SlideShare ist ein Scribd-Unternehmen logo
1 von 51
Niniejszą prezentację przygotowały uczennice
klasy I
Technikum Żywienia i Usług Gastronomicznych
w
Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku:
Daria Kwiatkowska
i
Zuzanna Łukwińska
Tomasz Chełkowski, opiekun merytoryczny pracy i
nauczyciel historii
Kim był Andrzej Różycki? Dlaczego
nazywamy go bohaterem? Czemu
wyklętym?
Odpowiedź na te pytania znajdziecie w
naszej prezentacji. Poznałyśmy je dzięki
ciężkiej pracy wielu regionalnych
pasjonatów oraz historyków z Ziemi
Lubawskiej zgłębiających dzieje tych
terenów, przybliżających osoby zasłużone
dla naszego regionu oraz opisujących w
książkach, czasopismach i na stronach
internetowych fakty historyczne, które są
często nieznane poza naszą Małą Ojczyzną
(Ziemią Lubawską).
Mszanowo 20 V 2011. Od lewej (z laską)
stoi Andrzej Różycki ps. „Zjawa”, a od
prawej Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek”
(fot. Tomasz Chełkowski).
Na szczególne podziękowania
zasługuje Pani Ewa Rzeszutko emerytowana
nauczycielka historii z Lidzbarka Welskiego i
autorka wspaniałej książki pt.: "Partyzanci znad
Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy".
Pani Rzeszutko zawdzięczamy
większość zdjęć oraz informacji zawartych w
niniejszej prezentacji. Pisała ona swoją książkę
dziesięć lat, a po jej publikacji rozdzwoniły się
telefony. Wielu gratulowało, wielu przynosiło
zdjęcia przechowywane w szufladach i
znalezione na strychu. Dzięki temu Pani Ewa
mogła wydać drugi, zaktualizowany tom swojej
książki. Wiemy o tym wszystkim dzięki
spotkaniom z Panią Ewą organizowanym co
roku przez Tomasza Waruszewskiego, wójta
gminy Nowe Miasto Lubawskie z siedzibą w
Mszanowie. Poza tym Pani Rzeszutko jest
często zapraszana przez Towarzystwo
Miłośników Ziemi Lubawskiej do Miejskiej
Biblioteki Publicznej w Nowym Mieście
Lubawskim.
Pozostałe zdjęcia wykorzystane w
prezentacji pochodzą ze zbiorów nauczyciela
historii w Zespole Szkół Zawodowych w
Kurzętniku Pana Tomasza Chełkowskiego
(autora bloga:
www.ziemialubawska.blogspot.com)
oraz Pana Marcina Michalskiego autora strony:
http://historiami.pl/
Pierwsze pytanie na jakie obiecałyśmy odpowiedzieć brzmiało:
„Kim był Andrzej Różycki?”
Otóż najkrótsza merytoryczna odpowiedź jest taka:
Był on patriotą, który podczas okupacji w grudniu 1941 r. wstąpił do
konspiracyjnej organizacji o nazwie Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Organizacja
ta podlegała zwierzchnictwu władz RP i gen. Władysławowi Sikorskiemu Naczelnemu
Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych oraz Premierowi Rządu na Uchodźctwie.
NOW w 1942 roku weszła w skład Armii Krajowej (AK). Andrzej Różycki podczas
wojny, w latach 1941-1945, posiadał pseudonim „Kania”. Pod koniec wojny, kiedy w styczniu
1945 r. Armia Czerwona wkroczyła na Ziemię Lubawską (krainę historyczną obejmującą
swoim zasięgiem m.in. Nowe Miasto Lubawskie, Lubawę, Lidzbark Welski i Kurzętnik)
najpierw wstąpił do milicji i próbował współtworzyć grupę samoobrony. Za swoją
działalność został dwukrotnie aresztowany przez NKWD i dwukrotnie wypuszczony z braku
dowodów. Na przełomie lipca i sierpnia 1945 Różycki został aresztowany przez Urząd
Bezpieczeństwa (UB), który podejrzewał go o to, że podczas wojny był członkiem AK.
Widząc okrucieństwo NKWD i Armii Czerwonej, wyzysk okradanej przez Rosjan
okolicznej ludności nie potrafił patrzeć i nic nie robić. Po pięciu tygodniach zamknięcia i
przesłuchań zdołał uciec z aresztu UB. Następnie razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”,
Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny oddział
partyzancki, który wchodził w skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej
„Znicz” dowodzonej przez Pawła Nowakowskiego ps. „Leśnik”. Andrzej Różycki początkowo
był dowódcą drużyny, a od 1 marca 1946 r. został dowódcą II plutonu i zastępcą „Sowy”.
W tym miejscu warto
wyjaśnić, że Armia Krajowa została
rozwiązana w styczniu 1945 r. po
wkroczeniu Armii Czerwonej. Ostatnim
generałem dowodzącym AK był
Leopold Okulicki.
Okrucieństwo i pazerność
okradającej Polaków Armii Czerwonej i
NKWD przerosły najśmielsze
wyobrażenia. Dlatego część byłych
członków AK wiosną 1945 r. postanowiła
utworzyć Ruch Oporu Armii Krajowej
(ROAK) działający m.in. na terenie
obecnego powiatu nowomiejskiego
(Ziemi Lubawskiej) w latach 1945-1947.
Główne obwody ROAK to
„Mewa” dowodzony przez Józefa
Marcinkowskiego i „Znicz” dowodzony
przez Pawła Nowakowskiego (ps.
„Leśnik”, „Kryjak”). Formacja została
rozwiązana po poddaniu się jej
członków tzw. drugiej amnestii w lutym
1947 roku.
Oddział „Zjawy” w latach 1945-1947 chronił mieszkańców Ziemi
Lubawskiej przed terrorem i gwałtami Armii Czerwonej, Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego, NKWD i utworzonej w 1944 r. Milicji
Obywatelskiej. Okrucieństwo „wyzwolicieli” z ZSRR na naszych terenach opisał
Tomasz Chełkowski w artykule pt.: „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej”. Oto
kilka fragmentów z jego bloga, w których (tak jak Pani Ewa Rzeszutko w swojej
książce) Pan Tomasz pokazuje, że decyzja o utworzeniu oddziałów
partyzanckich ROAK w celu ochrony okolicznej ludności była słuszna:
„Rosjanie zachowywali się tak jakby Polska była krajem przez nich podbitym, a nie
wyzwolonym. Od pierwszego dnia pobytu na ziemi lubawskiej sowieci strzelali na oślep
pociskami zapalającymi, wzniecając w ten sposób liczne pożary. W Lidzbarku Welskim
okradli większość mieszkańców, dla zabawy podpalili wiele domów oraz zastrzelili
kilkanaście osób. Wśród ofiar znaleźli się Ci którzy próbowali się buntować widząc
poczynania „wyzwolicieli”. Najmniejszy ślad niezadowolenia najczęściej powodował
wywleczenie na ulicę i rozstrzelanie na oczach mieszkańców. W taki sposób Rosjanie
zamordowali rodzinę szewca, który mieszkał na lidzbarskim rynku. Ciała szewca, jego
żony, córki i synka przez kilka dni leżały na podwórku za domem. Wszystkim zabrano
buty, które Rosjanie traktowali jako najcenniejszą wojenną zdobycz. Tak wyglądało
wyswobodzenie Lidzbarka Welskiego przez Armię Czerwoną”.
„Do równie tragicznych wydarzeń doszło w Nowym mieście
Lubawskim gdzie w wyniku działań „wyzwolicieli” spłonęło 56 domów, co
stanowiło 20% ówczesnych zabudowań. Żołnierze rosyjscy grabili
prywatne i społeczne mienie oraz okradali ludzi ze wszystkiego, czego nie
zdążyli zabrać im uciekający Niemcy. Pod koniec stycznia NKWD
rozpoczęło aresztowania i wywózki w głąb Rosji osób zdolnych do pracy.
Większość z 319 mieszkańców wywiezionych z terenów Ziemi Lubawskiej
trafiła do łagrów w Donbasie i na Uralu. Rosjanie tak samo jak Niemcy
dopuszczali się mordów na okolicznych mieszkańcach. Dnia 21
stycznia 1945 roku z zimną krwią zamordowali we własnym
gospodarstwie Bernarda i Walerię Bartkowskich z Marzęcic oraz
nieznaną z nazwiska dziewczynę z Łąk [Bratiańskich], która
przebywała w tym czasie w Marzęcicach”
Źródło cytatów:
Tomasz Chełkowski, Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej,
http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/02/sowiecki-terror-na-ziemi-
lubawskiej.html
(Fot. Tomasz Chełkowski). Siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) na ul
Grunwaldzkiej w Nowym Mieście Lubawskim. Obecnie w tym budynku znajduje się PZU. Rosyjscy
funkcjonariusze „wyzwoliciele” często torturowali schwytanych partyzantów. Tortury odbywały się w
budynkach urzędów powiatowych. Długie, trwające dniem i nocą wymyślne przesłuchania (np.:
miażdżenie stóp; wielogodzinne stójki zimą przy otwartym oknie z równoczesnym polewaniem wodą;
wyrywanie włosów ze skroni, znad uszu i części intymnych) potrafiły złamać najwytrwalszego żołnierza.
Nigdy jednak „wyzwolicielom” z ZSRR nie udało się złamać Pana Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”.
(fot. Archiwum Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej)
Zdjęcie Andrzeja Różyckiego z towarzyszami broni
Wiemy już co nieco o naszym bohaterze. Ale, czy to wystarczy aby
odpowiedzieć w pełni na postawione prędzej pytanie?
„Kim był Andrzej Różycki?”
Uważam, że nie da się sformułować zadowalającej odpowiedzi bez przybliżenia
większej ilości szczegółów z życia „Zjawy”. Każdą opowieść warto zacząć od początku, a
początkiem w tym przypadku był dzień 15 sierpnia 1924r. tego dnia w Grudziądzu
przyszedł na świat nasz bohater. Pochodził z zamożnej rodziny Różyckich herbu
„Doliwa” wywodzącego się z Ziemi Łęczyckiej.
Rodzina Różyckich była właścicielami ziemskimi we Wlewsku (powiat
działdowski, gmina Lidzbark [Welski], południowa część historycznej Ziemi
Lubawskiej). Wszyscy członkowie rodziny słynęli ze swojego przywiązania do polskiej
tradycji i Kościoła katolickiego.
Andrzej Różycki mieszkał do czerwca 1940 r. w rodzinnym domu, we
Wlewsku w roku 1937 ukończył szkołę podstawową i dwie klasy gimnazjalne. W tym
samym roku zmarł jego ojciec, a obowiązek zarządzania majątkiem spoczął na matce
Pana Andrzeja.
W 1939 r. matka pana Andrzeja nie przyjęła niemieckiego obywatelstwa.
Niemcy odebrali rodzinie majątek i wysiedlili Różyckich z Wlewska do Generalnej
Guberni.
Młody Andrzej w 1941 r. mając zaledwie 17 lat przystąpił do konspiracyjnej
organizacji Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), a później w 1942 r. złożył
przysięgę żołnierza Armii Krajowej.
A oto słowa przysięgi żołnierza Armii Krajowej, którą
w 1942 r. złożył Andrzej Różycki:
A. Różycki: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej
Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i
przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na
straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary
życia mego.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz
wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a
tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg”.
Przyjmujący odpowiadał: „ Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z
wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z
bronią w ręku. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą.
Zdrada karana jest śmiercią”.
(fot. od lewej Andrzej Różycki – źródło zdjęcia: myvimu.com)
(fot. Większa, od lewej siedzą: „Zjawa”, Pani Ewa Rzeszutko, wójt Tomasz
Waruszewski i Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek”.
Źródło zdjęcia: http://www.wrotamazur.org/index.php?roz=kronika&str=2011&id=spotkanie)
„Zjawa” sam opisał w życiorysie złożonym
do Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w
Gdańsku swoje losy podczas okupacji (Ewa
Rzeszutko, Partyzanci…, s. 161). Oto kilka
szczegółów:
Różycki po wstąpieniu do NOW do grudnia
1942r. mieszkał w Legowicach (Rawa
Mazowiecka), gdzie w tajnym komplecie
skończył gimnazjum i zajmował się
kolportażem podziemnej prasy.
W grudniu 1942r. Został złapany w łapance
i osadzony przez okupanta w obozie pracy
przymusowej na ul. Skaryszewskiej w
Warszawie, skąd udało mu się uciec i ukryć
we wsi Sacin koło Nowego Miasta nad
Pilicą. Tam nawiązał kontakt ze swoją
jednostką i zorganizował drużynę AK,
którą włączono do plutonu Legowice, w
batalionie Małe Legowice.
Na zdjęciu: Żołnierze ROAK Batalionu
„Znicz”, plutonu „Zjawy”, od lewej: Roman
Wojciechowski ps. „Roman”, Andrzej
Różycki ps. „Zjawa”, Kazimierz Zawadzki
ps. „Ogórek”.
Fotografia z początku czerwca 1946r. Źródło:
http://tradytor.pl/node/33
W tym samym czasie Andrzej Różycki uczęszczał na kurs podoficerski. W marcu 1944r.
przeszedł do bezpośredniej walki zbrojnej w grupie dywersyjnej „Stacha” Stanisława Zdziarskiego.
W lipcu 1944r. z grupy „Stacha” został utworzony oddział partyzancki o nazwie „Wilk”,
który pod dowództwem por. „Rogersa” został rozbity przez Niemców w bitwie pod
Brudziewicami 30 sierpnia 1944r.
„Zjawa” (a precyzyjniej „Kania”) uszedł cało i następnie został przydzielony do sztabu
Drzewicy i wysłany z patrolem jako przewodnik do przeprowadzenia koncentracji AK w Puszczy
Kampinoskiej.
Jesienią 1944r. Andrzej Różycki z polecenia dowództwa Armii Krajowej, po odpowiednim
przeszkoleniu i zaopatrzeniu w dokumenty oraz kartę urlopową pracownika organizacji „Todt”
został dwukrotnie wysłany do Zielunia (woj. mazowieckie) w celu nawiązania bezpośredniego
kontaktu z Pawłem Nowakowskim ps. „Leśnik”. Różycki dostarczał mu materiały od dowództwa,
a w drodze powrotnej zabierał ustne i zaszyfrowane informacje zebrane przez siatkę wywiadowczą
„Leśnika”. Informacje te dotyczyły m.in. budowy podziemnych umocnień w Kętrzynie.
Znajomość Andrzeja Różyckiego z „Leśnikiem” przydała się po II wojnie światowej
kiedy „Zjawa” został dowódcą drużyny partyzanckiej, a potem dowódcą II plutonu wchodzącego w
skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz” dowodzonej właśnie przez
Pawła Nowakowskiego.
Jak podaje w swoim artykule „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej” nauczyciel
Tomasz Chełkowski: „Okupacja hitlerowska Ziemi Lubawskiej zakończyła się 20 stycznia
1945 roku, wraz z wkroczeniem wojsk sowieckich, a dokładnie żołnierzy z II Frontu
Białoruskiego do Lidzbarka Welskiego, a później w godzinach przedpołudniowych do
Lubawy i Nowego Miasta Lubawskiego”.
Ludzie bardzo szybko uświadomili sobie, że odejście Niemców nie oznacza
końca terroru. Wręcz przeciwnie! Rok 1945 przyniósł wyzwolenie krajom w Europie
Zachodniej, a w Polsce oznaczał jedynie zamienienie jednego okupanta (Niemiec) na
drugiego ze ZSRR.
Ci którym losy najbliższych nie były obojętne w 1945r. musieli podjąć trudną
decyzję. AK już nie istniała, a komuniści przejmowali władzę w Polsce. Wszędzie
mówiono, że wojna się skończyła, co jednak nie przeszkadzało żołnierzom Armii
Czerwonej w terroryzowaniu i okradaniu Polaków. Andrzej Różycki nie zastanawiał się
