Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' Schnell W. J.
1. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
Spis treści
Przedmowa autora.
1. Wczesne przeżycia.
2. Początek intrygi.
3. Podbity w niewolę ''Strażnicy''.
4. Joseph Rutherford w Niemczech.
5. Przesiewanie szeregów.
6. "Organizacja Boża."
7. Od zachwytu do rozczarowań.
8. Pionierzy, pionierzy!
Schnell W. J.
9. Rozwój doktrynalny ruchu
Trzydzieści lat w
"Świadków Jehowy".
niewoli ''Strażnicy''
10. Początek nowej strategii.
11. Moja służba w Nowym Jorku.
12. Siedmiostopniowy program.
13. Moja rola w New Jersey.
14. Teokracja w roku 1938.
15. Teokracja o zasięgu światowym.
16. Kto jest tym złym wilkiem w
owczej skórze?
17. Wyjście z labiryntu.
Przypisy.
Przedmowa autora.
Z łaski Bożej znów stałem się chrześcijaninem. Bóg znalazł mnie w mojej
wczesnej młodości. Niedługo potem zostałem wciągnięty do Organizacji Strażnicy
(Watch Tower Organisation) i stopniowo stałem się jej niewolnikiem. Gdy moje
duchowe życie zamierało, czyniłem rozpaczliwe próby wyzwolenia się, lecz każda
taka próba kończyła się jeszcze silniejszą niewolą. Dwukrotnie wydawało się, że
już jestem wolny, i po to tylko, aby stoczyć się z powrotem w ten sam dół. Aż
nareszcie teraz przyszła wolność.
Z łaski Bożej stałem się wolnym, gdy On podniósł mnie po całonocnej modlitwie i
gdy poczułem tak orzeźwiające tchnienie Ducha, że pod jego wpływem uczyniłem
ślub Bogu.
Pisząc te dzieje mojej 30-letniej niewoli, spełniam właśnie ślub, za cenę którego
uzyskałem wolność. Nie przedkładam Wam do czytania rozprawy naukowej, lecz
odczute sercem wyznanie o niewoli tak głębokiej, że wyrwanie się z niej
kosztowało mnie 30 lat zmagań. W ujawnieniu tych sposobów zniewalania
przyświeca mi cel chrześcijański: jeżeli znajdujesz się w tej niewoli jako jeden ze
Świadków Jehowy, jestem pewny, że wyznanie moje pomoże Ci ocenić Twoje
położenie, abyś, zamiast dalej brnąć w ciemność, mógł wydostać się na światło
swoją własną drogą, którą ja znalazłem głębokim pragnieniem serca po wielu
błędach i doświadczeniach; jeśli nie jesteś jednym ze Świadków Jehowy,
wówczas przeczytanie wyznania o mojej 30-letniej niewoli będzie dla Ciebie
przestrogą. Słowa tej opowieści stają się widoczne na papierze dzięki farbie
drukarskiej, ale ich treść duchowa i myśli w nich zawarte pisane są krwią mojego
życia, uczuciami męki i tortur przeżytych w piekle bardziej dla mnie realnym niż
"Piekło " Dantego.
Nie żywię nienawiści do moich byłych braci i nie pragnę zemsty, pisząc te słowa;
1 z 42 2011-02-18 13:48
2. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
po prostu wypełniam swój ślub, który uczyniłem Bogu, gdy pomógł mi uwolnić się
i stać się na powrót Chrześcijaninem.
W. J. Schnell
Youngstown, Ohio
Rozdział 1
Wczesne przeżycia.
Moje powołanie.
Pewnego niedzielnego poranka w lipcu 1917 roku na lekcji szkółki niedzielnej w
kościele ewangelickim zostałem głęboko poruszony postacią Jezusa, jako
Zbawiciela, w wykładzie przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Słowa
nauczyciela wywołały we mnie pragnienie poznania Jezusa, przeczytania o Nim
wszystkiego, co tylko było możliwe. Miałem wówczas 12 lat. Bóg wołał mnie.
Powróciwszy do domu tego dnia w południe, rozpocząłem czytanie czterech
Ewangelii, później całego Nowego Testamentu, następnie całego Pisma Świętego.
To, co czytałem, przeżywałem bardzo głęboko. Dopiero w późniejszych latach
zrozumiałem, że to Ojciec przyciągał mnie, zgodnie ze słowami Jezusa: "Nikt nie
przychodzi do mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec mój " (Jan 6:44). Istotnie, przez
czytanie Pisma Świętego wzrastało przekonanie o potrzebie Zbawiciela.
To, co czynił i czego uczył Jezus o potrzebie miłości i współczucia było jaskrawym
przeciwieństwem tego, co działo się wówczas wokół mnie, jeśli weźmiemy pod
uwagę, że był to trzeci rok pierwszej wojny światowej. Za wzrastającym
poznaniem mojego rzeczywistego stanu oraz tego, co Bóg przedsięwziął dla
mojego zbawienia w Jezusie, przyszła w moim sercu wiara w grzech i zbawienie.
Z radością zrozumiałem, że Jezus umarł na krzyżu za takich grzeszników jak ja,
że Jego krew zmyła moje grzechy i że w Jego zmartwychwstaniu śmierć została
zwyciężona dla mnie i dla wszystkich tych, którzy przyjmują Go z wiarą. Tak
nastąpiło moje odrodzenie w 14-tym roku mojego życia.
