1. Przyszłość wsi
Ankieta redakcyjna
Podobno wkrótce wszyscy będziemy
mieszkać w miastach. Wieś znika.
Czy możemy określić perspektywy
jej trwania czy nawet rozwoju?
Pytamy o możliwe scenariusze dla wsi
w szerokim kontekście – społecznym,
ekonomicznym, architektonicznym,
urbanistycznym. Jaką nową narrację
dla wsi można stworzyć w czasie
dominacji miast?
2. Remigiusz Okraska
Fałszywe jest przekonanie, że wszyscy
muszą i mogą rozwijać się tak samo, że to,
co sprawdziło się i było korzystne w jednym
miejscu, przyniesie sukces gdzie indziej,
zawsze i wszędzie. Doświadczenia innych
krajów, które wkroczyły na ścieżkę rozwo-
ju – są to głównie państwa skandynawskie,
z Azji Południowo-Wschodniej, a od nie-
dawna Brazylia – pokazują, że najlepszym
przepisem na sukces jest czerpanie inspiracji
z cywilizacyjnego „głównego nurtu”, wsparte
jednak własnymi pomysłami i potencjałem
bazującym na lokalnej odmienności.
Polska wieś i prowincja to kilkadziesiąt
procent ogółu mieszkańców. Rolnictwo to
kilkanaście procent zatrudnionych, a wraz
z otoczeniem gospodarczym i społecznym –
ponad 20%. Jednocześnie miasta zmagają się
z rozmaitymi problemami – bezrobociem,
niedoborem substancji mieszkaniowej lub
barierą cenową jej nabywania, chaotycznym
rozwojem przestrzennym i infrastruktu-
ralnym itd. Nawet jeśli miasta wchłoną
część mieszkańców wsi, to nie wszystkich,
a w dodatku zaoferują im stosunkowo nie-
wiele – niestabilną pracę, kiepskie płace,
30-letni kredyt na podmiejskie M-3... Jeśli
w ten sposób chcemy „dogonić Amerykę”, to
dogonimy, ale raczej Amerykę Południową,
z jej kontrastami majątkowymi i społecznymi
oraz splotem rozmaitych problemów, które
znacznie obniżają jakość życia.
Alternatywą jest równomierny rozwój kraju,
rozwojowi metropolii powinny towarzy-
szyć rozwój i wsparcie prowincji. Zamiast
wielkich monokultur rolnych – nowoczesne
gospodarstwa rodzinne produkujące żywność
ekologiczną lub tradycyjną, a przynajmniej
mniej „sztuczną” niż wielkie farmy Zachodu.
Zamiast wielkiego agrobiznesu, który skupia
zyski w nielicznych rękach – wsparcie nie-
wielkich firm przetwórczych (najlepiej w for-
mie wspólnotowej, jak spółdzielnie czy grupy
producenckie), aby dochody zostały w rękach
lokalnej społeczności. Zamiast tandetnych
inwestycji dużych i małych, lecz zawsze
brzydkich i chaotycznych – dbałość o ład
przestrzenny, substancję kulturową i otocze-
nie przyrodnicze, gdyż brak „sztuczności”
polskiej prowincji i jej zasoby naturalne to
baza dla rozwoju turystyki oferującej to, co
kraje Zachodu już w dużej mierze zatraci-
ły. Zamiast koncentrowania nakładów na
rozwój tylko w miastach – podział środków,
by wspierane były także miasteczka, gminy
i wsie. Zamiast likwidacji prowincjonalnej
infrastruktury (szkoły, biblioteki, ośrodki
kultury, urzędy i placówki usług publicz-
nych, komunikacja autobusowa i kolejowa)
– ich rozwój, żeby warunki bytowania na wsi
były takie, że nie będzie zachodzić koniecz-
ność wyjazdu do miast, aby dopiero tam móc
żyć „na poziomie”.
Przemiany w Polsce zaczęły się pod sztan-
darem, na którym wypisano słowo „Solidar-
ność”. To słowo jest aktualne. Mieszkańcy
wsi i prowincji są takimi samymi ludźmi,
obywatelami i Polakami jak mieszkańcy wiel-
kich metropolii.
Remigiusz Okraska – socjolog, publicysta
prasy ekologicznej i społeczno-politycznej.
Współtwórca i redaktor naczelny pisma
„Nowy Obywatel” ukazującego sie od 2000
roku (w latach 2000–2010 jako „Obywatel"),
w latach 2001–2005 redaktor naczelny
miesięcznika „Dzikie Życie”. Twórca i redaktor
naczelny portalu Lewicowo.pl.
Małgorzata Zbroszczyk
Wszyscy będziemy mieszkać w miastach?
