacji chirurgicznej i chemioterapii
poprosiłem onkologa o radę. Co powinienem zrobić,
żeby prowadzić zdrowe życie, i jakie środki os-
trożności mam podjąć, by zapobiec nawrotowi? „Nie
ma nic szczególnego do zrobienia. Proszę normalnie
żyć. Będziemy regularnie wykonywać tomografię
komputerową, zatem jeśli nastąpi nawrót,
wykryjemy guz we wczesnej fazie” – odpowiedział
wybitny przedstawiciel współczesnej medycyny.
„Czy nie ma jednak ćwiczeń, jakie powinienem
wykonywać, albo diety, do której mam się
stosować? Czy należy skupić się na swoim
nastawieniu psychicznym?” – dociekałem. Odpow-
iedź kolegi zaskoczyła mnie. „W tym zakresie może
pan robić, co pan chce. Z pewnością to panu nie
17/79
zaszkodzi. Nie dysponujemy jednak żadnymi
naukowymi dowodami, że takie metody i zalecenia
mogą powstrzymać nawrót”.
W rzeczywistości mój lekarz uważał, że onkolo-
gia to niezwykle skomplikowana dziedzina
medycyny, która zmienia się z oszałamiającą
prędkością. I tak z trudem nadążał za rozwojem
nowych metod diagnostycznych i terapeutycznych.
Wykorzystywaliśmy już wszystkie lekarstwa
i wszystkie uznane metody medyczne, stosowane
w takich przypadkach jak mój. Osiągnęliśmy
granice obecnej wiedzy naukowej. Mój lekarz
niewątpliwie nie miał czasu ani ochoty zajmować
się bardziej teoretycznymi koncepcjami z zakresu
relacji między umysłem i ciałem oraz zaleceniami
dotyczącymi żywienia.
Jako lekarz uniwersytecki doskonale znam ten
problem. Tkwimy w swoich specjalnościach i tylko
od czasu do czasu docierają do nas wiadomości
o fundamentalnych odkryciach publikowane
w prestiżowych pismach naukowych, jak „Nature”
czy „Science”. Zwracamy na nie uwagę dopiero
18/79
wtedy, gdy stają się przedmiotem szeroko zakrojo-
nych badań z udziałem ludzi. Jednak takie przeło-
mowe odkrycia można niekiedy wykorzystać do
ochrony organizmu na długo wcześniej, nim one za-
owocują produkcją nowych lekarstw lub opracow-
aniem metod terapeutycznych, które w przyszłości
wejdą do regularnej praktyki lekarskiej.
Potrzebowałem wielu miesięcy badań, nim za-
cząłem rozumieć, jak mogę pomóc mojemu ciału
chronić się przed rakiem. Brałem udział w konfer-
encjach na terenie Stanów Zjednoczonych
i w Europie, na których spotykali się badacze kon-
centrujący uwagę zarówno na samej chorobie, jak
i na czynnikach współistniejących wraz z nią.
Przeglądałem bazy danych i czytałem periodyki
naukowe. Wkrótce doszedłem do wniosku, że
dostępne na temat raka wiadomości są często frag-
mentaryczne i rozproszone. Znaczenie tych inform-
acji mogłem docenić w pełni dopiero wtedy, gdy je
zebrałem i połączyłem.
Gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie dane
naukowe, możemy dostrzec, jak istotną rolę w walce
19/79
z rakiem odgrywają nasze naturalne mechanizmy
obronne. Dzięki spotkaniom z innymi lekarzami
i terapeutami, którzy już wcześniej zajęli się tą
problematyką, udało mi się wykorzystać te inform-
acje w praktyce, równolegle do stosowanej terapii.
Oto czego się nauczyłem: Choć w każdym z nas
tkwi uśpiony, potencjalny nowotwór, każdy ma
również ciało „zaprojektowane” do walki z rozwo-
jem guzów. To od nas zależy, czy wykorzystamy nat-
uralne systemy obronne organizmu. Inne kultury
czynią to znacznie lepiej od naszej.
Nowotwory atakujące mieszkańców Zachodu –
na przykład piersi, okrężnicy i prostaty – występują
tu z częstotliwością od siedmiu do sześćdziesięciu
razy większą niż w krajach azjatyckich[3]. Mimo to
z danych statystycznych wynika, że w prostatach
mężczyzn z Azji, którzy zmarli przed ukończeniem
pięćdziesiątego roku życia z innych powodów niż
rak, znaleziono tyle samo przedrakowych mik-
roguzów, co u mężczyzn z Zachodu[4]. Jest zatem coś
w ich sposobie życia, co powstrzymuje rozwój tych
mikroguzów. Z drugiej strony częstotliwość
20/79
występowania nowotworów u Japończyków, którzy
osiedlili się na Zachodzie, w ciągu jednego lub
dwóch pokoleń zrównuje się z częstotliwością
w całej populacji[4]. Krótko mówiąc w naszym
sposobie życia jest coś, co osłabia mechanizmy
obronne organizmu walczące z tą chorobą.
Wszyscy wierzymy w mity, które utrudniają nam
walkę z rakiem. Na przykład wiele osób uważa, że
występowanie nowotworów jest przede wszystkim
uwarunkowane genetycznie i nie ma związku ze
stylem życia. Gdy jednak przyjrzymy się wynikom
badań, możemy stwierdzić, że to nieprawda.
Gdyby rak był przekazywany przede wszystkim
genetycznie, częstość występowania nowotworów
wśród adoptowanych dzieci byłaby taka sama, jak
wśród ich biologicznych rodziców. W Danii, gdzie
istnieje szczegółowy rejestr genetyczny pozwalający
prześledzić pochodzenie każdej osoby, naukowcy
odnaleźli biologicznych rodziców ponad tysiąca
dzieci adoptowanych zaraz po urodzeniu. Ich
wnioski, opublikowane w prestiżowym periodyku
„New England Journal of Medicine”, zmuszają do
21/79
zmiany wszystkich naszych założeń na temat raka.
Badacze stwierdzili, że geny biologicznych rodz-
iców, którzy zmarli na raka przed ukończeniem
pięćdziesiątego roku życia, nie miały żadnego wpły-
wu na zagrożenie nowotworami adoptowanych
dzieci. Z drugiej strony śmiertelność z powodu raka
wśród adoptowanych dzieci wzrasta pięciokrotnie,
jeśli jedno z adopcyjnych rodziców (którzy
przekazują dzieciom nie geny, ale zwyczaje) zmarło
na chorobę nowotworową przed ukończeniem
pięćdziesiątego roku życia[5]. Badania te dowodzą,
że styl życia ma podstawowe znaczenie dla podat-
ności na raka. Wszystkie badania nowotworów
prowadzą do zgodnych wniosków: czynniki
genetyczne są przyczyną nie więcej niż 15% zgonów
z powodu raka. Krótko mówiąc, nie wisi nad nami
genetyczny wyrok. Wszyscy możemy nauczyć się
bronić1.
Od razu należy stwierdzić, że – jak dotąd – nie
istnieje żadna alternatywna metoda terapeutyczna
umożliwiająca wyleczenie choroby nowotworowej.
Próby leczenia raka bez wykorzystywania
22/79
najlepszych osiągnięć konwencjonalnej medycyny
zachodniej – chirurgii, chemioterapii, radioterapii,
immunoterapii i (w nieodległej przyszłości) genetyki
molekularnej – byłyby całkowicie sprzeczne ze
zdrowym rozsądkiem.
Tak samo jednak jest rzeczą nierozsądną polegać
wyłącznie na czysto „technicznym” podejściu
i zaniedbywać naturalne mechanizmy organizmu,
które chronią nas przed guzami. Możemy skorzys-
tać z owej naturalnej ochrony, żeby albo zapobiec
chorobie, albo zwiększyć skuteczność terapii.
Poniżej opowiem, jak z naukowca-badacza,
niemającego pojęcia o naturalnych systemach
obronnych ustroju, zmieniłem się w lekarza, który
przede wszystkim polega na tych mechanizmach.
Do tej zmiany przyczyniło się to, że sam za-
chorowałem na raka. Przez piętnaście lat uparcie
trzymałem tę chorobę w tajemnicy. Kocham swoją
pracę neuropsychiatry i nie chciałem, aby moi
pacjenci odnieśli wrażenie, że teraz to oni muszą się
mną zająć, zamiast pozwolić, żebym nadal im po-
magał. Jako badacz i nauczyciel nie chciałem
23/79
również, żeby ktoś uznał moje idee i opinie za owoc
osobistych doświadczeń, nie zaś metody naukowej,
na której zawsze polegałem. Z osobistego punktu
widzenia mogę stwierdzić, że – jak wie każdy, kto
miał raka – pragnąłem nadal normalnie żyć. Dziś,
nie bez pewnej niechęci i lęku, postanowiłem o tym
opowiedzieć. Jestem bowiem przekonany, iż pow-
inienem koniecznie udostępnić informacje, które
przyniosły mi korzyści, tym wszystkim, którzy mogą
zechcieć je zastosować.
W pierwszej części tej książki przedstawiam
nowy pogląd na mechanizmy choroby nowot-
worowej. Koncepcja ta odwołuje się do podstawow-
ych, lecz wciąż jeszcze mało znanych, zasad dzi-
ałania układu odpornościowego, odkrycia procesów
zapalnych warunkujących rozwój guzów nowot-
worowych i możliwości zablokowania ich roz-
przestrzeniania się przez uniemożliwienie nowym
naczyniom krwionośnym dostarczania im
pożywienia.
Taki pogląd na istotę choroby nowotworowej
prowadzi do przyjęcia czterech nowych zasad
24/79
postępowania. Każdy może zastosować je w prak-
tyce, zaprzęgając swoje ciało i umysł do tworzenia
własnej, antyrakowej biologii. Te cztery zasady
określają: (1) jak chronić się przed zaburzeniami
równowagi w naszym środowisku, które powstały
po 1940 roku i przyczyniły się do wybuchu obecnej
epidemii raka; (2) jak zmienić dietę w celu ogran-
iczenia spożycia substancji sprzyjających powstaniu
nowotworów i maksymalnego zwiększenia ilości
związków fitochemicznych, które aktywnie walczą
z guzami; (3) jak zrozumieć i zaleczyć psychiczne
rany, które wzmacniają mechanizmy biologiczne
sprzyjające chorobie nowotworowej; (4) jak nawiąz-
ać głębszy kontakt z własnym ciałem, stymulując
w ten sposób układ odpornościowy i osłabiając
mechanizmy powstawania stanów zapalnych, które
przyczyniają się do wzrostu guzów.
Książka ta nie jest jednak podręcznikiem biolo-
gii. Konfrontacja z chorobą stanowi bolesne
doświadczenie wewnętrzne. Nie mógłbym jej nap-
isać, nie wracając myślą do radości i smutków,
odkryć i porażek, dzięki którym przeżywam życie
25/79
znacznie intensywniej niż piętnaście lat temu. Mam
nadzieję, że dzieląc się tym wszystkim z Czytel-
nikami, umożliwię im znalezienie drogi
uzdrowienia i przygód, wypełnionej pięknem
i radością.
Cytowana literatura
1. Harach H.R., Franssila K.O., Wasenius V.M., Oc-
cult papillary carcinoma of the thyroid. A „normal”
finding in Finland. A systematic autopsy study (Uta-
jony rak brodawkowy tarczycy. „Normalne”
odkrycie w Finlandii. Systematyczne badanie
autopsyjne), „Cancer”, 56 (3), 1985, s. 531–538.
2. Black W.C., Welch H.G., Advances in diagnostic
imaging and overestimations of disease prevalence
and the benefits of therapy (Postępy w diagnostyce
obrazowej i przesadne oceny występowania
choroby oraz korzyści z terapii), „New England
Journal of Medicine”, 328 (17), 1993, s. 1237–1243.
3. Stewart B.W., Kleihues P., red., World Cancer
Report, Lyon, Francja: WHO IARC Press, 2003.
26/79
4. Yatani R., Shiraishi T., Nakakuki K., et al.,
Trends in frequency of latent prostate carcinoma in
Japan from 1965–1979 to 1982–1986 (Trendy w wys-
tępowaniu utajonego nowotworu prostaty w Japonii
w latach 1965–1979 i 1982–1986), „Journal of the Na-
tional Cancer Institute” 80 (9) 1988, s. 683–687.
5. Sorensen T.I.A., Nielsen G.G., Andersen P.K.,
Teasdale T.W., Genetic and environmental influences
on premature death in adult adoptees (Oddziały-
wanie wpływów genetycznych i środowiskowych na
przedwczesną śmierć dorosłych ludzi, którzy byli
adoptowani), „New England Journal of Medicine”,
318, 1988, s. 727–732.
6. Lichtenstein P., Holm N.V., Verkasalo P.K. et al.,
Environmental and heritable factors in the causation
of cancer – analyses of cohorts of twins from Sweden
(Środowiskowe i dziedziczne czynniki wywołujące
raka. Badanie licznej grupy bliźniąt w Szwecji, Danii
i Finlandii), „New England Journal of Medicine”, 343
(2), 2000, 78–85.
27/79
Rozdział 1
PEWNA HISTORIA
Mieszkałem w Pittsburghu od siedmiu lat,
a ojczysty kraj opuściłem przed dziesięcioma laty.
Odbywałem staż psychiatryczny, a równocześnie
kontynuowałem badania związane z moją rozprawą
doktorską z neurologii. Wspólnie z przyjacielem,
Jonathanem Cohenem, prowadziłem laboratorium
badań funkcjonalnych mózgu metodą obrazowania,
finansowane przez Narodowy Instytut Zdrowia.
Usiłowaliśmy zrozumieć procesy myślenia, łącząc je
ze zjawiskami zachodzącymi w mózgu. Ani przez
chwilę nie wyobrażałem sobie, że te badania
doprowadzą do wykrycia mojej choroby.
Bardzo przyjaźniłem się z Jonathanem. Obaj
byliśmy lekarzami specjalizującymi się w psychiat-
rii. Razem rozpoczęliśmy studia doktoranckie
w Pittsburghu. On pochodził z kosmopolitycznego
środowiska San Francisco, ja dotarłem tam z Paryża
przez Montreal. Nieoczekiwanie obaj znaleźliśmy
się w położonym w głębi kontynentu
amerykańskiego Pittsburghu, który był nam zu-
pełnie obcy. Niedawno opublikowaliśmy artykuł
w prestiżowym piśmie „Psychological Review” na
temat roli kory przedczołowej, słabo zbadanego re-
jonu mózgu, która odgrywa pewną rolę w łączeniu
świadomości przeszłości i przyszłości. Dzięki kom-
puterowym symulacjom działania mózgu mogliśmy
przedstawić nową teorię psychologiczną. Artykuł
wywołał pewne poruszenie, dzięki czemu – choć
jeszcze byliśmy studentami – otrzymaliśmy dotację
rządową na założenie laboratorium badawczego.
Zdaniem Jonathana komputerowe symulacje nie
mogły już doprowadzić do dalszego postępu
naszych badań. Musieliśmy sprawdzić nasze teorie,
bezpośrednio obserwując działanie mózgu za
29/79
pomocą najnowszych technik badawczych – czyn-
nościowego rezonansu magnetycznego (MRI).
W owym czasie technika ta była jeszcze w pow-
ijakach. Tylko najnowocześniejsze ośrodki naukowe
dysponowały precyzyjnymi skanerami. Skanery
szpitalne były znacznie bardziej rozpowszechnione,
ale też bez porównania mniej dokładne. W szczegól-
ności nikomu jeszcze nie udało się zmierzyć akty-
wności kory przedczołowej – przedmiotu naszych
badań – za pomocą szpitalnego skanera. W odróżni-
eniu od kory wzrokowej, której zmiany można łat-
wo mierzyć, obserwacje aktywności kory przed-
czołowej są niezwykle trudne. W celu zademon-
strowania jej działania na obrazie MRI trzeba
wymyślić złożone zadania, które „pobudziłyby” ją
do ujawnienia się. W tym samym czasie Doug,
młody fizyk specjalizujący się w technikach MRI,
wpadł na pomysł nowej metody rejestracji obrazów,
mogącej umożliwić obejście tej trudności. Nasz
szpital zgodził się udostępnić nam skaner w godzin-
ach od ósmej do jedenastej wieczorem, po
30/79
godzinach konsultacji, dzięki czemu mogliśmy
sprawdzić nasze koncepcje.
Doug, jako fizyk, zajmował się aparaturą, nato-
miast Jonathan i ja wymyślaliśmy zadania
umysłowe, mające maksymalnie pobudzić ten rejon
mózgu. Po kilku niepowodzeniach udało się nam
uchwycić na ekranach obraz działania sławnej kory
przedczołowej. To była wyjątkowa chwila, kulmin-
acja pewnej fazy intensywnych badań, którą
przeżyliśmy szczególnie silnie, gdyż wiązała się
również z naszą przyjaźnią.
Muszę przyznać, że byliśmy nieco aroganccy.
Wszyscy trzej niedawno przekroczyliśmy trzydzi-
estkę i zrobiliśmy doktoraty, a już mieliśmy swoje
laboratorium. Dzięki nowej teorii, która wszystkich
zainteresowała, Jonathan i ja staliśmy się
wschodzącymi gwiazdami amerykańskiej psychiat-
rii. Opanowaliśmy najnowszą technikę badawczą,
której dotąd nikt nie stosował. Uniwersyteccy psy-
chiatrzy stosunkowo słabo znali metody kom-
puterowych symulacji sieci neuronowych i czynnoś-
ciowego obrazowania mózgu za pomocą rezonansu
31/79
magnetycznego. Tego roku profesor Widlöcher,
wybitny francuski psychiatra, zaprosił Jonathana
i mnie do Paryża w celu wygłoszenia seminarium
w L’Hôpital La Pitié-Salpêtrière, gdzie kiedyś pod
kierownictwem Charkota studiował Freud. Przez
dwa dni, występując przed licznie przybyłymi fran-
cuskimi psychiatrami i neurologami, wyjaśnialiśmy,
jak komputerowe symulacje sieci neuronowych mo-
gą pomóc zrozumieć mechanizmy działania i za-
burzeń ludzkiej psychiki. W wieku trzydziestu lat
mieliśmy z czego być dumni.
Żyłem pełnią życia – choć dziś to życie wydaje mi
się nieco dziwne. Byłem pewny sukcesów, ufałem
solidnej nauce, nie interesowałem się nawiązaniem
kontaktu z pacjentami. Miałem dość zajęć związa-
nych ze stażem i prowadzeniem laboratorium, dlat-
ego unikałem pracy klinicznej. Pamiętam, że kiedyś
poproszono mnie o zastąpienie kogoś w programie
szkoleniowym. Podobnie jak większość rezydentów,
nie zareagowałem na tę propozycję szczególnie en-
tuzjastycznie. Przez sześć miesięcy miałem się zaj-
mować problemami psychicznymi pacjentów
32/79
przebywających w szpitalu z powodu różnych
dolegliwości somatycznych – po bajpasach,
przeszczepie wątroby, chorych na raka, toczeń,
stwardnienie rozsiane… Nie miałem ochoty na to
zastępstwo, gdyż uniemożliwiłoby mi ono
prowadzenie badań laboratoryjnych. Poza tym
wszyscy ci ludzie ze swoimi schorzeniami niewiele
mnie obchodzili. Chciałem badać mózg, publikować
prace naukowe, występować na konferencjach
i przyczyniać się do rozwoju wiedzy.
Rok wcześniej pojechałem jako wolontariusz do
Iraku, w ramach działalności organizacji „Lekarze
bez Granic”. Widziałem dziejące się tam okropieńst-
wa i ze wszystkich sił starałem się, dzień po dniu, ła-
godzić ludzkie cierpienia. To doświadczenie nie
uświadomiło mi jednak, co mógłbym robić po
powrocie do szpitala w Pittsburghu. To były dla
mnie dwa całkowicie różne światy. Byłem młody
i ambitny, tylko to się liczyło.
Dominujące znaczenie pracy w moim życiu
niewątpliwie przyczyniło się do bolesnego rozwodu,
do którego doszło w tym okresie. Przyczyn zerwania
33/79
było wiele, między innymi moja żona nie mogła
zaakceptować, iż ze względu na karierę zawodową
postanowiłem zostać w Pittsburghu. Chciała wrócić
do Francji lub przynajmniej przeprowadzić się do
miasta takiego jak Nowy Jork, gdzie życie jest zn-
acznie ciekawsze. Dla mnie Pittsburgh był miejscem,
gdzie mogłem szybko zrobić karierę naukową. Nie
chciałem zostawiać swojego laboratorium
i kolegów. W ten sposób skończyliśmy w sądzie
i później przez rok mieszkałem sam w maleńkim
domku z sypialnią i gabinetem.
Pewnego dnia, gdy szpital praktycznie opustosz-
ał – między Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem,
w najspokojniejszy tydzień roku – zobaczyłem
w stołówce młodą kobietę czytającą Baudelaire’a.
W Stanach Zjednoczonych rzadko się widuje, by
ktoś w trakcie lunchu czytał dziewiętnastowieczną
poezję francuską. Przysiadłem się do niej. Była to
Rosjanka. Miała wysokie kości policzkowe i duże,
czarne oczy. Wydawała się zdystansowana
i niezwykle inteligentna. Chwilami milkła, co trochę
mnie peszyło. Spytałem, co robi. „Przeprowadzam
34/79
test szczerości tego, co pan przed chwilą powiedzi-
ał” – wyjaśniła. Roześmiałem się. Spodobało mi się,
że sprawuje nade mną taki nadzór. To był początek
tej znajomości. Z biegiem czasu nasz związek się po-
głębił. Nie śpieszyłem się, ona również nie.
Sześć miesięcy później wyjechałem do San Fran-
cisco, żeby latem pracować w laboratorium psycho-
farmakologicznym Uniwersytetu Kalifornijskiego.
Szef laboratorium wybierał się już na emeryturę
i chciał, żebym objął po nim stanowisko. Pamiętam,
jak mówiłem Annie, że jeśli poznam kogoś w San
Francisco, może to oznaczać koniec naszego
związku. Zapewniłem ją, że w pełni zrozumiem,
jeśli ona zrobi to samo. To chyba ją zasmuciło, ale
chciałem być całkowicie szczery.
Gdy we wrześniu wróciłem do Pittsburgha, Anna
przeprowadziła się do mnie. Zamieszkaliśmy razem
w moim domku dla lalek. Czułem, że coś między
nami powstaje, i byłem szczęśliwy. Nie miałem jed-
nak pewności, do czego to zmierza. Dobrze pam-
iętam, że zachowywałem ostrożność – nie zapomni-
ałem jeszcze rozwodu, ale moje życie wyglądało
35/79
coraz lepiej. W październiku przeżyliśmy dwa ma-
giczne tygodnie. Było babie lato. Pisałem scenariusz
do filmu o swoich doświadczeniach z pracy dla
„Lekarzy bez Granic”. Anna pisała wiersze.
Zakochałem się. I w tym momencie w moim życiu
nastąpił radykalny zwrot.
Pamiętam, że był piękny, październikowy
wieczór. Pojechałem motocyklem do laboratorium
MRI ulicami, wzdłuż których drzewa płonęły wszys-
tkimi kolorami jesieni. Jonathan i Doug już na mnie
czekali. Mieliśmy przeprowadzić doświadczenie ze
studentami występującymi w roli świnek doświad-
czalnych. Za minimalne wynagrodzenie kładli się