długo, przyjął pseudonim „Zjawa” i razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”,
Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny
oddział partyzancki. Po roku ich oddział rozrósł się do liczącej ok. 50 osób
kompanii, którą podzielono na dwa plutony.
Andrzej Różycki objął dowództwo nad II plutonem, a Franciszek Wypych
dowodził I plutonem.
Zniszczony przez żołnierzy ZSRR rynek w Lidzbarku Welskim, po
usunięciu gruzów (lata 40 XX wieku) – zdjęcie z wieży kościoła św.
Wojciecha (fot. Autor nieznany).
Andrzej Różycki ps. „Zjawa”
był dowódcą drugiego plutonu
oddziału Ruchu Oporu Armii
Krajowej (ROAK) Stanisława
Balli ps. „Sowa”. Działał on po
zakończeniu II wojny
światowej na terenie
obecnego powiatu
nowomiejskiego chroniąc
mieszkańców Ziemi
Lubawskiej przed terrorem i
gwałtami NKWD, MO oraz
UB. „Zjawa” podczas jednego
ze spotkań opowiedział
niezwykłą historię o akcji z
funkcjonariuszami UB na
Marianowie.
(fot. Tomasz Chełkowski).
Pomnik poświęcony
zastrzelonym
milicjantom w Akcji
pod Marianowem.
AKCJA POD MARIANOWEM
– W marcu 1946 roku przyszła kolej na opanowanie gminy Mroczno –
opowiada Andrzej Różycki na spotkaniu z Grzegorzem Podkomorzym
(http://historiami.pl/zolnierz-wyklety-andrzej-rozycki-ps-
%E2%80%9Ezjawa%E2%80%9D/) – gmina Mroczno trochę się opierała. Miała
komórki PPR-u milicję, przedstawicieli UB i dlatego nie było dostępu, więc zajęliśmy
Mroczno. Zabraliśmy lepszą broń i amunicję z milicji i przykazaliśmy im wystąpienie z
partii, likwidację konfidentów itd. To nie pomogło, bo nowomiejski Urząd
Bezpieczeństwa podwoił siły w terenie Mroczna, Boleszyna, Sugajna. Mnie przyszło w
oddziale zrobienie planu zasadzki. Postanowiliśmy rozbić urząd nowomiejski, nie
lubawski, bo nam najbardziej przeszkadzał, wtrącał się do terenu. 21 marca 1946 roku,
to była jeszcze lekka zima, trochę śniegu, ale nie dużo, zrobiliśmy zasadzkę. „Wilk” ze
swoim plutonem zajął Mroczno. Złapał tam jednego prominentnego urzędnika UB od
zwalczania konspiracyjnych jednostek, wszystkich milicjantów pozamykał w piwnicy.
Na umówioną godzinę wyciągnął pracownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa.
Kazał mu wzywać pomocy, że jest otoczony przez bandę Wypycha i nie ma sił już się
bronić. Funkcjonariusz, który to odbierał poznał głos, wiedział kto mówi i nie
podejrzewał raczej zasadzki, więc tak samo od siebie organizował szybko pomoc.
Urząd Bezpieczeństwa dysponował siłami MO i UB, razem było ich 37 ludzi wraz z
oficerami, z tym, że szef nie jechał tylko wiceszef.
AKCJA POD MARIANOWEM
– Jechali dwoma samochodami, a ja wziąłem cały swój pluton i pół plutonu od
Franka – kontynuuje Różycki. – Zagrodziłem ich przy szosie odchodzącej na
Krzemieniewe. Krzyżówka obstawiona była z czoła i wzdłuż południowego stoku
dwoma karabinami maszynowymi Diegtariewa od „Wilka”. Lewa strona była
stroma i na tej skarpie umieściłem swoje cztery karabiny MG-42, te
szybkostrzelne. Na umówioną godzinę, jak pomocy wzywało Mroczno, szybko
zmobilizowało się UB i przyjechało na teren tej krzyżówki na Marianowie. Myśmy
nie mieli wiele sprzętu, żeby barykadę budować. Tylko jeden drąg świerkowy
leżący w rowie przynieśliśmy i na metr osiemdziesiąt centymetrów zagrodziliśmy
drogę. O siódmej z minutami pokazały się światła, noc ciemna jak to w marcu.
Stach Balla powiedział, że będzie obserwował jak prowadzimy wojnę i był poza
krzemieniewską krzyżówką dobre dwieście, trzysta metrów z małym posterunkiem
trzech partyzantów. Mięliśmy umówiony sygnał, że otwieramy ogień jak pokaże się
czerwona rakieta. Jak niebieska, to ogień ma być przerwany.
AKCJA POD MARIANOWEM
– Jak te samochody się zbliżały, w reflektory złapały ten drąg świerkowy i przed
nim się zatrzymały – zaznacza pan Andrzej. – Na to jeden z tych dwóch
erkaemistów, już nie pamiętam który, krzyknął poddajcie się, jesteście otoczeni, nic
wam się nie stanie, wrócicie zdrowo do domu, rzućcie broń i wychodźcie na szosę.
Na to z blisko stojącego samochodu, spod plandeki odezwały się głosy i komenda
ognia – strzelać. I rzeczywiście dwie serie z karabinu maszynowego znad szoferki
w naszym kierunku poleciały. W kierunku tych z przodu, co na krzyżówce byli, bo
ja byłem z boku i widziałem całość krzyżówkę i całą lewą stronę aż pod szosę tą
do Kurzętnika.
– UB pisze we wspomnieniach, że walka trwała długo, była ciężka, krwawa, że
masę amunicji zużyto. Tak nie było, po prostu te dwa karabiny maszynowe z
przodu oddały po całej serii, zmieniły talerze i skończyły na tym. Dosłownie to
może trwało trzy minuty, może dwie. Straszny gwałt na tej szosie się zrobił, krzyki,
wołania o ratunek. Powoli to się uciszyło, te cztery duże karabiny maszynowe nie
wzięły udziału w ogóle, nie strzeliły, bo ja rakiety nie strzeliłem. Wystrzeliłem
dopiero białą rakietę na zbiórkę, a z tych ubowców nie było widać.
AKCJA POD MARIANOWEM
– Stachu Balla doszedł do mnie i mówi – weź chłopaków idź po szosie. Ja wziąłem kilku tych
z przodu z obsługą i idziemy powoli do rozbitych samochodów. Przychodzimy, jeden leży,
drugi leży, martwych naliczyliśmy pięciu. (…) rannych było razem dziewięciu. Jednego
zupełnie zdrowego od razu wysłałem biegiem do Nowego Miasta, żeby ze szpitala karetki
pogotowia prędko dostarczył tutaj. Wszystko odbywało się już bez strzału. Jak jeszcze
przeczesaliśmy brzegi rowów, to okazało się, że jeszcze mamy jedenastu do zabrania, którzy
się poddali. Rzucili broń, rzucili magazynki. Myśmy pozbierali te automatyczne, rozdzielili
wszystko, ci wzięci do niewoli musieli wziąć zdobyczną broń, bo byli dobrze uzbrojeni,
radziecką mieli, ale w dobrym stanie.
– Później narosło wobec tej walki i klęski wiele opowieści. No bo jednak UB straciło jakby nie
było 25 ludzi na 37, to duża klęska. Z resztą się nie mogli znaleźć, bo jeszcze po dwóch
dniach szukania dopiero jednego znaleźli, tak się głęboko zaszył w jakąś stodołę. Ilu padło
jest zagadką na przyszłe pokolenia. Czy padło pięciu, czy padło sześciu, czy padło czterech,
bo na kamieniu jest czterech, czy siedmiu? Ale w rejestrze z datami śmierci i metrykami
urodzeń wykaz poległych o utrwalenie Polski Ludowej, piękne opracowanie, grube –
wymienia siedmiu. UB się przyznało do pięciu, potem czterech, później przyznało się do
piątego, ale nie chciało wkuwać w kamień tego piątego. Jakie były przyczyny, to nie wiem,
ale ja to słyszałem tylko w formie takiej (…) plotki, że ten piąty to rzeczywiście padł zabity,
ale przy badaniu akt jego i rzeczy osobistych okazało się, że był w czasie okupacji w AK i
jego Urząd Bezpieczeństwa wolał skreślić z listy zabitych, bo ideologicznie nie pasował.
Bitwa w Zieluniu, 30 czerwca 1946r.
Dnia 30 czerwca 1946 roku w Polsce i na Ziemi Lubawskiej odbyło się referendum (tzw. 3 x TAK).
Komuniści wiedzieli, że od tego referendum zależy jaki ustrój będzie panował w powojennej Polsce dlatego
postanowili je sfałszować. W 1946 r. najbardziej demokratyczną i najsilniejsza partią opozycyjną w Polsce była
partia Stanisława Mikołajczyka, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL). Partyzanci Stanisława Balli ps. „Sowa”
postanowili sprawdzić, czy referendum przebiega uczciwie. Najpierw w Dłutowie po zakończeniu głosowania
otworzyli urnę i policzyli głosy. Okazało się, że 80% uczestników referendum głosowało tak jak zalecała
demokratyczna opozycja. Niestety oficjalne wyniki były zupełnie inne – korzystne dla komunistów. Oddział
„Sowy” następnie postanowił sprawdzić urny w Starym Zieluniu.
Niestety milicjant Jan Samul, który do tej pory współpracował z oddziałem „Sowy”, powiadomił
posterunek w Starym Zieluniu o nadchodzących partyzantach. Milicjanci mieli czas na wezwanie posiłków,
dlatego gdy oddział znalazł się na obrzeżach osady, raźnie powitali go strzałami. Oddział okopał się na linii
rzeki. W międzyczasie komendant posterunku wysłał funkcjonariusza na pocztę, aby ponaglił odsiecz. Nie
mógł wykonać zadania, gdyż pocztę zajęli już partyzanci i odcięli łączność, a kapral po zerwaniu dystynkcji
został wzięty do niewoli.
Po godzinie od strony Żuromina rozległa się kanonada. Wyłonił się czołg i dwa samochody
pancerne. Strzelano pociskami zapalającymi. Zaczęły płonąć stodoły. Pod osłoną czołgu i wozów pancernych
zaczęło nacierać wojsko. Natarcie niebywale celnymi strzałami powstrzymywał Marcjan Sarnowski ps. „Cichy”,
a w tym samym czasie celny strzał „pancerfausta” zmusił czołg do cofnięcia w kierunku Żuromina. „Sowa”,
chcąc tę walkę jak najszybciej zakończyć, wysłał jeńca - milicjanta z poleceniem, aby posterunek się poddał, a
nic nikomu się nie stanie. W odpowiedzi poleciały pociski. Po kilkuminutowej wymianie ognia w stronie
budynku posterunku rzuciło się biegiem kilku partyzantów z butelkami napełnionymi gazem. Wrzucone do
wewnątrz spowodowały gęstą, duszącą mgłę. Milicjanci nie byli w stanie dłużej prowadzić ognia. Wyskoczyli
na zewnątrz, a partyzanci obrzucili posterunek granatami. Po pewnym czasie, obawiając się powracającej
pomocy „resortu”, „Sowa” dał rozkaz wycofania się.
W czasie tej bitwy zginął brat „Szpaka” Kamiński, Stanisław Ruciński z Hartowca ps. „Gruszka” i został
aresztowany Mroczkowski, ps. „Piątek”. Do dziś nie wiadomo co się z nim stało.
Bitwa w Górznie, 2 sierpnia 1946r.
Do starcia doszło niespodziewanie. Najpierw w kierunku Górzna
członkowie ROAK wysłali patrol w celu przygotowania obozowiska.
Wieczorem „Sowa” razem z obstawą skorzystał w Górznie z zaproszenia
leśniczego Kunowskiego i zamieszkał w leśniczówce. Pozostali członkowie
kompanii ułożyli się do snu w szałasach na leśnym wzgórzu, w odległości ok.
pół kilometra od swego dowódcy. Szarym i mglistym świtem, około godz. 4.00
warta zbudziła „Zjawę”, przekazując informację, że od strony Górzna zbliża
się wojsko. Szybko ogłoszono alarm. Po chwili taka sama wiadomość nadeszła
z drugiego kierunku. Kompania została otoczona ze wszystkich stron. Jedynie
leśniczówka pozostała poza okrążeniem.
Dowództwo nad kampanią przejął „Wilk”. Wydał rozkazy. Pierwsza
drużyna I plutonu dostała zadanie rozerwała pierścienia i podążania w
kierunku ogrodzenia pól leśniczówki, by tam zająć pozycje i mieć ogląd całej
dynamicznej sytuacji. Druga, podążając za pierwszą i po przejściu
pierścienia, kierując się na zachód wzdłuż ogrodzenia zająć odległe o 200
metrów wzgórze. Kolejna drużyna miała zachować się podobnie, podążając w
kierunku wschodnim. „Zjawa”, pozostawiając jedną drużynę w obozowisku, z
resztą plutonu utworzonym wyłomem miał przebić się do leśniczówki i
ochraniać dowódcę.
Ten manewr zupełnie zaskoczył
przeciwnika. Zdezorientowani i spanikowani
nie podjęli walki, a wszystkie drużyny
wykonawszy wzorowo swe zadania po upływie
kilkunastu minut spotkały się w leśniczówce.
Tam dowodzenie nad całością przejął Stanisław
Balla ps. „Sowa”, który wydał rozkaz wycofania
się w kierunku siedziby nadleśnictwa Ruda (na
północ od Górzna). Przed opuszczeniem
leśniczówki związano ręce i nogi całej rodzinie
leśniczego Kunowskiego i zamknięto w
piwnicy, aby UB uznał ich za „ofiary bandy
reakcyjnego podziemia”.
Cud w Boleszynie
Jednym z ciekawszych wydarzeń w życiu pana Andrzeja był cud w
Boleszynie. Zjawa został wówczas ocalony przez Matkę Boską Bolesną.
Opowieść Andrzeja Różyckiego o tym niesamowitym wydarzeniu
odnotowała Pani Ewa Rzeszutko w swojej książce:
„ (…) W następny wieczór siedziałem długo w gospodarstwie kuzynów
„Szpaka” na wybudowaniu (kolonii) wsi Boleszyn, dyskutując tak ze
starszymi gospodarzami, jak i z młodymi o polityce, zagrożeniu
komunistycznym i szansach naszej wojny z resortem bezpieczeństwa.
Dobrze już było po północy, gdy z gospodarzem wzięliśmy dwa koce i
poduszkę i udaliśmy się do stodoły (pełnej już zboża), gdzie na klepisku
zrobiłem sobie posłanie ze snopów słomy (…) W tym przypadku jednak
zbytnie poczucie pewności siebie przytłumiło we mnie instynkt
samozachowawczy i doprowadziło do popełnienia takich błędów jak nie
zmienienie na noc kwatery, w której byłem w ciągu całego dnia,
niezrobienie w sąsieku kryjówki w snopkach zboża i nieustalenie ze
„Szpakiem” i gospodarzem kolejności wartowania.
Cud w Boleszynie
6 sierpnia 1946 roku około godziny 5 rano, gdy było już zupełnie jasno, spałem
Kamiennym snem na snopkach położonych na klepisku, gdy nagle poczułem
uderzenie w pierś i usłyszałem z bezpośredniej bliskości krzyk „ręce do góry”. Od tej
chwili wydarzenia nabrały błyskawicznego tempa. Ja, na to kategoryczne żądanie
„ręce do góry” otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz w wojskowej czapce
(polówce) i pepeszę opartą lufą o moją pierś. Odruchowo wyciągnąłem ręce za
głowę i dotknąłem oparty za moją głową o obudowę sąsieka mój pistolet
maszynowy typu MP-44. Obie moje ręce natychmiast chwyciły za lufę i usiłowały
jego kolbą uderzyć w głowę tego napastnika. W tym momencie usłyszałem i
poczułem klapnięcie zamka pepeszy przyłożonej do mojej piersi, lecz strzał
nie padł.
Przypuszczam, że nie wypaliła spłonka w naboju wprowadzonym
zamkiem do lufy, gdyż nie podejrzewam, że ten „ubowiec” zapomniał załadować
broń idąc do akcji. Mnie te ułamki sekund dały tyle czasu, że chwyciłem dobrze
moje MP odwracając lufę w kierunku napastników i pchnięciem nogi odrzuciłem
„ubowca” od siebie i zerwałem się na pozycję stojącą. Dodają, że oprócz mnie i
mojego prześladowcy, na klepisku tej stodoły znajdował się jeszcze mój żołnierz
„Szpak”, śpiący koło mnie i drugi „ubowiec” trzymający na lufie „Szpaka.
Cud w Boleszynie
Obaj „ubowcy” zobaczywszy przed sobą śpiącego, ale uzbrojonego przeciwnika, rzucili się do
ucieczki przez otwartą furtkę we wrotach stodoły. Wszyscy trzej znaleźliśmy się w furtce
równocześnie i zaklinowaliśmy się. W tym rozpędzie chciałem równocześnie postrzelać tych