Chyba z powodu sztucznego rozszerzania
ich granic i zamiany administracyjnej wsi
w miasto.
Wieś nie znika, wręcz przeciwnie, w wielu
wsiach przybywa mieszkańców. Ludzie pra-
cują w miastach, ale większość chce mieszkać
na wsi. Wielu napotyka bariery finansowe, ta-
kie jak cena nowego domu czy koszt dłuższego
dojazdu do miejsca pracy, ale jeżeli tylko ma
możliwość – wraca do natury. Na wsi – w Pła-
zie – mieszkam od zawsze. Bardzo lubię to
miejsce i nigdy nie chciałam mieszkać gdzie
indziej. A jeżeli już o tym kiedyś myślałam,
to zawsze miała to być wieś. Lubię przestrzeń,
a w mieście przeraża mnie ciasnota mieszkań.
Piękno przyrody, cisza i spokój są wartościa-
mi ponadczasowymi, których ludzie nigdy nie
przestali potrzebować.
W Płazie obecnie niewielu rolników upra-
wia pola, ale każdy ma ogródek warzywny,
sad, często nawet kury. Ogródki warzywne
się zmieniły. Są w nich patisony, cukinie,
szpinak, a nie tylko buraki, marchewka,
pietruszka czy ziemniaki. Nawet „miastowi”
którzy zamieszkali w Płazie, bardzo szybko
zaczynają uprawiać swoje warzywa, ciesząc
się z plonów. Sama uprawiam mały ogródek,
koszę trawę, kiedy jest już wysoka i można
ją suszyć na siano, a po dużym ogrodzie swo-
bodnie chodzą kury.
Wieś łączy ludzi. Są to mniejsze społeczności
niż w miastach, więc na wsi ludzie rozma-
wiają, czekając na autobus, spotykając się
w sklepie, na chodniku czy mijając się na
spacerze. W naszej wsi wszyscy się znają
i prawie wszystko o sobie wiedzą, ale dzięki
autoportret 4 [39] 2012 | 5
3. temu mogę się czuć bezpieczniej, bo nie
jestem anonimowa i kiedy zawołam o pomoc,
to zawsze ktoś przybiegnie.
Z wiejskiego krajobrazu stopniowo znikają
małe drewniane domki, a pojawiają się wy-
godniejsze domy, wyposażone w nowoczesne
technologie, o co czasem mają do nas preten-
sje ludzie z zewnątrz. Jednak wieś się rozwija
i zmienia, tak jak zmienia się otaczający nas
świat. Wieś się zmienia, ale nie znika.
Małgorzata Zbroszczyk – pracownik Miej-
skiej Biblioteki Publicznej w Chrzanowie.
Z wykształcenia jest bibliotekarką, absol-
wentka bibliotekoznawstwa i informacji na-
ukowo-technicznej na Uniwersytecie Śląskim
oraz studiów podyplomowych z zarządzania
funduszami i projektami UE na Uniwersytecie
Jagiellońskim. Współautorka Księgi multime-
dialnej Pogorzyc „Zwykli–Niezwykli”, będącej
autoportretem miejscowości budowanym na
podstawie rozmów z jej mieszkańcami.
Izabella Bukraba-Rylska
Polska wieś nie znika: była, jest i będzie
elementem znaczącym z punktu widzenia
społecznego, kulturowego oraz ekonomiczne-
go. Aby się o tym przekonać, wystarczy przy-
wołać choćby dane demograficzne: przez 50
lat od zakończenia II wojny światowej liczba
mieszkańców wsi zmalała wprawdzie z 66%
ludności całej Polski do 38,1%, ale należy
pamiętać, że w liczbach bezwzględnych sta-
nowiło to zaledwie niecały milion (z 15,6 mln
w roku 1946 do 14,7 w roku 1995). Tyle, co kot
napłakał. Natomiast od 2000 roku tendencja
się odwróciła: na wsi zaczęło przybywać ludzi
(ponieważ z roku na rok coraz więcej miesz-
kańców miast przenosi się na wieś) i obecnie
żyje tam już 39,8% obywateli. Dodatkowo,
właśnie w okresie transformacji wyraźnie
zmalała w naszym kraju ruchliwość, i ta
społeczna, i ta definiowana w kategoriach
przestrzennych. W porównaniu z PRL-em
stajemy się więc coraz bardziej zasiedziali
(z-lokalizowani) i u-kastowieni – a nie są to
cechy społeczeństw nowoczesnych, zurbani-
zowanych, lecz raczej tradycyjnych, zwykle
określanych jako wiejskie.
