O nową robotniczą rewolucję. Transcendentny sens miasta przemysłowego
1.
2. W
pierwszym rozdziale książki The
Urban Revolution (która, napisana
w 1970 roku, zapowiada nadej-
ście społeczeństwa prawdziwie
miejskiego) Henri Lefebvre przedstawia ewolu-
cję od miasta politycznego, poprzez handlowe,
przemysłowe, aż do prawdziwego „miejskiego
Miasta”. Przemysł (produkcja przemysło-
wa) jest dla Lefebvre’a czymś, co narodziło
się poza miastem, co „może być kojarzone
z nie-miastem, z nieobecnością lub przerwa-
niem miejskiej rzeczywistości”1
. Przemysł do
miasta „przyszedł”, jak drapieżnik zwiedziony
zapachem pieniędzy (kapitału), potu i krwi
jego mieszkańców. Stosunek Lefebvre’a do
miasta przemysłowego jest jednak dialektycz-
ny (w końcu jest on – nieortodoksyjnym, ale
jednak – marksistą), miasto przemysłowe znisz-
czyło resztki miasta handlowego i politycznego,
lecz była to „twórcza destrukcja”. W istocie
dźwignęła ona miasto na wyższy poziom
rozwoju, przygotowując grunt pod critical zone,
ten przepowiadany moment w historii, kiedy
miejskość stanie się metanarracją podporządko-
1
H. Lefebvre, The Urban Revolution, Minneapolis: Univer-
sity of Minnesota Press, 2003, s. 13 (tłum. cyt. K.N.).
wującą sobie wszystkie inne opowieści (a więc
również politykę i gospodarkę).
Zatrzymajmy się jednak na etapie, gdy pro-
roctwa Lefebvre’a jeszcze się nie spełniły (bo
być może nigdy do tego nie dojdzie: „Do roku
2000, bez względu na to, czy wybuchnie wojna
nuklearna, czy też nie, nasza woda i powie-
trze będą tak zanieczyszczone, że zagrożone
będzie życie na ziemi”2
). Miasto przemysłowe
jest bytem, co do którego Lefebvre ma wąt-
pliwości, czy w ogóle istniało: „To duch, cień
miejskiej rzeczywistości, analiza spektralna
rozproszonych i zewnętrznych elementów,
zjednoczonych przez swe ograniczenia”3
. Ten
fragment przywodzi na myśl dużo późniejszą
(dojrzale postmodernistyczną) próbę zdefi-
niowania miasta przez Jamesa Donalda, który
uznał je za przedstawienie (reprezentację)
różnych porządków, a nie autonomiczną,
wydzieloną podmiotowość:
Miasto nie istnieje. Nazywamy tak przestrzeń
tworzoną przez historycznie i geograficznie uwa-
2
Tamże, s. 26.
3
Tamże, s. 35.
runkowane instytucje, produkowaną i reprodu-
kowaną przez relacje społeczne, poprzez praktyki
zarządzania, kształtowaną przez różnorodne
sposoby komunikacji, wytwarzaną przez media.
Nazywając te różnorodne praktyki „miastem”,
nadajemy im spójność i jednorodność. Miasto
jest więc po prostu reprezentacją tych wszystkich
praktyk i mechanizmów4
.
Gdy przyjrzymy się pierwszym miastom prze-
mysłowym, to rzeczywiście były one u swych
początków bardziej zakładem, obozem pracy
niż miastem.
Chris Evans opisuje życie w Merthyr Tydfil5
w XIX wieku, na początku rewolucji prze-
mysłowej (to tam narodził się ruch robot-
niczy, tam wybuchło pierwsze rzeczywiście
robotnicze – a nie miejskie, jak Komuna
Paryska – powstanie), jako niemal całkowicie
4
J. Donald, Metropolis: The City as Text, [w:] Social and
Cultural Forms of Modernity, eds R. Bocock, K. Thompson,
Cambridge: Polity Press, 1992, s. 422.
5
Ch. Evans, Merthyr Tydfil in the Eighteenth Century: Urban by
Default, [w:] Industry and Urbanization in Eighteenth-century
England, eds P. Clark, P. Corfield, Leicester: Leicester
University Press, 1994, s. 11–18.