Krótki życiorys. Urodziłem się w Stanach Zjednoczonych, w Jersey City w 1905
roku, lecz w dziewiątym roku życia rodzice moi przenieśli się wczesną wiosną
1914 roku na powrót do Europy, do Niemiec. Zaraz po tym wybuchła pierwsza
wojna światowa i ojca wzięto do wojska, a nas osiedlono w pobliżu rosyjskiej
granicy w okolicach Poznania. Dopiero w 1915 roku otrzymaliśmy pierwszą wieść
od ojca, który był rzucany losami wojny po wszystkich frontach od Przemyśla do
Węgier.
W grudniu 1918 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia powitaliśmy ojca w
naszym domu. Co za radość! Lecz spokój był krótki. W styczniu 1919 chwycili za
broń powstańcy polscy, staczając walki ze stacjonującymi wojskami niemieckimi.
Wreszcie Niemcy skapitulowały, a ojciec mój, jako niemiecki oficer, został
internowany.
Na początku 1921 roku załadowani w towarowe wagony zostaliśmy przewiezieni
do Niemiec w nowych granicach i osiedleni w Berlinie w obozie przesiedleńczym.
Na ulicach toczyły się walki republikanów z organizacją "Spartakusa ", wszystko
było chwiejne i tymczasowe. lecz wreszcie zapanował względny spokój.
Spotkanie z Badaczami Pisma Świętego. Z wdzięczności Bogu za Jego
cudowną opiekę, ja i mój ojciec, który był człowiekiem religijnym, postanowiliśmy
służyć Bogu w taki lub inny sposób. Pewnego dnia odwiedzili nas, zagubionych w
wielkim Berlinie, badacze, pozostawiając niektóre książki. Nie mieliśmy żadnych
2 z 42 2011-02-18 13:48
3. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
znajomości w mieście i szybko zaprzyjaźniliśmy się z badaczami. Ich zbór okazał
nam wiele braterskiego współczucia i czuliśmy się wśród nich dobrze. Właśnie
kończyłem 16 lat i począłem dojrzewać duchowo.
Tu trzeba wyjaśnić, że ówczesne zbory badaczy Pisma Świętego nie mają nic
wspólnego z dzisiejszymi miejscami zebrań świadków Jehowy, zwanymi Salami
Królestwa. Zupełnie niezależni od ośrodków kierowniczych wybierali spośród
siebie starszych, zgodnie z poleceniem Pawła w listach do Tymoteusza i Tytusa.
Ludzie, z którymi zetknęliśmy się, byli chrześcijanami prowadzącymi uświęcone
życie, przedkładającymi Panu swoje myśli, swoje zachowanie i swoją pracę
codziennego życia. Zbierali się w niedzielę na rozważanie Pisma Świętego i we
środę wieczór na modlitwę. Praktykowali odwiedzanie chorych, pomaganie
biednym i z radością witali każdego gościa w swym gronie. Niech mi wolno będzie
jeszcze raz powtórzyć, że nie miało to nic wspólnego z dzisiejszymi praktykami
świadków Jehowy, u których wszystkie wizyty maja charakter propagandowy u
obcych, a dyscyplinarny u swoich.
Jak stałem się aktywistą. Wzrastając w środowisku badaczy, często
przemawiałem o swoim nawróceniu i o Łasce Bożej. W latach 1921 do 1924
miałem okazję studiowania, zdobywając akademickie wykształcenie. Ale wolny
czas po południu mogłem zużytkować na odwiedzanie ludzi pragnących słuchać
Ewangelii. Odczułem, że nasze odwiedziny przynosiły radość tym, którzy nas
zapraszali w tych niepewnych, ciemnych czasach i to był pierwszy powód mojego
czynnego zaangażowania się. Nigdy nie zapomnę pewnej niewiasty, która
opowieścią o swoich torturach, powodowanych psychiczną chorobą, przykuła
mnie do krzesła. Twierdziła, że jest opanowana przez złe moce. Jej twarz była
blada, a oczy pałające. Byłem tak przygnębiony, że, nie mogąc wstać, osunąłem
się na kolana i w serdecznej modlitwie przedłożyłem Panu niedolę tej niewiasty,
prosząc o Jego pomoc. Gdy podnieśliśmy się z kolan, ona ze łzami prosiła, abym
ją odwiedzał. O wiele później wyznała, że choroba jej poczęła ustępować właśnie
wtedy, podczas tej pierwszej modlitwy. Przez te trzy lata gdy chodziłem na studia
i pracowałem w Berlinie. Bóg użył mnie, abym pomógł siedemnastu osobom stać
się chrześcijanami, w tym trzem ateistom i jednemu anarchiście.
Nie chciałbym, aby ktoś mylnie zrozumiał ten rozdział jako pochwałę lub
popieranie nauk i zasad badaczy Pisma Świętego. Chciałem tylko wytłumaczyć, co
pociągnęło mnie do ich grona. Jest to konieczne, aby zrozumieć, jak i dlaczego
pozwoliłem się wciągnąć, a potem zniewolić jednemu z najbardziej dyktatorskich i
autokratycznych systemów świata.
Rozdział 2
Początek intrygi.