W Polsce nie maleje też znaczenie rolnictwa
ani nie ubywa rolników: przybywa bowiem
(nieznacznie, ale jednak!) gruntów ornych
(w 1985 roku – 18,9 mln ha, w 2010 roku – 18,3
mln ha), mamy też więcej ludności dekla-
rującej pracę w rodzinnych gospodarstwach
rolnych (o 1,3%), aż 30% nierolników miesz-
kających na wsi (nauczyciele, kadra kierow-
nicza, przedsiębiorcy, specjaliści) faktycznie
„dorabia w rolnictwie”, uprawiając kawałek
ziemi na własne potrzeby. Jak pokazują dane
spisu rolnego, w 2011 roku o 13% osób więcej
niż w 2002 (dokładnie 249 tys.) pracowało
w rolnictwie „wyłącznie” lub „głównie”,
a cztery razy więcej łączyło pracę w rolnic-
twie z inną. Tak więc nie tylko wiejskość,
ale także rolniczość jest w Polsce zjawiskiem
„pełzającym” i „pęczniejącym”, choć wymyka
się uogólniającym statystykom, służącym
wykazywaniu ulubionych przez polityków
i ekspertów prawd w rodzaju modernizacji,
transformacji czy urbanizacji.
Również w sensie kulturowym pozostajemy
społeczeństwem chłopskim, czyli wiej-
skim, a nie miejskim, czyli mieszczańskim.
W latach 70. ubiegłego wieku prof. Andrzej
Sadowski pokazał, że obok nagłaśnianej urba-
nizacji mamy w Polsce do czynienia z nie
mniej ważnym procesem ruralizacji. Jak
pokazują ogólnopolskie badania prowadzone
w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN,
Polacy także w okresie transformacji lubią
wieś, opowiadają się za chłopskim rolnic-
twem, cenią kulturę ludową i tradycyjne
wartości. Niedawne badania OBOP-u czy
CBOS-u potwierdzają tę tendencję: w 2011
roku mieszkańcy wsi deklarowali, że wolą ży-
cie wiejskie i wyrażali niechęć wobec ewen-
tualnego zamieszkania w mieście, a prefero-
wana przez nich wizja rolnictwa to – zresztą
zgodnie z wytycznymi Wspólnej Polityki
Rolnej UE – gospodarstwa rodzinne (małe
i średnie), a nie wielkoobszarowe farmy czy
tym bardziej przedsiębiorstwa rolne. Żadna
„wielka przeprowadzka” zamieniająca wieś
w pustynię, a obrzeża miast w slumsy nam
zatem na razie nie grozi, chyba że decydenci,
nie licząc się z opiniami obywateli, postano-
wią inaczej.
Jak można podsumować powyższe obserwa-
cje? Nie chcę tu proponować kolejnej atrak-
cyjnej, ale powierzchownej i bałamutnej,
„narracji” (wieś tradycyjna, czyli ludowa;
sielska, czyli ekologiczna; nowoczesna, czyli
zurbanizowana itd.), bo narracja (der Narr –
jak przypomina Jan Gondowicz) to przecież
fot.:v.czumalo
autoportret 4 [39] 2012 | 6
4. „wodzenie za nos”, błaznowanie, robienie
durnia – z siebie lub z innych. Nie będę też
snuła fantazji i zgłaszała pomysłów na wizję
opisującą wieś przyszłości. Tę powściągliwość
dyktuje mi niechęć wobec inżynierii społecz-
nej, wiara w sensowność procesów żywioło-
wych i elementarny szacunek dla społeczeń-
stwa, które w całości jest zawsze mądrzejsze
niż jego elity. Zamiast tego proponuję zwró-
cić uwagę na tendencje trwałe, choć ukryte
i nienagłaśniane w publicznej debacie. Otóż
z całej naszej historii wynika jednoznacznie,
że chociaż wieś nigdy nie była pierwszopla-
nowym aktorem efektownych przemian,
jakich nie szczędzili nam kolejni architekci
„terapii wstrząsowych”, okazywała się ich
bardzo ważnym moderatorem. Istotnie, od
XV wieku to właśnie wieś pełni w Polsce
funkcję akumulacyjną (przy okazji każdej
niefortunnej próby modernizowania naszego
kraju – w tym PRL-owskiej industrializacji
i transformacji po 1989 roku), dostarczając
surowców, siły roboczej i środków finanso-
wych, jest także gąbką chłonącą bezrobocie
(to przecież na wsi znaleźli schronienie
masowo zwalniani chłoporobotnicy, których
u schyłku PRL-u było prawie 2 mln). Ostatnio
stała się też ważnym i dla rządzących, wręcz
opatrznościowym, „buforem bezpieczeństwa”
chroniącym przed wybuchem niezadowo-
lenia społecznego (bowiem to głównie ze
wsi i z małych miasteczek masowo migrują
młodzi ludzie, zamiast zostać w kraju).