Krzysztof Nawratek
O nową robotniczą
rewolucję
Transcendentny sens miasta przemysłowego
autoportret 1 [40] 2013 | 5
3. pozbawione wszystkiego, co kojarzy nam się
z miastem i miejskością. Kościół był jedynym
budynkiem publicznym, oświetlenie ulic poja-
wiło się dopiero w drugiej połowie XIX wieku,
a nasycenie usługami było bardziej niż żałosne
– jeden sklep na 400 mieszkańców, podczas
gdy w „normalnych” brytyjskich miastach ta
relacja wynosiła około 1:100 i lepiej. W mie-
ście (?), ówczesnym centrum produkcji prze-
mysłowej świata, nie było szkół, budynków ani
przestrzeni rekreacyjnych, innych budynków
o funkcjach publicznych. Jedną z przyczyn
takiego stanu rzeczy była dramatyczna bieda
większości mieszkańców, pracowników (przy
równoczesnym olbrzymim bogactwie wąskiej
grupy właścicieli).
Czy przykład Merthyr Tydfil (ale również
innych miast rewolucji przemysłowej) jest
wystarczającym dowodem potwierdzającym
tezę Lefebvre’a o nie-miejskości przemysłu?
Wróćmy na chwilę do The Urban Revolution.
Lefebvre opisuje mechanizm przejścia od
miasta politycznego do handlowego – handel
i handlarze znajdowali się poza miastem po-
litycznym, funkcjonowali według odmiennej
(autonomicznej) logiki, ich sukces związany
był z byciem swego rodzaju „wolną resztką”6
,
„dziurą w całym”. Czym jest owa „dziura”?
Po pierwsze, odwołuje się do intuicyjnego
wyobrażenia przestrzeni bez specjalnego prze-
znaczenia – miejsca pod mostem, pasa trawy
przy drodze, pozostałości po niedokończonej
inwestycji itp. – czy do potencjalności. Po dru-
gie, nawiązuje do Cioranowskiego rozumienia
pustki jako nie-bytu przerywającego ciągłość.
Tu ważniejsze jest jednak funkcjonalne, a nie
ontologiczne znaczenie owej pustki – ważne,
co ona robi (zakłóca, przerywa, blokuje), a nie
6
W znaczeniu używanym przez Agatę Bielik-Robson
w książce Erros. Mesjański witalizm i filozofia (Kraków: Univer-
sitas, 2012).
czym jest. Wreszcie po trzecie, „dziura” nawią-
zuje do idei pustki (void) w rozumieniu Alaina
Badiou, czyli Realnego poza Reprezentacją.
Taka „dziura” to nadmiar, a nie brak. Nadmiar,
do opisania którego nie ma (jeszcze) języka,
narracji. „Dziura w całym” jest więc przestrze-
nią częściowo hipotetyczną, której ostateczna
aktualizacja, weryfikacja następuje post factum.
Jest to jednak równocześnie przestrzeń jak naj-
bardziej rzeczywista. W planie obowiązującego
paradygmatu / narracji ważne są dwie pierwsze
cechy „dziury”, w planie rewolucji, zmiany,
pojawia się trzecia. Nie mamy tu jednak do
czynienia z biernym oczekiwaniem na Wyda-
rzenie, któremu będziemy mogli „zawierzyć”,
lecz raczej z wyzwaniem „wolności kreacji”.
Nadmiar „dziury w całym” jest więc zadaniem
znalezienia nowej narracji, po inżyniersku
powiedzielibyśmy – nowego zastosowania7
.
Handel i handlarze także – przez swą mobil-
ność (i jak pisze Lefebvre: „możliwość swobod-
nej penetracji miasta”) – byli w mieście czymś,
co przywodzi na myśl rozróżnienie Carla
Schmitta na reżimy lądowe i morskie8
. Logika
morskiego porządku zostaje przez Schmitta
utożsamiona z liberalno-demokratycznym
kapitalizmem, przede wszystkim w wyda-
niu amerykańskim, co wiąże się ze swobodą
i aterytorialnością handlu, a jeszcze bardziej
ze współczesnym swobodnym przepływem
spekulacyjnego kapitału (do czego wrócimy
w dalszej części tekstu).