W tym samym czasie, o którym pisałem, na naszym duchowym horyzoncie
poczęły się gromadzić ciemne chmury. Daleko, w Brooklynie nastało nowe
kierownictwo Towarzystwa Strażnicy (The Watch Tower Society). Przywódcy
gwałtownie przeorganizowywali swą pracę pragnąc równocześnie odzyskać
dawne pozycje w środowisku Kościołów Badaczy Pisma Świętego założonych
przez poprzednika, Karola Russela.
Nowy, ambitny przywódca Judge Rutherford, który był uwięziony w czasie wojny i
miał o to pretensję do duchowieństwa, pałał żądzą odwetu. Postanowił on
wykorzystać nieustabilizowane warunki na całym świecie dla zbudowania drugiego
piętra "Strażnicy " ponad budową Karola Russela.
Kierownictwo "Strażnicy " wiedziało, że chrześcijaństwo zawiera miliony
3 z 42 2011-02-18 13:48
4. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
nominalnych wyznawców, nieugruntowanych w prawdzie, które mogą stać się
łatwym łupem dla nowej Organizacji Strażnicy, która z łatwością oderwie te masy
od (jeżeli przeprowadzi mądry atak, odpowiednio upozorowany i podtrzymany)
chrześcijaństwa zorganizowanego w kościoły. Religie zostały przedstawione jako
przyczyna wszelakiego zła, a fakt ich zorganizowania przedstawiono, jako dowód
ich słabości.
"Płukanie mózgów ´ ´. Ten nowy atak został zainicjowany broszurą
zatytułowaną "Upadek wielkiego Babilonu " (1919). Pretendowała ona do
wyczerpującego sformułowania podstawowych zarzutów przeciwko
zorganizowanemu chrześcijaństwu. W broszurze tej nazwano chrześcijaństwo
Wielkim Babilonem, z Objawienia św. Jana, za stosowanie zasad organizacyjnych.
Była to chyba pierwsza od czasów inkwizycji hiszpańskiej próba ... "płukania
mózgów ", polegająca na zburzeniu starych pojęć, dość luźno i płytko
ugruntowanych w umysłach milionów ludzi asymilowanych przez kościoły. Było to
zarówno w tamtych czasach, jak i dzisiaj, zadanie dość łatwe, jeśli zważyć, ze
nominalni chrześcijanie nie potrafią uzasadnić swoich przekonań, ani tym bardziej
obronić ich.
Ale na miejsce zburzonych pojęć trzeba zaszczepić jakąś nową myśl, gdyż tylko
wtedy "płukanie mózgów ´ ´ jest skuteczne. Broszura "Upadek Wielkiego
Babilonu " taką myśl zawierała. Jezus, jako zwycięzca nad śmiercią, miał prawo
powiedzieć: "Kto wierzy we mnie, żyć będzie na wieki " oraz "Kto wierzy w Syna,
ma żywot wieczny " (Jan 8:51). Tę właśnie prawdę, starą, jak samo
chrześcijaństwo, wyznawaną przez żywych chrześcijan na całym świecie.
Towarzystwo Strażnicy ogłaszało, jako odkryte przez siebie ... "nowe światło ". I
rzeczywiście, chociaż prawda była stara, to jednak wyłuskano tę perłę z całości
nauki chrześcijańskiej i dano jej sztuczną oprawę ludzkich słów. "Strażnica "
ogłosiła mianowicie w 1920 roku, że "Miliony, żyjących dziś ludzi, nigdy nie umrą
".
Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie wywierało takie hasło po wojnie
światowej, podczas której zginęły miliony ludzi w czasach głodu i niepewności.
Obietnica życia wiecznego miała być, według "Strażnicy ", zrealizowana po raz
pierwszy w tym pokoleniu pod warunkiem, oczywiście, że te miliony porzucą
chrześcijaństwo i przyłączą się do Organizacji Strażnicy. Porównajmy teraz, co
mówi Pismo Święte, a co "Strażnica ". W Ewangelii św. Jana 11:25 Pan Jezus
mówi: "Ja jestem zmartwychwstanie i Życie. Kto wierzy we mnie, chociażby
umarł, żyć będzie. I wszelki, który żyje i uwierzy we mnie, nie umrze na wieki ".
Natomiast "Strażnica " ogłosiła: "Wszelki, który żyje i uwierzy w Organizację
Strażnicy i przyłączy się do nas i będzie roznosił nasze książki, broszury i
czasopisma, i będzie składał sprawozdania z użytego na ten cel czasu, i będzie
uczęszczał na nasze zgromadzenia, nie umrze na wieki ". Taką treść podano jako
słowa Pisma Świętego, słusznie przypuszczając, że tysiące ludzi nie zauważy tej
przewrotności.
W ten sposób rozpoczęto wdrażać nowych i dawnych wyznawców do
przyjmowania sposobu rozumowania "Strażnicy " zamiast treści Pisma Świętego.
Był to pierwszy etap "płukania mózgów ", a w ślad za tym szły następne, tj.
wzrastająca nietolerancja i ograniczoność umysłowa wyznawców. Kulminacyjnym
punktem tego procesu miało być, i rzeczywiście do 1938 roku zostało osiągnięte,
zupełne zniweczenie indywidualności, tj. samodzielnego myślenia. Na to miejsce
wprowadzono teokratyczny sposób myślenia, podany ze szczytu Brooklynu jako
podstawa akcji masowych.