Gdybym zatem miała powiedzieć, czym była,
jest i czym będzie polska wieś, to użyłabym
następującej metafory: to swoisty portret Do-
riana Graya dla reszty kraju i społeczeństwa.
W znanej powieści Oscara Wilde’a wszelkie
przewinienia, grzechy i występki tytułowej
postaci odciskały się tylko na obrazie, wygląd
bohatera pozostawał nienaruszony. Podobnie
i nasza wieś: każdorazowo ponosi koszty
przemian, dzięki czemu reszta społeczeństwa
może jakoś funkcjonować i będzie tak dopóty,
dopóki miasta (w sensie politycznym i eko-
nomicznym) będą dominowały, podporząd-
kowując wieś swoim interesom dyktowanym
przez, jak to określa Andreas Bodenstedt,
„miejski szowinizm”. Wykorzystywać wieś
(ekonomiści ten drenaż nazywają elegancko
„przepływami międzygałęziowymi”) i jed-
nocześnie oburzać się, że jest ona wciąż
biedna i zacofana, a zwłaszcza sugerować,
że powinna jak najszybciej zniknąć (oczywi-
ście wraz z „chłopem”, o którego możliwie
rychły koniec od dawna modlą się publicyści
i niektórzy socjologowie) – to szczyt hipo-
kryzji i zarazem nierozwagi. Wszystkim,
którym roją się takie pomysły, przypomi-
nam więc, jak kończy się powieść Wilde’a:
młody utracjusz, zniesmaczony zmianami,
jakie jego tryb życia odcisnął na portrecie,
przebija obraz nożem, ale w tej samej chwili
sam ginie. I w tym momencie po raz ostatni
zadziałało tajemnicze powinowactwo między
człowiekiem i jego wizerunkiem utrwalonym
na płótnie: kiedy do pokoju weszli służą-
cy, „zobaczyli na ścianie cudowny portret
swego pana, jakim go znali do ostatniej
chwili, w całej krasie młodości i wdzięku. Na
podłodze leżał trup w stroju wieczorowym
z nożem wbitym w pierś. Twarz miał zwiędłą,
pomarszczoną, wstrętną”. I niech ten cytat
posłuży za wniosek i zarazem przestrogę.
Izabella Bukraba-Rylska – socjolożka, autor-
ka prac z zakresu socjologii wsi i rolnictwa.
Kierownik Zakładu Socjologii Wsi Instytutu
Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN, kierownik
Zakładu Socjologii Wsi i Miasta Instytutu So-
cjologii WFiS Uniwersytetu Warszawskiego.
Jarosław Szewczyk
Ogólnoświatowa dwudziestowieczna eks-
plozja demograficzna, w większości krajów
powiązana z silną urbanizacją, wpłynęła na
przestrzeń wsi. To stwierdzenie jest właści-
wie truizmem – ale truizmem mitotwórczym
(owocującym spostrzeżeniami, że wieś zani-
ka lub już niedługo zaniknie, bo się wyludni)
i płodnym artystycznie. Dość wspomnieć
o utopijnych projektach grup Archigram, Ar-
chizoom lub Superstudio przedstawiających
miasta zalewające ziemię, latające, kroczące,
słowem – miasta potwory.
Procentowy udział mieszkańców miast
w ogólnej populacji wydaje się wzrastać wraz
ze wzrostem zamożności społeczeństwa.
Dlatego wysuwa się wnioski, że w miarę
cywilizacyjnego rozwoju miasta będą dalej
rosły kosztem wsi. Faktycznie w miastach
mieszka już (przynajmniej formalnie, to jest
włączając w te szacunki również przedmie-
ścia) 96,6% Belgów i 91,5% Brytyjczyków
(około 70%, jeśli nie liczyć przedmieść o miej-
sko-wiejskim charakterze) i 85,3% Niemców.
Demografia potwierdza więc tezę o wsi jako
przestrzeni niechcianej.
Można by rzec, iż demograficzne ujęcie
problemu skutkuje wnioskami z zakresu
ontologii. W ostatnich dekadach XX wieku
futurolodzy i architektoniczni wizjonerzy
rozważali wszak sens i byt miast i wsi. Dość
wspomnieć o książce-manifeście Metacity/Da-
tatown architektów Winy’ego Maasa i Jennifer
Sigler z holenderskiej grupy MVRDV (1999).
W artystyczno-futurologicznych wizjach wieś
jawi się jako byt zaprzeszły, którego istnienie
jest sprzeczne z postępem cywilizacyjnym.