w skanerze i wykonywali zlecone zadania
umysłowe. Fascynowały ich nasze badania; cieszyli
się również, że na koniec sesji otrzymają cyfrowy
obraz swojego mózgu, który będą mogli wysłać rod-
zicom lub powiesić na komputerze. Pierwszy stu-
dent przyszedł o ósmej. Drugi miał przyjść ok.
dziewiątej, ale się nie pojawił. Jonathan i Doug
zaproponowali, żebym go zastąpił. Oczywiście się
zgodziłem. Z nas trzech to ja miałem najmniej
36/79
zdolności „technicznych”. Położyłem się w skanerze
– wąskiej rurze, gdzie musiałem trzymać ramiona
ciasno przy ciele, jak w trumnie. Wielu ludzi źle
znosi ograniczenie swobody w skanerze: od 10 do
15% pacjentów wykazuje taką klaustrofobię, że
badanie MRI jest wykluczone.
Leżę zatem w skanerze. Jak zawsze zaczynamy
od serii obrazów, których celem jest ustalenie struk-
tury mózgu badanego. Mózgi, tak samo jak twarze,
różnią się nieco między sobą. Przed wykonaniem
pomiarów trzeba zrobić coś w rodzaju obrazu
mózgu w spoczynku (tak zwany obraz anatom-
iczny). Porównuje się go następnie z obrazami
otrzymanymi, gdy badany wykonuje zlecone za-
dania umysłowe (obraz czynnościowy). Podczas
pracy skaner głośno dzwoni, tak jakby ktoś wielok-
rotnie stukał metalową laską o posadzkę. Źródłem
tych dźwięków są ruchy elektromagnesu, który jest
szybko włączany i wyłączany w celu wywoływania
zmian pola magnetycznego w mózgu. Częstotliwość
dzwonienia zależy od tego, czy wykonywany jest
obraz anatomiczny czy czynnościowy. Z tego, co
37/79
słyszałem, wynikało, że Jonathan i Doug robili
obrazy anatomiczne mojego mózgu.
Po dziesięciu minutach część anatomiczna jest
skończona. Na małych ekranach nad moją głową
powinny się pojawić zaprogramowane przez nas za-
dania umysłowe, stymulujące aktywność kory
przedczołowej – to właśnie jest celem naszego
doświadczenia. Mam nacisnąć guzik, ilekroć kolejne
litery, szybko pojawiające się na ekranach, będą
takie same (kora przedczołowa zostaje pobudzona,
ponieważ jej zadaniem jest zapamiętanie przez
kilka sekund liter, które już znikły, w celu porówn-
ania ich z następnymi). Czekam, aż Jonathan zain-
icjuje zadanie i na charakterystyczny, pulsujący
dźwięk skanera rejestrującego aktywność mózgu.
Jednak przerwa się przedłuża. Nie rozumiem, co się
dzieje. Jonathan i Doug siedzą w pokoju kon-
trolnym, za wielką szybą. Możemy się kontaktować
tylko przez interkom. Nagle słyszę w słuchawkach:
„David, mamy problem. Coś jest nie tak z tymi
obrazami. Musimy je zrobić jeszcze raz”. Dobra.
Czekam.
38/79
Zaczynamy od początku. Znowu przez dziesięć
minut wykonują obrazy anatomiczne. Przychodzi
pora na zadanie umysłowe. Czekam. „Słuchaj, coś
jest źle – słyszę głos Jonathana. – Idziemy do ciebie”.
Obaj wchodzą do pomieszczenia skanera i wysuwa-
ją stół, na którym leżę. Gdy wyłaniam się z rury,
widzę, że mają dziwne miny. Jonathan kładzie mi
rękę na ramieniu. „Nie możemy przeprowadzić ek-
sperymentu. Masz coś w mózgu”. Proszę ich, żeby
pokazali mi obrazy, które dwukrotnie zarejestrował
komputer.
Nie byłem ani radiologiem, ani neurologiem, ale
widziałem wiele obrazów mózgu – na tym polegała
nasza codzienna praca. Po prawej stronie mojej
kory przedczołowej widać było kulkę wielkości
orzecha włoskiego. To, co znajdowało się w tym
miejscu, mogło być jakimś niegroźnym guzem, który
nie należy do najbardziej złośliwych – jak na
przykład oponiak lub gruczolak – i który można
usunąć operacyjnie. Mogła to być też cysta, rodzaj
łagodnego nowotworu wywoływanego przez takie
choroby, jak na przykład AIDS. Byłem jednak
39/79
zupełnie zdrów. Uprawiałem sport, byłem
kapitanem drużyny squasha. Nie była to zatem
żadna choroba tego typu.
Nie można było udawać, że odkryliśmy coś nieis-
totnego. Guz mózgu w zaawansowanej fazie może
spowodować śmierć w ciągu sześciu tygodni, jeśli
nie jest leczony, a jeśli podejmuje się terapię –
w ciągu sześciu miesięcy. Nie miałem pojęcia,
w jakiej jestem fazie, ale znałem dane statystyczne.
Żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Mil-
czeliśmy. Jonathan wysłał obrazy do działu radiolo-
gii, żeby następnego dnia spojrzał na nie jakiś spec-
jalista. Powiedzieliśmy sobie „dobranoc”.
Jechałem motocyklem do mojego małego domku
po drugiej stronie miasta. Była jedenasta wieczor-
em, na pogodnym niebie świecił piękny księżyc.
Anna spała. Położyłem się do łóżka i wbiłem wzrok
w sufit. To było nie do pomyślenia, że moje życie
mogło się tak skończyć. Trudno mi było to sobie
wyobrazić. Zbyt duża przepaść dzieliła to, czego się
właśnie dowiedziałem, od wszystkiego, czym żyłem
przez tyle lat – nabrałem rozpędu przed długim
40/79
wyścigiem, który mógł się zakończyć znaczącymi os-
iągnięciami. Miałem wrażenie, że dopiero teraz za-
czynam zbierać pierwsze naprawdę istotne wyniki
w mojej pracy. Wiele zainwestowałem w wykształ-
cenie i karierę zawodową, w moją przyszłość.
Zdecydowałem się na wiele ofiar. Teraz nagle
stanąłem w obliczu groźby, że nie mam już żadnej
przyszłości.
Poza tym byłem sam. Moi bracia przez pewien
czas studiowali w Pittsburghu, ale już zdobyli
dyplomy i wyjechali. Nie miałem żony. Mój związek
z Anną był zupełnie świeży. Nie wątpiłem, że się
rozstaniemy, bo kto ma ochotę wiązać się z partner-
em skazanym na śmierć w wieku trzydziestu jeden
lat? Czułem się jak kawałek drewna spływający
z nurtem rzeki, który nagle został wyrzucony na
brzeg i utknął w stojącej kałuży. Nigdy nie dotrze do
oceanu. Zrządzeniem losu stałem się więźniem
miejsca, z którym nie miałem żadnych prawdzi-
wych związków. Miałem umrzeć. Samotny.
W Pittsburghu.
41/79
Pamiętam, że gdy tak leżałem, wpatrując się
w dym unoszący się z niewielkiego, indyjskiego
papierosa, stało się coś niezwykłego. Nie chciało mi
się spać. Pogrążyłem się w rozmyślaniach. Nagle
usłyszałem w głowie własny głos. Mówiłem ła-
godnym tonem, ale z pewnością, jasnością
i przekonaniem, które były dla mnie czymś zupełnie
nowym. To nie mówiłem ja, ale z pewnością był to
mój głos! „To nie może mi się przytrafić, to
niemożliwe”, powtarzałem, a jednocześnie drugi
głos mówił: „Wiesz co, David? To całkowicie możli-
we i wszystko jest w porządku”. Stało się coś, co było
równocześnie zdumiewające i niezrozumiałe. Od tej
chwili nie byłem już jak sparaliżowany. To było
oczywiste, tak, to było możliwe. To stanowiło ele-
ment ludzkiego doświadczenia. Wielu innych
przeżyło to przede mną, nie byłem kimś wyjątkow-
ym. Nie było niczego złego w zwykłym, ludzkim
losie. Mój umysł sam znalazł sposób, żeby odczuć ul-
gę. Później, gdy znowu zacząłem się bać, musiałem
nauczyć się poskramiać emocje, ale tej nocy udało
mi się w końcu zasnąć. Następnego dnia byłem już
42/79
gotów zabrać się do pracy i podjąć wszelkie
niezbędne kroki, aby stanąć oko w oko z chorobą
i dalszym życiem.
43/79
Rozdział 2
UCIECZKA PRZED
STATYSTYKĄ
Stephen Jay Gould był profesorem zoologii, spec-
jalistą w dziedzinie teorii ewolucji na Uniwersytecie
Harvarda. Należał do najbardziej wpływowych
uczonych swojego pokolenia; wielu uważało go za
drugiego Darwina, gdyż sformułował pełniejszą
wersję teorii ewolucji.
W lipcu 1982 roku, w wieku czterdziestu lat,
Gould dowiedział się, że ma międzybłoniaka
otrzewnej – rzadką i groźną odmianę raka,
przypisywaną kontaktom z azbestem. Po operacji
spytał lekarkę: „Jakie są najlepsze naukowe
artykuły na temat międzybłoniaka?”. Dotąd lekarka
rozmawiała z nim bardzo szczerze, ale teraz stwier-
dziła, że „w literaturze medycznej nie ma na ten
temat nic naprawdę wartego przeczytania”. Próba
powstrzymania uczonego takiej klasy przed sięgnię-
ciem do interesującej go literatury przypomina
nieco – jak napisał później Gould – „zalecanie cnoty
przedstawicielom homo sapiens, najbardziej skon-
centrowanego na seksie gatunku naczelnych”.
Wyszedłszy ze szpitala, skierował się prosto do
uniwersyteckiej biblioteki medycznej i usiadł przy
stole ze stosem niedawno opublikowanych pism
naukowych. Godzinę później z przerażeniem zrozu-
miał, dlaczego lekarka wolała udzielić wymijającej
odpowiedzi. Badania naukowe nie pozostawiały
żadnych wątpliwości: międzybłoniak jest
„nieuleczalny”, a mediana czasu przeżycia od dia-
gnozy wynosi osiem miesięcy. Podobnie jak zwierzę,
które nagle znalazło się w szponach drapieżnika,
Gould poczuł, jak poddaje się panice. Był fizycznie
i umysłowo wstrząśnięty; potrzebował dobrych pięt-
nastu minut, żeby wziąć się w garść.
45/79
W końcu zwyciężył jego naukowy trening. To ur-
atowało go przed rozpaczą. Ostatecznie przez całe
życie Gould zajmował się badaniem i ilościowym
opisem zjawisk naturalnych. Z tych badań wynikała
przynajmniej jedna lekcja: w naturze nie
obowiązuje żadna sztywna reguła, którą stosuje się
jednakowo do wszystkiego. Istotą natury jest zmien-
ność. „Mediana” to abstrakcja, „prawo”, które umysł
ludzki narzuca na ogromne bogactwo indywidual-
nych przypadków. Dla Goulda, jako jednostki różnej
od wszystkich innych, zasadnicze pytanie brzmiało,
gdzie jest jego miejsce w zakresie wariacji wokół
mediany.
Skoro mediana czasu przeżycia wynosiła osiem
miesięcy, oznaczało to, że połowa osób chorych na
międzybłoniaka żyła krócej niż osiem miesięcy.
Druga połowa żyła dłużej. Do której połowy on
należał? Był młody, nie palił, cieszył się dobrym
zdrowiem (pomijając raka), nowotwór został zdia-
gnozowany we wczesnej fazie rozwoju, mógł liczyć
na najlepszą możliwą terapię. Gould z ulgą doszedł
do wniosku, że ma podstawy, aby przypuszczać, iż
46/79
należy do bardziej obiecującej połowy. To już było
coś.
Rysunek 1. Wykres czasu przeżycia chorych na
międzybłoniaka, jaki znalazł Gould.
Następnie Gould skupił się na bardziej istotnym
problemie. Wszystkie krzywe ilustrujące czas
przeżycia mają taki sam asymetryczny kształt.
W przypadku międzybłoniaka połowa przypadków
mieści się po lewej stronie wykresu, w przedziale od
zera do ośmiu miesięcy.
47/79
Druga połowa, po prawej stronie, obejmuje
przedział znacznie szerszy niż osiem miesięcy. Krzy-
wa – tak zwany rozkład – zawsze ma ogon, który
sięga dużych wartości czasu przeżycia. Gould ner-
wowo poszukiwał w pismach pełnego wykresu
czasu przeżycia chorych na międzybłoniaka. Gdy
znalazł, przekonał się, że ogon krzywej sięga aż do
kilku lat. Nawet jeśli mediana wynosi tylko osiem
miesięcy, ogon przedstawia nieliczną grupkę
chorych, którzy żyli przez lata od momentu wykry-
cia choroby. Gould nie widział powodu, dlaczego on
nie miałby trafić do tego ogona. Odetchnął z ulgą.
Podbudowany tymi odkryciami biolog zwrócił
uwagę na trzeci fakt, równie istotny, jak dwa pier-
wsze: krzywa przeżycia, którą znalazł, dotyczyła
ludzi leczonych od dziesięciu do dwudziestu lat
wcześniej. Korzystali oni ze znanych wówczas met-
od terapii, w warunkach, jakie wtedy panowały.
W takiej dziedzinie jak onkologia dwie rzeczy stale
się zmieniają: konwencjonalne metody leczenia
i wiedza o tym, co każdy z nas może zrobić, żeby
zwiększyć ich skuteczność. Jeśli te dwa czynniki się
48/79
zmieniły, musiała się również zmienić krzywa czasu
przeżycia. Gould mógł liczyć na to, że jeśli dopisze
mu szczęście, to dzięki nowym metodom terapii jego
przypadek będzie opisywała nowa krzywa, z wyższą
medianą i dłuższym ogonem rozkładu – być może
nawet sięgającym starości i śmierci z przyczyn nat-
uralnych2.
Stephen Jay Gould zmarł dwadzieścia lat później
na zupełnie inną chorobę. Miał mnóstwo czasu na
godną podziwu pracę naukową. Dwa miesiące
przed śmiercią był świadkiem wydania swego mag-
num opus – „The Structure of Evolutionary Theory”.
Żył trzydzieści razy dłużej, niż przewidywali
onkolodzy.
Przykazanie, jakie zawdzięczamy temu
wielkiemu biologowi, jest bardzo proste: statystyka
to informacja, a nie wyrok. Gdy ktoś ma raka i chce
walczyć z losem, musi dążyć do tego, żeby znaleźć
się w ogonie rozkładu.
Nikt nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć
przebiegu choroby nowotworowej. Profesor David
Spiegel z Uniwersytetu Stanforda od trzydziestu lat
49/79
organizuje grupy wsparcia dla kobiet z przerzutami
raka piersi. W wykładzie dla onkologów,
wygłoszonym na Harvardzie i opublikowanym
w „New England Journal of Medicine”, wyjaśnia
przyczyny swojej dezorientacji: Rak to bardzo dzi-
wna choroba. Znamy pacjentów, którzy mieli guzy
wtórne w mózgu [uwaga autora: często bardzo
groźne zjawisko w przypadku raka piersi] osiem lat
temu, a dziś są w doskonałym stanie. Dlaczego? Nikt
nie wie. Jedną z wielkich tajemnic chemioterapii jest
to, że niekiedy guzy znikają, jakby się roztopiły, i nie
mają wpływu na czas życia. Związek między oporem
somatycznym i rozwojem choroby, nawet z czysto
onkologicznego punktu widzenia, wciąż jest bardzo
trudny do ustalenia[1].
Wszyscy słyszeliśmy historie o cudownych
przypadkach uzdrowienia, o ludziach, którzy mieli
przed sobą tylko kilka miesięcy życia, a jednak
przeżyli lata, a nawet dziesięciolecia. „Nie zapom-
inajcie – ostrzegają nas – że to bardzo rzadkie
przypadki”. Często spotyka się opinię, że nie jest to
przykład wyleczenia raka, lecz błędnej diagnozy.
50/79
W celu wyjaśnienia tej sprawy w latach osiem-
dziesiątych dwaj uczeni z Uniwersytetu Erazma
w Rotterdamie systematycznie zbadali przypadki
spontanicznej remisji raka, gdy diagnoza nie budz-
iła już żadnych wątpliwości. Ku ich wielkiemu zdu-
mieniu w ciągu osiemnastu miesięcy badań w niew-
ielkim rejonie Holandii znaleźli aż siedem takich
przypadków równie niewątpliwych, jak niedających
się wyjaśnić[2]. Z całą pewnością takie przypadki są
znacznie częstsze, niż się powszechnie uważa.
Uczestnicząc w pewnych programach, takich jak
w Commonweal Center w Kalifornii, pacjenci
usiłują zapanować nad rakiem, nauczyć się żyć
w większej harmonii z własnymi ciałami
i przeszłością, szukać wewnętrznego spokoju, up-
rawiając jogę i medytując, oraz wybierać jedzenie
sprzyjające walce z rakiem, a unikać takiego, które
przyśpiesza jego rozwój. Analiza ich przypadków
wskazuje, że żyją dwa lub trzy razy dłużej, niż żyją
przeciętnie ludzie mający taki sam rodzaj raka w tej
samej fazie rozwoju3.
51/79
Zaprzyjaźniony onkolog z Uniwersytetu w Pitts-
burghu, któremu opowiedziałem o tych danych, mi-
ał pewne zastrzeżenia: „To nie są typowi pacjenci.
Są lepiej wykształceni, bardziej zmotywowani,
w lepszym ogólnym stanie zdrowia. To, że żyją
dłużej, niczego nie dowodzi”. Nie miał racji. Nawet
jeśli te wyniki nie pasują do kanonów podwójnie
ślepych, losowych testów, to i tak dowodzą, że niek-
tórzy ludzie mogą wygrać ze statystycznym prawdo-
podobieństwem. Ci, którzy więcej wiedzą o swojej
chorobie, lepiej troszczą się o swoje ciało i umysł,
w konsekwencji otrzymują to, czego potrzebują dla
poprawy stanu zdrowia; potrafią zmobilizować
funkcje życiowe organizmu do walki z rakiem.
Bardziej formalnych dowodów dostarczył
później profesor medycyny Uniwersytetu Kali-
fornijskiego w San Francisco, doktor Dean Ornish,
pionier medycyny integracyjnej. W 2005 roku opub-
likował on wyniki bezprecedensowych badań onko-
logicznych[4]. Dziewięćdziesięciu trzech mężczyzn
mających raka prostaty we wczesnej fazie – co
potwierdziła biopsja – zdecydowało się na
52/79
rezygnację z operacji, żeby – pod nadzorem onkolo-
gów – śledzić rozwój nowotworu. W tym celu regu-
larnie mierzono poziom PSA (swoisty antygen
gruczołu krokowego) we krwi. Antygeny wydzielane
przez komórki raka prostaty powodują wzrost
poziomu PSA, co wskazuje na mnożenie się
komórek rakowych i powiększanie się guza.
W czasie prowadzenia obserwacji pacjenci ci
zrezygnowali z wszelkich form konwencjonalnej
terapii, co umożliwiło ocenę działania metod natur-
alnych. Podzielono ich na dwie grupy metodą losow-
ania, dzięki czemu były one całkowicie porówny-
walne. Osoby z grupy kontrolnej pozostawały po
prostu pod nadzorem – regularnie mierzono ich
poziom PSA. Dla pacjentów drugiej grupy doktor
Ornish opracował kompletny program zabiegów
mających poprawić ich zdrowie fizyczne i psych-
iczne. Przez rok przestrzegali oni wegetariańskiej
diety z suplementami (antyutlenicze – witaminy E, C
i selen, gram kwasów tłuszczowych omega-3 dzien-
nie), uprawiali ćwiczenia fizyczne (półgodzinny
spacer sześć razy w tygodniu), praktykowali
53/79
panowanie nad stresem (joga, ćwiczenia
oddechowe, ćwiczenia wyobraźni i pogłębionego re-
laksu) i raz na tydzień brali udział w godzinnym
spotkaniu grupy wsparcia, złożonej z pacjentów
uczestniczących w tym programie.
Przyjęcie takiego planu oznaczało radykalną
zmianę stylu życia, zwłaszcza dla żyjących w stresie
menedżerów i głów rodzin, odpowiedzialnych za
wiele spraw. Takie metody długo uważano za dzi-
waczne, nieracjonalne lub oparte na przesądach.
Dwanaście miesięcy później wyniki były zupełnie
jednoznaczne.
Z czterdziestu dziewięciu pacjentów, którzy
niczego nie zmienili w swoim życiu i ograniczyli się
do regularnego śledzenia rozwoju choroby, stan
sześciu wyraźnie się pogorszył i musieli przejść
zabieg usunięcia prostaty, a następnie chemioterap-
ię i radioterapię. Natomiast żaden z czterdziestu
jeden chorych, którzy brali udział w programie
poprawy zdrowia fizycznego i psychicznego, nie
musiał skorzystać z takiej terapii. W pierwszej
grupie poziom PSA (wskaźnik rozwoju guza) wzrósł
54/79
średnio o 6%, pomijając chorych, którzy musieli
wycofać się z badania z powodu pogorszenia stanu
zdrowia (ich poziom PSA był jeszcze bardziej
niepokojący – gdyby ich uwzględnić, wzrost śred-
niego poziomu byłby jeszcze wyższy). Ten wynik
wskazuje, że ich guzy stale rosły – powoli, ale sys-
tematycznie. Natomiast w drugiej grupie, złożonej
z pacjentów, którzy zmienili styl życia, poziom PSA
obniżył się średnio o 4%, co dowodzi, że nastąpiła
regresja w rozwoju guzów.
Jeszcze większe wrażenie robi zmiana, jaka
nastąpiła w organizmach pacjentów, którzy przyjęli
nowy styl życia. Ich krew, w zetknięciu z typowymi
rakowatymi komórkami prostaty (komórkami z linii
LNCaP używanymi w testach różnych czynników
stosowanych w chemioterapii) siedem razy
skuteczniej hamowała rozwój rakowatych komórek
niż krew pacjentów, którzy nie zmienili niczego
w swoim życiu.
55/79
Rysunek 2. Krew pacjentów uczestniczących
w programie dr. Ornisha siedem razy skuteczniej
blokuje rozwój rakowatych komórek prostaty niż
krew pacjentów, którzy niczego nie zmienili
w stylu życia.
Najlepszym dowodem związku między zmi-
anami w stylu życia i powstrzymaniem rozwoju
komórek raka jest to, że im pilniej chorzy
przestrzegali rad doktora Ornisha i stosowali je
w praktyce, tym aktywniej ich krew walczyła
z komórkami raka!4.
56/79
Rysunek 3. Zdolność krwi do zablokowania rozwo-
ju komórek raka prostaty jest tym większa, im
bardziej rygorystycznie pacjent realizuje program
poprawy zdrowia fizycznego i psychicznego.
Krótko mówiąc, dane statystyczne dotyczące
czasu życia po zachorowaniu na raka, jakie zwykle
widujemy, nie różnicują ludzi biernie akceptujących
wyrok lekarza od tych, którzy mobilizują swoje nat-
uralne systemy obronne. Ta sama mediana
uwzględnia chorych, którzy nadal palą, mają kon-
takt z substancjami rakotwórczymi, stosują się do
typowej, zachodniej diety będącej – jak się przeko-
namy – prawdziwym nawozem dla raka oraz
57/79
sabotują swój układ odpornościowy nadmiernymi
stresami i kiepsko kierują swoimi emocjami lub
którzy wyrzekają się swoich ciał, pozbawiając je
fizycznej aktywności. Na tę samą medianę składają