Oczywiście, cel ten był na razie dalekim od osiągnięcia, ale w miarę rozwoju
opowiedzianej w lej książce historii sami będziecie mogli podziwiać, z jakim
4 z 42 2011-02-18 13:48
5. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
uporem dążono do niego dopóki "teokratyczne " myślenie, ślepe posłuszeństwo i
gęsim szeregiem przeprowadzane akcje masowe nie stały się powszechne.
My w Berlinie, oczywiście, nie zdawaliśmy sobie sprawy z istotnych celów
broszur: "Upadek wielkiego Babilonu " i "Miliony żyjących obecnie ludzi nigdy nie
umrą ". Właściwie powinniśmy być tego świadomi, gdyż sklecony przez
Towarzystwo Strażnicy slogan w ogóle nie pasował do Pisma Świętego. Pomimo
to rozdaliśmy na ślepo miliony egzemplarzy obydwóch tych pism. Ja sam
rozpowszechniłem nie mniej niż tysiąc egzemplarzy "Miliony żyjących obecnie
ludzi nigdy nie umrą ". Przez całą sobotę jeździłem berlińską kolejką Ringbahn
dookoła miasta, stojąc w natłoczonych przedziałach trzeciej klasy, świadcząc o
tym, że miliony... nigdy nie umrą i sprzedając broszury po 25 fenigów. W niektóre
soboty udało mi się spieniężyć do trzystu broszur, co dawało ok. 75 marek zysku,
odprowadzanego przeze mnie dla Towarzystwa Strażnicy. W ten sposób sami
kuliśmy na siebie kajdany, które później nam narzucono.
"Przez chciwość, pięknymi stówkami kupią was ". Te słowa 2. Listu Ap.
Piotra 2:3 przychodzą na myśl każdemu, kto zetknie się z historią i literaturą
Towarzystwa Strażnicy. Bez przerwy w koło cytują oni słowa Pisma Świętego,
wyjęte z właściwego tekstu i przystosowane do ich własnych celów. Przy tej
okazji, sprzedając książki, zbierają pieniądze na budowę ogólnoświatowej
Organizacji Strażnicy. Ten sposób okazał się tak skuteczny, że do dziś dnia jest z
powodzeniem stosowany. Ich pisma zawsze zawierają cząstkę prawdy, zazwyczaj
na początku, jako przynętę. Natomiast całość była przesycona żargonem
organizacyjnym i naciągnięta tak, że w głowie czytelnika z reguły powstawał
zamęt. Zanim ofiara się spostrzegła, została pozbawiona zdolności własnego
myślenia, podejmowania własnej inicjatywy i w ogóle całej samodzielności.
Całe to postępowanie miało na celu doprowadzenie tych, którzy słuchali do
takiego stanu, w którym mogliby oni czytać jedynie książki, broszury i
czasopisma Towarzystwa Strażnicy. Osobnik z tak wypłukanym mózgiem nie
tylko wierzył ślepo w każde słowo "Strażnicy ", ale też jako ZWIASTUN
KRÓLESTWA roznosił je od drzwi do drzwi, jako prawdziwą Ewangelię. Czy może
być lepszy przykład "człowieka kupionego pięknymi słówkami "? Ogłaszajcie! Do
zbudowania organizacji wszechświatowej, którą właśnie pragnął uczynić
Towarzystwa Strażnicy jej obecny przywódca Judge Rutherford, potrzeba było
dużo pieniędzy. Większość badaczy Pisma Św. była biedna, a obecne nowe nauki
bynajmniej nie były popularne, aby zdobyć poparcie ludzi zasobnych. W ten
sposób pomiędzy 1919 a 1922 rokiem pośród przywódców powstała myśl na
skalę amerykańskich biznesmenów, rozpoczęcia olbrzymiej, o światowym
zasięgu, kampanii głosicielskiej przez sprzedaż książek i broszur, wydawanych i
drukowanych przez Towarzystwo Strażnicy, a za uzyskane w ten sposób
pieniądze zbudować wymarzona wszechświatową organizację.
Ale co głosić? Propagować samo Towarzystwo Strażnicy byłoby ryzykowne, gdyż
w Ameryce było ono niepopularne, skompromitowane sprzeciwieniem się
przystąpieniu do wojny z Niemcami i swego czasu rozwiązane dekretem
prezydenta Stanów Zjednoczonych, a przywódcy osadzeni w areszcie. Za
głoszenie takich nowin, na pewno nie uzbieracie w Ameryce pieniędzy! Co więc
głosić? Same książki? Nie przez piękne słówka zaczęli kupczyć Słowem Bożym, i
ludźmi, którzy dali się nabrać na roznoszenie ich sfałszowanego poselstwa.
Mianowicie: zdecydowali się nawiązać swoją głosicielską kampanię do
starodawnej nadziei chrześcijaństwa na przyjście Królestwa Bożego, w połączeniu
z poleceniem Pana Jezusa: "Idźcie na cały świat, czyńcie uczniami wszystkie
narody... " (Mat. 28:19). Czy w słowach tych nie było wszystkiego, co potrzebne
do powodzenia takiej kampanii? Było tam spojrzenie w przyszłość na czasy
5 z 42 2011-02-18 13:48
6. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
ostateczne, była mowa o wybraniu do głoszenia Ewangelii na całym świecie.