„ubowców”, siedząc im właściwie na plecach, więc ciągnąłem za spust broni odbezpieczając to
znów zabezpieczając. Strzał nie padł, gdyż w tej błyskawicznej akcji po prostu nie
załadowałem broni.
Po moim wyskoczeniu z furtki stodoły sytuacja na podwórzu tego gospodarstwa była
następująca: Ja stałem przed furtką z MP w ręku, gotowym już do strzału, w samej tylko
koszuli i spodniach mundurowych, na bosych nogach , przede mną leżeli obaj „ubowcy”, którzy
byli w stodole, osłaniając głowy rękoma, jakby czekając na egzekucję, a w koło podwórza stało
dalszych 6 czy 7 „ubowców”, z bronią gotową do strzału. Przy wjeździe na podwórze leżał przy
bramie wielki kamień, na którym stał ustawiony radziecki karabin maszynowy „Diegtariewa”.
Złapawszy trochę powietrza w płuca, wielkim głosem zawołałem „wszyscy ręce do góry! –
Szpak – za mną!” i biegiem ruszyłem do bramy. Część „ubowców” podniosła ręce, część nie, bo
zgłupieli i nie wiedzieli, co się dzieje, a ja miałem po drodze ten karabin maszynowy na
kamieniu, za którym stał funkcjonariusz w mundurze milicjanta i się nachylał dla oddania do
mnie serii strzałów. Jednak ja byłem szybszy i spod pachy puściłem do niego krótką serię z
mojego MP, na co on spadł razem z karabinem na ziemię, jakby trafiony w twarz. (Jak się
później okazało był to komendant ORMO z Lidzbarka Jędrzejewski, który został lekko ranny w
twarz odłamkiem kamienia na którym leżał).
Cud w Boleszynie
Skorzystałem natychmiast z tego wolnego przejścia w bramie, przeskakując postrzelonego
milicjanta i odbiegłem od tego gospodarstwa około 150-200 metrów w kierunku najbliżej
widocznego lasu, w odległości 1,5 – 2,0 km. Początkowo „ubowcy” próbowali mnie gonić, lecz
po kilku moich strzałach, zadowalali się tylko ostrzałem mnie z broni długiej i to dosyć
niecelnym. Stale jednak miałem za sobą pięciu goniących w formie półkola „ubowców”, którzy
jednak nie zbliżali się na odległość mniejsza niż 150 – 200 metrów, choć już nie strzelałem,
ponieważ nie miałem zapasowych magazynków z amunicją. Zostały w stodole, a ten, który
miałem wmontowany w broń, był już prawie pusty. Kilka naboi zostawiłem na ostatnią walkę.
Bieg najbardziej utrudniał mi coraz mocniejszy ból gołych stóp, gdyż było świeżo po żniwach i
pola po ściętych zbożach pokryte były rżyskami słomy krótko ściętej nad ziemią, kaleczącej,
tak jakby deska nabita gwoździami wszystkie części stopy pokryte miękką skórą. W
konsekwencji zostawiałem na polu krwawy ślad.
Gdy już zbliżyłem się do lasu na odległość 500 metrów wstąpiła we mnie otucha, że jednak
ocaleję, tylko martwiła mnie szosa idąca z Boleszyna do Wlewska, którą trzeba było
przekroczyć, aby dostać się do dużego kompleksu leśnego leśnictwa państwowego Słup. Cały
czas biegnąć do tej zakrzaczonej szosy, niepokoiłem się, że może tam się znajdować zasadzka
na mnie. (…) Po chwili na łuku szosy obsadzonej szpalerem drzew, ukazał się duży samochód
ciężarowy, naładowany wojskiem, z dwoma karabinami maszynowymi ustawionymi na
szoferce, jadący bardzo wolno w moim kierunku. Ja prędko schowałem się między krzakami
porzeczek tak, że minął mnie nie zauważając z odległości tylko 8 do 10 kroków.
Cud w Boleszynie
Niestety, po przejechaniu ok. 50 metrów został zatrzymany przez ścigającą mnie grupę 5
„ubowców”, którzy wskazywali ogródek, w którym się schowałem. Zauważyłem, że cały
oddział, który przybył, wyładowuje się do schwytania mnie. Nie miałem więc na co czekać.
Przeskoczyłem szosę i ile tylko sił w nogach pobiegłem w kierunku ściany lasu odległego o
jakieś 200 metrów. Cała grupa „ubowców” i milicjantów zobaczywszy mnie, rzuciła się z
wielkim krzykiem i strzelaniem tak do mnie, jak i w powietrze, do łapania mnie. Ten nowy
pościg uratował mnie częściowo przed ogniem karabinów maszynowych. Nie mogły strzelać,
ponieważ goniący zasłaniali uciekającego, ale dla ich automatów, byłem wystawiony jak do
tarczy, a goniło mnie minimum 20 funkcjonariuszy.
Trudno mi określić co się ze mną działo od szosy do brzegu lasu (około 300 metrów), gdyż
byłem półprzytomny z wysiłku i prawie nie słyszałem serii ognia z pepesz do mnie
kierowanych. Byłem przekonany, że lada chwila poczuję ból uderzających pocisków w plecy i
że życie się właściwie już skończyło.
Od chwili przeskoczenia szosy bardzo intensywnie się modliłem do Matki Boskiej prosząc o
ratunek i odmawiałem „Kto się w opiekę…”, a gdy zbliżyłem się do lasu i wpadłem między
drzewa, a ostrzał mnie jeszcze się wzmógł, poczułem, że mam plecy pokryte płaszczem z
blachy i to uczucie towarzyszyło mi przez dobre pół godziny już spokojnego marszu pod
osłoną lasu. Wyjście bez szwanku z tak ciężkiej opresji, jaką przeżyłem w Boleszynie w pow.
Lubawskim, nie da się niczym wytłumaczyć jak tylko cudownym ocaleniem”.
Tak relacjonował całe wydarzenie pan Andrzej Różycki.
Ołtarz główny z odsłoniętą Matką Boską Bolesną w
Boleszynie. Pan Andrzej Różycki ps. "Zjawa" przez
całe życie był Jej wdzięczny za cudowne ocalenie
(fot. Tomasz Chełkowski).
Spotkanie z żołnierzem AK
Andrzejem Różyckim "Zjawą„
w Mszanowie (2011 r.)
Do spotkania doszło 20 maja
2011 roku w Mszanowie.
Patriotę zaprosili członkowie
Towarzystwa Miłośników
Ziemi Lubawskiej. Na
spotkaniu byli obecni m.in.:
wójt Gminy Nowe Miasto
Lubawskie Tomasz
Waruszewski, dr Alicja
Paczoska – Hauke z bydgoskiej
delegatury Instytutu Pamięci
Narodowej oraz Ewa
Rzeszutko, emerytowana
nauczycielka historii z
Lidzbarka Welskiego, która
zabrała głos na początku
spotkania.
(fot. Tomasz Chełkowski)
Spotkanie z Andrzejem Różyckim – Mszanowo 2011.
(fot. Tomasz Chełkowski).
Badaczka dziejów Lidzbarka Welskiego (jednego z trzech miast na
Ziemi Lubawskiej) i okolic starała się wyjaśnić skąd u okolicznych
mieszkańców wzięło się tak silne przywiązanie do Ojczyzny, tradycji i religii
katolickiej. Dlaczego na przestrzeni dziejów na tym terenie było tak wielu
bohaterów, młodych oraz starszych, często zamożnych, którzy narażali
własne życie podczas wszystkich zrywów niepodległościowych. Przekraczali
granicę zaboru rosyjskiego (tzw. Kongresówki) i walczyli w powstaniu
listopadowym (1830 – 1831) oraz powstaniu styczniowym (1863 – 1864),
przeciwstawiali się kulturkampfowi (czyli walce z polską Kulturą
prowadzonej przez Bismarcka), opierali się silnej germanizacji, mówili,
modlili się i śpiewali po polsku mimo niemieckich zakazów, ze łzami w
oczach powitali Błękitną Armię Hallera w styczniu 1920 roku, a w okresie II
wojny światowej oraz kilka lat po jej zakończeniu dzielnie walczyli w Armii
Krajowej oraz ROAK-u (Ruchu Oporu Armii Krajowej).
Pani Rzeszutko godny naśladowania i podziwu patriotyzm
okolicznych mieszkańców tłumaczyła w następujący sposób: „Miasta na
Ziemi Lubawskiej powstawały i rządziły się prawem chełmińskim ale
największą siłą tych ziem były wsie, które w większości nadawano na
prawie rycerskim. Co to znaczyło? A no to, że w zamian rycerz ten był
zobowiązany stawać orężnie w obronie wiary i wolności tej ziemi. Ten
nakaz był przekazywany z pokolenia na pokolenie (…) Przykładem
ciągłości tego przekazu był udział mieszkańców (Nowego Miasta
Lubawskiego, Lubawy, Lidzbarka Welskiego oraz większości wsi na
Ziemi Lubawskiej) we wszystkich powstaniach mimo, że wybuchały
one w zaborze rosyjskim (…) w powstaniu styczniowym z Prus
Zachodnich (do, których w XIX wieku administracyjnie należała cała
Ziemia Lubawska) wzięło udział aż 511 osób, wszystkich stanów, w tym
127 właścicieli ziemskich (…) potomków rycerzy, 101 chłopów i
parobków, 40 służby folwarcznej, 154 kupców i rzemieślników, 29
księży i lekarzy”.
W dalszej części swojego wystąpienia historyczka poruszyła
kwestię bohaterskiej postawy mieszkańców, którzy nie zatracili swojej
tożsamości narodowej i stawiali silny opór germanizacji. Opowiedziała o
Władysławie Różyckim, dziadku obecnego na naszym spotkaniu
dowódcy AK Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”. Władysław w okresie
zaborów został wybrany na posła do Reichstagu (parlamentu II Rzeszy
Niemieckiej), na forum którego „bronił polskich interesów (…) u
siebie we Wlewsku zbudował prywatną szkołę, gdzie mimo zakazu
Bismarcka uczono języka polskiego i polskiej pisowni. Wspomagał
studentów historii (…) razem z właścicielem Ciborza Panem
Ignacym (…) założyli w 1873 roku Towarzystwo Rolnicze,
bibliotekę, Bank Ludowy aby bronić polskiego stanu posiadania”.
W dalszej części Rzeszutko dotarła do Pana Andrzeja Różyckiego, bohatera AK o
pseudonimie „Zjawa”, który był głównym gościem naszego spotkania. Ten dzielny człowiek
złożył przysięgę żołnierza AK w 1941 roku, w wieku zaledwie 17 lat. W późniejszym okresie
Pan Andrzej został skierowany jako wysłannik Komendy Głównej AK do dowódcy oddziału
na linii Działdowo „kapitana Nowakowskiego ps. „Kryja”, „Łysy”, „Leśnik” (…)”. W
listopadzie 1944 roku oddział uwolnił jeńca, z obozu jenieckiego w Malborku, a potem
„przyszła wolność (w styczniu 1945 roku na te tereny wkroczyli Rosjanie tzw.
„wyzwoliciele”) w postaci Armii Czerwonej, gwałtów, kradzieży, pożarów w kościołach,
więzień (…) w tej sytuacji nie można było stać bezczynnie. Byli żołnierze AK Stanisław
Balla, Andrzej Różycki, Franciszek Wypych wstąpili do Milicji. Złudna okazała się nadzieje,
że będą mogli obronić mieszkańców, przybyły posiłki z Lublina, NKWD, w końcu sami
zostali aresztowani. W ostatnim momencie przed wywózką na Sybir zostali uwolnieni
przez kolegów. Od tej chwili nie mogli wrócić do domów, poszli do lasu”. W zaistniałej
sytuacji powstały dwa oddziały. Jednym dowodził Franciszek Wypych, w jego skład
wchodzili żołnierze z Kongresówki (zaboru rosyjskiego). Dowództwo nad drugim w skład,
którego wchodzili chłopcy z Pomorza objął Andrzej Różycki.
Pan Andrzej Różycki niestety z powodu zmęczenia poprzednim spotkaniem (na
którym mówił bardzo dużo) nie zaszczycił nas wykładem. Zjawa ograniczył się do
odpowiadania na pytania. Jan Jeda, przywódca Polskiej Organizacji Młodzieży
Katolickiej działającej w Nowym Mieście Lubawskim w okresie stalinizmu (1945 –
1956) zapytał Andrzeja Różyckiego o starcie na Marianowie. „Zjawa” opowiedział,
jak przy skrzyżowaniu dróg Nowe Miasto Lubawskie – Mroczno z drogą do
Krzemieniewa przygotował zasadzkę na funkcjonariuszy bezpieki. Kilkuminutowa
strzelanina zabrała życie pięciu funkcjonariuszom. Do dnia dzisiejszego w okolicy
stoi kamień upamiętniający czterech poległych – „Zjawa” twierdzi, ze było ich
pięciu.
Dnia 1 Marca Anno Domini 2012 w
Mszanowie odbyło się spotkanie z
okazji Narodowego Dnia Pamięci
„Żołnierzy Wyklętych”.
Dzięki ŚP Prezydentowi prof.
Lechowi Kaczyńskiemu od 2010 roku
możemy obchodzić wspaniałe
patriotyczne święto jakim jest
Narodowy Dzień Pamięci
"Żołnierzy Wyklętych". W tym dniu
przypomina się o dokonaniach
bohaterów, którzy walczyli z
komunistami przez wiele lat po
zakończeniu II wojny światowej. W
2012 roku w Gminnym Centrum
Kultury w Mszanowie zabrakło
jednego z największych bohaterów
Ziemi Lubawskiej Pana Andrzeja
Różyckiego (ps. "Zjawa"), który nie
mógł przybyć z powodów
zdrowotnych.
Tomasz Chełkowski -
http://ziemialubawska.blogspot.com/p/1-marca-
2012-w-mszanowie-narodowy-dzien.html
W spotkaniu w Mszanowie w
2012 roku wzięli udział
przedstawiciele władz
samorządowych, rodziny
nieżyjących już żołnierzy Armii
Krajowej oraz Kazimierz
Komoszyński pseudonim
"Kajtek", który stwierdził, że
nawet teraz walczyłby za
Ojczyznę, gdyby Ta była w
niebezpieczeństwie.
Cała uroczystość miała charakter
patriotyczny. Najpierw
odśpiewano Hymn Narodowy.
Później rozpoczęły się występy
uczniów Zespołu Szkół im. Jana
Pawła II w Jamielniku (na
zdjęciu), którzy zaśpiewali pieśni
patriotyczne i recytowali miłujące
Ojczyznę wiersze (fot. Tomasz
Chełkowski).
Na uroczystość do Mszanowa przybył ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w
Boleszynie, którego zaprosili członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi
Lubawskiej w celu wręczenia mu (w imieniu nieobecnego Pana Andrzeja
Różyckiego) obrazu przedstawiającego złożenie Chrystusa do grobu. Podarunek
został przekazany ponieważ "Zjawa", jak sam stwierdził, zawdzięcza Matce
Boskiej Boleszyńskiej cudowne uratowanie życia przed ścigającymi go
„ubekami” (fot. Tomasz Chełkowski).
Ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w Boleszynie podczas przemówienia powiedział: „Obraz
nie jest dla mnie tyle cenny materialnie, bo ja nie mam pojęcia na ten temat, ale jest bardzo
cenny przez ten cały bagaż emocjonalny, przez to całe serce pana Andrzeja, które ja w tym
prezencie widzę, a także przywołuje wspomnienie ks. Groszkowskiego (spowiednika "Zjawy")
dlatego jest to dla mnie cenne i dziękuję serdecznie (fot. Grzegorz Podkomorzy – źródło:
http://www.nowemiasto.com.pl/ti/narodowy-dzien-wykletych.htm)
Pani Ewa Rzeszutko
i Stanisław
Komoszyńskips.
„Kajtek”
Autorka książki pt.
„Partyzanci znad
Welu, Brynicy, Wkry
i Drwęcy”.
Emerytowana
nauczycielka historii,
która materiały do
swojej publikacji
zbierała przez 10 lat.
Dzięki temu napisała
wspaniałą książkę o
Ruchu Oporu Armii
Krajowej (ROAK)
(Fot. Tomasz
Chełkowski).
Od lewej: Andrzej Różycki ps.
„Zjawa” dowódca II plutonu w
kompanii „SOWY”
Pomorskiej Brygady Ruchu
Oporu Armii Krajowej „Znicz”.
Od prawej: Franciszek
Wypych ps. „Wilk” dowódca I
plutonu w kompanii „SOWY”
Pomorskiej Brygady Ruchu
Oporu Armii Krajowej „Znicz”.
(Fot. Ewa Rzeszutko)
Polski patriota, z którego
przykład powinny czerpać obecne
i przyszłe pokolenia, Andrzej
Różycki ps. „Zjawa” zmarł 13
stycznia 2014 roku w Sławnie.
Jego pogrzeb odbył się 16 stycznia
w Żukowie. W jego ostatniej
drodze do Boga, który nagrodzi
Go za walkę w obronie swojej
Matki (Ojczyzny) towarzyszyli
Mu liczni mieszkańcy Ziemi
Lubawskiej.
(Fot.
http://obserwatorlokalny.pl/?
p=13912)
Dziękujemy za
uwagę

