1. ZMARSZCZKI
Szacunek do siwizny i zmarszczek wpisał się
w historię cywilizacji. „Przed siwizną wsta-
niesz i będziesz szanował oblicze starca” –
głosiła biblijna Księga Kapłańska, wyrażając
fundamentalną postawę moralną.
Dziś negujemy sens starzenia się, farbując
włosy, wygładzając zmarszczki i poddając się
face liftingowi, czyli chirurgicznym ingeren-
cjom w tożsamość.
W historię, kulturę i tożsamość wpisał się
również szacunek dla starości w większym
wymiarze – dla starych drzew, strzechy,
domu. Przed niemal 180 laty korespondent
leszneńskiego „Przyjaciela Ludu” pisał:
„Jakiżby blichtr świeży wapienny zastąpił ów
dziwny obraz rozmaitych zielonych i rudych
porostów okrywających gnące się strzechy;
jakżeż chętniej oko rozeznaje na jednym
dachu różnoletnie naprawy strzępiałéj słomy
i trzciny, aniżeli spojrzy na wyświeżone,
jednostajne pokrycie dachówki”1
.
W XX wieku zdesakralizowaliśmy jednak
strzechę. Dziś jesteśmy skłonni afirmować
raczej mobilność niż zakorzenienie, novum
zamiast pamiątki, modę zamiast pierwotno-
ści. Face lifting zmiata zmarszczki domu.
Naszych antenatów łączył wszakże również
szacunek wobec ojcowizny i pola. Można by,
tak jak powyżej, rozważyć jego dawny sens
i współczesny zanik.
Gdzież jednak są owe „zmarszczki krajobrazu”?
Widzimy je tam, gdzie setki lub tysiące lat cy-
klicznej działalności człowieka, na przykład
uprawy gruntu, nadały krajobrazowi swoiste
niepowtarzalne piętno i piękno, jak w przy-
1
O przyozdobieniach wiejskich ułamek, „Przyjaciel Ludu” 1838,
nr 17, rok V, s. 131–132.
padku pejzażu tarasów ryżowych w chińskiej
prowincji Yunan czy angielskich krajobrazów
bruzdowo-zagonowych typu ridge and furrow.
Są to pola o rytmicznie silnie pofalowanej
powierzchni, przy czym owe fale to dawne
bruzdy orki zagonowej: konne pługi przez
setki lat przemieszczały ziemię w okre-
ślonych kierunkach, stopniowo nadając
płaskiej powierzchni pól przekrój sinusoidy
o ponadmetrowej amplitudzie i kilku- lub
nawet kilkunastometrowej długości fali. Dziś
krajobrazy bruzdowo-zagonowe typu ridge and
furrow są pieczołowicie chronione i opisy-
wane w podręcznikach geografii, historii,
ekologii i architektury krajobrazu.
Nasz krajobraz również miewał „zmarszcz-
ki” nieustępujące powyższym. Na obsza-
rach wiejskich o przewadze osadnictwa
drobnoszlacheckiego powstała z czasem
(wskutek ciągłych podziałów rodzinnych)
tak zwana zawikłana szachownica grun-
towa, której monstrualne rozmiary na
Jarosław Szewczyk
Szept pola
autoportret 2 [49] 2015 | 54
2. Białostocczyźnie opisał w 1926 roku Bohdan
Zaborski: „We wsi Łapy Kołpaki istnieje
gospodarz, jeden z wielu Łapińskich, który
swe kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo
rozrzucone miał aż w 1221 parcelach, nie tylko
w swojej wsi, ale i w pozostałych 11 innych
Łapach. W Łapach pospolite były gospodarstwa
złożone z 600–800 parcel. [...] Widzieliśmy pod
Mławą najwęższe parcele po około 1 m szero-
kości”2
. Ów Łapiński – „pan na tysiącu pól”
– miał grunty jakby rozsypane wśród gruntów
gospodarzy z kilkunastu innych sąsiednich
2
B. Zaborski, O kształtach wsi w Polsce i ich rozmieszczeniu,
„Prace Komisji Etnograficznej PAU” 1926, s. 75.
szlacheckich wsi (to uzasadniało nazwanie sza-
chownicy gruntowej mianem „zawikłanej”),
a wiele tych poletek miało de facto po kilku
lub kilkunastu właścicieli. Taki stan rzeczy
trwał do okresu międzywojennego lub dłużej,
a w niektórych wsiach przetrwał aż do lat 70.