się również ci, którzy żyją znacznie dłużej. Dzieje się
tak najprawdopodobniej dlatego, że oprócz kon-
wencjonalnej terapii w jakiś sposób zachęcają do
działania swoje naturalne mechanizmy obronne.
Udało im się połączyć w harmonijną całość
następujący kwartet: detoksykacja organizmu z sub-
stancji rakotwórczych, dieta antyrakowa, odpowied-
nia aktywność fizyczna, dążenie do emocjonalnego
spokoju.
Nie istnieje naturalna metoda leczenia raka, ale
też nikt nie jest skazany na zagładę. Podobnie jak
Stephen Jay Gould możemy spojrzeć na dane
statystyczne z odpowiedniej perspektywy i zrobić
wszystko, aby trafić do długiego ogona rozkładu po
prawej stronie. Nie ma lepszego sposobu na osiąg-
nięcie tego celu niż poznanie sposobów wykorzys-
tania potencjału własnego organizmu, umożli-
wiającego dłuższe i bogatsze życie.
58/79
Nie każdy wybiera tę drogę na mocy świadomej
decyzji. Niekiedy decyduje o tym choroba. Po
chińsku słowo „kryzys” zapisuje się jako kombinację
znaków oznaczających „niebezpieczeństwo”
i „okazję”. Rak jest tak groźny, że niekiedy oślepia –
trudniej nam wtedy docenić jego twórczy potencjał.
Choroba zmieniła moje życie pod wieloma względ-
ami na lepsze, i to w sposób, którego nie po-
trafiłbym sobie wyobrazić, gdybym sądził, że jestem
skazany. Zaczęło się to wkrótce po tym, jak lekarze
postawili diagnozę…
Cytowana literatura
1. Spiegel D., A 43-year old woman coping with
cancer (Czterdziestotrzyletnia kobieta, która radzi
sobie z rakiem), JAMA, 282 (4) 1999, s. 371–378.
2. Van Baalen D.C., de Vries M.J., Gondrie M.T.,
Psycho-social correlates of „spontaneus” regression
in cancere (Psychospołeczne korelaty
„spontanicznej” regresji raka), w: Monograph,
59/79
Department of General Pathology, Medical Faculty,
Erasmus University, Rotterdam, Holandia, 1987.
3. Lerner M., informacja ustna, Smith Farmer
Retreat, 2001.
4. Ornish D., Weidner G., Fair W.R. et al., Intens-
ive lifestyle changes may affect the progression of
prostate cancer (Radykalna zmiana stylu życia może
wpłynąć na postęp raka prostaty), „Journal of Uro-
logy”, 174 (3), 2005, s. 1065–1069, dyskusja s. 9–70.
60/79
Rozdział 3
NIEBEZPIECZEŃSTWO
I OKAZJA
Przemiana w pacjenta
Dowiedziawszy się, że mam guza mózgu, z dnia
na dzień odkryłem świat, który do tej pory wydawał
się znajomy, ale w rzeczywistości był mi całkiem
obcy – świat pacjenta. Neurochirurga, do którego
natychmiast zostałem skierowany, poznałem już
wcześniej. Mieliśmy pacjentów, którymi wspólnie
się zajmowaliśmy, on interesował się moimi
badaniami. Gdy stwierdzono, że jestem chory, nasze
rozmowy zupełnie się zmieniły. Koniec ze
wzmiankami o doświadczeniach naukowych. Po-
prosił mnie o przedstawienie intymnych szczegółów
mojego życia i dokładne opisanie wszystkich symp-
tomów. Rozmawialiśmy o bólach głowy, mdłościach,
prawdopodobieństwie ataku. Pozbawiony za-
wodowych atrybutów, znalazłem się wśród
zwykłych pacjentów. Czułem, że ziemia usuwa mi
się spod nóg.
W miarę możności starałem się zachować swój
dotychczasowy status. Na wizyty do lekarza chodz-
iłem w białym fartuchu, z nazwiskiem wypisanym
niebieskimi literami. Wypadało to dość żałośnie.
W moim szpitalu, gdzie hierarchia jest dość
wyraźna, pielęgniarki i sanitariusze zwracali się do
mnie z szacunkiem „doktorze”. Gdy jednak leżałem
na noszach, bez białego fartucha, mówili do mnie
„pan” lub – częściej – „skarbie”. Jak wszyscy siedzi-
ałem w poczekalni, przez którą jako doktor
przechodziłem szybkim krokiem, unikając kontaktu
wzrokowego z pacjentami, żeby nie mogli mnie
zatrzymać. Jak wszystkich, zabierano mnie na
badanie w fotelu na kółkach. To, że poza tymi
62/79
krótkimi chwilami sam biegałem po korytarzach,
nie miało żadnego znaczenia „Takie są reguły
obowiązujące w szpitalu” – tłumaczył sanitariusz.
Musiałem się poddać i pozwolić, żeby traktowano
mnie jak kogoś, o kim nie wiadomo, czy może
chodzić.
Znalazłem się w świecie pozbawionym kolorów.
W tym świecie nie uznaje się kwalifikacji
i zawodów. Tu nikogo nie obchodzi, co robiłeś w ży-
ciu i o czym myślisz. Często jedyną interesującą
rzeczą związaną z twoją osobą jest najnowszy skan.
Większość lekarzy nie wiedziała, jak się do mnie
zwracać jako do pacjenta i równocześnie kolegi.
Pewnego wieczoru spotkałem na kolacji mojego ów-
czesnego onkologa, znakomitego specjalistę, którego
bardzo lubiłem. Na mój widok pobladł, a niedługo
potem wyszedł pod jakimś kiepskim pretekstem.
Nagle poczułem, że istnieje klub żywych, którzy da-
ją mi sygnał, że już nie jestem jego członkiem.
Przestraszyłem się, że stanowię oddzielną kategorię
ludzi, zdefiniowaną przez chorobę. Bałem się, że
stanę się niewidoczny, że przestanę istnieć jeszcze
63/79
przed śmiercią. Jeśli nawet miałem wkrótce umrzeć,
chciałem normalnie żyć, aż do końca.
Kilka dni po wieczornej sesji eksperymentalnej
z Jonathanem i Dougiem, do Pittsburgha przyjechał
w sprawach służbowych mój brat Edward.
Wcześniej nie podzieliłem się złą wiadomością
z nikim poza Anną. Choć ściskało mnie w gardle,
starałem się normalnie rozmawiać z Edwardem. Nie
chciałem sprawiać mu przykrości, a równocześnie,
co dziwne, wydawało mi się, że ta rozmowa
przyniesie mi pecha. W jego pięknych, niebieskich
oczach pojawiły się łzy, ale nie wpadł w panikę. Po
prostu mocno mnie objął. Przez chwilę płakaliśmy,
potem pogadaliśmy o możliwych metodach
leczenia, danych statystycznych, o wszystkim,
z czym będę musiał sobie teraz radzić. Potem udało
mu się mnie rozśmieszyć, co zawsze świetnie mu
wychodziło. Przypomniał mi, że z ogoloną głową
będę wreszcie wyglądał jak punk, nad czym
rozmyślałem, gdy miałem osiemnaście lat, ale wów-
czas zabrakło mi odwagi. Dla niego należałem do
świata żywych.
64/79
Następnego dnia Anna, Edward i ja poszliśmy na
lunch do restauracji blisko szpitala. Wyszliśmy
z niej w doskonałych humorach. Pod wpływem
wspomnień śmiałem się tak bardzo, że aż musiałem
oprzeć się o latarnię. W tym momencie podszedł do
nas Doug. Wydawał się ponury i zaskoczony. W jego
oczach dostrzegłem nawet dezaprobatę. Zdawał się
pytać: „Jak możesz się tak śmiać, skoro niedawno
otrzymałeś taką złą wiadomość?”.
Byłem oburzony. Większość ludzi najwyraźniej
sądzi, że ludzie ciężko chorzy nie mają prawa do
śmiechu. Od tej pory do końca życia miałem się
zachowywać jak osoba skazana na śmierć.
Śmierć? To niemożliwe…
No i jeszcze prześladował mnie problem śmierci.
W pierwszej chwili po zdiagnozowaniu raka człow-
iek często nie może w to uwierzyć. Gdy próbujemy
sobie wyobrazić własną śmierć, umysł się buntuje.
Śmierć to coś, co zdarza się innym. Tołstoj
doskonale opisał tę reakcję w Śmierci Iwana Iljicza.
65/79
Jak wielu przede mną, rozpoznałem w tym
opowiadaniu siebie. Iwan Iljicz jest sędzią w Sankt
Petersburgu. Prowadzi uporządkowane życie,
dopóki nie zapada na jakąś chorobę. Nikt mu jednak
nie mówi, jak poważnie jest chory. Gdy wreszcie
zdaje sobie sprawę, że umiera, jego cała istota
buntuje się przeciw temu. To niemożliwe!
W głębi duszy Iwan Iljicz wiedział, że umiera, jed-
nak nie mógł nie tylko przyzwyczaić się do tej myśli,
ale po prostu nie pojmował tego, nie mógł tego
zrozumieć.
Przykład wnioskowania, jakiego się uczył
w podręczniku logiki Kiesewettera: Kaj jest człow-
iekiem, ludzie są śmiertelni, dlatego Kaj jest śmier-
telny, zdawał mu się w ciągu całego życia słuszny
w zastosowaniu do Kaja, ale nigdy do niego. Kaj był
człowiekiem, człowiekiem w ogóle, i wszystko było
w porządku; ale on przecie nie był Kajem i nie człow-
iekiem w ogóle, tylko zawsze zupełnie, zupełnie
innym niż wszyscy stworzeniem; był Wanią z mamą
i tatą, z Mitią i Wołodią, i z zabawkami, i z fur-
manem, i z nianią; potem z Katieńką, ze wszystkimi
radościami, wszystkimi smutkami, wszystkimi
66/79
uniesieniami dzieciństwa, chłopięcych lat, młodości.
Czy to dla Kaja istniał zapach skórzanej paskowanej
piłki, którą tak kochał Wania? Czyż to Kaj tak
całował rękę matki i czyż to jemu tak szeleścił
jedwab przymarszczonej sukni matczynej? Czyż to
on namawiał kolegów w szkole do buntu z powodu
leguminy? Czyż to Kaj był taki zakochany? Czyż to
Kaj tak umiał prowadzić sesje?
Kaj rzeczywiście jest śmiertelny i musi umrzeć,
ale nie ja, Wania, Iwan Iljicz, z moimi uczuciami,
myślami; ja – to zupełnie co innego. Nie może tak
być, abym ja musiał umierać. To byłoby zbyt
straszne5.
Dopóki nie otrzemy się o śmierć, życie wydaje się
nie mieć granic i właśnie tak wolimy o nim myśleć.
Wydaje się, że zawsze będziemy mieć czas na
szukanie szczęścia. Najpierw muszę skończyć stu-
dia, spłacić kredyty, wychować dzieci, przejść na
emeryturę… O szczęściu pomyślę później. Gdy
odkładamy na jutro poszukiwania rzeczy na-
jważniejszych, możemy się przekonać, że życie
przeciekło nam przez palce, nim poczuliśmy jego
smak.
67/79
Otwarcie oczu
Rak niekiedy leczy tę dziwną krótkowzroczność,
ten taniec wahań. Ujawniając krótkość życia, dia-
gnoza może przywrócić jego prawdziwy smak. Kilka
tygodni po tym, jak poznałem diagnozę choroby, mi-
ałem dziwne wrażenie, że uniósł się jakiś welon,
który wcześniej utrudniał mi widzenie. W pewne
niedzielne popołudnie, w niewielkim,
nasłonecznionym pokoju w naszym domku,
patrzyłem na Annę. Skupiona i spokojna, siedziała
na podłodze przy stoliku do kawy, próbując
przełożyć francuski wiersz na angielski. Po raz pier-
wszy zobaczyłem ją taką, jaka była, bez za-
stanawiania się nad tym, czy wolałbym kogoś in-
nego. Po prostu widziałem kosmyk włosów, który
zsunął się jej z czoła, gdy pochyliła głowę nad
książką, jej delikatne palce zaciśnięte na piórze.
Byłem zdumiony, że nigdy nie zwróciłem uwagi, jak
wzruszające są drobne ruchy jej szczęki, gdy ma
kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego słowa.
Nagle zobaczyłem ją jako ją samą, niezależnie od
68/79
moich pytań i wątpliwości. Jej obecność stała się dla
mnie niesamowicie poruszająca. To, że byłem
świadkiem tej chwili, wydało mi się ogromnym
przywilejem. Dlaczego nigdy wcześniej nie
patrzyłem na nią w ten sposób?
W książce o transformacyjnej sile śmierci Irvin
Yalom, wybitny psychiatra z Uniwersytetu Stan-
forda, cytuje list napisany przez sześćdziesię-
ciokilkuletniego senatora, wkrótce po tym, jak dow-
iedział się, że jest ciężko chory na raka[1].
Nastąpiła we mnie zmiana, jak sądzę, nieod-
wracalna. Zagadnienia prestiżu, sukcesy polityczne,
status finansowy – to wszystko stało się dla mnie
nieistotne. W ciągu pierwszych godzin po
uświadomieniu sobie, że mam raka, ani przez chwilę
nie myślałem o miejscu w senacie, rachunku
bankowym czy o przeznaczeniu wolnego świata…
Od kiedy moja choroba została zdiagnozowana, ani
razu nie kłóciłem się z żoną. Przedtem często
zwracałem jej uwagę, że wyciska pastę do zębów od
góry tubki, zamiast od dołu, nie dba dostatecznie
o zaspokojenie mojego wybrednego apetytu,
sporządza listę gości, nie konsultując się ze mną, za
69/79
dużo wydaje na ubrania… Teraz albo nie zwracam
uwagi na takie sprawy, albo wydają mi się
nieważne.
Zamiast tego zacząłem doceniać rzeczy, które
kiedyś wydawały mi się oczywiste – lunch z przyja-
cielem, podrapanie Muffeta za uchem i słuchanie
jego mruczenia, towarzystwo żony, czytanie książki
lub gazet przy nocnej lampce, wypad do kuchni po
szklankę soku pomarańczowego z lodówki lub
kawałek ciasta. Po raz pierwszy pomyślałem, że
dopiero teraz czuję smak życia. W końcu uświadom-
iłem sobie, że nie jestem nieśmiertelny. Czuję
wstrząs na myśl o tych wszystkich okazjach, które
sam zmarnowałem – nawet gdy cieszyłem się świet-
nym zdrowiem – z powodu fałszywej dumy, sztucz-
nych wartości i wydumanych uraz.
Perspektywa bliskiej śmierci może zatem
doprowadzić do swoistego wyzwolenia. W jej cieniu
życie nagle nabiera intensywności, wibracji
i smaku, jakich nie znaliśmy nigdy wcześniej. Oczy-
wiście, gdy nadchodzi kres, czujemy rozpacz z po-
wodu konieczności odejścia, tak jakbyśmy żegnali
się z kimś kochanym, wiedząc, że nigdy już go nie
70/79
zobaczymy. Większość z nas lęka się tego smutku.
Czy jednak nie byłoby czymś jeszcze gorszym ode-
jść, nie znając pełnej radości życia? Czy nie byłoby
gorzej, gdybyśmy w chwili rozstania nie mieli po-
wodu do smutku?
Muszę wyznać, że na początku miałem przed
sobą długą drogę. Gdy Anna przeprowadziła się do
mnie, pomagałem jej ustawiać książki. Natknąłem
się wtedy na książkę Czego uczy Budda? „Dlaczego
marnujesz czas na takie rzeczy?” – spytałem za-
skoczony. Teraz dobrze pamiętam to zdarzenie: mój
racjonalizm graniczył z tępotą. W mojej kulturze
Budda i Chrystus byli w najlepszym razie
staroświeckimi moralistami i kaznodziejami,
a w najgorszym – sprawcami moralnych represji
w służbie burżuazji. Przeżyłem niemal szok, gdy
stwierdziłem, że kobieta, z którą miałem żyć, za-
jmuje się takimi bzdurami – koncepcjami, które
przywykłem uważać za „opium dla mas”. Anna
spojrzała na mnie z ukosa. Postawiła książkę na
półkę. „Myślę, że pewnego dnia to zrozumiesz” –
powiedziała.
71/79
Zmiana drogi
W tym czasie odwiedzałem lekarzy i rozważałem
argumenty za i przeciw różnym metodom leczenia.
W końcu zdecydowałem się na operację. Szukałem
chirurga, który wzbudziłby we mnie największe za-
ufanie. Ten, któremu w końcu postanowiłem powi-
erzyć swój mózg, nie był wprawdzie szczególnie
polecany ze względu na swą technikę operacyjną,
ale miałem wrażenie, iż najlepiej mnie rozumie.
Czułem, że nie porzuci mnie, jeśli coś źle pójdzie.
Nie mógł od razu przeprowadzić operacji. Na
szczęście w tej fazie guz rósł bardzo wolno, zatem
poczekałem kilka tygodni na okienko w jego
rozkładzie zajęć. Przez ten czas czytałem książki
autorów, którzy dociekali, czego możemy nauczyć
się dzięki konfrontacji ze śmiercią. Anna kochała
pisarzy ze swojego ojczystego kraju, dlatego pod jej
wpływem czytałem Tołstoja, a także Yaloma, który
często cytuje go w swojej znakomitej książce o psy-
choterapii egzystencjalnej[1]. Najpierw przeczytałem
Śmierć Iwana Iljicza, później opowiadanie Pan
72/79
i parobek, które wywarło na mnie głębokie
wrażenie.
W tym opowiadaniu panem jest ziemianin ma-
jący obsesję na punkcie własnych interesów. Tołstoj
opisuje jego przemianę. Pan, za wszelką cenę prag-
nąc dobić pewnego targu, który może mu przynieść
marny zysk, mimo złej pogody wyrusza nocą
w podróż saniami. On i jego parobek, Nikita, błądzą
podczas zamieci. Gdy pan zdaje sobie sprawę, że
może to być jego ostatnia noc, radykalnie zmienia
swoje nastawienie do świata. Kładzie się na mar-
znącym furmanie, żeby ogrzać go swoim ciałem.
Umiera, ale ratuje Nikitę. Tołstoj opisuje, jak ofi-
arowując siebie, przebiegły ziemianin osiąga stan
łaski, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Po
raz pierwszy żyje teraźniejszą chwilą. Gdy przenika
go mróz, czuje się zjednoczony z Nikitą, tworzą jed-
ność. Własna śmierć przestaje być dla niego istotna,
ponieważ Nikita będzie żył. Wykraczając poza ego-
izm, odkrywa prawdę związaną z istotą życia.
W chwili śmierci widzi światło – wielkie, białe świ-
atło na końcu ciemnego tunelu.
73/79
W tym okresie zmieniłem kierunek pracy za-
wodowej. Do tej pory zajmowałem się nauką,
niemal dla niej samej. Teraz stopniowo z tego
rezygnowałem. Jak prawie wszystkie badania
w dziedzinie medycyny, praca laboratoryjna
w niewielkim stopniu miała bezpośredni związek
z poszukiwaniem sposobów przyniesienia ulgi w ci-
erpieniach. Wielu naukowców, takich jak ja,
w początkowej fazie kariery, z naiwnym entuz-
jazmem pogrąża się w pracy, która – jak wierzą –
doprowadzi do znalezienia sposobu leczenia
choroby Alzheimera, schizofrenii lub raka. Po
pewnym czasie, sami nie wiedząc, jak się to stało,
nagle budzą się i stwierdzają, że z pasją opracowują
lepsze metody mierzenia receptorów komórkowych
reagujących na specyficzne lekarstwa. Gromadzą
odpowiednią ilość materiału, żeby publikować
artykuły w naukowych pismach i otrzymywać dot-
acje, dzięki którym w ich laboratoriach wrze praca.
Jednak to, co robią, jest bardzo odległe od ludzkiego
cierpienia.
74/79
Hipoteza, którą badaliśmy we dwóch, Jonathan
i ja – dotycząca roli kory przedczołowej w schizo-
frenii – jest dziś powszechnie akceptowaną teorią
w neurologii. W dalszym ciągu stanowi podstawę
różnych programów badawczych w laboratoriach
na całym świecie. Z całą pewnością była to przyz-
woita, solidna praca naukowa, ale nie pomogła
nikogo wyleczyć. Nie przyczyniła się nawet do
poprawy stanu choćby jednego chorego. Teraz, gdy
żyłem w ciągłym strachu przed chorobą, cierpi-
eniem i śmiercią, było to coś, czym postanowiłem
się zająć.
Po operacji wróciłem do pracy naukowej i szpit-
alnej. Odkryłem, że wbrew temu, co wcześniej sądz-
iłem, to właśnie praca kliniczna interesowała mnie
najbardziej. Zupełnie tak, jakbym sam odczuwał ul-
gę, ilekroć udawało mi się pomóc pacjentowi cier-
piącemu na bezsenność lub którego chroniczne bóle
głowy skłaniały do myśli o samobójstwie. Było tak,
jakbym wreszcie się z nimi zjednoczył. Z tego
punktu widzenia praca lekarza nie wydawała mi się
75/79
już obowiązkiem, lecz wspaniałym przywilejem.
Poczułem, że w swoim życiu osiągnąłem stan łaski.
Zagrożenie
Pamiętam jedno z tych ulotnych zdarzeń, które
sprawiają, że odczuwamy kruchość życia i docen-
iamy cud, jakim jest związek z innymi śmier-
telnikami. To nie było nic ważnego – krótkie
spotkanie na parkingu na dzień przed moją pier-
wszą operacją. Dla zewnętrznego obserwatora mo-
głoby się wydać banalne, ale dla mnie miało ono
szczególne znaczenie.
Anna i ja przyjechaliśmy do Nowego Jorku. Za-
parkowałem przed szpitalem. Stałem na parkingu,
wdychając świeże powietrze. Zostało mi kilka minut
wolności przed przyjęciem do szpitala, badaniami
i salą operacyjną. Zauważyłem starszą kobietę,
która niewątpliwie wracała do domu po hospitaliza-
cji. Była sama, niosła torbę; poruszała się o kulach.
Bez pomocy nie będzie mogła wsiąść do samochodu.
Spojrzałem na nią. Byłem zdziwiony, że pozwolili jej
76/79
wyjść w takim stanie. Ona też mnie zauważyła.
Wyraz jej twarzy mówił, że niczego się po mnie nie
spodziewała. Niczego. Byliśmy przecież w Nowym
Jorku, gdzie każdy musi sobie radzić sam. Poczułem,
że ciągnie mnie do niej coś, co wynikało z naszej
wspólnoty – oboje byliśmy pacjentami. To nie było
współczucie, ale głębokie poczucie braterstwa.
Czułem, że jestem jej bliski, że jestem zrobiony z tej
samej materii, co ta osoba, która potrzebowała
pomocy, choć o nic nie prosiła. Włożyłem jej torbę
do bagażnika, wyjechałem jej samochodem
z miejsca parkingowego, pomogłem usiąść za
kierownicą. Z uśmiechem zatrzasnąłem drzwi.
Przez kilka minut nie była sama. Byłem szczęśliwy,
że mogę udzielić tej skromnej pomocy. W rzeczywis-
tości to ona pomogła mnie, ponieważ potrzebowała
mnie właśnie w tej chwili. Dzięki temu miałem sz-
ansę poczuć, że oboje należymy do ludzkości.
Nawzajem się obdarowaliśmy. Wciąż widzę jej oczy,
w których obudziłem coś w rodzaju zaufania do in-
nych, poczucie, że życiu można ufać, skoro
w odpowiedniej chwili na jej drodze pojawił się
77/79
ktoś, kto gotów był pomóc. Prawie nie odzywaliśmy
się do siebie, ale jestem pewien, że ona również
czuła, jak cenne było to spotkanie. Poczułem ciepło
w sercu. My, bezbronni, zagrożeni ludzie, możemy
sobie pomagać i wspierać się uśmiechem. Udałem
się na operację z wszechogarniającym uczuciem
spokoju.
78/79
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.