Weitere ähnliche Inhalte

Was ist angesagt?

Was ist angesagt? (20)

Prezentacja 11 listopada
Prezentacja 11 listopadaPrezentacja 11 listopada
Prezentacja 11 listopada
 
Święto Niepodległości 11 Listopada
Święto Niepodległości 11 ListopadaŚwięto Niepodległości 11 Listopada
Święto Niepodległości 11 Listopada
 
Prezentacja 11 listopada
Prezentacja 11 listopadaPrezentacja 11 listopada
Prezentacja 11 listopada
 
Drogi Polaków do wolności
Drogi Polaków do wolnościDrogi Polaków do wolności
Drogi Polaków do wolności
 
11listopada
11listopada11listopada
11listopada
 
Święto Niepodległości
Święto NiepodległościŚwięto Niepodległości
Święto Niepodległości
 
Powstanie styczniowe
Powstanie styczniowePowstanie styczniowe
Powstanie styczniowe
 
Historia Dnia Niepodległości Polski 1918 Roty i Pierwszej Kadrowej
Historia Dnia Niepodległości Polski 1918 Roty i Pierwszej KadrowejHistoria Dnia Niepodległości Polski 1918 Roty i Pierwszej Kadrowej
Historia Dnia Niepodległości Polski 1918 Roty i Pierwszej Kadrowej
 
Józef Piłsudski
Józef PiłsudskiJózef Piłsudski
Józef Piłsudski
 
Przyczyny upadku RP
Przyczyny upadku RPPrzyczyny upadku RP
Przyczyny upadku RP
 
Adam DrożYńSki
Adam DrożYńSkiAdam DrożYńSki
Adam DrożYńSki
 
Prezentacja powstanie listopadowe
Prezentacja powstanie listopadowePrezentacja powstanie listopadowe
Prezentacja powstanie listopadowe
 
Piastowie1
Piastowie1Piastowie1
Piastowie1
 
Dynastia piastow
Dynastia piastowDynastia piastow
Dynastia piastow
 
Agata T. 7C
Agata T. 7CAgata T. 7C
Agata T. 7C
 
Pod rządami Marszałka
Pod rządami MarszałkaPod rządami Marszałka
Pod rządami Marszałka
 
Jakub Ł. 6B
Jakub Ł. 6BJakub Ł. 6B
Jakub Ł. 6B
 
Upadek rzeczpospolitej
Upadek rzeczpospolitejUpadek rzeczpospolitej
Upadek rzeczpospolitej
 