Ciekawe okazują się jednak wyniki niedaw-
nych badań Eurostatu, w których wyod-
autoportret 4 [39] 2012 | 7
5. rębniono trzy kategorie zamieszkiwania:
w mieście, na wsi i w strefach pośrednich.
Pokazały one, że 1 stycznia 2011 roku w mia-
stach zamieszkiwało tylko 41% obywateli
UE, na przedmieściach i w innych strefach
o miejsko-wiejskim charakterze – 35%,
natomiast 23% – na wsi lub w regionach
wiejskich. W najbardziej zurbanizowanej de-
mograficznie Belgii odnotowano największy
wzrost liczby mieszkańców wsi (7,3 promila
w ciągu roku).
Liczby wskazują więc, że do spełnienia daw-
nych wizji Archigramu czy współczesnych
prowokacyjnych tez MVRDV jest jeszcze da-
leko. Nawet w najbardziej zurbanizowanych
i najzamożniejszych krajach istnieje i będzie
zapewne nadal istniała pewna – być może
niewielka – migracja na wieś, ponieważ
większy lub mniejszy procent ludności nadal
będzie chciał zamieszkiwać poza miastem.
O jakiej części ludności można tu mówić? To
zależy nie tylko od zamożności, lecz także
od czynników natury społeczno-kulturowej,
infrastruktury, struktury demograficznej
(współcześnie na wieś migrują ludzie starsi;
młodzi zaś – przeciwnie). Szwedzka mental-
ność wynosząca zamieszkiwanie na wsi lub
wiejskie pochodzenie niemal do rangi patrio-
tycznego ideału i polski negatywny stereotyp
„wieśniaka” to przykłady postaw zachęcają-
cych lub zniechęcających do powrotu na wieś
czy pozostania na niej.
Wydaje się też, że tym, co przyciąga ludzi
na „prawdziwą” wieś (nie na przedmie-
ścia), nie jest tylko patriotyczno-sentymen-
talna osobowość ani przyroda, ani tęsknota
za przeszłością, ani naiwny sentyment.
W wielu wypadkach jest to raczej poszuki-
wanie miejsca do egzystencjalnej refleksji.
Nieraz – pragnienie wypełnienia pustki,
poszukiwanie transcendencji. Czasami –
paradoksalnie – chęć podniesienia stopy
życiowej, potrzeba identyfikowania się
z miejscem i z ludźmi, i znużenie ano-
nimowością, lub po prostu chęć bycia
potrzebnym (ten powód ujawniają niektó-
re polskie seriale telewizyjne), a nawet
– sztuka (podlascy artyści, tacy jak Leon
Tarasewicz, mieszkają na wsi, inni zaś, jak
Wiktor Kabac, zamieszkują jakby pomiędzy
miastem a wsią).
Oczywiście kwestia procesów wpływających
na kształt wsi jest znacznie bardziej skompli-
kowana. Obejmuje też zjawiska przekształceń
struktury osadniczej, w tym suburbanizacji.
Oznacza to, że prognostyka dotycząca prze-
strzeni wiejskiej przypomina długoterminową
prognozę pogody opartą na setkach równań
z tysiącami zmiennych i niewiadomych.
Wieś jest więc podatna na efekt motyla. Wieś
jest ontologicznie potrzebna. Jako pojęcie
ma wymiar fizyczny, ale też metafizyczny
i artystyczny. Była i jest fenomenem społecz-
nym. I chyba właśnie w metafizyce wiejskiej
przestrzeni trzeba poszukiwać jej przyszłego
sensu i kształtu.
Jarosław Szewczyk – absolwent i pracownik
naukowy Wydziału Architektury Politechniki
Białostockiej. W 2006 roku uzyskał stopień
doktora, a w 2012 roku – doktora habili-
towanego. Pasjonat budownictwa z gliny
i podlaskich pieców kaflowych, autor książek
o dziedzictwie architektonicznym Podlasia.
fot.:v.czumalo
fot.:v.czumalo
6. Taras Prochaśko
Komuniści powtarzali nieustannie, że
jednym z najważniejszych zadań socjali-
zmu (który płynnie przejdzie w komunizm)
będzie stopniowe zacieranie różnic między
miastem a wsią. Komuniści nienawidzili wsi
i na wszystkie możliwe sposoby jej szkodzili,
usiłując zniszczyć jej strukturę.
Wszystkim reżimom kierującym się ideą socja-
lizmu chodzi o kontrolę nad redystrybucją. Re-
dystrybucja to władza. W tym procesie chodziło
o kształtowanie człowieka nowego typu, który
będzie zależny od redystrybucji. Tutaj leży
przyczyna nienawiści komunistów do wsi. Wieś
ma bowiem taką strukturę, że w niej pozostaje
skrajnie mało miejsca dla redystrybucji.