W 1922 roku uczestnicy wielkiej konwencji "Strażnicy " w Cedar Point ujrzeli
olbrzymi napis na z wolna opuszczającym się zwoju. Był tam elektryzujący
slogan: "Ogłaszajcie, ogłaszajcie, ogłaszajcie Króla i Królestwo! "
Chrześcijanie wiedzą, że głoszenie Ewangelii o Królestwie rozpoczęło się już w 33
roku i bez przerwy było kontynuowane przez, naśladowców Chrystusa po całym
świecie przez dwa tysiące lat. Co prawda nie zawsze to głoszenie było wierne i nie
zawsze chrześcijanie wykazywali entuzjazm godny tej wielkiej sprawy. To właśnie
miała wykorzystać "Strażnica " do stworzenia kontrastu, potrzebnego do
uzasadnienia wielkiej kampanii.
Rozdział 3
Podbity w niewolę "Strażnicy"
Badacze Pisma Świętego zapłacili wysoką cenę za przyjęcie programu kampanii
głosicielskiej z 1922 roku. Z biegiem czasu ci, którzy rozpowszechnili największą
ilość książek i broszur, spędzili największą ilość godzin miesięcznie przy ich
sprzedaży, przekazali największą ilość pieniędzy do Towarzystwa, byli
faworytami, pod każdym względem wywyższani; ci natomiast, którzy wykupywali
czas, przynosząc owoce ducha, uczynki miłosierdzia, byli coraz bardziej
pogardzani, aż wreszcie napiętnowani jako "źli słudzy ".
W tym samym czasie i Towarzystwo przechodziło wielkie przemiany
organizacyjne. Zakładano biura, drukarnie, wydawnictwa, budując fundamenty
wielkiej głosicielskiej kampanii. Zamówienia napływały. U nas, w Niemczech
trzeba było przenieść biura Towarzystwa z zachodniej części kraju do środkowej,
do Magdeburga, gdzie właśnie zakupiono za uzyskane pieniądze ze sprzedaży
książek wielką własność ziemską. Kierownik Oddziału Niemieckiego rozpoczął
rekrutację pracowników do nowej siedziby. 18 sierpnia 1924 roku przekroczyłem
bramę Bethel - głównej kwatery Niemieckiego Oddziału Towarzystwa Strażnicy w
Magdeburgu. Nie przypuszczałem wówczas, że oddaję się w niewolę tak głęboką,
że dopiero po trzydziestu latach będę mógł podnieść się na powrót jako
chrześcijanin.
W nowym otoczeniu czułem się skrajnie inaczej niż w Berlinie, gdzie istniały
wówczas zbory przepojone duchem braterstwa i wolności. W Magdeburgu
odwrotnie, od razu wpadłem w atmosferę organizacyjną centrali ,.Strażnicy ".
Zamiast społecznością, cieszyliśmy się sprawozdaniami, zajmowaliśmy się
organizacją produkcji i zestawianiem kosztów. Zamiast poprzednich doświadczeń,
w których "Duch Święty świadczy Duchowi naszemu, że jesteśmy dziećmi Bożymi
", teraz słuchaliśmy, jak przedstawiciel Towarzystwa świadczył świadkom Jehowy,
że jesteśmy dobrymi Zwiastunami Królestwa, gdyż zebraliśmy przypadającą na
nas kwotę.
Jednak największy kontrast istniał pomiędzy poziomem duchowym członków
dawnych zborów berlińskich, a obecną społecznością magdeburską. Mianowicie:
przestano w ogóle zwracać uwagę na odrodzenie duchowe i utworzono klasy
członkowskie, jak w dawnych synagogach izraelskich. Były to klasy zwane
"Mar-docheusz-Noemi " (klasa kierująca), "Ruth-Ester " (klasa posłusznych), i
"Jonadabów " (klasa ludzi dobrej woli), sprzyjających Towarzystwu Strażnicy,
szukających u niego schronienia przed gniewem Bożym. Ten stan jest dziś
powszechny wśród Świadków Jehowy, lecz wówczas była w całych Niemczech
tylko jedna taka Społeczność i do tej właśnie dobrowolnie wstąpiłem.
Jako 19-letni chłopiec szybko przystosowałem się do nowej sytuacji, której
niezwykłość imponowała mi. Urodzony i wychowany wśród Niemców, byłem
6 z 42 2011-02-18 13:48
7. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
posłusznym chłopcem, przyzwyczajonym do słuchania zarządzeń i rozkazów
przełożonych. Nosiłem w sobie niemieckie zamiłowanie do organizacji i porządku,
z którego słyniemy zarówno w dobrym, jak i w złym. Wkrótce pochłonięty
zostałem pracą przy zakładaniu czasopisma "Das Goldene Zeitalter " (Złoty wiek).
Rezultatem naszej pracy był wzrost nakładu czasopisma z 50 tyś. egz. w 1925 r.
do 325 tyś. egz. w roku 1927. W wirze tego zajęcia straciłem rychło swoją
"pierwszą miłość ". Coraz mniej czasu znajdowałem na rozmyślania, czytanie
Pisma Świętego i osobistą religię. Wizja "Wszechświatowego Związku " (której
wówczas nie rozumiałem jeszcze jako wizji związku niewolników), na wzór wizji
wielkich Niemiec, zastąpiła mi rzeczywistość życia w Jezusie Chrystusie.
Przepowiednie końca świata Towarzystwo Strażnicy zawsze było w jakimś
stopniu ekscentryczne. Zwłaszcza lubowało się w wyznaczaniu dat końca świata.