11 listopada 2020
11 listopada 202011 listopada 2020
11 listopada 2020
 
Oliwier K. 8A
Oliwier K. 8AOliwier K. 8A
Oliwier K. 8A
 

Ähnlich wie Andrzej różycki ps zjawa

Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlem
Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem DiehlemWywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlem
Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlempzgomaz
 
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?Natalia Julia Nowak
 
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57uczycsiezhistorii
 
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAK
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAKKsiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAK
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAKNatalia Julia Nowak
 
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy Wyklętych
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy WyklętychSłużył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy Wyklętych
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy WyklętychNatalia Julia Nowak
 
Władysław broniewski prezentacja
Władysław broniewski   prezentacjaWładysław broniewski   prezentacja
Władysław broniewski prezentacjaAneta Sitak
 
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...Michał Kaszlej
 
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowej
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowejPolscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowej
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowejuczycsiezhistorii
 
Historia Jednego Oficera
Historia Jednego OficeraHistoria Jednego Oficera
Historia Jednego OficeraDevliniusz
 
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AK
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AKLimanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AK
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AKNatalia Julia Nowak
 
Ak strona internetowa !!!
Ak strona internetowa !!!Ak strona internetowa !!!
Ak strona internetowa !!!danutaminta
 
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.ppt
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.pptKlub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.ppt
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.pptArkadiuszCwirko
 
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia Katyńska
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia KatyńskaRadosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia Katyńska
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia KatyńskaZespół Szkół w Targowej Górce
 
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 GifPokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gifrakso332
 
Pokolenie Kolumbów
Pokolenie KolumbówPokolenie Kolumbów
Pokolenie Kolumbówrakso332
 
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z WolińskąStanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z WolińskąNatalia Julia Nowak
 
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
Legenda Zosia Koryga - podróż w nieznane - dziadek władek
Legenda Zosia Koryga -    podróż w nieznane - dziadek władekLegenda Zosia Koryga -    podróż w nieznane - dziadek władek
Legenda Zosia Koryga - podróż w nieznane - dziadek władekdjmauritius
 

Ähnlich wie Andrzej różycki ps zjawa (20)

Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlem
Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem DiehlemWywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlem
Wywiad z Honorowym Prezesem PZG Kazimierzem Diehlem
 
Katyń
KatyńKatyń
Katyń
 
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?
NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?
 
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57
Polscy zesłańcy w ZSRR 1914-57
 
Sekrety sanitariuszki "Inki"
Sekrety sanitariuszki "Inki"Sekrety sanitariuszki "Inki"
Sekrety sanitariuszki "Inki"
 
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAK
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAKKsiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAK
Ksiądz - Żołnierz Wyklęty! Niezwykły dowódca ROAK
 
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy Wyklętych
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy WyklętychSłużył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy Wyklętych
Służył w BCh, trafił do MO, wspierał Żołnierzy Wyklętych
 
Władysław broniewski prezentacja
Władysław broniewski   prezentacjaWładysław broniewski   prezentacja
Władysław broniewski prezentacja
 
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...
Narodowy dzień pamięci żolnierzy wyklętych (Danuta i Zbigniew Kaszlejowie - a...
 
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowej
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowejPolscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowej
Polscy uchodźcy w Rumunii podczas II wojny światowej
 
Historia Jednego Oficera
Historia Jednego OficeraHistoria Jednego Oficera
Historia Jednego Oficera
 
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AK
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AKLimanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AK
Limanowska "Inka" oraz jej koledzy z BCh-LSB i AK
 
Ak strona internetowa !!!
Ak strona internetowa !!!Ak strona internetowa !!!
Ak strona internetowa !!!
 
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.ppt
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.pptKlub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.ppt
Klub Wnika Sybiraka III LO 2012-2014.ppt
 
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia Katyńska
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia KatyńskaRadosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia Katyńska
Radosław Jagieła, Mateusz Wojciechowski, Michał Fabian - Zbrodnia Katyńska
 
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 GifPokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
Pokolenie KolumbóW Gimnazjum Nr 2 Gif
 
Pokolenie Kolumbów
Pokolenie KolumbówPokolenie Kolumbów
Pokolenie Kolumbów
 
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z WolińskąStanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
 
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. NARODZENIA NMP W RACŁAWICACH "Na granicy zaborów" (wystawa)
 
Legenda Zosia Koryga - podróż w nieznane - dziadek władek
Legenda Zosia Koryga -    podróż w nieznane - dziadek władekLegenda Zosia Koryga -    podróż w nieznane - dziadek władek
Legenda Zosia Koryga - podróż w nieznane - dziadek władek
 