Skoro mowa o redystrybucji, wysuwa się na
pierwszy plan pytanie o produkty spożyw-
cze. Chłopi są blisko ziemi – oni nie tylko
mają co jeść, ale także podstawę ich życio-
wych wartości stanowi wyrób nadwyżki
produktów. Jednak ludzie, którzy produkują
żywność, są osobliwi. Z trudem dopasowu-
ją się do jakiegokolwiek systemu, właśnie
dlatego, że produkują żywność. Na początku
tego stulecia przez ukraińską wieś przeszły
dwie gigantyczne fale zbiegające się w czasie.
Każda z nich uzasadniała siebie za pośrednic-
twem ideologii skrajnie sprzecznej z ideolo-
gią drugiej, jednak obie zakładały cały czas to
samo – planowanie tego, jak zabrać żywność
tym, którzy ją produkują, i redystrybuować
ją między tych, którzy należą do systemu,
potrzebują jeść, a nie robią niczego, żeby
chociażby samych siebie utrzymywać.
Tendencje postradzieckie zbiegły się z ten-
dencjami globalistycznymi. Taki uniwersalny
kierunek rozwoju wsi przypadł w udziale
współczesnej Ukrainie.
Wszystkie poprzednie wysiłki radziec-
kich władz, by pozbawić chłopa własności
ziemi produktywnej, nałożyły się na nową
politykę oddania żyznych ziem tym, którzy
chcieliby na nich pracować. Praca na roli,
utrzymywanie siebie i swojej rodziny nie-
zależnie od systemu, osiąganie nadwyżki
żywności, którą można następnie zamienić
na wszystkie dobra świata – oto te funda-
mentalne kwestie, które we współczesnej
Ukrainie odróżniają w sposób zasadniczy
chłopów od nie chłopów.
Wszystkie pozostałe schematy się rozmywają,
w jakiś dziwny sposób urzeczywistnia się
idea zacierania, zaorywania miedz. Kolekty-
wizacja, industrializacja w czasach radziec-
kich, zanik przemysłu w latach dziewięć-
dziesiątych. Własny ogródek wyznaczał linię
inności.
Teraz pojawiły się nowe rzeczy. Samochody,
telefon, telewizor, praca za granicą, drobne
przedsiębiorstwa, prąd, gaz, kanalizacja,
komunikacja, unifikacja towarów spożyw-
czych. Miejsce zamieszkania straciło swoje
decydujące znaczenie. Wszystkie warianty są
równocześnie obecne.
Mieszkańcy wsi posiadają puste mieszkania
w mieście. Mieszkańcy wsi codziennie jeżdżą
do miasta do pracy i do szkoły. Mieszkańcy
miasta zamieszkują budynki na terenach
wiejskich. Wszyscy czymś handlują. Wszyscy
jeżdżą zarabiać za granicą. Wygody są dostęp-
ne wszędzie, pod warunkiem że cię na nie
stać. Krajobraz wiejski albo miejski stał się
jeszcze jedną z wygód, które można wybie-
rać. Anteny telefonii są rozstawione nawet
w niezamieszkanych górach.
Władza systemu, podobnie jak krajobraz, ma
swoje osobliwości – w czymś jest ona silniej-
sza, w czymś słabsza.
Pozostaje tylko jedno kryterium: kto produ-
kuje żywność dla siebie i dla kogo jeszcze.
I ta praca mogłaby być ostatnim kryterium,
gdyby do tego nie dochodziły jeszcze dwie
sprawy.
Po pierwsze, dziedziczność ziemi. Niech
będzie, że przez jakiś czas ona była niczyja,
w każdym razie nie twoja ani twojej rodziny.
Ale umiejętności i wiedzy przecież się nie za-
pomina. Wiedzy o tych wiekowych miedzach,
które tak dobrze widać z samolotu. Prawdzi-
wi chłopi zawsze pamiętają, co było czyje, za-
nim świat kilka razy się zmienił, zdawałoby
się, radykalnie. Kto gdzie siedział, czyj tata
gdzie wyrósł, czyje dzieci po kim odziedziczą.
Wiadomości te wyprzedzają każdą inną infor-
mację bezkresnego świata i nadają strukturę
stosunkom w świecie otwartym na wszystko.
Po drugie, stosunek do czasu. Nie chodzi
o to, kto się spieszy, a kto nie. Chodzi o to,
kto go naprawdę ma. Chodzi zatem o udział
w kalendarzu i chronometrze rzeczywistym,
a nie z wyobraźni.
tłumaczenie z ukraińskiego:
Emiliano Ranocchi
Taras Prochaśko – ukraiński pisarz, dzien-
nikarz i tłumacz, z wykształcenia botanik.