Pierwsza przepowiednia wyznaczała rok 1914. Wielu badaczy Pisma Świętego,
którzy uwierzyli tej przepowiedni, czuło zawód, gdy obiecane Królestwo nie
zjawiło się.
Towarzystwo Strażnicy w swoich znanych ulotkach "Upadek Wielkiego Babilonu " i
"Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą " przesunęło po prostu tę datę na rok
1925. Tę datę rozgłaszano jako rok ukazania się książąt Starego Testamentu
pośród badaczy i rok ustanowienia Królestwa. Oczekiwanie podsycane było
specjalnymi artykułami i pozostawiło głęboki ślad w naszych umysłach. Pamiętam,
jak w 1924 roku ojciec mój namawiał mnie do kupna nowego ubrania.
Odpowiedziałem, że przecież tylko kilka miesięcy pozostało do 1925 roku i
oczywiście odmówiłem.
Dziś przekonany jestem, że przywódcy Towarzystwa Strażnicy nie wierzyli w
swoje przepowiednie. Chcieli tylko wytworzyć nastrój oczekiwania, aby tym
łatwiej zbudować w tym czasie upragnioną organizację przez kampanię
głosicielską. Już wtedy wielu badaczy Pisma Świętego wskazywało na
niekonsekwencję kierownictwa Strażnicy, które, nie bacząc na zbliżający się
koniec świata, coraz więcej kupowało domów, parcel, zakładało nowe
wydawnictwa, a wszystko to na wyrost.
Nowy Naród - Poczęty w "Strażnicy " Na początku 1925 roku ukazał się w
czasopiśmie "Strażnica " artykuł "Narodziny Narodu ", odkrywający tym razem już
w formie niezamaskowanej prawdziwe plany Towarzystwa. Ponieważ koniec
świata nie nastąpił, ani nie zjawili się oczekiwani książęta Starego Testamentu,
ogłoszono coś zastępczego: teokrację. Jak zwykle nadużyto do tego celu Pisma
Świętego, tym razem List Ap. Piotra, w którym nazywa on wierzących chrześcijan
narodem wybranym, królewskim kapłaństwem. "Strażnica " zarezerwowała tę
prawdę dla siebie. To oni są królewskim kapłaństwem! Wspomniany artykuł
roztoczył przed czytelnikami następującą wizję przyszłego Królestwa. Na szczycie
znajduje się klasa "Wiernych i Mądrych Sług ", jako złota głowa posągu z
proroctwa Daniela. Ta klasa rządzi teokratycznie klasą "Jonadabów ", która
wprawdzie nie ma udziału w Królestwie, ale jest niezbędna do jego budowy. Ta
koncepcja, jak zobaczymy później, była konsekwentnie realizowana (ta
niewolnicza teokracja miała trwać tysiąc lat).
Drugim artykułem w "Strażnicy " z roku 1925, który miał podstawowe znaczenie,
był: "Przymierze, czy ofiara? " Jego sens był taki, że wszyscy badacze Pisma
Świętego powinni zrzec się samodzielnego myślenia i inspiracji osobistej na
korzyść ślepego wykonywania zarządzeń Towarzystwa Strażnicy i bezkrytycznego
realizowania jej polityki. Ci, którzy ośmielają się dyskutować lub krytykować
instrukcje z Brooklynu, zostali nazwani złymi sługami. Godziło to w starszych
członków zborów, cieszących się zaufaniem.
7 z 42 2011-02-18 13:48
8. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
Rozdział 4
Joseph Rutherford w Niemczech.
Jak już wspomniałem, ośrodek Niemieckiego Oddziału Towarzystwa Strażnicy
został przeniesiony do Magdeburga w celu zapewnienia lepszej, bardziej
nowoczesnej organizacji. Było to jedno z pierwszych posunięć na większą skalę
nowego kierownictwa "Strażnicy " z Judge (czyt. Dżadż, czyli Josephem)
Rutherfordem na czele.
W attyce nowo nabytego budynku, który poprzednio nazywano "Kryształowym
Pałacem ", urządziliśmy sypialnie, w piwnicach natomiast założono nowoczesną
drukarnię. Schody nie były jeszcze odbudowane, więc do naszych sypialni
wchodziliśmy po drabinie przez okno. Niektórzy nazywali to żartobliwie
"zstępowaniem po drabinie Jakubowej do piekła "Strażnicy ".
Na początku 1925 roku wydrukowaliśmy tu milion egzemplarzy książki "Harfa
Boża " w języku niemieckim, pracując od świtu do zmierzchu przez siedem dni w
tygodniu. Przecież prowadziliśmy walkę, a ta wymaga ofiar, rozumowaliśmy
wówczas. Moim pierwszym zajęciem było miejsce przy obrotowym stole ze
stosami arkuszy i składanie z poszczególnych arkuszy drukarskich całej książki
oraz przekazywanie jej do oprawy. Pomimo braku wprawy wypuściliśmy w świat
olbrzymie ilości dobrze wykonanych książek.
Zamiast KsiążątNa wiosnę 1925 roku oczekiwaliśmy zapowiadanego przez
"Strażnicę " "końca świata i ukazania się proroków i książąt Starego Testamentu.