Przemysł, który „skolonizował” i przemienił
miasta, może więc być również widziany jako
wolna resztka, dziura w całym, jednak w przeci-
wieństwie do handlu, jego istnienie było mocno
związane z określoną lokalizacją (pamiętajmy
7
K. Nawratek, Terytorium i autonomia: państwo, miasto, kapita-
lizm, „Instytut Idei” 2013, nr 1.
8
C. Schmitt, Land und Meer, Leipzig: Philipp Reclam, 1942;
omówione w: Spatiality, Sovereignty and Carl Schmitt. Geography
of the Nomos, ed. S. Legg, London: Routledge, 2011.
jednak, że również miasto handlowe powstało,
gdy handel został „uziemiony”, a handlarze
stali się mieszczanami). Przemysł i miasto prze-
mysłowe jest (było) więc bytem terytorialnym,
„lądowym”. To sprawia, że miasto przemysłowe
ma charakter konserwatywny, lecz ten konser-
watyzm należy rozumieć specyficznie – jako
swego rodzaju spowolnienie rozwoju, prze-
widywalność i wzmocnienie takich struktur
społecznych, jak rodzina czy wspólnota lokalna.
To konserwatyzm fordyzmu i państwa opiekuń-
czego (a więc konserwatyzm socjaldemokracji
i chadecji, a nie radykalnej – szczególnie
współczesnej – prawicy). Konserwatyzm, pod
który dynamit podłożyły najpierw ruchy nowej
lewicy wyrosłe z dziedzictwa maja '68 (The Urban
Revolution Lefebvre’a jest oczywiście rezultatem
maja i istotną częścią jego dziedzictwa), a potem
„rewolucja konserwatywna” lat 80. i ekscesy
neoliberalizmu.
Cofnijmy się jednak do pierwszej połowy XX
wieku, do czasów, gdy społeczeństwo i miasto
przemysłowe wydawały się triumfującą rewo-
lucyjną zmianą. Niech przewodnikiem po tym
wyobrażonym (nigdy nie zaistniałym) świecie
będzie Robotnik. Panowanie i forma bytu Ernsta
Jüngera9
.
Robotnik… to niezwykła książka, niezwykły
jest też fakt, że nigdy nie została przetłuma-
czona na język angielski. Czytając Robotnika...,
można mieć poczucie lekkiej schizofrenii,
z jednej strony dzieło to uchodzi za profetycz-
ną wizję nowoczesnego społeczeństwa, z dru-
giej trudno zapomnieć, że zostało wydane na
rok przed dojściem do władzy nazistów, a sam
Jünger był związany z intelektualnymi krę-
gami niemieckiej rewolucji konserwatywnej
(z lat 30. XX wieku, zupełnie innej niż ta z lat
80. i 90.). Mimo że trudno go wprost powiązać
9
E. Jünger, Robotnik. Panowanie i forma bytu, Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2010.
autoportret 1 [40] 2013 | 6
4. z reżimem hitlerowskim, trudno też uznać
go za zadeklarowanego antyfaszystę. Bliskość
autora i myśli faszystowskiej jest w kontek-
ście rozważań dotyczących miasta przemy-
słowego bardzo ważna. Specyfika struktury
gospodarki Trzeciej Rzeszy uwypukla istotne
aspekty fenomenu miasta przemysłowego.
Pokazuje, że tak naprawdę nie ma znaczenia,
w jakim ustroju miasto przemysłowe istnia-
ło – czy była to kapitalistyczna Ameryka czy
komunistyczny Związek Radziecki. Tym, co
wyróżnia miasto przemysłowe, jest swego
rodzaju „transcendentny organicyzm”.