Czołowy przedstawiciel słynnego „fenomenu
stanisławowskiego”. Mieszka w Iwano-
Frankiwsku. Od lat współpracuje z kilkoma
lwowskimi gazetami. Jest laureatem nagro-
dy magazynu «Смолоскип» oraz literackiej
nagrody imienia Josepha Conrada.
autoportret 4 [39] 2012 | 9
7. Zdzisława Musiał
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wieś
się wyludnia, że niedługo przestanie istnieć.
Wręcz przeciwnie, coraz więcej ludzi buduje
domy właśnie na wsi, ucieka z miasta. Obser-
wuję tę sytuację ze specyficznej perspektywy,
gdyż nasza wieś – Pogorzyce – znajduje się
bardzo blisko miasta, co sprawiło, że staliśmy
się rodzajem sypialni dla ludzi pracujących
w mieście. Zaciera się różnica między wsią
a miejskimi przedmieściami. Nie oceniam
jednak tego zjawiska negatywnie – wieś
ewoluuje, zmienia swój charakter, nie ma
w tym nic złego. W naszej wsi zresztą nigdy
nie było rolników z prawdziwego zdarzenia,
nikt nie poświęcał się jedynie uprawie roli
– dziadkowie dzisiejszych mieszkańców rów-
nież pracowali głównie w fabrykach, byli to
bardziej chłoporobotnicy niż chłopi. Od wielu
lat ziemia w naszej wsi leżała odłogiem,
wszystko było zaniedbane.
Przypuszczam, że z biegiem lat życie na wsi
coraz bardziej będzie przypominało życie
w mieście – mieszkańcy wsi upodabniają
się do mieszkańców miasta, zaczynają mieć
podobne problemy, dopada ich brak pracy, do
tego dochodzi zupełna niemożność utrzymy-
wania się z uprawy ziemi. Pozostanie więc
tylko praca w mieście i dojeżdżanie na wieś,
która upodobni się z czasem do podmiejskich
osiedli domków jednorodzinnych.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wsie w całej
Polsce różnią się od siebie – niektóre są otoczo-
ne olbrzymimi terenami rolnymi i mieszkań-
cy rzeczywiście mogą zapewnić sobie godziwe
życie, zajmując się jedynie uprawą roli. Więk-
szość wsi jest jednak podobna do naszej.
To przede wszystkim młodzi ludzie wyjeżdżają
do miasta, co wydaje się naturalne, bo miasto
ich pociąga nie tylko ze względu na miejsca
pracy, ale również rozrywkę, którą oferuje.
W naszej wsi nie ma nawet świetlicy prze-
znaczonej dla młodzieży. Lecz na ich miejsce
pojawiają się nowi mieszkańcy – ci, którzy po-
wracają na wieś po latach, lub ci, którzy ucie-
kają z miasta, szukając odpoczynku, spokoju
i kontaktu z naturą. Właśnie w nich widzimy
szansę dla wsi – nowi przybysze budują domy,
zaludniają tereny wiejskie. Próbujemy pozna-
wać się z przyjezdnymi, nie odcinamy się od
nich, traktujemy ich jak swoich – większość
z nich również chce się integrować z rdzenny-
mi mieszkańcami wsi.
Cały czas staramy się podtrzymywać wiejskie
tradycje: organizujemy dożynki, mamy koło
gospodyń wiejskich, które dba o przekazy-
wanie i propagowanie wiejskich obyczajów,
współpracujemy z biblioteką i ze szkołą,
wspieramy liczne stowarzyszenia. Nie
chcemy zatracić naturalnych wartości wsi,
odcinać się od korzeni wiejskich, ale musimy
łączyć to wszystko z próbą dostosowania się
i odnalezienia w nowej sytuacji, w zmienia-
jącym się charakterze wsi.
Zdzisława Musiał – sołtyska wsi Pogorzyce,
gdzie mieszka od urodzenia i pracuje spo-
łecznie. W tym roku przeważającą większo-
ścią głosów została wybrana na następną
kadencję.
fot.:v.czumalo
8. Roch Sulima
Od ponad pół wieku wieś jest widziana (w li-
teraturze, filmie, pamiętnikarstwie, w re-
fleksji naukowej) z perspektywy wychodźcy
ze wsi albo przybysza do miasta, przybysza
zresztą niechcianego. Wydaje się, że w pod-
stawowych narracjach polskiej kultury wieś
traci dziś autonomię, nie jest już osobnym
światem z własnym systemem wartości, oby-
czajowością, folklorem, sposobem gospoda-
rowania. Chłopi już „nie żywią i nie bronią”.