Weitere ähnliche Inhalte

Andere mochten auch

Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAX
Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAXBezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAX
Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAXForum Nowej Gospodarki
 
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze kroki
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze krokiINTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze kroki
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze krokiWydawnictwo Helion
 
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.Alexander Gashpar
 
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danych
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danychWykrywanie włamań i aktywna ochrona danych
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danychWydawnictwo Helion
 
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznych
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznychMurarz- Wykonywanie tynków zewnętrznych
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznychFilip Chojnacki
 
тема №5.1
тема №5.1тема №5.1
тема №5.1Cvirkun
 
prawo finansowe
prawo finansoweprawo finansowe
prawo finansoweDawidRosol
 
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...VI Forum Młodych Bibliotekarzy
 
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_lat
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_latGospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_lat
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_latCity of Gdansk
 
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank Report
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank ReportDoing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank Report
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank ReportAlexanderJRogan
 
7 pokus polskiej energetyki
7 pokus polskiej energetyki7 pokus polskiej energetyki
7 pokus polskiej energetykiPwC Polska
 
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczegoOkreślanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczegoMichał Siwiec
 
Herbertowskie statystyki
Herbertowskie statystykiHerbertowskie statystyki
Herbertowskie statystykiM K
 
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...Ігор Арсентьєв
 
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowych
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowychMichał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowych
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowychSebastian Kwiecien
 
Pr woj. mazowieckie
Pr woj. mazowieckiePr woj. mazowieckie
Pr woj. mazowieckiep_andora
 

Andere mochten auch (20)

Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAX
Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAXBezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAX
Bezprzewodowa platforma transmisji danych w technolologii WiMAX
 
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze kroki
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze krokiINTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze kroki
INTERsoft IntelliCAD 4.0 PL. Pierwsze kroki
 
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.
Відкрите зверненя до Яценюка, Авакова, Петренко і Махницького.
 
Tengo 18 años de edad
Tengo 18 años de edadTengo 18 años de edad
Tengo 18 años de edad
 
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danych
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danychWykrywanie włamań i aktywna ochrona danych
Wykrywanie włamań i aktywna ochrona danych
 
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznych
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznychMurarz- Wykonywanie tynków zewnętrznych
Murarz- Wykonywanie tynków zewnętrznych
 
тема №5.1
тема №5.1тема №5.1
тема №5.1
 
prawo finansowe
prawo finansoweprawo finansowe
prawo finansowe
 
Wełna Isover - cennik luty 2011
Wełna Isover -  cennik luty 2011Wełna Isover -  cennik luty 2011
Wełna Isover - cennik luty 2011
 
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...
Problematyka komunikacji w środowisku bibliotekarskim. Próba oceny zjawiska n...
 
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_lat
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_latGospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_lat
Gospodarka_nieruchomosci_komunalnymi_10_lat
 
Koszty działalności gospodarczej
Koszty działalności gospodarczejKoszty działalności gospodarczej
Koszty działalności gospodarczej
 
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank Report
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank ReportDoing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank Report
Doing Business In Kazakhstan 2012 The World Bank Report
 
7 pokus polskiej energetyki
7 pokus polskiej energetyki7 pokus polskiej energetyki
7 pokus polskiej energetyki
 
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczegoOkreślanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego
Określanie zasad funkcjonowania przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego
 
Herbertowskie statystyki
Herbertowskie statystykiHerbertowskie statystyki
Herbertowskie statystyki
 
Zoltaczka
ZoltaczkaZoltaczka
Zoltaczka
 
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...
Міжнародний ДЕНЬ ЖУРНАЛІСТА було відмічено і в нашому пришкільному таборі «Со...
 
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowych
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowychMichał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowych
Michał Sobiegraj - Analiza ryzyka aplikacji webowych
 
Pr woj. mazowieckie
Pr woj. mazowieckiePr woj. mazowieckie
Pr woj. mazowieckie
 

Ähnlich wie ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook

Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebook
Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebookWszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebook
Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebooke-booksweb.pl
 
Prezentacja nt. raka jelita grubego
Prezentacja nt. raka jelita grubegoPrezentacja nt. raka jelita grubego
Prezentacja nt. raka jelita grubegozs1wielun
 
Zyj zdrowo internet
Zyj zdrowo internetZyj zdrowo internet
Zyj zdrowo internetMonika Anna
 
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdf
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdfGinekologia-Nieplodnosc2.pdf
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdfella384015
 
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwych
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwychWalka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwych
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwychkaleksander
 
Prezentacja1
Prezentacja1Prezentacja1
Prezentacja1bozbar
 
Prezentacja Gdańskie Spotkania Kardiochirurgiczne
Prezentacja Gdańskie Spotkania KardiochirurgicznePrezentacja Gdańskie Spotkania Kardiochirurgiczne
Prezentacja Gdańskie Spotkania KardiochirurgiczneDamian Sendrowski
 
Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe
Niezbędne Nienasycone Kwasy TłuszczoweNiezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe
Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowekavi
 
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...Lena Huppert
 
Nietoksyczne leczenie nowotworów
Nietoksyczne leczenie nowotworówNietoksyczne leczenie nowotworów
Nietoksyczne leczenie nowotworówostry23
 
M. tombak czy można życ 150 lat
M. tombak   czy można życ 150 latM. tombak   czy można życ 150 lat
M. tombak czy można życ 150 latTomasz Puzon
 
Dekalog zdrowego stylu zycia
Dekalog zdrowego stylu zyciaDekalog zdrowego stylu zycia
Dekalog zdrowego stylu zyciaHania Dolata
 
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmy
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmyKatalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmy
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmyEvitum
 
Evitum katalog na 2019 - B2B
Evitum katalog na 2019 - B2BEvitum katalog na 2019 - B2B
Evitum katalog na 2019 - B2BMezator
 
Nowy przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbd
Nowy  przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbdNowy  przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbd
Nowy przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbdThorhaugeHaney02
 
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma.
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma. Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma.
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma. testDNA Services Sp. z o.o.
 
Biorezonans - www.biorezonans-waw.pl
Biorezonans - www.biorezonans-waw.plBiorezonans - www.biorezonans-waw.pl
Biorezonans - www.biorezonans-waw.plNikmichael
 
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu się
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu sięOlejki eteryczne zapobiegają starzeniu się
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu sięostry23
 

Ähnlich wie ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook (20)

Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebook
Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebookWszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebook
Wszystko o raku piersi - Grobstein Ruth - ebook
 
Prezentacja nt. raka jelita grubego
Prezentacja nt. raka jelita grubegoPrezentacja nt. raka jelita grubego
Prezentacja nt. raka jelita grubego
 
Zyj zdrowo internet
Zyj zdrowo internetZyj zdrowo internet
Zyj zdrowo internet
 
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdf
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdfGinekologia-Nieplodnosc2.pdf
Ginekologia-Nieplodnosc2.pdf
 
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwych
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwychWalka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwych
Walka z rakiem - profilaktyka nowotworów złośliwych
 
Prezentacja1
Prezentacja1Prezentacja1
Prezentacja1
 
Prezentacja Gdańskie Spotkania Kardiochirurgiczne
Prezentacja Gdańskie Spotkania KardiochirurgicznePrezentacja Gdańskie Spotkania Kardiochirurgiczne
Prezentacja Gdańskie Spotkania Kardiochirurgiczne
 
df
dfdf
df
 
Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe
Niezbędne Nienasycone Kwasy TłuszczoweNiezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe
Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe
 
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...
Konferencja świat bez raka irena dawidiuk-dieta antynowotworowa i wspomaganie...
 
Nietoksyczne leczenie nowotworów
Nietoksyczne leczenie nowotworówNietoksyczne leczenie nowotworów
Nietoksyczne leczenie nowotworów
 
M. tombak czy można życ 150 lat
M. tombak   czy można życ 150 latM. tombak   czy można życ 150 lat
M. tombak czy można życ 150 lat
 
Dekalog zdrowego stylu zycia
Dekalog zdrowego stylu zyciaDekalog zdrowego stylu zycia
Dekalog zdrowego stylu zycia
 
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmy
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmyKatalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmy
Katalog Evitum na rok 2021 - Sprawdź co dla ciebie przygotowaliśmy
 
Evitum katalog na 2019 - B2B
Evitum katalog na 2019 - B2BEvitum katalog na 2019 - B2B
Evitum katalog na 2019 - B2B
 
Nowy przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbd
Nowy  przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbdNowy  przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbd
Nowy przewodnik typu krok za krokiem do olejeku cbd
 
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma.
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma. Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma.
Antykoncepcja XXI wieku. Nowoczesna - znaczy świadoma.
 