Zamiast nich jednak ukazał się Judge Rutherford, przywódca Towarzystwa
Strażnicy z kieszenią pełną amerykańskich dolarów, uzyskanych ze sprzedaży
drukowanych przez nas książek i natychmiast rozpoczął zakupywanie nowych
terenów, budynków i maszyn drukarskich. Otrzymaliśmy maszynę rotacyjną i w
ten chytry sposób odwrócono naszą uwagę od zapowiadanego końca świata na
korzyść rozwoju naszej centrali.
Wizyta Rutherforda miała być połączona z wielkim trzydniowym zjazdem w
Magdeburgu. Na zgłoszonych 12 tysięcy uczestników przybyło 15 tysięcy.
Musieliśmy wynająć olbrzymi namiot cyrkowy i zorganizowaliśmy normalnie
płatną restaurację, która okazała się tak rentowna, że od tego czasu Towarzystwo
przyjęło to jako regułę.
Osobiście zajęty byłem organizowaniem 14 specjalnych pociągów ze wszystkich
stron Niemiec i nabijaniem kasy Towarzystwu, sprzedawaniem kart
kwaterunkowych przybyłym gościom.
Na tej konferencji Judge Rutherford usiłował sprzedać 15 tysiącom badaczy Pisma
Świętego, zgromadzonym z całej środkowej Europy, swoją ideę światowej
kampanii głosicielskiej, ideę rozbudowy poszczególnych central oraz ideę
składania Towarzystwu pisemnych sprawozdań z ilości i sposobu zużytego dla
"Strażnicy " czasu przez wszystkich jego członków. Sam Dżadż zdobył się przy
tym na ewangeliczny gest nakarmienia 15 tysięcy zgromadzonych, zakupując dla
każdego uczestnika porcję bigosu i sałatki.
W czasie moich późniejszych podróży stwierdziłem, że delegaci nie pamiętali
wielu ważnych rzeczy, które zaszły w czasie konferencji magdeburskiej, takich,
jak utrata osobowości członków, utrata samodzielności zborów, wymuszenie
sprawozdawczości czasu i książek, natomiast wszyscy doskonale pamiętali
bezpłatną porcję bigosu i sałatki. Mądry Dżadż! W czasie pożegnalnej kolacji,
którą spożywał w gronie personelu centrali magdeburskiej, Judge wygłosił do nas
krótkie przemówienie. Uprzedzając nasze pytania na temat zapowiadanego
uprzednio końca świata, upominał nas, że nie powinniśmy być na tyle samolubni,
8 z 42 2011-02-18 13:48
9. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
aby chcieć koniecznie iść do nieba już teraz, gdy jeszcze tyle jest na świecie do
zrobienia. Aby zrównoważyć nasze rozczarowanie, roztoczył przed naszą
wyobraźnią wizję wszechświatowej organizacji, przez którą tysiące milionów ludzi
ze wszystkich państw i królestw szereg za szeregiem, klasa za klasą przychodzą
do "Strażnicy " uczyć się Królestwa. Zapowiedział całe góry książek, które trzeba
wydać i wydrukować.
Wszystko to wzbudziło zamęt w mojej głowie i zwątpienie w moim sercu.
Wspominałem wigilię Nowego Roku 1925, spędzoną w modlitewnym nastroju
spotykania roku zakończenia świata, a już na wiosnę rozesłaliśmy po całych
Niemczech zapotrzebowanie na cieśli, murarzy i innych rzemieślników dla
rozbudowy naszej centrali w Magdeburgu na wzór nowoczesnych fabryk. Często
w nocy budziłem się, aby rozmyślać, co się stało z moim ewangelicznym ideałem
Nowego Stworzenia? Dawniej, w okresie mojej "wiosny duchowej ", kończyłem
każdy dzień modlitwą, przedkładając Panu wszystkie wydarzenia i postępki dnia.
Obecnie przejmowałem się jedynie wykonaniem organizacyjnych zadań i
złożeniem z nich sprawozdań. Czyżbym stając się członkiem wszechświatowej
organizacji "pozyskał świat cały, a poniósł szkodę na mojej duszy? " (Ew. Mat.
16:26). W każdym razie ani duchowych, ani materialnych, ani żadnych innych
korzyści z mojej przynależności nie odniosłem. Zupełnie jasno zdałem sobie z
tego sprawę dopiero 15 lutego 1951 roku, pisząc sprawozdanie ze swojej
22-letniej nieprzerwanej i cały mój czas pochłaniającej pracy w Organizacji
Strażnicy.
Rozdział 5
Przesiewanie szeregów.
Niedługo po opisanych powyżej wypadkach miałem okazję wrócić do Berlina i
odwiedzić moich rodziców i przyjaciół. Od razu spostrzegłem, że i tutaj, jak
wszędzie, polityka Towarzystwa Strażnicy wyrządziła w zborach wielkie
spustoszenia. Wielu czcigodnych i starszych braci zostało zmuszonych do
ustąpienia, wielu innych odsunięto w ciemny kąt. Na ich miejsce kierownictwo
zborów obejmowała, przy pomocy Towarzystwa, grupa młodych,
niedoświadczonych, a za to pewnych siebie ludzi. Jako pretekstu używano
odmowy starszych składania Towarzystwu pisemnych sprawozdań ze sposobu
wykorzystania swego osobistego czasu i ilości sprzedanych książek. Tę politykę
pozbawiania zborów badaczy Pisma Świętego samodzielności i autonomii
Towarzystwo realizowało praktycznie w ten sposób, że obok wybranych przez
zbór starszych Towarzystwo mianowało swojego "kierownika zebrań " (service
director), jako siłę pomocniczą. "Kierownik zebrań " stawał się wkrótce
faktycznym kierownikiem zboru i jego reprezentantem na zewnątrz.