Andrzej różycki ps zjawa

  • 1. Niniejszą prezentację przygotowały uczennice klasy I Technikum Żywienia i Usług Gastronomicznych w Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku: Daria Kwiatkowska i Zuzanna Łukwińska Tomasz Chełkowski, opiekun merytoryczny pracy i nauczyciel historii
  • 2.
  • 3. Kim był Andrzej Różycki? Dlaczego nazywamy go bohaterem? Czemu wyklętym? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w naszej prezentacji. Poznałyśmy je dzięki ciężkiej pracy wielu regionalnych pasjonatów oraz historyków z Ziemi Lubawskiej zgłębiających dzieje tych terenów, przybliżających osoby zasłużone dla naszego regionu oraz opisujących w książkach, czasopismach i na stronach internetowych fakty historyczne, które są często nieznane poza naszą Małą Ojczyzną (Ziemią Lubawską). Mszanowo 20 V 2011. Od lewej (z laską) stoi Andrzej Różycki ps. „Zjawa”, a od prawej Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek” (fot. Tomasz Chełkowski).
  • 4. Na szczególne podziękowania zasługuje Pani Ewa Rzeszutko emerytowana nauczycielka historii z Lidzbarka Welskiego i autorka wspaniałej książki pt.: "Partyzanci znad Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy". Pani Rzeszutko zawdzięczamy większość zdjęć oraz informacji zawartych w niniejszej prezentacji. Pisała ona swoją książkę dziesięć lat, a po jej publikacji rozdzwoniły się telefony. Wielu gratulowało, wielu przynosiło zdjęcia przechowywane w szufladach i znalezione na strychu. Dzięki temu Pani Ewa mogła wydać drugi, zaktualizowany tom swojej książki. Wiemy o tym wszystkim dzięki spotkaniom z Panią Ewą organizowanym co roku przez Tomasza Waruszewskiego, wójta gminy Nowe Miasto Lubawskie z siedzibą w Mszanowie. Poza tym Pani Rzeszutko jest często zapraszana przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Lubawskiej do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Nowym Mieście Lubawskim. Pozostałe zdjęcia wykorzystane w prezentacji pochodzą ze zbiorów nauczyciela historii w Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku Pana Tomasza Chełkowskiego (autora bloga: www.ziemialubawska.blogspot.com) oraz Pana Marcina Michalskiego autora strony: http://historiami.pl/
  • 5. Pierwsze pytanie na jakie obiecałyśmy odpowiedzieć brzmiało: „Kim był Andrzej Różycki?” Otóż najkrótsza merytoryczna odpowiedź jest taka: Był on patriotą, który podczas okupacji w grudniu 1941 r. wstąpił do konspiracyjnej organizacji o nazwie Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Organizacja ta podlegała zwierzchnictwu władz RP i gen. Władysławowi Sikorskiemu Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych oraz Premierowi Rządu na Uchodźctwie. NOW w 1942 roku weszła w skład Armii Krajowej (AK). Andrzej Różycki podczas wojny, w latach 1941-1945, posiadał pseudonim „Kania”. Pod koniec wojny, kiedy w styczniu 1945 r. Armia Czerwona wkroczyła na Ziemię Lubawską (krainę historyczną obejmującą swoim zasięgiem m.in. Nowe Miasto Lubawskie, Lubawę, Lidzbark Welski i Kurzętnik) najpierw wstąpił do milicji i próbował współtworzyć grupę samoobrony. Za swoją działalność został dwukrotnie aresztowany przez NKWD i dwukrotnie wypuszczony z braku dowodów. Na przełomie lipca i sierpnia 1945 Różycki został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa (UB), który podejrzewał go o to, że podczas wojny był członkiem AK. Widząc okrucieństwo NKWD i Armii Czerwonej, wyzysk okradanej przez Rosjan okolicznej ludności nie potrafił patrzeć i nic nie robić. Po pięciu tygodniach zamknięcia i przesłuchań zdołał uciec z aresztu UB. Następnie razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”, Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny oddział partyzancki, który wchodził w skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz” dowodzonej przez Pawła Nowakowskiego ps. „Leśnik”. Andrzej Różycki początkowo był dowódcą drużyny, a od 1 marca 1946 r. został dowódcą II plutonu i zastępcą „Sowy”.
  • 6. W tym miejscu warto wyjaśnić, że Armia Krajowa została rozwiązana w styczniu 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej. Ostatnim generałem dowodzącym AK był Leopold Okulicki. Okrucieństwo i pazerność okradającej Polaków Armii Czerwonej i NKWD przerosły najśmielsze wyobrażenia. Dlatego część byłych członków AK wiosną 1945 r. postanowiła utworzyć Ruch Oporu Armii Krajowej (ROAK) działający m.in. na terenie obecnego powiatu nowomiejskiego (Ziemi Lubawskiej) w latach 1945-1947. Główne obwody ROAK to „Mewa” dowodzony przez Józefa Marcinkowskiego i „Znicz” dowodzony przez Pawła Nowakowskiego (ps. „Leśnik”, „Kryjak”). Formacja została rozwiązana po poddaniu się jej członków tzw. drugiej amnestii w lutym 1947 roku.
  • 7. Oddział „Zjawy” w latach 1945-1947 chronił mieszkańców Ziemi Lubawskiej przed terrorem i gwałtami Armii Czerwonej, Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, NKWD i utworzonej w 1944 r. Milicji Obywatelskiej. Okrucieństwo „wyzwolicieli” z ZSRR na naszych terenach opisał Tomasz Chełkowski w artykule pt.: „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej”. Oto kilka fragmentów z jego bloga, w których (tak jak Pani Ewa Rzeszutko w swojej książce) Pan Tomasz pokazuje, że decyzja o utworzeniu oddziałów partyzanckich ROAK w celu ochrony okolicznej ludności była słuszna: „Rosjanie zachowywali się tak jakby Polska była krajem przez nich podbitym, a nie wyzwolonym. Od pierwszego dnia pobytu na ziemi lubawskiej sowieci strzelali na oślep pociskami zapalającymi, wzniecając w ten sposób liczne pożary. W Lidzbarku Welskim okradli większość mieszkańców, dla zabawy podpalili wiele domów oraz zastrzelili kilkanaście osób. Wśród ofiar znaleźli się Ci którzy próbowali się buntować widząc poczynania „wyzwolicieli”. Najmniejszy ślad niezadowolenia najczęściej powodował wywleczenie na ulicę i rozstrzelanie na oczach mieszkańców. W taki sposób Rosjanie zamordowali rodzinę szewca, który mieszkał na lidzbarskim rynku. Ciała szewca, jego żony, córki i synka przez kilka dni leżały na podwórku za domem. Wszystkim zabrano buty, które Rosjanie traktowali jako najcenniejszą wojenną zdobycz. Tak wyglądało wyswobodzenie Lidzbarka Welskiego przez Armię Czerwoną”.
  • 8. „Do równie tragicznych wydarzeń doszło w Nowym mieście Lubawskim gdzie w wyniku działań „wyzwolicieli” spłonęło 56 domów, co stanowiło 20% ówczesnych zabudowań. Żołnierze rosyjscy grabili prywatne i społeczne mienie oraz okradali ludzi ze wszystkiego, czego nie zdążyli zabrać im uciekający Niemcy. Pod koniec stycznia NKWD rozpoczęło aresztowania i wywózki w głąb Rosji osób zdolnych do pracy. Większość z 319 mieszkańców wywiezionych z terenów Ziemi Lubawskiej trafiła do łagrów w Donbasie i na Uralu. Rosjanie tak samo jak Niemcy dopuszczali się mordów na okolicznych mieszkańcach. Dnia 21 stycznia 1945 roku z zimną krwią zamordowali we własnym gospodarstwie Bernarda i Walerię Bartkowskich z Marzęcic oraz nieznaną z nazwiska dziewczynę z Łąk [Bratiańskich], która przebywała w tym czasie w Marzęcicach” Źródło cytatów: Tomasz Chełkowski, Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej, http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/02/sowiecki-terror-na-ziemi- lubawskiej.html
  • 9. (Fot. Tomasz Chełkowski). Siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) na ul Grunwaldzkiej w Nowym Mieście Lubawskim. Obecnie w tym budynku znajduje się PZU. Rosyjscy funkcjonariusze „wyzwoliciele” często torturowali schwytanych partyzantów. Tortury odbywały się w budynkach urzędów powiatowych. Długie, trwające dniem i nocą wymyślne przesłuchania (np.: miażdżenie stóp; wielogodzinne stójki zimą przy otwartym oknie z równoczesnym polewaniem wodą; wyrywanie włosów ze skroni, znad uszu i części intymnych) potrafiły złamać najwytrwalszego żołnierza. Nigdy jednak „wyzwolicielom” z ZSRR nie udało się złamać Pana Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”.
  • 10. (fot. Archiwum Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej) Zdjęcie Andrzeja Różyckiego z towarzyszami broni
  • 11. Wiemy już co nieco o naszym bohaterze. Ale, czy to wystarczy aby odpowiedzieć w pełni na postawione prędzej pytanie? „Kim był Andrzej Różycki?” Uważam, że nie da się sformułować zadowalającej odpowiedzi bez przybliżenia większej ilości szczegółów z życia „Zjawy”. Każdą opowieść warto zacząć od początku, a początkiem w tym przypadku był dzień 15 sierpnia 1924r. tego dnia w Grudziądzu przyszedł na świat nasz bohater. Pochodził z zamożnej rodziny Różyckich herbu „Doliwa” wywodzącego się z Ziemi Łęczyckiej. Rodzina Różyckich była właścicielami ziemskimi we Wlewsku (powiat działdowski, gmina Lidzbark [Welski], południowa część historycznej Ziemi Lubawskiej). Wszyscy członkowie rodziny słynęli ze swojego przywiązania do polskiej tradycji i Kościoła katolickiego. Andrzej Różycki mieszkał do czerwca 1940 r. w rodzinnym domu, we Wlewsku w roku 1937 ukończył szkołę podstawową i dwie klasy gimnazjalne. W tym samym roku zmarł jego ojciec, a obowiązek zarządzania majątkiem spoczął na matce Pana Andrzeja. W 1939 r. matka pana Andrzeja nie przyjęła niemieckiego obywatelstwa. Niemcy odebrali rodzinie majątek i wysiedlili Różyckich z Wlewska do Generalnej Guberni. Młody Andrzej w 1941 r. mając zaledwie 17 lat przystąpił do konspiracyjnej organizacji Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), a później w 1942 r. złożył przysięgę żołnierza Armii Krajowej.
  • 12.
  • 13. A oto słowa przysięgi żołnierza Armii Krajowej, którą w 1942 r. złożył Andrzej Różycki: A. Różycki: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg”. Przyjmujący odpowiadał: „ Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią”.
  • 14. (fot. od lewej Andrzej Różycki – źródło zdjęcia: myvimu.com) (fot. Większa, od lewej siedzą: „Zjawa”, Pani Ewa Rzeszutko, wójt Tomasz Waruszewski i Kazimierz Komoszyński ps. „Kajtek”. Źródło zdjęcia: http://www.wrotamazur.org/index.php?roz=kronika&str=2011&id=spotkanie)
  • 15. „Zjawa” sam opisał w życiorysie złożonym do Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w Gdańsku swoje losy podczas okupacji (Ewa Rzeszutko, Partyzanci…, s. 161). Oto kilka szczegółów: Różycki po wstąpieniu do NOW do grudnia 1942r. mieszkał w Legowicach (Rawa Mazowiecka), gdzie w tajnym komplecie skończył gimnazjum i zajmował się kolportażem podziemnej prasy. W grudniu 1942r. Został złapany w łapance i osadzony przez okupanta w obozie pracy przymusowej na ul. Skaryszewskiej w Warszawie, skąd udało mu się uciec i ukryć we wsi Sacin koło Nowego Miasta nad Pilicą. Tam nawiązał kontakt ze swoją jednostką i zorganizował drużynę AK, którą włączono do plutonu Legowice, w batalionie Małe Legowice. Na zdjęciu: Żołnierze ROAK Batalionu „Znicz”, plutonu „Zjawy”, od lewej: Roman Wojciechowski ps. „Roman”, Andrzej Różycki ps. „Zjawa”, Kazimierz Zawadzki ps. „Ogórek”. Fotografia z początku czerwca 1946r. Źródło: http://tradytor.pl/node/33
  • 16. W tym samym czasie Andrzej Różycki uczęszczał na kurs podoficerski. W marcu 1944r. przeszedł do bezpośredniej walki zbrojnej w grupie dywersyjnej „Stacha” Stanisława Zdziarskiego. W lipcu 1944r. z grupy „Stacha” został utworzony oddział partyzancki o nazwie „Wilk”, który pod dowództwem por. „Rogersa” został rozbity przez Niemców w bitwie pod Brudziewicami 30 sierpnia 1944r. „Zjawa” (a precyzyjniej „Kania”) uszedł cało i następnie został przydzielony do sztabu Drzewicy i wysłany z patrolem jako przewodnik do przeprowadzenia koncentracji AK w Puszczy Kampinoskiej. Jesienią 1944r. Andrzej Różycki z polecenia dowództwa Armii Krajowej, po odpowiednim przeszkoleniu i zaopatrzeniu w dokumenty oraz kartę urlopową pracownika organizacji „Todt” został dwukrotnie wysłany do Zielunia (woj. mazowieckie) w celu nawiązania bezpośredniego kontaktu z Pawłem Nowakowskim ps. „Leśnik”. Różycki dostarczał mu materiały od dowództwa, a w drodze powrotnej zabierał ustne i zaszyfrowane informacje zebrane przez siatkę wywiadowczą „Leśnika”. Informacje te dotyczyły m.in. budowy podziemnych umocnień w Kętrzynie. Znajomość Andrzeja Różyckiego z „Leśnikiem” przydała się po II wojnie światowej kiedy „Zjawa” został dowódcą drużyny partyzanckiej, a potem dowódcą II plutonu wchodzącego w skład Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz” dowodzonej właśnie przez Pawła Nowakowskiego.
  • 17.
  • 18. Jak podaje w swoim artykule „Sowiecki terror na Ziemi Lubawskiej” nauczyciel Tomasz Chełkowski: „Okupacja hitlerowska Ziemi Lubawskiej zakończyła się 20 stycznia 1945 roku, wraz z wkroczeniem wojsk sowieckich, a dokładnie żołnierzy z II Frontu Białoruskiego do Lidzbarka Welskiego, a później w godzinach przedpołudniowych do Lubawy i Nowego Miasta Lubawskiego”. Ludzie bardzo szybko uświadomili sobie, że odejście Niemców nie oznacza końca terroru. Wręcz przeciwnie! Rok 1945 przyniósł wyzwolenie krajom w Europie Zachodniej, a w Polsce oznaczał jedynie zamienienie jednego okupanta (Niemiec) na drugiego ze ZSRR. Ci którym losy najbliższych nie były obojętne w 1945r. musieli podjąć trudną decyzję. AK już nie istniała, a komuniści przejmowali władzę w Polsce. Wszędzie mówiono, że wojna się skończyła, co jednak nie przeszkadzało żołnierzom Armii Czerwonej w terroryzowaniu i okradaniu Polaków. Andrzej Różycki nie zastanawiał się długo, przyjął pseudonim „Zjawa” i razem ze Stanisławem Ballą ps. „Sowa”, Franciszkiem Wypychem ps. „Wilk” i Karpińskim utworzył antykomunistyczny oddział partyzancki. Po roku ich oddział rozrósł się do liczącej ok. 50 osób kompanii, którą podzielono na dwa plutony. Andrzej Różycki objął dowództwo nad II plutonem, a Franciszek Wypych dowodził I plutonem.