Biorezonans - www.biorezonans-waw.pl
Biorezonans - www.biorezonans-waw.plBiorezonans - www.biorezonans-waw.pl
Biorezonans - www.biorezonans-waw.pl
 
Rak piersi diagnostyka, profilaktyka, leczenie
Rak piersi   diagnostyka, profilaktyka, leczenieRak piersi   diagnostyka, profilaktyka, leczenie
Rak piersi diagnostyka, profilaktyka, leczenie
 
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu się
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu sięOlejki eteryczne zapobiegają starzeniu się
Olejki eteryczne zapobiegają starzeniu się
 

Mehr von epartnerzy.com

Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookSamo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookepartnerzy.com
 
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...epartnerzy.com
 
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebookSpiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebookepartnerzy.com
 
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookEcholalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookepartnerzy.com
 
Celtowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookCeltowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookepartnerzy.com
 
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...epartnerzy.com
 
Historia Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookHistoria Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookepartnerzy.com
 
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookAfrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookPolacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookPolacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookepartnerzy.com
 
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookPolacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookepartnerzy.com
 
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookDlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookepartnerzy.com
 
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...epartnerzy.com
 
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookWenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookepartnerzy.com
 
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookW imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookepartnerzy.com
 
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookAfrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookepartnerzy.com
 
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookKiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookepartnerzy.com
 
Hotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookHotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookepartnerzy.com
 

Mehr von epartnerzy.com (20)

Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebookSamo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
Samo Sedno - Copywriting. Jak sprzedawać słowem - ebook
 
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego - e...
 
Mgła - ebook
Mgła - ebookMgła - ebook
Mgła - ebook
 
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebookSpiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm - ebook
 
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebookEcholalie. O zapominaniu języka - ebook
Echolalie. O zapominaniu języka - ebook
 
Celtowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebookCeltowie. Dzieje - ebook
Celtowie. Dzieje - ebook
 
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
Historia literatury południowoafrykańskiej. Literatura afrikaans (okres usamo...
 
Historia Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebookHistoria Zimbabwe - ebook
Historia Zimbabwe - ebook
 
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebookAfrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
Afrykańskie państwo Kilindich w XVIII i XIX wieku - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebookPolacy w Nigerii. Tom IV - ebook
Polacy w Nigerii. Tom IV - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebookPolacy w Nigerii. Tom III - ebook
Polacy w Nigerii. Tom III - ebook
 
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebookPolacy w Nigerii. Tom I - ebook
Polacy w Nigerii. Tom I - ebook
 
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebookDlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka - ebook
 
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
Historia literatury południowoafrykańskiej literatura afrikaans (XVII-XIX WIE...
 
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebookWenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
Wenus Hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej - ebook
 
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebookW imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi - ebook
 
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebookAfrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
Afrykański wygnaniec. Tożsamość a prawa człowieka. - ebook
 
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebookKiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski - ebook
 
Hotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebookHotel na rozdrożu - ebook
Hotel na rozdrożu - ebook
 
Mała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebookMała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebook
 

ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA - ebook

  • 1.
  • 2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.
  • 3. O książce Antyrak odpowiada na pytania kluczowe dla życia i zdrowia większości ludzi. Jaki tryb życia prowadzić, aby zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka? Co robić, by zahamować rozwój choroby i zapobiec jej nawrotowi? Co jeść, jakie stosować diety? Czego i jakich potraw bezwzględnie unikać? Dr Servan-Schreiber zajmował się terapią osób cier- piących na nowotwory i inne ciężkie schorzenia. W wieku 31 lat zdiagnozowano u niego nieoper- acyjnego guza mózgu. Podjął walkę z chorobą, która ostatecznie pokonała go prawie 20 lat później, w 2011 roku. Jego ważnym wkładem w rozwój medycyny jest stworzenie nowej koncepcji walki z no- wotworami opartej na stymulacji (przy pomocy odpowiednio dobranych diet oraz stylu życia) natur- alnych mechanizmów obronnych organizmu.
  • 4.
  • 5. DAVID SERVAN-SCHREIBER (1961-2011) Był neuropsychiatrą, profesorem psychiatrii klin- icznej w University of Pittsburgh, wykładowcą Aka- demii Medycznej w Lyonie. Współtworzył Centrum Medycyny Integracyjnej w Pittsburghu. Prowadził seminaria na uniwersytetach Stanford, Columbia, Cornell i Cambridge. W latach 1991–1999 or- ganizował pomoc medyczną w Kurdystanie, Gwatem- ali, Indiach, Tadżykistanie i Kosowie. Był jednym z za- łożycieli amerykańskiego oddziału organizacji Lekar- ze Bez Granic. W 2002 otrzymał nagrodę prezesa Sto- warzyszenia Psychiatrów Stanu Pensylwania za os- iągnięcia zawodowe. Autor ponad 90 artykułów naukowych oraz trzech książek – Zdrowiej! Pokonaj lęk, stres i depresję (przekłady na 29 języków), Antyrak (przekłady na 32 języki) oraz ukończonej dwa miesiące przed śmiercią Można żegnać się
  • 6. wiele razy – międzynarodowych bestsellerów sprzedanych w milionach egzemplarzy. 5/79
  • 7. Tego autora ANTYRAK. NOWY STYL ŻYCIA ZDROWIEJ! POKONAJ LĘK, STRES I DEPRESJĘ MOŻNA ŻEGNAĆ SIĘ WIELE RAZY
  • 8. Tytuł oryginału: ANTICANCER. A NEW WAY OF LIFE Copyright © David Servan-Schreiber, MD, PhD, 2007 All rights reserved Polish edition © Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c. 2014 Polish translation © Anna Amsterdamska & Grzegorz Kołodziejczyk 2008 Author’s cover photo © E. Robert Espalieu Redakcja: Eliza Kujan Konsultacja medyczna: dr Andrzej Janus Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz ISBN 978-83-7985-254-3
  • 9. Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ S.C. Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym ad- resatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopi- owanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podob- nych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. Przygotowanie wydania elektronicznego: 88em.eu 8/79
  • 10. Książkę tę dedykuję Moim kolegom lekarzom, którzy ni- estrudzenie walczą z cierpieniem i lękiem, czasami wykazując przy tym taką samą odwagę, jak ich pacjenci. Przede wszystkim mam nadzieję, że uznają ją za przydatną i zechcą, tak jak ja, włączyć opisane tu zalecenia do swojej praktyki. Mojemu synowi Sachy, urodzonemu w tych niespokojnych czasach, który podchodzi do życia z entuzjazmem, będącym dla mnie stałym źródłem inspiracji.
  • 11. Zawsze uważałem, że największy problem medycyny naukowej polega na tym, iż nie jest dostatecznie naukowa. Nowoczesna medycyna stanie się naprawdę naukowa dopiero wtedy, gdy lekarze i pacjenci nauczą się kierować siłami ciała i umysłu, wyrażającymi się poprzez vis medicatrix naturae [uzdrawiającą moc natury]. Profesor René Dubos, Rocke- feller University, Nowy Jork, USA, odkrywca pierwszego dostępnego na rynku anty- biotyku (1939), inicjator pier- wszego Szczytu Ziemi Organiz- acji Narodów Zjednoczonych
  • 12. Spis treści Zastrzeżenie Wprowadzenie Rozdział 1 – Pewna historia Rozdział 2 – Ucieczka przed statystyką Rozdział 3 – Niebezpieczeństwo i okazja Rozdział 4 – Słabości raka Część 1 – Strażnicy ciała – siła komórek odpornościowych Część 2 – Rak – rana, która się nie goi Część 3 – Przecięcie linii zaopatrzeniowych raka Rozdział 5 – Przekazanie wiadomości
  • 13. Rozdział 6 – Środowisko antyrakowe Część 1 – Epidemia raka Część 2 – Powrót do pradawnego sposobu żywienia Część 3 – Nie sposób być zdrowym na chorej planecie Rozdział 7 – Lekcje nawrotu Rozdział 8 – Żywność kontra rak Część 1 – Nowa medycyna żywienia Część 2 – Dlaczego w konwencjonalnych kurac- jach raka wciąż brakuje porad żywieniowych Załącznik do rozdziału 8 – Pokarmy antyrakowe w codziennej praktyce Rozdział 9 – Umysł w walce z rakiem Część 1 – Związek ciało–umysł Część 2 – Leczenie zadawnionych ran Część 3 – Łączenie się z siłą życia Rozdział 10 – Unieszkodliwianie strachu Rozdział 11 – Ciało w walce z rakiem 12/79
  • 14. Rozdział 12 – Jak zmienić siebie Rozdział 13 – Podsumowanie Podziękowania Jak komponować optymalną dietę antyrakową 13/79
  • 15. Zastrzeżenie W książce tej opisuję naturalne metody lecznicze, które przyczyniają się do zapobiegania nowotworom lub wspomagają walkę z nimi i stanowią uzupełni- enie tradycyjnych metod (chirurgii, radioterapii, che- mioterapii). Wiadomości podane tutaj nie mogą za- stąpić opinii lekarza. Książka ta nie powinna być wykorzystywana przy stawianiu diagnoz lub wybi- eraniu terapii. Wszystkie kliniczne przykłady, o których tu wspominam, pochodzą z mojej praktyki (z wyjątkiem kilku opisanych przez innych lekarzy w literaturze medycznej, co każdorazowo odpowiednio zazn- aczam). Z oczywistych powodów zostały zmienione imiona i nazwiska pacjentów, a także szczegóły umożliwiające ich identyfikację. W niektórych
  • 16. przypadkach, dla większej jasności, połączyłem klin- iczne detale dotyczące kilku pacjentów w opisie stanu jednej osoby. Moim celem jest przedstawienie w prosty sposób współczesnego stanu wiedzy o nowotworach i natur- alnych środkach obronnych organizmu. W pewnych przypadkach nie pozwoliło mi to jednak opisać pełnej złożoności zjawisk biologicznych oraz szczegółów kontrowersji dotyczących badań klinicznych. Choć jestem przekonany, że wiernie zaprezentowałem ducha tych badań, przepraszam biologów i onkolo- gów za uproszczenie tego, co dla wielu z nich stanowi wynik pracy całego życia. 15/79
  • 17. Wprowadzenie Rak spoczywa uśpiony w każdym z nas. Podob- nie jak wszystkie żywe organizmy, nasze ciała stale produkują wadliwe komórki. Tak rodzą się guzy. Jednak nasze ciała wyposażone są również w mech- anizmy, które wykrywają takie komórki i kontrolują ich rozwój. Na Zachodzie na raka umiera jedna osoba na cztery, ale trzy na cztery nie. Ich mechan- izmy obronne spełniają swoje zadanie i osoby te umierają z innych przyczyn[1, 2]. Mam raka. Wykryto go piętnaście lat temu. Przeszedłem konwencjonalne leczenie i udało się osiągnąć remisję, ale później nastąpił nawrót. Postanowiłem wówczas dowiedzieć się wszystkiego, co mogło pomóc mojemu ciału bronić się przed tą chorobą. Jako lekarz, znany naukowiec i były
  • 18. dyrektor Centrum Medycyny Integracyjnej Uniwer- sytetu w Pittsburghu, miałem dostęp do bezcennych informacji o naturalnych metodach zapobiegania i leczenia nowotworów. Już od siedmiu lat panuję nad rakiem. W tej książce chcę opowiedzieć o fak- tach naukowych i osobistych doświadczeniach, stanowiących podstawę tego, czego się nauczyłem. Po operacji chirurgicznej i chemioterapii poprosiłem onkologa o radę. Co powinienem zrobić, żeby prowadzić zdrowe życie, i jakie środki os- trożności mam podjąć, by zapobiec nawrotowi? „Nie ma nic szczególnego do zrobienia. Proszę normalnie żyć. Będziemy regularnie wykonywać tomografię komputerową, zatem jeśli nastąpi nawrót, wykryjemy guz we wczesnej fazie” – odpowiedział wybitny przedstawiciel współczesnej medycyny. „Czy nie ma jednak ćwiczeń, jakie powinienem wykonywać, albo diety, do której mam się stosować? Czy należy skupić się na swoim nastawieniu psychicznym?” – dociekałem. Odpow- iedź kolegi zaskoczyła mnie. „W tym zakresie może pan robić, co pan chce. Z pewnością to panu nie 17/79
  • 19. zaszkodzi. Nie dysponujemy jednak żadnymi naukowymi dowodami, że takie metody i zalecenia mogą powstrzymać nawrót”. W rzeczywistości mój lekarz uważał, że onkolo- gia to niezwykle skomplikowana dziedzina medycyny, która zmienia się z oszałamiającą prędkością. I tak z trudem nadążał za rozwojem nowych metod diagnostycznych i terapeutycznych. Wykorzystywaliśmy już wszystkie lekarstwa i wszystkie uznane metody medyczne, stosowane w takich przypadkach jak mój. Osiągnęliśmy granice obecnej wiedzy naukowej. Mój lekarz niewątpliwie nie miał czasu ani ochoty zajmować się bardziej teoretycznymi koncepcjami z zakresu relacji między umysłem i ciałem oraz zaleceniami dotyczącymi żywienia. Jako lekarz uniwersytecki doskonale znam ten problem. Tkwimy w swoich specjalnościach i tylko od czasu do czasu docierają do nas wiadomości o fundamentalnych odkryciach publikowane w prestiżowych pismach naukowych, jak „Nature” czy „Science”. Zwracamy na nie uwagę dopiero 18/79
  • 20. wtedy, gdy stają się przedmiotem szeroko zakrojo- nych badań z udziałem ludzi. Jednak takie przeło- mowe odkrycia można niekiedy wykorzystać do ochrony organizmu na długo wcześniej, nim one za- owocują produkcją nowych lekarstw lub opracow- aniem metod terapeutycznych, które w przyszłości wejdą do regularnej praktyki lekarskiej. Potrzebowałem wielu miesięcy badań, nim za- cząłem rozumieć, jak mogę pomóc mojemu ciału chronić się przed rakiem. Brałem udział w konfer- encjach na terenie Stanów Zjednoczonych i w Europie, na których spotykali się badacze kon- centrujący uwagę zarówno na samej chorobie, jak i na czynnikach współistniejących wraz z nią. Przeglądałem bazy danych i czytałem periodyki naukowe. Wkrótce doszedłem do wniosku, że dostępne na temat raka wiadomości są często frag- mentaryczne i rozproszone. Znaczenie tych inform- acji mogłem docenić w pełni dopiero wtedy, gdy je zebrałem i połączyłem. Gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie dane naukowe, możemy dostrzec, jak istotną rolę w walce 19/79
  • 21. z rakiem odgrywają nasze naturalne mechanizmy obronne. Dzięki spotkaniom z innymi lekarzami i terapeutami, którzy już wcześniej zajęli się tą problematyką, udało mi się wykorzystać te inform- acje w praktyce, równolegle do stosowanej terapii. Oto czego się nauczyłem: Choć w każdym z nas tkwi uśpiony, potencjalny nowotwór, każdy ma również ciało „zaprojektowane” do walki z rozwo- jem guzów. To od nas zależy, czy wykorzystamy nat- uralne systemy obronne organizmu. Inne kultury czynią to znacznie lepiej od naszej. Nowotwory atakujące mieszkańców Zachodu – na przykład piersi, okrężnicy i prostaty – występują tu z częstotliwością od siedmiu do sześćdziesięciu razy większą niż w krajach azjatyckich[3]. Mimo to z danych statystycznych wynika, że w prostatach mężczyzn z Azji, którzy zmarli przed ukończeniem pięćdziesiątego roku życia z innych powodów niż rak, znaleziono tyle samo przedrakowych mik- roguzów, co u mężczyzn z Zachodu[4]. Jest zatem coś w ich sposobie życia, co powstrzymuje rozwój tych mikroguzów. Z drugiej strony częstotliwość 20/79
  • 22. występowania nowotworów u Japończyków, którzy osiedlili się na Zachodzie, w ciągu jednego lub dwóch pokoleń zrównuje się z częstotliwością w całej populacji[4]. Krótko mówiąc w naszym sposobie życia jest coś, co osłabia mechanizmy obronne organizmu walczące z tą chorobą. Wszyscy wierzymy w mity, które utrudniają nam walkę z rakiem. Na przykład wiele osób uważa, że występowanie nowotworów jest przede wszystkim uwarunkowane genetycznie i nie ma związku ze stylem życia. Gdy jednak przyjrzymy się wynikom badań, możemy stwierdzić, że to nieprawda. Gdyby rak był przekazywany przede wszystkim genetycznie, częstość występowania nowotworów wśród adoptowanych dzieci byłaby taka sama, jak wśród ich biologicznych rodziców. W Danii, gdzie istnieje szczegółowy rejestr genetyczny pozwalający prześledzić pochodzenie każdej osoby, naukowcy odnaleźli biologicznych rodziców ponad tysiąca dzieci adoptowanych zaraz po urodzeniu. Ich wnioski, opublikowane w prestiżowym periodyku „New England Journal of Medicine”, zmuszają do 21/79
  • 23. zmiany wszystkich naszych założeń na temat raka. Badacze stwierdzili, że geny biologicznych rodz- iców, którzy zmarli na raka przed ukończeniem pięćdziesiątego roku życia, nie miały żadnego wpły- wu na zagrożenie nowotworami adoptowanych dzieci. Z drugiej strony śmiertelność z powodu raka wśród adoptowanych dzieci wzrasta pięciokrotnie, jeśli jedno z adopcyjnych rodziców (którzy przekazują dzieciom nie geny, ale zwyczaje) zmarło na chorobę nowotworową przed ukończeniem pięćdziesiątego roku życia[5]. Badania te dowodzą, że styl życia ma podstawowe znaczenie dla podat- ności na raka. Wszystkie badania nowotworów prowadzą do zgodnych wniosków: czynniki genetyczne są przyczyną nie więcej niż 15% zgonów z powodu raka. Krótko mówiąc, nie wisi nad nami genetyczny wyrok. Wszyscy możemy nauczyć się bronić1. Od razu należy stwierdzić, że – jak dotąd – nie istnieje żadna alternatywna metoda terapeutyczna umożliwiająca wyleczenie choroby nowotworowej. Próby leczenia raka bez wykorzystywania 22/79
  • 24. najlepszych osiągnięć konwencjonalnej medycyny zachodniej – chirurgii, chemioterapii, radioterapii, immunoterapii i (w nieodległej przyszłości) genetyki molekularnej – byłyby całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Tak samo jednak jest rzeczą nierozsądną polegać wyłącznie na czysto „technicznym” podejściu i zaniedbywać naturalne mechanizmy organizmu, które chronią nas przed guzami. Możemy skorzys- tać z owej naturalnej ochrony, żeby albo zapobiec chorobie, albo zwiększyć skuteczność terapii. Poniżej opowiem, jak z naukowca-badacza, niemającego pojęcia o naturalnych systemach obronnych ustroju, zmieniłem się w lekarza, który przede wszystkim polega na tych mechanizmach. Do tej zmiany przyczyniło się to, że sam za- chorowałem na raka. Przez piętnaście lat uparcie trzymałem tę chorobę w tajemnicy. Kocham swoją pracę neuropsychiatry i nie chciałem, aby moi pacjenci odnieśli wrażenie, że teraz to oni muszą się mną zająć, zamiast pozwolić, żebym nadal im po- magał. Jako badacz i nauczyciel nie chciałem 23/79
  • 25. również, żeby ktoś uznał moje idee i opinie za owoc osobistych doświadczeń, nie zaś metody naukowej, na której zawsze polegałem. Z osobistego punktu widzenia mogę stwierdzić, że – jak wie każdy, kto miał raka – pragnąłem nadal normalnie żyć. Dziś, nie bez pewnej niechęci i lęku, postanowiłem o tym opowiedzieć. Jestem bowiem przekonany, iż pow- inienem koniecznie udostępnić informacje, które przyniosły mi korzyści, tym wszystkim, którzy mogą zechcieć je zastosować. W pierwszej części tej książki przedstawiam nowy pogląd na mechanizmy choroby nowot- worowej. Koncepcja ta odwołuje się do podstawow- ych, lecz wciąż jeszcze mało znanych, zasad dzi- ałania układu odpornościowego, odkrycia procesów zapalnych warunkujących rozwój guzów nowot- worowych i możliwości zablokowania ich roz- przestrzeniania się przez uniemożliwienie nowym naczyniom krwionośnym dostarczania im pożywienia. Taki pogląd na istotę choroby nowotworowej prowadzi do przyjęcia czterech nowych zasad 24/79
  • 26. postępowania. Każdy może zastosować je w prak- tyce, zaprzęgając swoje ciało i umysł do tworzenia własnej, antyrakowej biologii. Te cztery zasady określają: (1) jak chronić się przed zaburzeniami równowagi w naszym środowisku, które powstały po 1940 roku i przyczyniły się do wybuchu obecnej epidemii raka; (2) jak zmienić dietę w celu ogran- iczenia spożycia substancji sprzyjających powstaniu nowotworów i maksymalnego zwiększenia ilości związków fitochemicznych, które aktywnie walczą z guzami; (3) jak zrozumieć i zaleczyć psychiczne rany, które wzmacniają mechanizmy biologiczne sprzyjające chorobie nowotworowej; (4) jak nawiąz- ać głębszy kontakt z własnym ciałem, stymulując w ten sposób układ odpornościowy i osłabiając mechanizmy powstawania stanów zapalnych, które przyczyniają się do wzrostu guzów. Książka ta nie jest jednak podręcznikiem biolo- gii. Konfrontacja z chorobą stanowi bolesne doświadczenie wewnętrzne. Nie mógłbym jej nap- isać, nie wracając myślą do radości i smutków, odkryć i porażek, dzięki którym przeżywam życie 25/79
  • 27. znacznie intensywniej niż piętnaście lat temu. Mam nadzieję, że dzieląc się tym wszystkim z Czytel- nikami, umożliwię im znalezienie drogi uzdrowienia i przygód, wypełnionej pięknem i radością. Cytowana literatura 1. Harach H.R., Franssila K.O., Wasenius V.M., Oc- cult papillary carcinoma of the thyroid. A „normal” finding in Finland. A systematic autopsy study (Uta- jony rak brodawkowy tarczycy. „Normalne” odkrycie w Finlandii. Systematyczne badanie autopsyjne), „Cancer”, 56 (3), 1985, s. 531–538. 2. Black W.C., Welch H.G., Advances in diagnostic imaging and overestimations of disease prevalence and the benefits of therapy (Postępy w diagnostyce obrazowej i przesadne oceny występowania choroby oraz korzyści z terapii), „New England Journal of Medicine”, 328 (17), 1993, s. 1237–1243. 3. Stewart B.W., Kleihues P., red., World Cancer Report, Lyon, Francja: WHO IARC Press, 2003. 26/79
  • 28. 4. Yatani R., Shiraishi T., Nakakuki K., et al., Trends in frequency of latent prostate carcinoma in Japan from 1965–1979 to 1982–1986 (Trendy w wys- tępowaniu utajonego nowotworu prostaty w Japonii w latach 1965–1979 i 1982–1986), „Journal of the Na- tional Cancer Institute” 80 (9) 1988, s. 683–687. 5. Sorensen T.I.A., Nielsen G.G., Andersen P.K., Teasdale T.W., Genetic and environmental influences on premature death in adult adoptees (Oddziały- wanie wpływów genetycznych i środowiskowych na przedwczesną śmierć dorosłych ludzi, którzy byli adoptowani), „New England Journal of Medicine”, 318, 1988, s. 727–732. 6. Lichtenstein P., Holm N.V., Verkasalo P.K. et al., Environmental and heritable factors in the causation of cancer – analyses of cohorts of twins from Sweden (Środowiskowe i dziedziczne czynniki wywołujące raka. Badanie licznej grupy bliźniąt w Szwecji, Danii i Finlandii), „New England Journal of Medicine”, 343 (2), 2000, 78–85. 27/79
  • 29. Rozdział 1 PEWNA HISTORIA Mieszkałem w Pittsburghu od siedmiu lat, a ojczysty kraj opuściłem przed dziesięcioma laty. Odbywałem staż psychiatryczny, a równocześnie kontynuowałem badania związane z moją rozprawą doktorską z neurologii. Wspólnie z przyjacielem, Jonathanem Cohenem, prowadziłem laboratorium badań funkcjonalnych mózgu metodą obrazowania, finansowane przez Narodowy Instytut Zdrowia. Usiłowaliśmy zrozumieć procesy myślenia, łącząc je ze zjawiskami zachodzącymi w mózgu. Ani przez chwilę nie wyobrażałem sobie, że te badania doprowadzą do wykrycia mojej choroby.
  • 30. Bardzo przyjaźniłem się z Jonathanem. Obaj byliśmy lekarzami specjalizującymi się w psychiat- rii. Razem rozpoczęliśmy studia doktoranckie w Pittsburghu. On pochodził z kosmopolitycznego środowiska San Francisco, ja dotarłem tam z Paryża przez Montreal. Nieoczekiwanie obaj znaleźliśmy się w położonym w głębi kontynentu amerykańskiego Pittsburghu, który był nam zu- pełnie obcy. Niedawno opublikowaliśmy artykuł w prestiżowym piśmie „Psychological Review” na temat roli kory przedczołowej, słabo zbadanego re- jonu mózgu, która odgrywa pewną rolę w łączeniu świadomości przeszłości i przyszłości. Dzięki kom- puterowym symulacjom działania mózgu mogliśmy przedstawić nową teorię psychologiczną. Artykuł wywołał pewne poruszenie, dzięki czemu – choć jeszcze byliśmy studentami – otrzymaliśmy dotację rządową na założenie laboratorium badawczego. Zdaniem Jonathana komputerowe symulacje nie mogły już doprowadzić do dalszego postępu naszych badań. Musieliśmy sprawdzić nasze teorie, bezpośrednio obserwując działanie mózgu za 29/79
  • 31. pomocą najnowszych technik badawczych – czyn- nościowego rezonansu magnetycznego (MRI). W owym czasie technika ta była jeszcze w pow- ijakach. Tylko najnowocześniejsze ośrodki naukowe dysponowały precyzyjnymi skanerami. Skanery szpitalne były znacznie bardziej rozpowszechnione, ale też bez porównania mniej dokładne. W szczegól- ności nikomu jeszcze nie udało się zmierzyć akty- wności kory przedczołowej – przedmiotu naszych badań – za pomocą szpitalnego skanera. W odróżni- eniu od kory wzrokowej, której zmiany można łat- wo mierzyć, obserwacje aktywności kory przed- czołowej są niezwykle trudne. W celu zademon- strowania jej działania na obrazie MRI trzeba wymyślić złożone zadania, które „pobudziłyby” ją do ujawnienia się. W tym samym czasie Doug, młody fizyk specjalizujący się w technikach MRI, wpadł na pomysł nowej metody rejestracji obrazów, mogącej umożliwić obejście tej trudności. Nasz szpital zgodził się udostępnić nam skaner w godzin- ach od ósmej do jedenastej wieczorem, po 30/79
  • 32. godzinach konsultacji, dzięki czemu mogliśmy sprawdzić nasze koncepcje. Doug, jako fizyk, zajmował się aparaturą, nato- miast Jonathan i ja wymyślaliśmy zadania umysłowe, mające maksymalnie pobudzić ten rejon mózgu. Po kilku niepowodzeniach udało się nam uchwycić na ekranach obraz działania sławnej kory przedczołowej. To była wyjątkowa chwila, kulmin- acja pewnej fazy intensywnych badań, którą przeżyliśmy szczególnie silnie, gdyż wiązała się również z naszą przyjaźnią. Muszę przyznać, że byliśmy nieco aroganccy. Wszyscy trzej niedawno przekroczyliśmy trzydzi- estkę i zrobiliśmy doktoraty, a już mieliśmy swoje laboratorium. Dzięki nowej teorii, która wszystkich zainteresowała, Jonathan i ja staliśmy się wschodzącymi gwiazdami amerykańskiej psychiat- rii. Opanowaliśmy najnowszą technikę badawczą, której dotąd nikt nie stosował. Uniwersyteccy psy- chiatrzy stosunkowo słabo znali metody kom- puterowych symulacji sieci neuronowych i czynnoś- ciowego obrazowania mózgu za pomocą rezonansu 31/79