W klasycznej pracy The Structure of the Nazi Eco-
nomy Maxine Yaple Sweezy10
pokazuje zupełnie
niesocjalistyczną (jak po partii Narodowych
Socjalistów można by się spodziewać), lecz
kapitalistyczną (czy wręcz burżuazyjną, a na-
wet neoliberalną, choć użycie tego terminu
jest oczywistym anachronizmem) strukturę
gospodarki – nastawionej na wzmacnianie
prywatnego kapitału (o „nazistowskiej pry-
watyzacji” jako pierwowzorze współczesnej
polityki neoliberalnej bardzo ciekawie pisał
Germà Bel11
), na rozwijanie wielkiego prze-
mysłu (również rolnego) kosztem małych
gospodarstw rodzinnych czy małych zakła-
dów. W kontekście książki Jüngera kluczowa
jest opinia Gerharda Schulza: „Zamiast wielu
celów ekonomicznych, państwo przyjęło
jeden – totalnej mobilizacji całego narodu
do totalnej wojny”, wyrażona w książce Die
nationalsozialistiche Machtergreifung12
. Totalna
mobilizacja jest jednym z podstawowych pojęć,
które Jünger wprowadził do współczesnej
10
M. Yaple Sweezy, The Structure of the Nazi economy, Cam-
bridge Massachusetts: Harvard University Press, 1941.
11
G. Bel, Against the Mainstream: Nazi Privatization in 1930s
Germany, „The Economic History Review” 2010, vol. 63,
issue 1, s. 34–55.
12
Cyt. za: S. Ratner, An Inquiry into the Nazi War Economy
(Review of: Design for Total War: Arms and Economics in the
Third Reich by Bernice A. Carroll), „Comparative Studies in
Society and History” 1970, vol. 12, no. 4, s. 466–472.
myśli społeczno-politycznej13
. Dla potrzeb tego
tekstu najważniejsza jest konstatacja o umiej-
scowieniu struktury porządkującej i nadają-
cej sens miastu przemysłowemu (produkcji
przemysłowej) poza nim samym. Teza, jaką
stawiam, brzmi: miasto przemysłowe istnieje
nie poprzez przemysł, lecz poprzez nadanie
mu znaczenia wykraczającego poza produkcję.
To ów „transcendentny” sens tworzy miasto
przemysłowe, a nie prosta obecność przemysłu
w mieście. Transcendentny porządek był obec-
ny w postaci totalitarnych struktur Trzeciej
Rzeszy, w postaci „wojennego komunizmu”,
amerykańskiego New Deal, a także w postaci
państwa opiekuńczego jako próby budowy
prawdziwie inkluzywnego, zintegrowanego
społeczeństwa. Miasto przemysłowe – podob-
nie jak dzisiejsze miasto neoliberalne – jest
rezultatem określonej wizji politycznej opartej
na pewnych wartościach (ideach).
Jünger opisuje społeczeństwo nowoczesne jako
społeczeństwo pracy, w którym to właśnie ona
jest „formą bytu”. Nie istnieje nic, co nie jest
pracą, i nie istnieje nikt, kto nie pracuje. Praca
niweluje różnice i znosi hierarchie: „Wszystkie
decydujące rozkazy mobilizacyjne nie biegną
z góry w dół, ale jawią się jako rewolucyjny cel,
co czyni je tym skuteczniejszymi”14
; likwiduje
demokrację jako wybór i zastępuje ją „demokra-
cją czynu”: „Akceptacja dokonuje się za sprawą
czystego uczestnictwa, a więc przez udział
w głosowaniach, niezależnie od tego, która
partia zwycięży”15
. Junger kwestionuje również
wolność jako przywilej jednostki. Co ciekawe,
podaje w wątpliwość nie tylko pojęcie jednostki,
ale również masy jako zbioru jednostek: „Ruchy
13
E. Jünger, Die totale Mobilmachung, [w:] Krieg und Krieger,
hg. E. Jünger, Berlin: Junker und Dunnhaupr, 1930;
polskie wyd.: E. Jünger, Rewolucja konserwatywna w Niem-
czech 1918–1933, przeł. W. Kunicki, Poznań: Wydawnictwo
Poznańskie, 1999.
14
E. Jünger, Robotnik…, s. 241.
15
Tamże, s. 240.
mas straciły swój nieodparty czar wszędzie, gdzie
napotykają postawę zdecydowanego oporu – po-
dobnie jak w dwóch, trzech starych żołnierzach
za funkcjonującym karabinem maszynowym
nie wzbudzał obaw meldunek, że naciera na
nich cały batalion. Masa nie jest dziś zdolna do
natarcia, nie jest nawet zdolna do obrony”16
.