  • 19. Zniszczony przez żołnierzy ZSRR rynek w Lidzbarku Welskim, po usunięciu gruzów (lata 40 XX wieku) – zdjęcie z wieży kościoła św. Wojciecha (fot. Autor nieznany).
  • 20.
  • 21. Andrzej Różycki ps. „Zjawa” był dowódcą drugiego plutonu oddziału Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK) Stanisława Balli ps. „Sowa”. Działał on po zakończeniu II wojny światowej na terenie obecnego powiatu nowomiejskiego chroniąc mieszkańców Ziemi Lubawskiej przed terrorem i gwałtami NKWD, MO oraz UB. „Zjawa” podczas jednego ze spotkań opowiedział niezwykłą historię o akcji z funkcjonariuszami UB na Marianowie. (fot. Tomasz Chełkowski). Pomnik poświęcony zastrzelonym milicjantom w Akcji pod Marianowem.
  • 22. AKCJA POD MARIANOWEM – W marcu 1946 roku przyszła kolej na opanowanie gminy Mroczno – opowiada Andrzej Różycki na spotkaniu z Grzegorzem Podkomorzym (http://historiami.pl/zolnierz-wyklety-andrzej-rozycki-ps- %E2%80%9Ezjawa%E2%80%9D/) – gmina Mroczno trochę się opierała. Miała komórki PPR-u milicję, przedstawicieli UB i dlatego nie było dostępu, więc zajęliśmy Mroczno. Zabraliśmy lepszą broń i amunicję z milicji i przykazaliśmy im wystąpienie z partii, likwidację konfidentów itd. To nie pomogło, bo nowomiejski Urząd Bezpieczeństwa podwoił siły w terenie Mroczna, Boleszyna, Sugajna. Mnie przyszło w oddziale zrobienie planu zasadzki. Postanowiliśmy rozbić urząd nowomiejski, nie lubawski, bo nam najbardziej przeszkadzał, wtrącał się do terenu. 21 marca 1946 roku, to była jeszcze lekka zima, trochę śniegu, ale nie dużo, zrobiliśmy zasadzkę. „Wilk” ze swoim plutonem zajął Mroczno. Złapał tam jednego prominentnego urzędnika UB od zwalczania konspiracyjnych jednostek, wszystkich milicjantów pozamykał w piwnicy. Na umówioną godzinę wyciągnął pracownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa. Kazał mu wzywać pomocy, że jest otoczony przez bandę Wypycha i nie ma sił już się bronić. Funkcjonariusz, który to odbierał poznał głos, wiedział kto mówi i nie podejrzewał raczej zasadzki, więc tak samo od siebie organizował szybko pomoc. Urząd Bezpieczeństwa dysponował siłami MO i UB, razem było ich 37 ludzi wraz z oficerami, z tym, że szef nie jechał tylko wiceszef.
  • 23. AKCJA POD MARIANOWEM – Jechali dwoma samochodami, a ja wziąłem cały swój pluton i pół plutonu od Franka – kontynuuje Różycki. – Zagrodziłem ich przy szosie odchodzącej na Krzemieniewe. Krzyżówka obstawiona była z czoła i wzdłuż południowego stoku dwoma karabinami maszynowymi Diegtariewa od „Wilka”. Lewa strona była stroma i na tej skarpie umieściłem swoje cztery karabiny MG-42, te szybkostrzelne. Na umówioną godzinę, jak pomocy wzywało Mroczno, szybko zmobilizowało się UB i przyjechało na teren tej krzyżówki na Marianowie. Myśmy nie mieli wiele sprzętu, żeby barykadę budować. Tylko jeden drąg świerkowy leżący w rowie przynieśliśmy i na metr osiemdziesiąt centymetrów zagrodziliśmy drogę. O siódmej z minutami pokazały się światła, noc ciemna jak to w marcu. Stach Balla powiedział, że będzie obserwował jak prowadzimy wojnę i był poza krzemieniewską krzyżówką dobre dwieście, trzysta metrów z małym posterunkiem trzech partyzantów. Mięliśmy umówiony sygnał, że otwieramy ogień jak pokaże się czerwona rakieta. Jak niebieska, to ogień ma być przerwany.
  • 24. AKCJA POD MARIANOWEM – Jak te samochody się zbliżały, w reflektory złapały ten drąg świerkowy i przed nim się zatrzymały – zaznacza pan Andrzej. – Na to jeden z tych dwóch erkaemistów, już nie pamiętam który, krzyknął poddajcie się, jesteście otoczeni, nic wam się nie stanie, wrócicie zdrowo do domu, rzućcie broń i wychodźcie na szosę. Na to z blisko stojącego samochodu, spod plandeki odezwały się głosy i komenda ognia – strzelać. I rzeczywiście dwie serie z karabinu maszynowego znad szoferki w naszym kierunku poleciały. W kierunku tych z przodu, co na krzyżówce byli, bo ja byłem z boku i widziałem całość krzyżówkę i całą lewą stronę aż pod szosę tą do Kurzętnika. – UB pisze we wspomnieniach, że walka trwała długo, była ciężka, krwawa, że masę amunicji zużyto. Tak nie było, po prostu te dwa karabiny maszynowe z przodu oddały po całej serii, zmieniły talerze i skończyły na tym. Dosłownie to może trwało trzy minuty, może dwie. Straszny gwałt na tej szosie się zrobił, krzyki, wołania o ratunek. Powoli to się uciszyło, te cztery duże karabiny maszynowe nie wzięły udziału w ogóle, nie strzeliły, bo ja rakiety nie strzeliłem. Wystrzeliłem dopiero białą rakietę na zbiórkę, a z tych ubowców nie było widać.
  • 25. AKCJA POD MARIANOWEM – Stachu Balla doszedł do mnie i mówi – weź chłopaków idź po szosie. Ja wziąłem kilku tych z przodu z obsługą i idziemy powoli do rozbitych samochodów. Przychodzimy, jeden leży, drugi leży, martwych naliczyliśmy pięciu. (…) rannych było razem dziewięciu. Jednego zupełnie zdrowego od razu wysłałem biegiem do Nowego Miasta, żeby ze szpitala karetki pogotowia prędko dostarczył tutaj. Wszystko odbywało się już bez strzału. Jak jeszcze przeczesaliśmy brzegi rowów, to okazało się, że jeszcze mamy jedenastu do zabrania, którzy się poddali. Rzucili broń, rzucili magazynki. Myśmy pozbierali te automatyczne, rozdzielili wszystko, ci wzięci do niewoli musieli wziąć zdobyczną broń, bo byli dobrze uzbrojeni, radziecką mieli, ale w dobrym stanie. – Później narosło wobec tej walki i klęski wiele opowieści. No bo jednak UB straciło jakby nie było 25 ludzi na 37, to duża klęska. Z resztą się nie mogli znaleźć, bo jeszcze po dwóch dniach szukania dopiero jednego znaleźli, tak się głęboko zaszył w jakąś stodołę. Ilu padło jest zagadką na przyszłe pokolenia. Czy padło pięciu, czy padło sześciu, czy padło czterech, bo na kamieniu jest czterech, czy siedmiu? Ale w rejestrze z datami śmierci i metrykami urodzeń wykaz poległych o utrwalenie Polski Ludowej, piękne opracowanie, grube – wymienia siedmiu. UB się przyznało do pięciu, potem czterech, później przyznało się do piątego, ale nie chciało wkuwać w kamień tego piątego. Jakie były przyczyny, to nie wiem, ale ja to słyszałem tylko w formie takiej (…) plotki, że ten piąty to rzeczywiście padł zabity, ale przy badaniu akt jego i rzeczy osobistych okazało się, że był w czasie okupacji w AK i jego Urząd Bezpieczeństwa wolał skreślić z listy zabitych, bo ideologicznie nie pasował.
  • 26.
  • 27. Bitwa w Zieluniu, 30 czerwca 1946r. Dnia 30 czerwca 1946 roku w Polsce i na Ziemi Lubawskiej odbyło się referendum (tzw. 3 x TAK). Komuniści wiedzieli, że od tego referendum zależy jaki ustrój będzie panował w powojennej Polsce dlatego postanowili je sfałszować. W 1946 r. najbardziej demokratyczną i najsilniejsza partią opozycyjną w Polsce była partia Stanisława Mikołajczyka, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL). Partyzanci Stanisława Balli ps. „Sowa” postanowili sprawdzić, czy referendum przebiega uczciwie. Najpierw w Dłutowie po zakończeniu głosowania otworzyli urnę i policzyli głosy. Okazało się, że 80% uczestników referendum głosowało tak jak zalecała demokratyczna opozycja. Niestety oficjalne wyniki były zupełnie inne – korzystne dla komunistów. Oddział „Sowy” następnie postanowił sprawdzić urny w Starym Zieluniu. Niestety milicjant Jan Samul, który do tej pory współpracował z oddziałem „Sowy”, powiadomił posterunek w Starym Zieluniu o nadchodzących partyzantach. Milicjanci mieli czas na wezwanie posiłków, dlatego gdy oddział znalazł się na obrzeżach osady, raźnie powitali go strzałami. Oddział okopał się na linii rzeki. W międzyczasie komendant posterunku wysłał funkcjonariusza na pocztę, aby ponaglił odsiecz. Nie mógł wykonać zadania, gdyż pocztę zajęli już partyzanci i odcięli łączność, a kapral po zerwaniu dystynkcji został wzięty do niewoli. Po godzinie od strony Żuromina rozległa się kanonada. Wyłonił się czołg i dwa samochody pancerne. Strzelano pociskami zapalającymi. Zaczęły płonąć stodoły. Pod osłoną czołgu i wozów pancernych zaczęło nacierać wojsko. Natarcie niebywale celnymi strzałami powstrzymywał Marcjan Sarnowski ps. „Cichy”, a w tym samym czasie celny strzał „pancerfausta” zmusił czołg do cofnięcia w kierunku Żuromina. „Sowa”, chcąc tę walkę jak najszybciej zakończyć, wysłał jeńca - milicjanta z poleceniem, aby posterunek się poddał, a nic nikomu się nie stanie. W odpowiedzi poleciały pociski. Po kilkuminutowej wymianie ognia w stronie budynku posterunku rzuciło się biegiem kilku partyzantów z butelkami napełnionymi gazem. Wrzucone do wewnątrz spowodowały gęstą, duszącą mgłę. Milicjanci nie byli w stanie dłużej prowadzić ognia. Wyskoczyli na zewnątrz, a partyzanci obrzucili posterunek granatami. Po pewnym czasie, obawiając się powracającej pomocy „resortu”, „Sowa” dał rozkaz wycofania się. W czasie tej bitwy zginął brat „Szpaka” Kamiński, Stanisław Ruciński z Hartowca ps. „Gruszka” i został aresztowany Mroczkowski, ps. „Piątek”. Do dziś nie wiadomo co się z nim stało.
  • 28. Bitwa w Górznie, 2 sierpnia 1946r. Do starcia doszło niespodziewanie. Najpierw w kierunku Górzna członkowie ROAK wysłali patrol w celu przygotowania obozowiska. Wieczorem „Sowa” razem z obstawą skorzystał w Górznie z zaproszenia leśniczego Kunowskiego i zamieszkał w leśniczówce. Pozostali członkowie kompanii ułożyli się do snu w szałasach na leśnym wzgórzu, w odległości ok. pół kilometra od swego dowódcy. Szarym i mglistym świtem, około godz. 4.00 warta zbudziła „Zjawę”, przekazując informację, że od strony Górzna zbliża się wojsko. Szybko ogłoszono alarm. Po chwili taka sama wiadomość nadeszła z drugiego kierunku. Kompania została otoczona ze wszystkich stron. Jedynie leśniczówka pozostała poza okrążeniem. Dowództwo nad kampanią przejął „Wilk”. Wydał rozkazy. Pierwsza drużyna I plutonu dostała zadanie rozerwała pierścienia i podążania w kierunku ogrodzenia pól leśniczówki, by tam zająć pozycje i mieć ogląd całej dynamicznej sytuacji. Druga, podążając za pierwszą i po przejściu pierścienia, kierując się na zachód wzdłuż ogrodzenia zająć odległe o 200 metrów wzgórze. Kolejna drużyna miała zachować się podobnie, podążając w kierunku wschodnim. „Zjawa”, pozostawiając jedną drużynę w obozowisku, z resztą plutonu utworzonym wyłomem miał przebić się do leśniczówki i ochraniać dowódcę.
  • 29. Ten manewr zupełnie zaskoczył przeciwnika. Zdezorientowani i spanikowani nie podjęli walki, a wszystkie drużyny wykonawszy wzorowo swe zadania po upływie kilkunastu minut spotkały się w leśniczówce. Tam dowodzenie nad całością przejął Stanisław Balla ps. „Sowa”, który wydał rozkaz wycofania się w kierunku siedziby nadleśnictwa Ruda (na północ od Górzna). Przed opuszczeniem leśniczówki związano ręce i nogi całej rodzinie leśniczego Kunowskiego i zamknięto w piwnicy, aby UB uznał ich za „ofiary bandy reakcyjnego podziemia”.
  • 30. Cud w Boleszynie Jednym z ciekawszych wydarzeń w życiu pana Andrzeja był cud w Boleszynie. Zjawa został wówczas ocalony przez Matkę Boską Bolesną. Opowieść Andrzeja Różyckiego o tym niesamowitym wydarzeniu odnotowała Pani Ewa Rzeszutko w swojej książce: „ (…) W następny wieczór siedziałem długo w gospodarstwie kuzynów „Szpaka” na wybudowaniu (kolonii) wsi Boleszyn, dyskutując tak ze starszymi gospodarzami, jak i z młodymi o polityce, zagrożeniu komunistycznym i szansach naszej wojny z resortem bezpieczeństwa. Dobrze już było po północy, gdy z gospodarzem wzięliśmy dwa koce i poduszkę i udaliśmy się do stodoły (pełnej już zboża), gdzie na klepisku zrobiłem sobie posłanie ze snopów słomy (…) W tym przypadku jednak zbytnie poczucie pewności siebie przytłumiło we mnie instynkt samozachowawczy i doprowadziło do popełnienia takich błędów jak nie zmienienie na noc kwatery, w której byłem w ciągu całego dnia, niezrobienie w sąsieku kryjówki w snopkach zboża i nieustalenie ze „Szpakiem” i gospodarzem kolejności wartowania.
  • 31. Cud w Boleszynie 6 sierpnia 1946 roku około godziny 5 rano, gdy było już zupełnie jasno, spałem Kamiennym snem na snopkach położonych na klepisku, gdy nagle poczułem uderzenie w pierś i usłyszałem z bezpośredniej bliskości krzyk „ręce do góry”. Od tej chwili wydarzenia nabrały błyskawicznego tempa. Ja, na to kategoryczne żądanie „ręce do góry” otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz w wojskowej czapce (polówce) i pepeszę opartą lufą o moją pierś. Odruchowo wyciągnąłem ręce za głowę i dotknąłem oparty za moją głową o obudowę sąsieka mój pistolet maszynowy typu MP-44. Obie moje ręce natychmiast chwyciły za lufę i usiłowały jego kolbą uderzyć w głowę tego napastnika. W tym momencie usłyszałem i poczułem klapnięcie zamka pepeszy przyłożonej do mojej piersi, lecz strzał nie padł. Przypuszczam, że nie wypaliła spłonka w naboju wprowadzonym zamkiem do lufy, gdyż nie podejrzewam, że ten „ubowiec” zapomniał załadować broń idąc do akcji. Mnie te ułamki sekund dały tyle czasu, że chwyciłem dobrze moje MP odwracając lufę w kierunku napastników i pchnięciem nogi odrzuciłem „ubowca” od siebie i zerwałem się na pozycję stojącą. Dodają, że oprócz mnie i mojego prześladowcy, na klepisku tej stodoły znajdował się jeszcze mój żołnierz „Szpak”, śpiący koło mnie i drugi „ubowiec” trzymający na lufie „Szpaka.