  • 33. magnetycznego. Tego roku profesor Widlöcher, wybitny francuski psychiatra, zaprosił Jonathana i mnie do Paryża w celu wygłoszenia seminarium w L’Hôpital La Pitié-Salpêtrière, gdzie kiedyś pod kierownictwem Charkota studiował Freud. Przez dwa dni, występując przed licznie przybyłymi fran- cuskimi psychiatrami i neurologami, wyjaśnialiśmy, jak komputerowe symulacje sieci neuronowych mo- gą pomóc zrozumieć mechanizmy działania i za- burzeń ludzkiej psychiki. W wieku trzydziestu lat mieliśmy z czego być dumni. Żyłem pełnią życia – choć dziś to życie wydaje mi się nieco dziwne. Byłem pewny sukcesów, ufałem solidnej nauce, nie interesowałem się nawiązaniem kontaktu z pacjentami. Miałem dość zajęć związa- nych ze stażem i prowadzeniem laboratorium, dlat- ego unikałem pracy klinicznej. Pamiętam, że kiedyś poproszono mnie o zastąpienie kogoś w programie szkoleniowym. Podobnie jak większość rezydentów, nie zareagowałem na tę propozycję szczególnie en- tuzjastycznie. Przez sześć miesięcy miałem się zaj- mować problemami psychicznymi pacjentów 32/79
  • 34. przebywających w szpitalu z powodu różnych dolegliwości somatycznych – po bajpasach, przeszczepie wątroby, chorych na raka, toczeń, stwardnienie rozsiane… Nie miałem ochoty na to zastępstwo, gdyż uniemożliwiłoby mi ono prowadzenie badań laboratoryjnych. Poza tym wszyscy ci ludzie ze swoimi schorzeniami niewiele mnie obchodzili. Chciałem badać mózg, publikować prace naukowe, występować na konferencjach i przyczyniać się do rozwoju wiedzy. Rok wcześniej pojechałem jako wolontariusz do Iraku, w ramach działalności organizacji „Lekarze bez Granic”. Widziałem dziejące się tam okropieńst- wa i ze wszystkich sił starałem się, dzień po dniu, ła- godzić ludzkie cierpienia. To doświadczenie nie uświadomiło mi jednak, co mógłbym robić po powrocie do szpitala w Pittsburghu. To były dla mnie dwa całkowicie różne światy. Byłem młody i ambitny, tylko to się liczyło. Dominujące znaczenie pracy w moim życiu niewątpliwie przyczyniło się do bolesnego rozwodu, do którego doszło w tym okresie. Przyczyn zerwania 33/79
  • 35. było wiele, między innymi moja żona nie mogła zaakceptować, iż ze względu na karierę zawodową postanowiłem zostać w Pittsburghu. Chciała wrócić do Francji lub przynajmniej przeprowadzić się do miasta takiego jak Nowy Jork, gdzie życie jest zn- acznie ciekawsze. Dla mnie Pittsburgh był miejscem, gdzie mogłem szybko zrobić karierę naukową. Nie chciałem zostawiać swojego laboratorium i kolegów. W ten sposób skończyliśmy w sądzie i później przez rok mieszkałem sam w maleńkim domku z sypialnią i gabinetem. Pewnego dnia, gdy szpital praktycznie opustosz- ał – między Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem, w najspokojniejszy tydzień roku – zobaczyłem w stołówce młodą kobietę czytającą Baudelaire’a. W Stanach Zjednoczonych rzadko się widuje, by ktoś w trakcie lunchu czytał dziewiętnastowieczną poezję francuską. Przysiadłem się do niej. Była to Rosjanka. Miała wysokie kości policzkowe i duże, czarne oczy. Wydawała się zdystansowana i niezwykle inteligentna. Chwilami milkła, co trochę mnie peszyło. Spytałem, co robi. „Przeprowadzam 34/79
  • 36. test szczerości tego, co pan przed chwilą powiedzi- ał” – wyjaśniła. Roześmiałem się. Spodobało mi się, że sprawuje nade mną taki nadzór. To był początek tej znajomości. Z biegiem czasu nasz związek się po- głębił. Nie śpieszyłem się, ona również nie. Sześć miesięcy później wyjechałem do San Fran- cisco, żeby latem pracować w laboratorium psycho- farmakologicznym Uniwersytetu Kalifornijskiego. Szef laboratorium wybierał się już na emeryturę i chciał, żebym objął po nim stanowisko. Pamiętam, jak mówiłem Annie, że jeśli poznam kogoś w San Francisco, może to oznaczać koniec naszego związku. Zapewniłem ją, że w pełni zrozumiem, jeśli ona zrobi to samo. To chyba ją zasmuciło, ale chciałem być całkowicie szczery. Gdy we wrześniu wróciłem do Pittsburgha, Anna przeprowadziła się do mnie. Zamieszkaliśmy razem w moim domku dla lalek. Czułem, że coś między nami powstaje, i byłem szczęśliwy. Nie miałem jed- nak pewności, do czego to zmierza. Dobrze pam- iętam, że zachowywałem ostrożność – nie zapomni- ałem jeszcze rozwodu, ale moje życie wyglądało 35/79
  • 37. coraz lepiej. W październiku przeżyliśmy dwa ma- giczne tygodnie. Było babie lato. Pisałem scenariusz do filmu o swoich doświadczeniach z pracy dla „Lekarzy bez Granic”. Anna pisała wiersze. Zakochałem się. I w tym momencie w moim życiu nastąpił radykalny zwrot. Pamiętam, że był piękny, październikowy wieczór. Pojechałem motocyklem do laboratorium MRI ulicami, wzdłuż których drzewa płonęły wszys- tkimi kolorami jesieni. Jonathan i Doug już na mnie czekali. Mieliśmy przeprowadzić doświadczenie ze studentami występującymi w roli świnek doświad- czalnych. Za minimalne wynagrodzenie kładli się w skanerze i wykonywali zlecone zadania umysłowe. Fascynowały ich nasze badania; cieszyli się również, że na koniec sesji otrzymają cyfrowy obraz swojego mózgu, który będą mogli wysłać rod- zicom lub powiesić na komputerze. Pierwszy stu- dent przyszedł o ósmej. Drugi miał przyjść ok. dziewiątej, ale się nie pojawił. Jonathan i Doug zaproponowali, żebym go zastąpił. Oczywiście się zgodziłem. Z nas trzech to ja miałem najmniej 36/79
  • 38. zdolności „technicznych”. Położyłem się w skanerze – wąskiej rurze, gdzie musiałem trzymać ramiona ciasno przy ciele, jak w trumnie. Wielu ludzi źle znosi ograniczenie swobody w skanerze: od 10 do 15% pacjentów wykazuje taką klaustrofobię, że badanie MRI jest wykluczone. Leżę zatem w skanerze. Jak zawsze zaczynamy od serii obrazów, których celem jest ustalenie struk- tury mózgu badanego. Mózgi, tak samo jak twarze, różnią się nieco między sobą. Przed wykonaniem pomiarów trzeba zrobić coś w rodzaju obrazu mózgu w spoczynku (tak zwany obraz anatom- iczny). Porównuje się go następnie z obrazami otrzymanymi, gdy badany wykonuje zlecone za- dania umysłowe (obraz czynnościowy). Podczas pracy skaner głośno dzwoni, tak jakby ktoś wielok- rotnie stukał metalową laską o posadzkę. Źródłem tych dźwięków są ruchy elektromagnesu, który jest szybko włączany i wyłączany w celu wywoływania zmian pola magnetycznego w mózgu. Częstotliwość dzwonienia zależy od tego, czy wykonywany jest obraz anatomiczny czy czynnościowy. Z tego, co 37/79
  • 39. słyszałem, wynikało, że Jonathan i Doug robili obrazy anatomiczne mojego mózgu. Po dziesięciu minutach część anatomiczna jest skończona. Na małych ekranach nad moją głową powinny się pojawić zaprogramowane przez nas za- dania umysłowe, stymulujące aktywność kory przedczołowej – to właśnie jest celem naszego doświadczenia. Mam nacisnąć guzik, ilekroć kolejne litery, szybko pojawiające się na ekranach, będą takie same (kora przedczołowa zostaje pobudzona, ponieważ jej zadaniem jest zapamiętanie przez kilka sekund liter, które już znikły, w celu porówn- ania ich z następnymi). Czekam, aż Jonathan zain- icjuje zadanie i na charakterystyczny, pulsujący dźwięk skanera rejestrującego aktywność mózgu. Jednak przerwa się przedłuża. Nie rozumiem, co się dzieje. Jonathan i Doug siedzą w pokoju kon- trolnym, za wielką szybą. Możemy się kontaktować tylko przez interkom. Nagle słyszę w słuchawkach: „David, mamy problem. Coś jest nie tak z tymi obrazami. Musimy je zrobić jeszcze raz”. Dobra. Czekam. 38/79
  • 40. Zaczynamy od początku. Znowu przez dziesięć minut wykonują obrazy anatomiczne. Przychodzi pora na zadanie umysłowe. Czekam. „Słuchaj, coś jest źle – słyszę głos Jonathana. – Idziemy do ciebie”. Obaj wchodzą do pomieszczenia skanera i wysuwa- ją stół, na którym leżę. Gdy wyłaniam się z rury, widzę, że mają dziwne miny. Jonathan kładzie mi rękę na ramieniu. „Nie możemy przeprowadzić ek- sperymentu. Masz coś w mózgu”. Proszę ich, żeby pokazali mi obrazy, które dwukrotnie zarejestrował komputer. Nie byłem ani radiologiem, ani neurologiem, ale widziałem wiele obrazów mózgu – na tym polegała nasza codzienna praca. Po prawej stronie mojej kory przedczołowej widać było kulkę wielkości orzecha włoskiego. To, co znajdowało się w tym miejscu, mogło być jakimś niegroźnym guzem, który nie należy do najbardziej złośliwych – jak na przykład oponiak lub gruczolak – i który można usunąć operacyjnie. Mogła to być też cysta, rodzaj łagodnego nowotworu wywoływanego przez takie choroby, jak na przykład AIDS. Byłem jednak 39/79
  • 41. zupełnie zdrów. Uprawiałem sport, byłem kapitanem drużyny squasha. Nie była to zatem żadna choroba tego typu. Nie można było udawać, że odkryliśmy coś nieis- totnego. Guz mózgu w zaawansowanej fazie może spowodować śmierć w ciągu sześciu tygodni, jeśli nie jest leczony, a jeśli podejmuje się terapię – w ciągu sześciu miesięcy. Nie miałem pojęcia, w jakiej jestem fazie, ale znałem dane statystyczne. Żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Mil- czeliśmy. Jonathan wysłał obrazy do działu radiolo- gii, żeby następnego dnia spojrzał na nie jakiś spec- jalista. Powiedzieliśmy sobie „dobranoc”. Jechałem motocyklem do mojego małego domku po drugiej stronie miasta. Była jedenasta wieczor- em, na pogodnym niebie świecił piękny księżyc. Anna spała. Położyłem się do łóżka i wbiłem wzrok w sufit. To było nie do pomyślenia, że moje życie mogło się tak skończyć. Trudno mi było to sobie wyobrazić. Zbyt duża przepaść dzieliła to, czego się właśnie dowiedziałem, od wszystkiego, czym żyłem przez tyle lat – nabrałem rozpędu przed długim 40/79
  • 42. wyścigiem, który mógł się zakończyć znaczącymi os- iągnięciami. Miałem wrażenie, że dopiero teraz za- czynam zbierać pierwsze naprawdę istotne wyniki w mojej pracy. Wiele zainwestowałem w wykształ- cenie i karierę zawodową, w moją przyszłość. Zdecydowałem się na wiele ofiar. Teraz nagle stanąłem w obliczu groźby, że nie mam już żadnej przyszłości. Poza tym byłem sam. Moi bracia przez pewien czas studiowali w Pittsburghu, ale już zdobyli dyplomy i wyjechali. Nie miałem żony. Mój związek z Anną był zupełnie świeży. Nie wątpiłem, że się rozstaniemy, bo kto ma ochotę wiązać się z partner- em skazanym na śmierć w wieku trzydziestu jeden lat? Czułem się jak kawałek drewna spływający z nurtem rzeki, który nagle został wyrzucony na brzeg i utknął w stojącej kałuży. Nigdy nie dotrze do oceanu. Zrządzeniem losu stałem się więźniem miejsca, z którym nie miałem żadnych prawdzi- wych związków. Miałem umrzeć. Samotny. W Pittsburghu. 41/79
  • 43. Pamiętam, że gdy tak leżałem, wpatrując się w dym unoszący się z niewielkiego, indyjskiego papierosa, stało się coś niezwykłego. Nie chciało mi się spać. Pogrążyłem się w rozmyślaniach. Nagle usłyszałem w głowie własny głos. Mówiłem ła- godnym tonem, ale z pewnością, jasnością i przekonaniem, które były dla mnie czymś zupełnie nowym. To nie mówiłem ja, ale z pewnością był to mój głos! „To nie może mi się przytrafić, to niemożliwe”, powtarzałem, a jednocześnie drugi głos mówił: „Wiesz co, David? To całkowicie możli- we i wszystko jest w porządku”. Stało się coś, co było równocześnie zdumiewające i niezrozumiałe. Od tej chwili nie byłem już jak sparaliżowany. To było oczywiste, tak, to było możliwe. To stanowiło ele- ment ludzkiego doświadczenia. Wielu innych przeżyło to przede mną, nie byłem kimś wyjątkow- ym. Nie było niczego złego w zwykłym, ludzkim losie. Mój umysł sam znalazł sposób, żeby odczuć ul- gę. Później, gdy znowu zacząłem się bać, musiałem nauczyć się poskramiać emocje, ale tej nocy udało mi się w końcu zasnąć. Następnego dnia byłem już 42/79
  • 44. gotów zabrać się do pracy i podjąć wszelkie niezbędne kroki, aby stanąć oko w oko z chorobą i dalszym życiem. 43/79
  • 45. Rozdział 2 UCIECZKA PRZED STATYSTYKĄ Stephen Jay Gould był profesorem zoologii, spec- jalistą w dziedzinie teorii ewolucji na Uniwersytecie Harvarda. Należał do najbardziej wpływowych uczonych swojego pokolenia; wielu uważało go za drugiego Darwina, gdyż sformułował pełniejszą wersję teorii ewolucji. W lipcu 1982 roku, w wieku czterdziestu lat, Gould dowiedział się, że ma międzybłoniaka otrzewnej – rzadką i groźną odmianę raka, przypisywaną kontaktom z azbestem. Po operacji spytał lekarkę: „Jakie są najlepsze naukowe
  • 46. artykuły na temat międzybłoniaka?”. Dotąd lekarka rozmawiała z nim bardzo szczerze, ale teraz stwier- dziła, że „w literaturze medycznej nie ma na ten temat nic naprawdę wartego przeczytania”. Próba powstrzymania uczonego takiej klasy przed sięgnię- ciem do interesującej go literatury przypomina nieco – jak napisał później Gould – „zalecanie cnoty przedstawicielom homo sapiens, najbardziej skon- centrowanego na seksie gatunku naczelnych”. Wyszedłszy ze szpitala, skierował się prosto do uniwersyteckiej biblioteki medycznej i usiadł przy stole ze stosem niedawno opublikowanych pism naukowych. Godzinę później z przerażeniem zrozu- miał, dlaczego lekarka wolała udzielić wymijającej odpowiedzi. Badania naukowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości: międzybłoniak jest „nieuleczalny”, a mediana czasu przeżycia od dia- gnozy wynosi osiem miesięcy. Podobnie jak zwierzę, które nagle znalazło się w szponach drapieżnika, Gould poczuł, jak poddaje się panice. Był fizycznie i umysłowo wstrząśnięty; potrzebował dobrych pięt- nastu minut, żeby wziąć się w garść. 45/79
  • 47. W końcu zwyciężył jego naukowy trening. To ur- atowało go przed rozpaczą. Ostatecznie przez całe życie Gould zajmował się badaniem i ilościowym opisem zjawisk naturalnych. Z tych badań wynikała przynajmniej jedna lekcja: w naturze nie obowiązuje żadna sztywna reguła, którą stosuje się jednakowo do wszystkiego. Istotą natury jest zmien- ność. „Mediana” to abstrakcja, „prawo”, które umysł ludzki narzuca na ogromne bogactwo indywidual- nych przypadków. Dla Goulda, jako jednostki różnej od wszystkich innych, zasadnicze pytanie brzmiało, gdzie jest jego miejsce w zakresie wariacji wokół mediany. Skoro mediana czasu przeżycia wynosiła osiem miesięcy, oznaczało to, że połowa osób chorych na międzybłoniaka żyła krócej niż osiem miesięcy. Druga połowa żyła dłużej. Do której połowy on należał? Był młody, nie palił, cieszył się dobrym zdrowiem (pomijając raka), nowotwór został zdia- gnozowany we wczesnej fazie rozwoju, mógł liczyć na najlepszą możliwą terapię. Gould z ulgą doszedł do wniosku, że ma podstawy, aby przypuszczać, iż 46/79
  • 48. należy do bardziej obiecującej połowy. To już było coś. Rysunek 1. Wykres czasu przeżycia chorych na międzybłoniaka, jaki znalazł Gould. Następnie Gould skupił się na bardziej istotnym problemie. Wszystkie krzywe ilustrujące czas przeżycia mają taki sam asymetryczny kształt. W przypadku międzybłoniaka połowa przypadków mieści się po lewej stronie wykresu, w przedziale od zera do ośmiu miesięcy. 47/79
  • 49. Druga połowa, po prawej stronie, obejmuje przedział znacznie szerszy niż osiem miesięcy. Krzy- wa – tak zwany rozkład – zawsze ma ogon, który sięga dużych wartości czasu przeżycia. Gould ner- wowo poszukiwał w pismach pełnego wykresu czasu przeżycia chorych na międzybłoniaka. Gdy znalazł, przekonał się, że ogon krzywej sięga aż do kilku lat. Nawet jeśli mediana wynosi tylko osiem miesięcy, ogon przedstawia nieliczną grupkę chorych, którzy żyli przez lata od momentu wykry- cia choroby. Gould nie widział powodu, dlaczego on nie miałby trafić do tego ogona. Odetchnął z ulgą. Podbudowany tymi odkryciami biolog zwrócił uwagę na trzeci fakt, równie istotny, jak dwa pier- wsze: krzywa przeżycia, którą znalazł, dotyczyła ludzi leczonych od dziesięciu do dwudziestu lat wcześniej. Korzystali oni ze znanych wówczas met- od terapii, w warunkach, jakie wtedy panowały. W takiej dziedzinie jak onkologia dwie rzeczy stale się zmieniają: konwencjonalne metody leczenia i wiedza o tym, co każdy z nas może zrobić, żeby zwiększyć ich skuteczność. Jeśli te dwa czynniki się 48/79
  • 50. zmieniły, musiała się również zmienić krzywa czasu przeżycia. Gould mógł liczyć na to, że jeśli dopisze mu szczęście, to dzięki nowym metodom terapii jego przypadek będzie opisywała nowa krzywa, z wyższą medianą i dłuższym ogonem rozkładu – być może nawet sięgającym starości i śmierci z przyczyn nat- uralnych2. Stephen Jay Gould zmarł dwadzieścia lat później na zupełnie inną chorobę. Miał mnóstwo czasu na godną podziwu pracę naukową. Dwa miesiące przed śmiercią był świadkiem wydania swego mag- num opus – „The Structure of Evolutionary Theory”. Żył trzydzieści razy dłużej, niż przewidywali onkolodzy. Przykazanie, jakie zawdzięczamy temu wielkiemu biologowi, jest bardzo proste: statystyka to informacja, a nie wyrok. Gdy ktoś ma raka i chce walczyć z losem, musi dążyć do tego, żeby znaleźć się w ogonie rozkładu. Nikt nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć przebiegu choroby nowotworowej. Profesor David Spiegel z Uniwersytetu Stanforda od trzydziestu lat 49/79
  • 51. organizuje grupy wsparcia dla kobiet z przerzutami raka piersi. W wykładzie dla onkologów, wygłoszonym na Harvardzie i opublikowanym w „New England Journal of Medicine”, wyjaśnia przyczyny swojej dezorientacji: Rak to bardzo dzi- wna choroba. Znamy pacjentów, którzy mieli guzy wtórne w mózgu [uwaga autora: często bardzo groźne zjawisko w przypadku raka piersi] osiem lat temu, a dziś są w doskonałym stanie. Dlaczego? Nikt nie wie. Jedną z wielkich tajemnic chemioterapii jest to, że niekiedy guzy znikają, jakby się roztopiły, i nie mają wpływu na czas życia. Związek między oporem somatycznym i rozwojem choroby, nawet z czysto onkologicznego punktu widzenia, wciąż jest bardzo trudny do ustalenia[1]. Wszyscy słyszeliśmy historie o cudownych przypadkach uzdrowienia, o ludziach, którzy mieli przed sobą tylko kilka miesięcy życia, a jednak przeżyli lata, a nawet dziesięciolecia. „Nie zapom- inajcie – ostrzegają nas – że to bardzo rzadkie przypadki”. Często spotyka się opinię, że nie jest to przykład wyleczenia raka, lecz błędnej diagnozy. 50/79
  • 52. W celu wyjaśnienia tej sprawy w latach osiem- dziesiątych dwaj uczeni z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie systematycznie zbadali przypadki spontanicznej remisji raka, gdy diagnoza nie budz- iła już żadnych wątpliwości. Ku ich wielkiemu zdu- mieniu w ciągu osiemnastu miesięcy badań w niew- ielkim rejonie Holandii znaleźli aż siedem takich przypadków równie niewątpliwych, jak niedających się wyjaśnić[2]. Z całą pewnością takie przypadki są znacznie częstsze, niż się powszechnie uważa. Uczestnicząc w pewnych programach, takich jak w Commonweal Center w Kalifornii, pacjenci usiłują zapanować nad rakiem, nauczyć się żyć w większej harmonii z własnymi ciałami i przeszłością, szukać wewnętrznego spokoju, up- rawiając jogę i medytując, oraz wybierać jedzenie sprzyjające walce z rakiem, a unikać takiego, które przyśpiesza jego rozwój. Analiza ich przypadków wskazuje, że żyją dwa lub trzy razy dłużej, niż żyją przeciętnie ludzie mający taki sam rodzaj raka w tej samej fazie rozwoju3. 51/79
  • 53. Zaprzyjaźniony onkolog z Uniwersytetu w Pitts- burghu, któremu opowiedziałem o tych danych, mi- ał pewne zastrzeżenia: „To nie są typowi pacjenci. Są lepiej wykształceni, bardziej zmotywowani, w lepszym ogólnym stanie zdrowia. To, że żyją dłużej, niczego nie dowodzi”. Nie miał racji. Nawet jeśli te wyniki nie pasują do kanonów podwójnie ślepych, losowych testów, to i tak dowodzą, że niek- tórzy ludzie mogą wygrać ze statystycznym prawdo- podobieństwem. Ci, którzy więcej wiedzą o swojej chorobie, lepiej troszczą się o swoje ciało i umysł, w konsekwencji otrzymują to, czego potrzebują dla poprawy stanu zdrowia; potrafią zmobilizować funkcje życiowe organizmu do walki z rakiem. Bardziej formalnych dowodów dostarczył później profesor medycyny Uniwersytetu Kali- fornijskiego w San Francisco, doktor Dean Ornish, pionier medycyny integracyjnej. W 2005 roku opub- likował on wyniki bezprecedensowych badań onko- logicznych[4]. Dziewięćdziesięciu trzech mężczyzn mających raka prostaty we wczesnej fazie – co potwierdziła biopsja – zdecydowało się na 52/79
  • 54. rezygnację z operacji, żeby – pod nadzorem onkolo- gów – śledzić rozwój nowotworu. W tym celu regu- larnie mierzono poziom PSA (swoisty antygen gruczołu krokowego) we krwi. Antygeny wydzielane przez komórki raka prostaty powodują wzrost poziomu PSA, co wskazuje na mnożenie się komórek rakowych i powiększanie się guza. W czasie prowadzenia obserwacji pacjenci ci zrezygnowali z wszelkich form konwencjonalnej terapii, co umożliwiło ocenę działania metod natur- alnych. Podzielono ich na dwie grupy metodą losow- ania, dzięki czemu były one całkowicie porówny- walne. Osoby z grupy kontrolnej pozostawały po prostu pod nadzorem – regularnie mierzono ich poziom PSA. Dla pacjentów drugiej grupy doktor Ornish opracował kompletny program zabiegów mających poprawić ich zdrowie fizyczne i psych- iczne. Przez rok przestrzegali oni wegetariańskiej diety z suplementami (antyutlenicze – witaminy E, C i selen, gram kwasów tłuszczowych omega-3 dzien- nie), uprawiali ćwiczenia fizyczne (półgodzinny spacer sześć razy w tygodniu), praktykowali 53/79
  • 55. panowanie nad stresem (joga, ćwiczenia oddechowe, ćwiczenia wyobraźni i pogłębionego re- laksu) i raz na tydzień brali udział w godzinnym spotkaniu grupy wsparcia, złożonej z pacjentów uczestniczących w tym programie. Przyjęcie takiego planu oznaczało radykalną zmianę stylu życia, zwłaszcza dla żyjących w stresie menedżerów i głów rodzin, odpowiedzialnych za wiele spraw. Takie metody długo uważano za dzi- waczne, nieracjonalne lub oparte na przesądach. Dwanaście miesięcy później wyniki były zupełnie jednoznaczne. Z czterdziestu dziewięciu pacjentów, którzy niczego nie zmienili w swoim życiu i ograniczyli się do regularnego śledzenia rozwoju choroby, stan sześciu wyraźnie się pogorszył i musieli przejść zabieg usunięcia prostaty, a następnie chemioterap- ię i radioterapię. Natomiast żaden z czterdziestu jeden chorych, którzy brali udział w programie poprawy zdrowia fizycznego i psychicznego, nie musiał skorzystać z takiej terapii. W pierwszej grupie poziom PSA (wskaźnik rozwoju guza) wzrósł 54/79