Robotnik... jest wizją totalną, ale jest to totalność
inkluzywna (niekoniecznie totalitarna), nikt
nie jest odrzucony ani wywyższony, bo każdy
jest fragmentem wielkiej maszynerii: „Człowiek
to źródło naturalnego bogactwa i żaden pań-
stwowy plan nie będzie doskonały, o ile nie po-
trafi czerpać z tego źródła”17
(oczywiście w tym
kontekście Trzecia Rzesza ze swą ideologią rasy
panów i praktyką obozów koncentracyjnych
NIE jest realizacją wizji Jüngera). Świat Robot-
nika... nie jest światem klas ani narodów (choć
Jünger widzi awangardę tego świata w Niem-
cach), nie jest też światem zysku i eksploatacji:
„Inicjatywa prywatna stanie się akceptowalna
w momencie, gdy uzyska rangę specjalistyczne-
go charakteru pracy – innymi słowy: gdy będzie
objęta kontrolą w obrębie szerszego procesu”18
.
Świat Robotnika... to świat planu i wyższego celu.
Jest to świat, w którym wszystko ma swoje zna-
czenie – kontrola nie przychodzi „z góry”, nie
istnieje instytucjonalny Wielki Brat czy nawet
Urząd Nadzoru i Kontroli. To forma bytu, logika
istnienia nadaje temu światu sens: „Każdy ruch
ręką, choćby czyszczenie stajni z gnojówki,
ma swoją rangę, o ile nie odczuwa się go jako
abstrakcyjnej pracy, ale dokonuje się w obrębie
większego i sensownego ładu”19
.
Historycy, tacy jak Hugh Trevor-Roper czy Bereni-
ce A. Carroll (autorka pracy Design for Total War20
),
z pewnym zaskoczeniem konstatują ów brak
16
Tamże, s. 109.
17
Tamże, s. 272.
18
Tamże, s. 275.
19
Tamże, s. 281–282.
20
B.A. Carroll, Design for Total War: Arms and Economics in the
Third Reich, Hague–Paris: Mouton & Co., 1968.
autoportret 1 [40] 2013 | 7
5. totalnej kontroli gospodarki, „zastąpionej” tota-
litarną formacją społeczno-polityczną. I okazuje
się, że to owa zewnętrzna wobec gospodarki kon-
trola ma dominujące znaczenie. Zgodzę się więc
z obserwacją Lefebvre’a o zewnętrzności czyn-
nika zmiany (czy był nim handel, czy przemysł)
wobec miasta, jednak nie zgodzę się z zakładaną
przez niego immanencją owej „ostatecznej
formy miasta” jako czymś pożądanym. Obecnie
istniejący model neoliberalnej urbanizacji jest
do pewnego stopnia koszmarną wersją wizji Lefe-
bvre’a. Koszmarną, ponieważ domkniętą, a przez
to martwą. Współczesne postprzemysłowe (ale
również postkreatywne i ogólnie POSTwszystko)
miasto jest martwym modelem, modelem, w któ-
rym Tanatos odniósł ostateczne zwycięstwo. Nie
zgodzę się również z kwestionowaniem przez
Lefebvre’a istnienia miasta przemysłowego jako
spójnego podmiotu – jak starałem się pokazać
powyżej, miasto przemysłowe (ale nie „przemysł
w mieście”) jest wyjątkowo spójnym projektem
społeczno-gospodarczym, by to jednak zrozu-
mieć, należy wyjść poza miasto i zobaczyć je
w szerszym kontekście.
Książka Jüngera rozpoczyna się od rozważań
nad mieszczańską próbą zdławienia Robotnika,
ukształtowania go na mieszczańską modłę.
Der Arbeiter... jest pieśnią o świecie, w którym
Mieszczanin przegrał, w którym totalność
pracy zakwestionowała wszystkie inne logiki.