  • 32. Cud w Boleszynie Obaj „ubowcy” zobaczywszy przed sobą śpiącego, ale uzbrojonego przeciwnika, rzucili się do ucieczki przez otwartą furtkę we wrotach stodoły. Wszyscy trzej znaleźliśmy się w furtce równocześnie i zaklinowaliśmy się. W tym rozpędzie chciałem równocześnie postrzelać tych „ubowców”, siedząc im właściwie na plecach, więc ciągnąłem za spust broni odbezpieczając to znów zabezpieczając. Strzał nie padł, gdyż w tej błyskawicznej akcji po prostu nie załadowałem broni. Po moim wyskoczeniu z furtki stodoły sytuacja na podwórzu tego gospodarstwa była następująca: Ja stałem przed furtką z MP w ręku, gotowym już do strzału, w samej tylko koszuli i spodniach mundurowych, na bosych nogach , przede mną leżeli obaj „ubowcy”, którzy byli w stodole, osłaniając głowy rękoma, jakby czekając na egzekucję, a w koło podwórza stało dalszych 6 czy 7 „ubowców”, z bronią gotową do strzału. Przy wjeździe na podwórze leżał przy bramie wielki kamień, na którym stał ustawiony radziecki karabin maszynowy „Diegtariewa”. Złapawszy trochę powietrza w płuca, wielkim głosem zawołałem „wszyscy ręce do góry! – Szpak – za mną!” i biegiem ruszyłem do bramy. Część „ubowców” podniosła ręce, część nie, bo zgłupieli i nie wiedzieli, co się dzieje, a ja miałem po drodze ten karabin maszynowy na kamieniu, za którym stał funkcjonariusz w mundurze milicjanta i się nachylał dla oddania do mnie serii strzałów. Jednak ja byłem szybszy i spod pachy puściłem do niego krótką serię z mojego MP, na co on spadł razem z karabinem na ziemię, jakby trafiony w twarz. (Jak się później okazało był to komendant ORMO z Lidzbarka Jędrzejewski, który został lekko ranny w twarz odłamkiem kamienia na którym leżał).
  • 33. Cud w Boleszynie Skorzystałem natychmiast z tego wolnego przejścia w bramie, przeskakując postrzelonego milicjanta i odbiegłem od tego gospodarstwa około 150-200 metrów w kierunku najbliżej widocznego lasu, w odległości 1,5 – 2,0 km. Początkowo „ubowcy” próbowali mnie gonić, lecz po kilku moich strzałach, zadowalali się tylko ostrzałem mnie z broni długiej i to dosyć niecelnym. Stale jednak miałem za sobą pięciu goniących w formie półkola „ubowców”, którzy jednak nie zbliżali się na odległość mniejsza niż 150 – 200 metrów, choć już nie strzelałem, ponieważ nie miałem zapasowych magazynków z amunicją. Zostały w stodole, a ten, który miałem wmontowany w broń, był już prawie pusty. Kilka naboi zostawiłem na ostatnią walkę. Bieg najbardziej utrudniał mi coraz mocniejszy ból gołych stóp, gdyż było świeżo po żniwach i pola po ściętych zbożach pokryte były rżyskami słomy krótko ściętej nad ziemią, kaleczącej, tak jakby deska nabita gwoździami wszystkie części stopy pokryte miękką skórą. W konsekwencji zostawiałem na polu krwawy ślad. Gdy już zbliżyłem się do lasu na odległość 500 metrów wstąpiła we mnie otucha, że jednak ocaleję, tylko martwiła mnie szosa idąca z Boleszyna do Wlewska, którą trzeba było przekroczyć, aby dostać się do dużego kompleksu leśnego leśnictwa państwowego Słup. Cały czas biegnąć do tej zakrzaczonej szosy, niepokoiłem się, że może tam się znajdować zasadzka na mnie. (…) Po chwili na łuku szosy obsadzonej szpalerem drzew, ukazał się duży samochód ciężarowy, naładowany wojskiem, z dwoma karabinami maszynowymi ustawionymi na szoferce, jadący bardzo wolno w moim kierunku. Ja prędko schowałem się między krzakami porzeczek tak, że minął mnie nie zauważając z odległości tylko 8 do 10 kroków.
  • 34. Cud w Boleszynie Niestety, po przejechaniu ok. 50 metrów został zatrzymany przez ścigającą mnie grupę 5 „ubowców”, którzy wskazywali ogródek, w którym się schowałem. Zauważyłem, że cały oddział, który przybył, wyładowuje się do schwytania mnie. Nie miałem więc na co czekać. Przeskoczyłem szosę i ile tylko sił w nogach pobiegłem w kierunku ściany lasu odległego o jakieś 200 metrów. Cała grupa „ubowców” i milicjantów zobaczywszy mnie, rzuciła się z wielkim krzykiem i strzelaniem tak do mnie, jak i w powietrze, do łapania mnie. Ten nowy pościg uratował mnie częściowo przed ogniem karabinów maszynowych. Nie mogły strzelać, ponieważ goniący zasłaniali uciekającego, ale dla ich automatów, byłem wystawiony jak do tarczy, a goniło mnie minimum 20 funkcjonariuszy. Trudno mi określić co się ze mną działo od szosy do brzegu lasu (około 300 metrów), gdyż byłem półprzytomny z wysiłku i prawie nie słyszałem serii ognia z pepesz do mnie kierowanych. Byłem przekonany, że lada chwila poczuję ból uderzających pocisków w plecy i że życie się właściwie już skończyło. Od chwili przeskoczenia szosy bardzo intensywnie się modliłem do Matki Boskiej prosząc o ratunek i odmawiałem „Kto się w opiekę…”, a gdy zbliżyłem się do lasu i wpadłem między drzewa, a ostrzał mnie jeszcze się wzmógł, poczułem, że mam plecy pokryte płaszczem z blachy i to uczucie towarzyszyło mi przez dobre pół godziny już spokojnego marszu pod osłoną lasu. Wyjście bez szwanku z tak ciężkiej opresji, jaką przeżyłem w Boleszynie w pow. Lubawskim, nie da się niczym wytłumaczyć jak tylko cudownym ocaleniem”. Tak relacjonował całe wydarzenie pan Andrzej Różycki.
  • 35. Ołtarz główny z odsłoniętą Matką Boską Bolesną w Boleszynie. Pan Andrzej Różycki ps. "Zjawa" przez całe życie był Jej wdzięczny za cudowne ocalenie (fot. Tomasz Chełkowski).
  • 36. Spotkanie z żołnierzem AK Andrzejem Różyckim "Zjawą„ w Mszanowie (2011 r.) Do spotkania doszło 20 maja 2011 roku w Mszanowie. Patriotę zaprosili członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej. Na spotkaniu byli obecni m.in.: wójt Gminy Nowe Miasto Lubawskie Tomasz Waruszewski, dr Alicja Paczoska – Hauke z bydgoskiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej oraz Ewa Rzeszutko, emerytowana nauczycielka historii z Lidzbarka Welskiego, która zabrała głos na początku spotkania. (fot. Tomasz Chełkowski)
  • 37. Spotkanie z Andrzejem Różyckim – Mszanowo 2011. (fot. Tomasz Chełkowski).
  • 38. Badaczka dziejów Lidzbarka Welskiego (jednego z trzech miast na Ziemi Lubawskiej) i okolic starała się wyjaśnić skąd u okolicznych mieszkańców wzięło się tak silne przywiązanie do Ojczyzny, tradycji i religii katolickiej. Dlaczego na przestrzeni dziejów na tym terenie było tak wielu bohaterów, młodych oraz starszych, często zamożnych, którzy narażali własne życie podczas wszystkich zrywów niepodległościowych. Przekraczali granicę zaboru rosyjskiego (tzw. Kongresówki) i walczyli w powstaniu listopadowym (1830 – 1831) oraz powstaniu styczniowym (1863 – 1864), przeciwstawiali się kulturkampfowi (czyli walce z polską Kulturą prowadzonej przez Bismarcka), opierali się silnej germanizacji, mówili, modlili się i śpiewali po polsku mimo niemieckich zakazów, ze łzami w oczach powitali Błękitną Armię Hallera w styczniu 1920 roku, a w okresie II wojny światowej oraz kilka lat po jej zakończeniu dzielnie walczyli w Armii Krajowej oraz ROAK-u (Ruchu Oporu Armii Krajowej).
  • 39. Pani Rzeszutko godny naśladowania i podziwu patriotyzm okolicznych mieszkańców tłumaczyła w następujący sposób: „Miasta na Ziemi Lubawskiej powstawały i rządziły się prawem chełmińskim ale największą siłą tych ziem były wsie, które w większości nadawano na prawie rycerskim. Co to znaczyło? A no to, że w zamian rycerz ten był zobowiązany stawać orężnie w obronie wiary i wolności tej ziemi. Ten nakaz był przekazywany z pokolenia na pokolenie (…) Przykładem ciągłości tego przekazu był udział mieszkańców (Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Lidzbarka Welskiego oraz większości wsi na Ziemi Lubawskiej) we wszystkich powstaniach mimo, że wybuchały one w zaborze rosyjskim (…) w powstaniu styczniowym z Prus Zachodnich (do, których w XIX wieku administracyjnie należała cała Ziemia Lubawska) wzięło udział aż 511 osób, wszystkich stanów, w tym 127 właścicieli ziemskich (…) potomków rycerzy, 101 chłopów i parobków, 40 służby folwarcznej, 154 kupców i rzemieślników, 29 księży i lekarzy”.
  • 40. W dalszej części swojego wystąpienia historyczka poruszyła kwestię bohaterskiej postawy mieszkańców, którzy nie zatracili swojej tożsamości narodowej i stawiali silny opór germanizacji. Opowiedziała o Władysławie Różyckim, dziadku obecnego na naszym spotkaniu dowódcy AK Andrzeja Różyckiego ps. „Zjawa”. Władysław w okresie zaborów został wybrany na posła do Reichstagu (parlamentu II Rzeszy Niemieckiej), na forum którego „bronił polskich interesów (…) u siebie we Wlewsku zbudował prywatną szkołę, gdzie mimo zakazu Bismarcka uczono języka polskiego i polskiej pisowni. Wspomagał studentów historii (…) razem z właścicielem Ciborza Panem Ignacym (…) założyli w 1873 roku Towarzystwo Rolnicze, bibliotekę, Bank Ludowy aby bronić polskiego stanu posiadania”.
  • 41. W dalszej części Rzeszutko dotarła do Pana Andrzeja Różyckiego, bohatera AK o pseudonimie „Zjawa”, który był głównym gościem naszego spotkania. Ten dzielny człowiek złożył przysięgę żołnierza AK w 1941 roku, w wieku zaledwie 17 lat. W późniejszym okresie Pan Andrzej został skierowany jako wysłannik Komendy Głównej AK do dowódcy oddziału na linii Działdowo „kapitana Nowakowskiego ps. „Kryja”, „Łysy”, „Leśnik” (…)”. W listopadzie 1944 roku oddział uwolnił jeńca, z obozu jenieckiego w Malborku, a potem „przyszła wolność (w styczniu 1945 roku na te tereny wkroczyli Rosjanie tzw. „wyzwoliciele”) w postaci Armii Czerwonej, gwałtów, kradzieży, pożarów w kościołach, więzień (…) w tej sytuacji nie można było stać bezczynnie. Byli żołnierze AK Stanisław Balla, Andrzej Różycki, Franciszek Wypych wstąpili do Milicji. Złudna okazała się nadzieje, że będą mogli obronić mieszkańców, przybyły posiłki z Lublina, NKWD, w końcu sami zostali aresztowani. W ostatnim momencie przed wywózką na Sybir zostali uwolnieni przez kolegów. Od tej chwili nie mogli wrócić do domów, poszli do lasu”. W zaistniałej sytuacji powstały dwa oddziały. Jednym dowodził Franciszek Wypych, w jego skład wchodzili żołnierze z Kongresówki (zaboru rosyjskiego). Dowództwo nad drugim w skład, którego wchodzili chłopcy z Pomorza objął Andrzej Różycki.
  • 42. Pan Andrzej Różycki niestety z powodu zmęczenia poprzednim spotkaniem (na którym mówił bardzo dużo) nie zaszczycił nas wykładem. Zjawa ograniczył się do odpowiadania na pytania. Jan Jeda, przywódca Polskiej Organizacji Młodzieży Katolickiej działającej w Nowym Mieście Lubawskim w okresie stalinizmu (1945 – 1956) zapytał Andrzeja Różyckiego o starcie na Marianowie. „Zjawa” opowiedział, jak przy skrzyżowaniu dróg Nowe Miasto Lubawskie – Mroczno z drogą do Krzemieniewa przygotował zasadzkę na funkcjonariuszy bezpieki. Kilkuminutowa strzelanina zabrała życie pięciu funkcjonariuszom. Do dnia dzisiejszego w okolicy stoi kamień upamiętniający czterech poległych – „Zjawa” twierdzi, ze było ich pięciu.
  • 43.
  • 44. Dnia 1 Marca Anno Domini 2012 w Mszanowie odbyło się spotkanie z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Dzięki ŚP Prezydentowi prof. Lechowi Kaczyńskiemu od 2010 roku możemy obchodzić wspaniałe patriotyczne święto jakim jest Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". W tym dniu przypomina się o dokonaniach bohaterów, którzy walczyli z komunistami przez wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. W 2012 roku w Gminnym Centrum Kultury w Mszanowie zabrakło jednego z największych bohaterów Ziemi Lubawskiej Pana Andrzeja Różyckiego (ps. "Zjawa"), który nie mógł przybyć z powodów zdrowotnych. Tomasz Chełkowski - http://ziemialubawska.blogspot.com/p/1-marca- 2012-w-mszanowie-narodowy-dzien.html
  • 45. W spotkaniu w Mszanowie w 2012 roku wzięli udział przedstawiciele władz samorządowych, rodziny nieżyjących już żołnierzy Armii Krajowej oraz Kazimierz Komoszyński pseudonim "Kajtek", który stwierdził, że nawet teraz walczyłby za Ojczyznę, gdyby Ta była w niebezpieczeństwie. Cała uroczystość miała charakter patriotyczny. Najpierw odśpiewano Hymn Narodowy. Później rozpoczęły się występy uczniów Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Jamielniku (na zdjęciu), którzy zaśpiewali pieśni patriotyczne i recytowali miłujące Ojczyznę wiersze (fot. Tomasz Chełkowski).
  • 46. Na uroczystość do Mszanowa przybył ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w Boleszynie, którego zaprosili członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubawskiej w celu wręczenia mu (w imieniu nieobecnego Pana Andrzeja Różyckiego) obrazu przedstawiającego złożenie Chrystusa do grobu. Podarunek został przekazany ponieważ "Zjawa", jak sam stwierdził, zawdzięcza Matce Boskiej Boleszyńskiej cudowne uratowanie życia przed ścigającymi go „ubekami” (fot. Tomasz Chełkowski).
  • 47. Ks. Piotr Nowak, proboszcz parafii w Boleszynie podczas przemówienia powiedział: „Obraz nie jest dla mnie tyle cenny materialnie, bo ja nie mam pojęcia na ten temat, ale jest bardzo cenny przez ten cały bagaż emocjonalny, przez to całe serce pana Andrzeja, które ja w tym prezencie widzę, a także przywołuje wspomnienie ks. Groszkowskiego (spowiednika "Zjawy") dlatego jest to dla mnie cenne i dziękuję serdecznie (fot. Grzegorz Podkomorzy – źródło: http://www.nowemiasto.com.pl/ti/narodowy-dzien-wykletych.htm)
  • 48. Pani Ewa Rzeszutko i Stanisław Komoszyńskips. „Kajtek” Autorka książki pt. „Partyzanci znad Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy”. Emerytowana nauczycielka historii, która materiały do swojej publikacji zbierała przez 10 lat. Dzięki temu napisała wspaniałą książkę o Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK) (Fot. Tomasz Chełkowski).
  • 49. Od lewej: Andrzej Różycki ps. „Zjawa” dowódca II plutonu w kompanii „SOWY” Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz”. Od prawej: Franciszek Wypych ps. „Wilk” dowódca I plutonu w kompanii „SOWY” Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz”. (Fot. Ewa Rzeszutko)
  • 50. Polski patriota, z którego przykład powinny czerpać obecne i przyszłe pokolenia, Andrzej Różycki ps. „Zjawa” zmarł 13 stycznia 2014 roku w Sławnie. Jego pogrzeb odbył się 16 stycznia w Żukowie. W jego ostatniej drodze do Boga, który nagrodzi Go za walkę w obronie swojej Matki (Ojczyzny) towarzyszyli Mu liczni mieszkańcy Ziemi Lubawskiej. (Fot. http://obserwatorlokalny.pl/? p=13912)