  • 56. średnio o 6%, pomijając chorych, którzy musieli wycofać się z badania z powodu pogorszenia stanu zdrowia (ich poziom PSA był jeszcze bardziej niepokojący – gdyby ich uwzględnić, wzrost śred- niego poziomu byłby jeszcze wyższy). Ten wynik wskazuje, że ich guzy stale rosły – powoli, ale sys- tematycznie. Natomiast w drugiej grupie, złożonej z pacjentów, którzy zmienili styl życia, poziom PSA obniżył się średnio o 4%, co dowodzi, że nastąpiła regresja w rozwoju guzów. Jeszcze większe wrażenie robi zmiana, jaka nastąpiła w organizmach pacjentów, którzy przyjęli nowy styl życia. Ich krew, w zetknięciu z typowymi rakowatymi komórkami prostaty (komórkami z linii LNCaP używanymi w testach różnych czynników stosowanych w chemioterapii) siedem razy skuteczniej hamowała rozwój rakowatych komórek niż krew pacjentów, którzy nie zmienili niczego w swoim życiu. 55/79
  • 57. Rysunek 2. Krew pacjentów uczestniczących w programie dr. Ornisha siedem razy skuteczniej blokuje rozwój rakowatych komórek prostaty niż krew pacjentów, którzy niczego nie zmienili w stylu życia. Najlepszym dowodem związku między zmi- anami w stylu życia i powstrzymaniem rozwoju komórek raka jest to, że im pilniej chorzy przestrzegali rad doktora Ornisha i stosowali je w praktyce, tym aktywniej ich krew walczyła z komórkami raka!4. 56/79
  • 58. Rysunek 3. Zdolność krwi do zablokowania rozwo- ju komórek raka prostaty jest tym większa, im bardziej rygorystycznie pacjent realizuje program poprawy zdrowia fizycznego i psychicznego. Krótko mówiąc, dane statystyczne dotyczące czasu życia po zachorowaniu na raka, jakie zwykle widujemy, nie różnicują ludzi biernie akceptujących wyrok lekarza od tych, którzy mobilizują swoje nat- uralne systemy obronne. Ta sama mediana uwzględnia chorych, którzy nadal palą, mają kon- takt z substancjami rakotwórczymi, stosują się do typowej, zachodniej diety będącej – jak się przeko- namy – prawdziwym nawozem dla raka oraz 57/79
  • 59. sabotują swój układ odpornościowy nadmiernymi stresami i kiepsko kierują swoimi emocjami lub którzy wyrzekają się swoich ciał, pozbawiając je fizycznej aktywności. Na tę samą medianę składają się również ci, którzy żyją znacznie dłużej. Dzieje się tak najprawdopodobniej dlatego, że oprócz kon- wencjonalnej terapii w jakiś sposób zachęcają do działania swoje naturalne mechanizmy obronne. Udało im się połączyć w harmonijną całość następujący kwartet: detoksykacja organizmu z sub- stancji rakotwórczych, dieta antyrakowa, odpowied- nia aktywność fizyczna, dążenie do emocjonalnego spokoju. Nie istnieje naturalna metoda leczenia raka, ale też nikt nie jest skazany na zagładę. Podobnie jak Stephen Jay Gould możemy spojrzeć na dane statystyczne z odpowiedniej perspektywy i zrobić wszystko, aby trafić do długiego ogona rozkładu po prawej stronie. Nie ma lepszego sposobu na osiąg- nięcie tego celu niż poznanie sposobów wykorzys- tania potencjału własnego organizmu, umożli- wiającego dłuższe i bogatsze życie. 58/79
  • 60. Nie każdy wybiera tę drogę na mocy świadomej decyzji. Niekiedy decyduje o tym choroba. Po chińsku słowo „kryzys” zapisuje się jako kombinację znaków oznaczających „niebezpieczeństwo” i „okazję”. Rak jest tak groźny, że niekiedy oślepia – trudniej nam wtedy docenić jego twórczy potencjał. Choroba zmieniła moje życie pod wieloma względ- ami na lepsze, i to w sposób, którego nie po- trafiłbym sobie wyobrazić, gdybym sądził, że jestem skazany. Zaczęło się to wkrótce po tym, jak lekarze postawili diagnozę… Cytowana literatura 1. Spiegel D., A 43-year old woman coping with cancer (Czterdziestotrzyletnia kobieta, która radzi sobie z rakiem), JAMA, 282 (4) 1999, s. 371–378. 2. Van Baalen D.C., de Vries M.J., Gondrie M.T., Psycho-social correlates of „spontaneus” regression in cancere (Psychospołeczne korelaty „spontanicznej” regresji raka), w: Monograph, 59/79
  • 61. Department of General Pathology, Medical Faculty, Erasmus University, Rotterdam, Holandia, 1987. 3. Lerner M., informacja ustna, Smith Farmer Retreat, 2001. 4. Ornish D., Weidner G., Fair W.R. et al., Intens- ive lifestyle changes may affect the progression of prostate cancer (Radykalna zmiana stylu życia może wpłynąć na postęp raka prostaty), „Journal of Uro- logy”, 174 (3), 2005, s. 1065–1069, dyskusja s. 9–70. 60/79
  • 62. Rozdział 3 NIEBEZPIECZEŃSTWO I OKAZJA Przemiana w pacjenta Dowiedziawszy się, że mam guza mózgu, z dnia na dzień odkryłem świat, który do tej pory wydawał się znajomy, ale w rzeczywistości był mi całkiem obcy – świat pacjenta. Neurochirurga, do którego natychmiast zostałem skierowany, poznałem już wcześniej. Mieliśmy pacjentów, którymi wspólnie się zajmowaliśmy, on interesował się moimi badaniami. Gdy stwierdzono, że jestem chory, nasze rozmowy zupełnie się zmieniły. Koniec ze
  • 63. wzmiankami o doświadczeniach naukowych. Po- prosił mnie o przedstawienie intymnych szczegółów mojego życia i dokładne opisanie wszystkich symp- tomów. Rozmawialiśmy o bólach głowy, mdłościach, prawdopodobieństwie ataku. Pozbawiony za- wodowych atrybutów, znalazłem się wśród zwykłych pacjentów. Czułem, że ziemia usuwa mi się spod nóg. W miarę możności starałem się zachować swój dotychczasowy status. Na wizyty do lekarza chodz- iłem w białym fartuchu, z nazwiskiem wypisanym niebieskimi literami. Wypadało to dość żałośnie. W moim szpitalu, gdzie hierarchia jest dość wyraźna, pielęgniarki i sanitariusze zwracali się do mnie z szacunkiem „doktorze”. Gdy jednak leżałem na noszach, bez białego fartucha, mówili do mnie „pan” lub – częściej – „skarbie”. Jak wszyscy siedzi- ałem w poczekalni, przez którą jako doktor przechodziłem szybkim krokiem, unikając kontaktu wzrokowego z pacjentami, żeby nie mogli mnie zatrzymać. Jak wszystkich, zabierano mnie na badanie w fotelu na kółkach. To, że poza tymi 62/79
  • 64. krótkimi chwilami sam biegałem po korytarzach, nie miało żadnego znaczenia „Takie są reguły obowiązujące w szpitalu” – tłumaczył sanitariusz. Musiałem się poddać i pozwolić, żeby traktowano mnie jak kogoś, o kim nie wiadomo, czy może chodzić. Znalazłem się w świecie pozbawionym kolorów. W tym świecie nie uznaje się kwalifikacji i zawodów. Tu nikogo nie obchodzi, co robiłeś w ży- ciu i o czym myślisz. Często jedyną interesującą rzeczą związaną z twoją osobą jest najnowszy skan. Większość lekarzy nie wiedziała, jak się do mnie zwracać jako do pacjenta i równocześnie kolegi. Pewnego wieczoru spotkałem na kolacji mojego ów- czesnego onkologa, znakomitego specjalistę, którego bardzo lubiłem. Na mój widok pobladł, a niedługo potem wyszedł pod jakimś kiepskim pretekstem. Nagle poczułem, że istnieje klub żywych, którzy da- ją mi sygnał, że już nie jestem jego członkiem. Przestraszyłem się, że stanowię oddzielną kategorię ludzi, zdefiniowaną przez chorobę. Bałem się, że stanę się niewidoczny, że przestanę istnieć jeszcze 63/79
  • 65. przed śmiercią. Jeśli nawet miałem wkrótce umrzeć, chciałem normalnie żyć, aż do końca. Kilka dni po wieczornej sesji eksperymentalnej z Jonathanem i Dougiem, do Pittsburgha przyjechał w sprawach służbowych mój brat Edward. Wcześniej nie podzieliłem się złą wiadomością z nikim poza Anną. Choć ściskało mnie w gardle, starałem się normalnie rozmawiać z Edwardem. Nie chciałem sprawiać mu przykrości, a równocześnie, co dziwne, wydawało mi się, że ta rozmowa przyniesie mi pecha. W jego pięknych, niebieskich oczach pojawiły się łzy, ale nie wpadł w panikę. Po prostu mocno mnie objął. Przez chwilę płakaliśmy, potem pogadaliśmy o możliwych metodach leczenia, danych statystycznych, o wszystkim, z czym będę musiał sobie teraz radzić. Potem udało mu się mnie rozśmieszyć, co zawsze świetnie mu wychodziło. Przypomniał mi, że z ogoloną głową będę wreszcie wyglądał jak punk, nad czym rozmyślałem, gdy miałem osiemnaście lat, ale wów- czas zabrakło mi odwagi. Dla niego należałem do świata żywych. 64/79
  • 66. Następnego dnia Anna, Edward i ja poszliśmy na lunch do restauracji blisko szpitala. Wyszliśmy z niej w doskonałych humorach. Pod wpływem wspomnień śmiałem się tak bardzo, że aż musiałem oprzeć się o latarnię. W tym momencie podszedł do nas Doug. Wydawał się ponury i zaskoczony. W jego oczach dostrzegłem nawet dezaprobatę. Zdawał się pytać: „Jak możesz się tak śmiać, skoro niedawno otrzymałeś taką złą wiadomość?”. Byłem oburzony. Większość ludzi najwyraźniej sądzi, że ludzie ciężko chorzy nie mają prawa do śmiechu. Od tej pory do końca życia miałem się zachowywać jak osoba skazana na śmierć. Śmierć? To niemożliwe… No i jeszcze prześladował mnie problem śmierci. W pierwszej chwili po zdiagnozowaniu raka człow- iek często nie może w to uwierzyć. Gdy próbujemy sobie wyobrazić własną śmierć, umysł się buntuje. Śmierć to coś, co zdarza się innym. Tołstoj doskonale opisał tę reakcję w Śmierci Iwana Iljicza. 65/79
  • 67. Jak wielu przede mną, rozpoznałem w tym opowiadaniu siebie. Iwan Iljicz jest sędzią w Sankt Petersburgu. Prowadzi uporządkowane życie, dopóki nie zapada na jakąś chorobę. Nikt mu jednak nie mówi, jak poważnie jest chory. Gdy wreszcie zdaje sobie sprawę, że umiera, jego cała istota buntuje się przeciw temu. To niemożliwe! W głębi duszy Iwan Iljicz wiedział, że umiera, jed- nak nie mógł nie tylko przyzwyczaić się do tej myśli, ale po prostu nie pojmował tego, nie mógł tego zrozumieć. Przykład wnioskowania, jakiego się uczył w podręczniku logiki Kiesewettera: Kaj jest człow- iekiem, ludzie są śmiertelni, dlatego Kaj jest śmier- telny, zdawał mu się w ciągu całego życia słuszny w zastosowaniu do Kaja, ale nigdy do niego. Kaj był człowiekiem, człowiekiem w ogóle, i wszystko było w porządku; ale on przecie nie był Kajem i nie człow- iekiem w ogóle, tylko zawsze zupełnie, zupełnie innym niż wszyscy stworzeniem; był Wanią z mamą i tatą, z Mitią i Wołodią, i z zabawkami, i z fur- manem, i z nianią; potem z Katieńką, ze wszystkimi radościami, wszystkimi smutkami, wszystkimi 66/79
  • 68. uniesieniami dzieciństwa, chłopięcych lat, młodości. Czy to dla Kaja istniał zapach skórzanej paskowanej piłki, którą tak kochał Wania? Czyż to Kaj tak całował rękę matki i czyż to jemu tak szeleścił jedwab przymarszczonej sukni matczynej? Czyż to on namawiał kolegów w szkole do buntu z powodu leguminy? Czyż to Kaj był taki zakochany? Czyż to Kaj tak umiał prowadzić sesje? Kaj rzeczywiście jest śmiertelny i musi umrzeć, ale nie ja, Wania, Iwan Iljicz, z moimi uczuciami, myślami; ja – to zupełnie co innego. Nie może tak być, abym ja musiał umierać. To byłoby zbyt straszne5. Dopóki nie otrzemy się o śmierć, życie wydaje się nie mieć granic i właśnie tak wolimy o nim myśleć. Wydaje się, że zawsze będziemy mieć czas na szukanie szczęścia. Najpierw muszę skończyć stu- dia, spłacić kredyty, wychować dzieci, przejść na emeryturę… O szczęściu pomyślę później. Gdy odkładamy na jutro poszukiwania rzeczy na- jważniejszych, możemy się przekonać, że życie przeciekło nam przez palce, nim poczuliśmy jego smak. 67/79
  • 69. Otwarcie oczu Rak niekiedy leczy tę dziwną krótkowzroczność, ten taniec wahań. Ujawniając krótkość życia, dia- gnoza może przywrócić jego prawdziwy smak. Kilka tygodni po tym, jak poznałem diagnozę choroby, mi- ałem dziwne wrażenie, że uniósł się jakiś welon, który wcześniej utrudniał mi widzenie. W pewne niedzielne popołudnie, w niewielkim, nasłonecznionym pokoju w naszym domku, patrzyłem na Annę. Skupiona i spokojna, siedziała na podłodze przy stoliku do kawy, próbując przełożyć francuski wiersz na angielski. Po raz pier- wszy zobaczyłem ją taką, jaka była, bez za- stanawiania się nad tym, czy wolałbym kogoś in- nego. Po prostu widziałem kosmyk włosów, który zsunął się jej z czoła, gdy pochyliła głowę nad książką, jej delikatne palce zaciśnięte na piórze. Byłem zdumiony, że nigdy nie zwróciłem uwagi, jak wzruszające są drobne ruchy jej szczęki, gdy ma kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego słowa. Nagle zobaczyłem ją jako ją samą, niezależnie od 68/79
  • 70. moich pytań i wątpliwości. Jej obecność stała się dla mnie niesamowicie poruszająca. To, że byłem świadkiem tej chwili, wydało mi się ogromnym przywilejem. Dlaczego nigdy wcześniej nie patrzyłem na nią w ten sposób? W książce o transformacyjnej sile śmierci Irvin Yalom, wybitny psychiatra z Uniwersytetu Stan- forda, cytuje list napisany przez sześćdziesię- ciokilkuletniego senatora, wkrótce po tym, jak dow- iedział się, że jest ciężko chory na raka[1]. Nastąpiła we mnie zmiana, jak sądzę, nieod- wracalna. Zagadnienia prestiżu, sukcesy polityczne, status finansowy – to wszystko stało się dla mnie nieistotne. W ciągu pierwszych godzin po uświadomieniu sobie, że mam raka, ani przez chwilę nie myślałem o miejscu w senacie, rachunku bankowym czy o przeznaczeniu wolnego świata… Od kiedy moja choroba została zdiagnozowana, ani razu nie kłóciłem się z żoną. Przedtem często zwracałem jej uwagę, że wyciska pastę do zębów od góry tubki, zamiast od dołu, nie dba dostatecznie o zaspokojenie mojego wybrednego apetytu, sporządza listę gości, nie konsultując się ze mną, za 69/79
  • 71. dużo wydaje na ubrania… Teraz albo nie zwracam uwagi na takie sprawy, albo wydają mi się nieważne. Zamiast tego zacząłem doceniać rzeczy, które kiedyś wydawały mi się oczywiste – lunch z przyja- cielem, podrapanie Muffeta za uchem i słuchanie jego mruczenia, towarzystwo żony, czytanie książki lub gazet przy nocnej lampce, wypad do kuchni po szklankę soku pomarańczowego z lodówki lub kawałek ciasta. Po raz pierwszy pomyślałem, że dopiero teraz czuję smak życia. W końcu uświadom- iłem sobie, że nie jestem nieśmiertelny. Czuję wstrząs na myśl o tych wszystkich okazjach, które sam zmarnowałem – nawet gdy cieszyłem się świet- nym zdrowiem – z powodu fałszywej dumy, sztucz- nych wartości i wydumanych uraz. Perspektywa bliskiej śmierci może zatem doprowadzić do swoistego wyzwolenia. W jej cieniu życie nagle nabiera intensywności, wibracji i smaku, jakich nie znaliśmy nigdy wcześniej. Oczy- wiście, gdy nadchodzi kres, czujemy rozpacz z po- wodu konieczności odejścia, tak jakbyśmy żegnali się z kimś kochanym, wiedząc, że nigdy już go nie 70/79
  • 72. zobaczymy. Większość z nas lęka się tego smutku. Czy jednak nie byłoby czymś jeszcze gorszym ode- jść, nie znając pełnej radości życia? Czy nie byłoby gorzej, gdybyśmy w chwili rozstania nie mieli po- wodu do smutku? Muszę wyznać, że na początku miałem przed sobą długą drogę. Gdy Anna przeprowadziła się do mnie, pomagałem jej ustawiać książki. Natknąłem się wtedy na książkę Czego uczy Budda? „Dlaczego marnujesz czas na takie rzeczy?” – spytałem za- skoczony. Teraz dobrze pamiętam to zdarzenie: mój racjonalizm graniczył z tępotą. W mojej kulturze Budda i Chrystus byli w najlepszym razie staroświeckimi moralistami i kaznodziejami, a w najgorszym – sprawcami moralnych represji w służbie burżuazji. Przeżyłem niemal szok, gdy stwierdziłem, że kobieta, z którą miałem żyć, za- jmuje się takimi bzdurami – koncepcjami, które przywykłem uważać za „opium dla mas”. Anna spojrzała na mnie z ukosa. Postawiła książkę na półkę. „Myślę, że pewnego dnia to zrozumiesz” – powiedziała. 71/79
  • 73. Zmiana drogi W tym czasie odwiedzałem lekarzy i rozważałem argumenty za i przeciw różnym metodom leczenia. W końcu zdecydowałem się na operację. Szukałem chirurga, który wzbudziłby we mnie największe za- ufanie. Ten, któremu w końcu postanowiłem powi- erzyć swój mózg, nie był wprawdzie szczególnie polecany ze względu na swą technikę operacyjną, ale miałem wrażenie, iż najlepiej mnie rozumie. Czułem, że nie porzuci mnie, jeśli coś źle pójdzie. Nie mógł od razu przeprowadzić operacji. Na szczęście w tej fazie guz rósł bardzo wolno, zatem poczekałem kilka tygodni na okienko w jego rozkładzie zajęć. Przez ten czas czytałem książki autorów, którzy dociekali, czego możemy nauczyć się dzięki konfrontacji ze śmiercią. Anna kochała pisarzy ze swojego ojczystego kraju, dlatego pod jej wpływem czytałem Tołstoja, a także Yaloma, który często cytuje go w swojej znakomitej książce o psy- choterapii egzystencjalnej[1]. Najpierw przeczytałem Śmierć Iwana Iljicza, później opowiadanie Pan 72/79
  • 74. i parobek, które wywarło na mnie głębokie wrażenie. W tym opowiadaniu panem jest ziemianin ma- jący obsesję na punkcie własnych interesów. Tołstoj opisuje jego przemianę. Pan, za wszelką cenę prag- nąc dobić pewnego targu, który może mu przynieść marny zysk, mimo złej pogody wyrusza nocą w podróż saniami. On i jego parobek, Nikita, błądzą podczas zamieci. Gdy pan zdaje sobie sprawę, że może to być jego ostatnia noc, radykalnie zmienia swoje nastawienie do świata. Kładzie się na mar- znącym furmanie, żeby ogrzać go swoim ciałem. Umiera, ale ratuje Nikitę. Tołstoj opisuje, jak ofi- arowując siebie, przebiegły ziemianin osiąga stan łaski, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Po raz pierwszy żyje teraźniejszą chwilą. Gdy przenika go mróz, czuje się zjednoczony z Nikitą, tworzą jed- ność. Własna śmierć przestaje być dla niego istotna, ponieważ Nikita będzie żył. Wykraczając poza ego- izm, odkrywa prawdę związaną z istotą życia. W chwili śmierci widzi światło – wielkie, białe świ- atło na końcu ciemnego tunelu. 73/79
  • 75. W tym okresie zmieniłem kierunek pracy za- wodowej. Do tej pory zajmowałem się nauką, niemal dla niej samej. Teraz stopniowo z tego rezygnowałem. Jak prawie wszystkie badania w dziedzinie medycyny, praca laboratoryjna w niewielkim stopniu miała bezpośredni związek z poszukiwaniem sposobów przyniesienia ulgi w ci- erpieniach. Wielu naukowców, takich jak ja, w początkowej fazie kariery, z naiwnym entuz- jazmem pogrąża się w pracy, która – jak wierzą – doprowadzi do znalezienia sposobu leczenia choroby Alzheimera, schizofrenii lub raka. Po pewnym czasie, sami nie wiedząc, jak się to stało, nagle budzą się i stwierdzają, że z pasją opracowują lepsze metody mierzenia receptorów komórkowych reagujących na specyficzne lekarstwa. Gromadzą odpowiednią ilość materiału, żeby publikować artykuły w naukowych pismach i otrzymywać dot- acje, dzięki którym w ich laboratoriach wrze praca. Jednak to, co robią, jest bardzo odległe od ludzkiego cierpienia. 74/79
  • 76. Hipoteza, którą badaliśmy we dwóch, Jonathan i ja – dotycząca roli kory przedczołowej w schizo- frenii – jest dziś powszechnie akceptowaną teorią w neurologii. W dalszym ciągu stanowi podstawę różnych programów badawczych w laboratoriach na całym świecie. Z całą pewnością była to przyz- woita, solidna praca naukowa, ale nie pomogła nikogo wyleczyć. Nie przyczyniła się nawet do poprawy stanu choćby jednego chorego. Teraz, gdy żyłem w ciągłym strachu przed chorobą, cierpi- eniem i śmiercią, było to coś, czym postanowiłem się zająć. Po operacji wróciłem do pracy naukowej i szpit- alnej. Odkryłem, że wbrew temu, co wcześniej sądz- iłem, to właśnie praca kliniczna interesowała mnie najbardziej. Zupełnie tak, jakbym sam odczuwał ul- gę, ilekroć udawało mi się pomóc pacjentowi cier- piącemu na bezsenność lub którego chroniczne bóle głowy skłaniały do myśli o samobójstwie. Było tak, jakbym wreszcie się z nimi zjednoczył. Z tego punktu widzenia praca lekarza nie wydawała mi się 75/79
  • 77. już obowiązkiem, lecz wspaniałym przywilejem. Poczułem, że w swoim życiu osiągnąłem stan łaski. Zagrożenie Pamiętam jedno z tych ulotnych zdarzeń, które sprawiają, że odczuwamy kruchość życia i docen- iamy cud, jakim jest związek z innymi śmier- telnikami. To nie było nic ważnego – krótkie spotkanie na parkingu na dzień przed moją pier- wszą operacją. Dla zewnętrznego obserwatora mo- głoby się wydać banalne, ale dla mnie miało ono szczególne znaczenie. Anna i ja przyjechaliśmy do Nowego Jorku. Za- parkowałem przed szpitalem. Stałem na parkingu, wdychając świeże powietrze. Zostało mi kilka minut wolności przed przyjęciem do szpitala, badaniami i salą operacyjną. Zauważyłem starszą kobietę, która niewątpliwie wracała do domu po hospitaliza- cji. Była sama, niosła torbę; poruszała się o kulach. Bez pomocy nie będzie mogła wsiąść do samochodu. Spojrzałem na nią. Byłem zdziwiony, że pozwolili jej 76/79
  • 78. wyjść w takim stanie. Ona też mnie zauważyła. Wyraz jej twarzy mówił, że niczego się po mnie nie spodziewała. Niczego. Byliśmy przecież w Nowym Jorku, gdzie każdy musi sobie radzić sam. Poczułem, że ciągnie mnie do niej coś, co wynikało z naszej wspólnoty – oboje byliśmy pacjentami. To nie było współczucie, ale głębokie poczucie braterstwa. Czułem, że jestem jej bliski, że jestem zrobiony z tej samej materii, co ta osoba, która potrzebowała pomocy, choć o nic nie prosiła. Włożyłem jej torbę do bagażnika, wyjechałem jej samochodem z miejsca parkingowego, pomogłem usiąść za kierownicą. Z uśmiechem zatrzasnąłem drzwi. Przez kilka minut nie była sama. Byłem szczęśliwy, że mogę udzielić tej skromnej pomocy. W rzeczywis- tości to ona pomogła mnie, ponieważ potrzebowała mnie właśnie w tej chwili. Dzięki temu miałem sz- ansę poczuć, że oboje należymy do ludzkości. Nawzajem się obdarowaliśmy. Wciąż widzę jej oczy, w których obudziłem coś w rodzaju zaufania do in- nych, poczucie, że życiu można ufać, skoro w odpowiedniej chwili na jej drodze pojawił się 77/79
  • 79. ktoś, kto gotów był pomóc. Prawie nie odzywaliśmy się do siebie, ale jestem pewien, że ona również czuła, jak cenne było to spotkanie. Poczułem ciepło w sercu. My, bezbronni, zagrożeni ludzie, możemy sobie pomagać i wspierać się uśmiechem. Udałem się na operację z wszechogarniającym uczuciem spokoju. 78/79
  • 80. @Created by PDF to ePub
  • 81. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.