Nasz świat oczywiście nie jest tym wieszczonym
przez Jüngera – wręcz przeciwnie, Mieszczanin
zwyciężył Robotnika, upodlił go i zniszczył.
W tym kontekście możemy w końcu zadać
pytanie: czy również miasto przemysłowe jest
martwą ideą? Czy reindustrializacja jest tylko
fantazją z innego czasu, z innego świata?
Dyskusja o reindustrializacji rozpoczęła się
w krajach Europy Zachodniej i USA w zasadzie
dopiero kilka lat temu (uznałbym rok 2010 za
przełomowy), gdy kryzys 2008 roku uświado-
mił (przynajmniej niektórym) bankructwo
modelu rozwoju miast opartego na spekulacji
nieruchomościami i płynnym kapitalizmie.
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z kom-
promitacją modelu, który obowiązywał przez
ostatnie 20–30 lat, wciąż pozostaje kwestią
dyskusyjną (neoliberalizm jest może mar-
twy jako teoria, ale wciąż niepokojąco żywy
jako praktyka), faktem jest jednak rosnące
zainteresowanie alternatywnymi sposobami
stymulowania rozwoju miast. Jednym z nich
jest właśnie reindustrializacja.
Termin ten może być jednak rozumiany na
wiele sposobów i niekoniecznie musi dotyczyć
miast. Dlatego też wolałbym mówić o Mieście
Przemysłowym 2.0 lub o modelu miasta neo-prze-
mysłowego – sam powrót przemysłu do miast
nie ma tu kluczowego znaczenia (wiele polskich
miast znaczną część budżetu wciąż zawdzięcza
bezpośrednio i pośrednio istniejącemu w nich
przemysłowi), ważniejsze jest umocowanie
przemysłu w strukturach społeczno-ekonomicz-
nych miasta. Dobrze tłumaczy to Sarah Crean na
przykładzie Nowego Jorku (miasta o przytłacza-
jącej dominacji rynku finansowego oraz rynku
nieruchomości), wskazując na powstające sieci
powiązań pomiędzy różnymi aktorami biorącymi
udział w produkcji przemysłowej – od przedsta-
wicieli klasy kreatywnej, a więc projektantów
i inżynierów, poprzez wytwórców do konsumen-
tów21
. Również na poziomie instytucjonalnym
tworzą się sieci łączące różnych producentów,
dostawców, dystrybutorów i konsumentów. Ta
cecha produkcji przemysłowej – tworzenie więzi
– w interesujący sposób łączy się ze współczesną
obsesją sieci i społeczeństwa sieciowego. Budowa-
nie struktur wzajemnych zależności jest również
najważniejszą cechą współczesnego myślenia
o przemyśle i produkcji, bazującego na ekologii
przemysłowej lub tak zwanej circular economy.
21
S. Crean, In the Shadow of Real Estate. Linking Designers and
Manufacturers in New York City, „Progressive Planning” 2012,
no. 190, s. 11–14.
Zasada jest w gruncie rzeczy banalnie prosta
– odpady pewnych procesów przemysłowych
mogą być cennym surowcem (półproduktem)
w innych. Zamiast więc wyrzucać (co na dodatek
generuje koszty utylizacji), lepiej porozumieć
się z innym zakładem i nawzajem sobie pomóc.
Oczywiście nic nie odbywa się tak łatwo, lekko
i przyjemnie, jak brzmi w teorii, i nie jest
przypadkiem, że największe sukcesy ekologia
przemysłowa odnosi w krajach o dużej kulturze
współpracy (jak na przykład Dania, z najważniej-
szym przykładem w Kalundborg, Szwecja, a za
Atlantykiem Kanada) lub też w krajach o antyin-
dywidualistycznych reżimach politycznych, jak
Chiny czy ostatnio… Kuba (gdzie rozwiązania
ekologii przemysłowej wprowadzają i testują na-
ukowcy z Kanady). Produkcja oparta na ideach
circular economy nie jest łatwa i oprócz innowacji
technologicznych (nie wszystko można zastoso-
wać wprost, bez zmian w technologii produkcji)
wymaga również umiejętności negocjacji –
omijania przeszkód prawnych. Jednakże wysiłek
wydaje się opłacalny, nie tylko z przyczyn
finansowych, ale właśnie ze względu na wymu-
szane innowacje – zarówno technologiczne, jak
i społeczne i prawne.