Nigdzie na świecie poza regionem biało-
stockim i pobliską Ziemią Łomżyńską nie
użytkowano poletek i łąk tak niewiarygodnie
wąskich i długich, których stosunek szero-
kości do długości sięgał 1:2000, a niekiedy
nawet mógł przekraczać 1:4000. Pod Nowym
Dworem poletka miały 4000 metrów długości
i 1,5 metra szerokości, te zaś koło pobliskiej
Dąbrowy Białostockiej3
– długość 7000 me-
trów. Nigdzie też na świecie nie występowały
gospodarstwa tak „rozproszkowane”4
, że
nawet niewielkie miewały ponad 100 kilo-
metrów miedz, rozdysponowanych w regu-
larnym rytmie co półtora lub dwa metry (bo
taką szerokość miały paski pól). Niektóre
zaś gospodarstwa, jak można obliczyć, mogły
mieć powyżej tysiąca kilometrów miedz.
Taki krajobraz można nazwać „pejzażem
miedz”. Nie miał on sobie równych w historii
cywilizacji ani nigdzie na świecie – ekspresją
i rozdrobnieniem przewyższał nawet pejzaż
tarasów ryżowych w chińskim Yunan.
ZEGAR GEOAGRARNY
Według Władysława Biegajły „w okresie
międzywojennym na terenie powiatów
wysokomazowieckiego i łomżyńskiego wystę-
powały gospodarstwa o powierzchni 7–8 ha
[...] w 150–180 działkach [...], zaś układ poje-
dynczych działek miewał nieraz fantastyczne
kształty w postaci łańcucha litery S”. Skąd ten
sinusoidalny kształt? Każda orka – jesienna
czy wiosenna – lekko zmieniała układ pól,
„wybierając” orany grunt po zewnętrznej
i osadzając go po wewnętrznej stronie łuku.
Z czasem struktura takich pól zaczęła przypo-
minać rzeczne meandry. Esowata, meandru-
jąca szachownica gruntowa była więc niejako
geoagrarnym zegarem odmierzającym stulecia
orki na wąskich zagonach, podobnie jak w przy-
padku angielskich krajobrazów ridge and furrow.
Gdyby pozwolić jej istnieć, utrzymując dawny
sposób gospodarowania, zapewne przez kolejne
setki lat przekształciłaby się w jeszcze bardziej
3
Przed półwieczem opisywał je u nas geograf Władysław
Biegajło (Szachownica gruntów i gospodarka trójpolowa na terenie
województwa białostockiego, „Przegląd Geograficzny” 1957,
t. XXIX, z. 3, s. 533–559).
4
Nazwę tę wprowadzono już w XIX wieku (T. Łuniewski,
Drobna szlachta: przyczynek do poglądu na stan ekonomiczny i po-
trzeby małej własności ziemskiej w Królestwie Polskim, Warszawa:
Niwa, 1892).
fot.e.hartwig/polona
autoportret 2 [49] 2015 | 55
3. mozaikowy patchwork najoryginalniejszych
zawijasów i fantastycznych spiral.
AGRARNA REWOLUCJA
WSZECHCZASÓW
Szachownica na gruntach chłopskich również
była powszechna, lecz tak zwana szachownica
zawikłana była już raczej wyjątkiem – na-
tomiast na włościach drobnoszlacheckich
urosła do monstrualnych rozmiarów, toteż już
w XIX wieku mazowiecka i podlaska szlachta
zagrodowa podejmowała próby likwidacji
szachownicowej struktury gruntów poprzez
scalenia i ponowną parcelację. Jeśli jednak
uwzględnimy stopień rozdrobnienia gruntów
i jego międzywioskowe zawikłanie, szlachec-
ką kłótliwość oraz liczbę osób włączonych
w proces scalania i reparcelacji gruntów
nawet na stosunkowo niewielkim obsza-
rze – wówczas okazuje się, że samorzutne,
inicjowane oddolnie przez właścicieli gruntów
akcje scaleniowe5
na Podlasiu i pograniczu
podlasko-mazowieckim należały do najbar-
dziej rewolucyjnych inicjatyw i zapewne były
najbardziej skomplikowanymi procesami
agrarno-społecznymi w historii ludzkości,
oczywiście relatywnie do obszaru, jaki akcje te
objęły. Były one też swoistym socjologicznym
fenomenem, bo w komasację pól dowolnej,
nawet bardzo niewielkiej wsi wciągnięte były
w ten lub inny sposób tysiące osób z kilkuna-
stu lub kilkudziesięciu różnych wsi i osad.