Kulturowe mitologie wsi, a one nie dziwią
w społeczeństwie o chłopsko-szlacheckich
korzeniach, podlegają dziś charaktery-
stycznej mutacji; dowartościowują wiejski
typ krajobrazu, społeczną tradycję chałupy
i dworku, naturalny sposób doświadczania
przestrzeni, ale też nie pozwalają zapo-
mnieć zarówno o „parobczańskim honorze”,
jak i „pańszczyźnianej duszy”, co właśnie
widzimy w dyskusji o „skrzywdzonym” przez
polskie dzieje chłopie, toczącej się na łamach
„Znaku” i „Gazety Wyborczej”. Mitologie te
są wzmacniane w kulturze ponowoczesnej
przez wielce wpływowy ekologizm, przez
rozbudowujące się dyskursy „nostalgii”,
„pamięci” i „miejsca”, które łatwo poddają
się komercjalizacji (np. turyzm), estetyzacji,
wpisują się w karnawałowo-ludyczny nurt
ponowoczesności.
Można zaryzykować tezę, że wieś staje się
coraz bardziej p r z e s t r z e n i ą „bez wła-
ściwości”, gdyż nie ma już kultury ludowej
jako osobnego sposobu egzystencji. Z dru-
giej strony, niegdyś fundamentalna zasada
wiejskiego/chłopskiego sposobu życia, czyli
zasada samowystarczalności, zadecydowała
o tym, że na wieś nie wtargnęły w sposób
dogłębny procesy unifikujące, upodobniające
ją do wzorców życia miejskiego. Wieś staje się
dziś miejscem semantycznie pustym, a może
nawet – naocznie doświadczanym – gruzowi-
skiem wielkiej formacji społecznej i kulturo-
wej. Dla żywotnych mitologii społeczeństwa
ponowoczesnego wieś staje się więc pokusą
wtórnych lokalizacji „natury”, inności
kulturowej, synonimem braku przymusów
kulturowych; wydaje się przestrzenią kreacji,
jakimś pożądanym przyszłym laboratorium
form. Nie dziwi zatem, że wieś, szerzej: tzw.
prowincja, jest lokalizacją, ale też adresatem
coraz bardziej wyszukanych form animacji
kultury, warsztatów artystycznych, miejscem
osiedlania się i działania artystów, inicjatyw
twórczych młodzieży studenckiej. W miejsce
dawnej eksploracji kultury wsi przychodzi
nadzieja, jakże niekiedy płonna, na „dzia-
łania w kulturze” wsi. Współczesne nurty
sztuki i kultury penetrują – mówiąc meta-
forycznie – przestrzenie opuszczone, dobrze
się uobecniają na gruzowiskach dawnych
systemów (komunizm) czy bardziej konkret-
nie – w przestrzeniach postindustrialnych.
O wsi myśli się nie tyle jak o przestrzeni
już do zmodernizowania, unowocześnienia,
ile jak o przestrzeni do odkrycia, a może
także – do zdobycia, choć dziś może się ona
jawić realnie jako wielka rupieciarnia, na
którą chętnie patrzy ponowoczesny brico-
leur. Można więc wyobrażać sobie wieś jako
świat, gdzie – w przyszłości – coś innego (niż
w mieście) może się zdarzyć w architekturze,
w krajobrazie; gdzie relacje człowieka z czło-
wiekiem nie są jeszcze w takim stopniu wy-
znaczone przez sieć, przez wirtualne światy,
ale wpisany jest w nie komponent naturalny,
np. pogoda, widnokres, czyli horyzont itp.
Wieś, która pozbywa się kulturowej tożsa-
mości, wystawia się na sprzedaż, staje się
towarem na rynku dóbr symbolicznych
i ekonomicznych. Wieś jako miejsce coraz
bardziej „bez właściwości” jest przestrzenią
do kupienia przez nowoczesny kapitał,
który z zyskiem potrafi sprzedawać wiejskie
nastroje, arkadyjskie wyobrażenia, potrafi
spieniężyć magię zdrowej żywności, mitolo-
gię „źródła” czy słoneczny blask złoty.
Roch Sulima – antropolog kultury, folk-
lorysta, autor prac z zakresu antropologii
codzienności, historii kultury i literatury
polskiej XIX i XX wieku, antropologii kultur
środowiskowych. Kieruje Zakładem Kultury
Współczesnej Instytutu Kultury Polskiej
Uniwersytetu Warszawskiego, wykłada
również w Instytucie Kultury i Komunikowa-
nia w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej
w Warszawie.
fot.:m.wąsik