Najistotniejsza jest jednak antyindywidu-
alistyczna i inkluzywna perspektywa, zmie-
niająca nie tylko relacje pracy, ale w istocie
przebudowująca społeczeństwo. W polskim
kontekście nie dziwi brak specjalnego zainte-
resowania ideami ekologii przemysłowej, choć
z drugiej strony jestem w stanie podać przy-
najmniej jeden przykład, że nie jest aż tak źle.
Wraz ze studentami programu magisterskiego
(Master of Architecture) w Plymouth University,
w roku akademickim 2012/2013, na zaprosze-
nie Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Ursusa
pracujemy nad projektami dla tej dzielnicy. Tym,
co wyróżnia Ursus, jest przemysł wciąż funkcjo-
nujący na terenach byłych zakładów produkcji
traktorów. Być może dzięki pamięci o przynależ-
autoportret 1 [40] 2013 | 8
6. ności do większej całości, swego rodzaju śladowi,
działające na terenie Ursusa przedsiębiorstwa
współpracują z sobą na zasadach, które przypo-
minają – do pewnego stopnia oczywiście – zasady
ekologii przemysłowej. Jest to współpraca wciąż
bardzo ograniczona, niewymuszająca innowacji,
daleka od inkluzywnego otwarcia na mieszkań-
ców dzielnicy (a więc wyjścia poza logikę prze-
mysłu w kierunku logiki miasta przemysłowego),
niemniej istniejąca i mogąca stanowić podstawę
dla dalszego rozwoju. W dyskusji o nowej wersji
miasta przemysłowego musimy powrócić do
rozważań dotyczących „dziury w całym” oraz
terytorialnego umocowania poszczególnych
aktorów rozgrywającego się w Ursusie dramatu.
Mamy tam bowiem do czynienia z konfliktem
pomiędzy pozostałościami miasta przemysłowe-
go 1.0 (funkcjonujące przedsiębiorstwa) a logiką
miasta opartego na spekulacji nieruchomościami
(w postaci dewelopera, który jest właścicielem
około jednej trzeciej terenu i planuje wybudować
tam osiedle mieszkaniowe). Dwójka studentów –
Chris Turner i Dan Green – trochę nawiązując do
Lefebvre’a22
, a trochę do Deleuze’a – przeanalizo-
wała tereny Ursusa z punktu widzenia ekonomii
władzy, wpływu. Odwołali się do trzech – współ-
istniejących tam – porządków ekonomicznych:
do resztek gospodarki opartej na uprawie ziemi
(dziś to przede wszystkim działki przydomowe,
zlokalizowane na północ od terenów byłych za-
kładów Ursus), do resztek miasta przemysłowego
(wspomniane wyżej działające zakłady) oraz do
gospodarki opartej na mobilnym kapitale (dewe-
loper mieszkaniowy). Te trzy logiki funkcjonują
w zupełnie innej relacji do ziemi, a także mają
diametralnie różne znaczenie w stosunkach
władzy (oczywiście pozwalam sobie tutaj na
pewne uproszczenie – realnie istniejący aktorzy
gospodarczy funkcjonują na kilku poziomach,
jednakże jeden z nich jest dominujący i na nim
22
Podział na trzy logiki czy też wyobraźnie systemowe:
rolniczą, przemysłową oraz miejską. H. Lefebvre, dz. cyt.,
s. 28.
postanowiłem się skupić). „Przywiązanie do zie-
mi”, rodzaj radykalnej terytorializacji, jest oczy-
wiście największe w wypadku produkcji rolnej,
znaczenie tych aktorów w relacjach współczesnej
władzy miejskiej zaś tak małe, że można by je
zignorować. Jednakże produkcja żywności może
mieć decydujące znaczenie w budowaniu pod-
miotowości miasta, dlatego też Turner i Green
włączyli postrolnictwo do swojego modelu.