Jednakże poza tymi nielicznymi (choć
socjologicznie fenomenalnymi) oddolnymi
akcjami scaleniowymi szachownicę zlikwido-
wała w końcu nie samorzutna, lecz planowa
komasacja gruntów, powodując dalsze prze-
5
Zob. S. Rosłoniec, Samorzutne scalanie gruntów wśród ma-
zowieckiej i podlaskiej szlachty zagrodowej (Remembrement béné
vole des terres de la petite noblesse de Masovie et de Podlasie),
Warszawa: Ministerstwo Reform Rolnych, 1928.
kształcenia krajobrazu. Dopiero więc syste-
mowy, a nie jednostkowy face lifting zmiótł
zmarszczki pól. I wyzerował zegar agrarny.
JĘZYK POLA
Czy dziś potrafimy sobie wyobrazić rozległy
wiejski krajobraz niczym kod paskowy
z tysiącami nitek – niezmiernie wąskich
i długich pól i łąk? Czy dostrzegamy jego ję-
zyk – tkwiący w nim zapis setek lat historii,
zapis tysięcy przebiegów konnego pługa lub
sochy? A przecież częścią tego języka były też
mikrotoponimy – miejscowe nazwy źródeł,
drzew, rozstajów, przydrożnych krzyży
i oczywiście pól oraz miedz. Bo w jaki sposób
nasz Łapiński rozróżniał każde z 1221 swych
niewielkich poletek? Robił to tak jak każdy
z pozostałych gospodarzy w swej wsi: nada-
wał każdemu z pól niepowtarzalną nazwę.
Setki tysięcy nazw miejscowych w rodzaju
„pole w dole”, „przy krzyżu”, „łąka pijacka”,
„pole szwedzkie” i tak dalej stanowiły część
zasobu leksykalnego i zarazem definiowały
przestrzeń, nadając krajobrazowi dodatkowy
wymiar tożsamości.
Dziś – ucywilizowani i wyzbyci atawizmów
– zatraciliśmy ten język. Bo on wyrastał
właśnie z natury i atawizmów, z bezradności
i obaw, z przesądów i skojarzeń. Dziś znów
zwyciężył face lifting – językowy i kulturowy.
SZEPT POLA
Owszem, współcześnie dyskutujemy nad
drastycznymi przemianami pejzażu wsi i nad
kolejnymi „rewolucjami agrarnymi”. Robimy
to metodycznie i spokojnie. Język pola nie
jest już naszym językiem.
Uważam jednak, że ochrona krajobrazu (nawet
ta z punktu widzenia architekta) powinna
uwzględniać także semantykę przestrzeni,
której jednym z przejawów są lokalne tra-
dycje toponomastyczne, to jest dotyczące
lokalnego nazewnictwa miejsc i przestrzeni:
dróg, strumieni, rozwidleń, uroczysk, lasów,
zagajników, źródeł, pagórków i kopców, głazów
narzutowych, poszczególnych parcel i siedlisk,
starych drzew itp. Dotyczy to też architektury
i krajobrazu miasta. Bo estetyczny odbiór prze-
strzeni wynika nie tylko z fizycznych kształ-
tów i proporcji, lecz także z uruchomienia
wyobraźni kojarzącej formy (w tym zmurszałe
krzywizny i sękate kształty) z „prawdą życia”,
z bogactwem nazw i zaprzeszłych wydarzeń.
Arsenał skojarzeń łączony z formą zbyt jedno-
znaczną szybko przeradza się zaś w poczucie
kiczu, ale gdy forma jest stara i niedopowie-
dziana, niewyraźna, nadgryziona zębem czasu,
a nadto obfita w nazwy, przydomki, prze-
zwiska – wtedy pobudza wyobraźnię, mnoży
skojarzenia i przywołuje refleksje.
Jeśli zaś chodzi o Podlasie, będące kanwą
całego wywodu, to jego toponimia pozostawała
do niedawna głównie w kręgu zainteresowań
pracowników naukowych Instytutu Filologii
Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu w Bia-
łymstoku, lecz w listopadzie 2005 roku zaini-
cjowano ciekawe, interdyscyplinarne badania
wykraczające poza te ramy, mianowicie w kil-
kunastu wiejskich szkołach zlokalizowanych
na obszarze „Euroregionu Puszcza Białowie-
ska” zaczęto realizować projekt „Szkolne Koła
GIS”. W rezultacie do 2007 roku opracowano
za pomocą narzędzi GIS (Geographic Informa-
tion System)6
mapę i słownik toponimów dzie-
więciu wsi z najbliższego otoczenia Puszczy
Białowieskiej.
To pierwszy krok, by przywrócić krajobrazom
zmarszczki i znów nazwać każdą z nich.
6
Systemy Informacji Przestrzennej – interaktywna
mapa i systemy informatyczne służące analizie prze-
strzennej.
autoportret 2 [49] 2015 | 56