Równie terytorialne jest znaczenie pozosta-
łości miasta przemysłowego – ze względu na
budynki oraz infrastrukturę (drogi, kable,
rury). Istniejąca na terenie byłych zakładów
Energetyka Ursus jest tu najlepszym przykła-
dem – bez rur dostarczających ciepło do miesz-
kań czy kabli zasilających w energię elektrycz-
ną inne zakłady jest – niczym. Zupełnie inna
jest pozycja dewelopera. Jego „moc” bierze się
z posiadanego kapitału, ze zdolności kredy-
towej, z dostępu do mediów i umiejętności
wpływu na władzę (zmiana sposobu zagospo-
darowania z przemysłowego na mieszkaniowy
radykalnie podwyższa wartość gruntu). Moc
dewelopera jest więc mocą „morską” (lub „po-
wietrzną”, by trzymać się metafor używanych
przez Schmitta), podczas gdy moc przemysłu
jest wciąż telluryczna. Te różnice przekładają
się na stosunek do miejsca, do miasta, na siłę
relacji pomiędzy danym aktorem ekonomicz-
nym a istniejącymi strukturami społecznymi.
Nie trzeba chyba tłumaczyć, że im bardziej
telluryczny aktor, tym jego znaczenie dla mia-
sta jako podmiotu jest (lub też powinno być)
większe. Aktor, którego globalna moc pochodzi
z „morza, powietrza”, jest w gruncie rzeczy
„agentem obcego wpływu”. Różnica mocy
dotyczy również „wpięcia się” w struktury
wyobraźni, w jakich funkcjonują mieszkańcy
miasta. Przemysł jest kojarzony z brudem,
smrodem i przeszłością; mieszkania – szczegól-
nie okraszone wizją klasy kreatywnej, pracu-
jącej w domu na swoich lśniących MacBookach
– kojarzą się z wysokim statusem, pieniędzmi
i przyszłością. Ta synchronizacja z powszechną
wyobraźnią (która też przecież nie powstaje ot
tak, lecz jest budowana przez kulturę popular-
ną i media) jest bardzo ważnym, choć często
ignorowanym, elementem władzy jako mocy
wpływania na rzeczywistość.
Jak starałem się wykazać, miasto przemysłowe
(w przeciwieństwie do miasta, w którym jest
przemysł) jest spójnym projektem społeczno-
-gospodarczym, wzmacniającym, czy wręcz
konstytuującym, podmiotowość miasta, rozu-
mianego jako koherentna narracja wiążąca
mieszkańców, instytucje, przestrzeń, aktywno-
ści i wszystko, co w mieście materialne. Miasto
przemysłowe nie może jednak istnieć samo
z siebie, musi być ustanowione i podtrzymywa-
ne przez zewnętrzną (transcendentną wobec
materialnego miasta) ramę polityczno-spo-
łeczną i kulturową. Niekoniecznie myślimy tu
o zewnętrzu w sensie terytorialnym (państwo
lub struktury ponadpaństwowe), ale przede
wszystkim o celu lub wizji, która przekracza
miasto i nadaje mu nieimmanentny cel. Mia-
sto przemysłowe, szczególnie w perspektywie
circular economy (a więc projektowane przeze
mnie Miasto Przemysłowe 2.0) jest również
przeciwieństwem miasta współczesnego, opar-
tego na skrajnie indywidualistycznej filozofii
konkurencji i współzawodnictwa.
Jest więc to miasto oparte na przezwyciężaniu
egoizmów, na budowie nowej, inkluzywnej
(choć niekoniecznie demokratycznej w takim
znaczeniu, jakie zwykliśmy temu słowu dziś
nadawać) wspólnoty. Jeśli miałbym wybierać,
to zdecydowanie wolałbym, by to jednak Robot-
nik... Ernsta Jüngera, a nie The Urban Revolution
Henriego Lefebvre’a, był (wciąż) książką pro-
fetyczną. Historia się nie skończyła, neolibe-
ralizm był tylko chwilową aberracją, wszystko
jest jeszcze przed nami – musimy tylko sięgnąć
myślą i czynem poza tu-i-teraz. Rewolucja ma
zawsze korzenie w transcendencji.
autoportret 1 [40] 2013 | 9