Ten proces spychania do kąta starszych badaczy i stopniowego przechodzenia od
samodzielności do centralnego zarządzania wszystkimi zborami badaczy przez
zaufanych przedstawicieli Towarzystwa trwał do roku 1927. Młodzi, agresywni i
posłuszni pracownicy, tacy jak ja, byli najlepszym materiałem na "kierowników
zebrań ", przeznaczonych do rozbijania zborów i podporządkowania ich nowej
polityce. W ten też sposób użyto mnie do podbicia w niewolę Organizacji jednego
ze zborów w Niemczech Środkowych. Było tam 175 członków, którzy odmówili
przyjęcia, mianowanego przez Towarzystwo, "kierownika zebrań " i składania
sprawozdań, jak też przyjęcia innych instrukcji organizacyjnych. Tam właśnie
wysłano mnie, 21-letniego młokosa, z poleceniem podporządkowania lub rozbicia
tej grupy. Jak się okazało, spotkałem starszych, szlachetnych ludzi, którzy lepiej
ode mnie rozumieli sytuację. Po godzinnej dyskusji, omijając starszych, sam
9 z 42 2011-02-18 13:48
10. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
zwróciłem się do sali z zapytaniem: "Kto jest za Towarzystwem Strażnicy? ".
Wobec braku odpowiedzi napiętnowałem ich jako złe sługi i wezwałem
wszystkich, którzy sprzyjają Towarzystwu do opuszczenia sali i podążenia za
mną. Wyszło 8 osób i w domu jednego z nich założyliśmy nowy zbór, którego
zostałem, oczywiście, "kierownikiem zebrań ". Na te zebrania zwoziliśmy
uczestników samochodami z innych posłusznych zborów. W ten sposób obok
zboru cichych i szlachetnych chrześcijan powstał drugi zbór agitatorów i
hałaśliwych sprzedawców bibuły propagandowej.
Ten sposób postępowania praktykowany był w całym kraju, aż wszędzie powstał
nowy typ zborów. Również w naszej centrali "Betel " w Magdeburgu zostało w
tym okresie wymienionych 75% osób z personelu.
Rozdział 6
"Organizacja Boża. "
W 1926 r. działalność organizacyjna "Strażnicy " nabrała pełnego rozmachu, w
ten sposób powstała wyraźna sprzeczność pomiędzy zaciekłymi atakami na całe
chrześcijaństwo z racji jego zorganizowania, a obecnymi dążeniami do
przekształcenia Towarzystwa w wysoko wydajną nowoczesną organizację i
stosowaniem na każdym kroku metod organizacyjnych. Kierownictwo w
Brooklynie zapowiedziało, że sprzeczność ta zostanie wyjaśniona na Zjeździe
Londyńskim, przygotowywanym na 1926 rok. Miało to być coś wielkiego, toteż z
niecierpliwością oczekiwaliśmy objawienia tej nowej prawdy.
I rzeczywiście, bogactwo jej zostało przedstawione w całej swej krasie. Oto jak
Judge Rutherford wybrnął ze stworzonej przez siebie sprzeczności: "Bóg stworzył
od początku organizację, ale szatan ukradł tę myśl Bożą i stworzył organizację dla
siebie. Wszystkie kościoły i świeckie organizacje są organizacjami szatana.
Natomiast Towarzystwo Strażnicy i wszyscy jego zwolennicy stanowią
organizację Bożą. Jest ona "małżonką Bożą ".
W ten sposób "Strażnica " nadawała ezoteryczny akcent wszystkim praktykom
Towarzystwa, nie zawsze zgodnym z zasadami moralnymi, jak to zobaczymy w
dalszym ciągu.
Poszczególne organizacje zostały odpowiednio podzielone i nazwane. A więc
polityczne i przemysłowe organizacje, to był Egipt, organizacje kościelne to -
Moab, Edom, itd. itd. Ten pomysł Rutherforda zaważył dobitnie na całości ruchu
Świadków Jehowy, a w szczególności na ich stosunku do bliźnich. Zamiast
szlachetnych wysiłków głoszenia ludziom Chrystusa i udzielania chrztu tym,
którzy uwierzyli, rozpoczęło się nachalne nagabywanie "Egipcjan ". Celem samym
w sobie stało się tylko wyrwanie człowieka z "organizacji szatana " i wciągnięcie
go do "organizacji Bożej ". Wyłudzanie jak największej ilości pieniędzy od
"Egipcjan " za literaturę stało się cnotą. Państwowe władze, sądy, prawa, jako
"organizacje szatana " stały się godne pogardy i przestały krępować sumienia
świadków Jehowy. Sprzedając książki wbrew prawu, bez licencji (pozwolenia),
narażali się czasami na grzywny i więzienie. Nazywali to prześladowaniem dla
imienia Bożego. Oddawanie honoru flagom państwowym i hymnom narodowym
było dla nich "kłanianiem się obrazowi bestii ".
Noszenie broni świadkowie dopuszczają jedynie w wypadku, gdy do wojska
powoła ich "Strażnica ". Nie są bynajmniej pacyfistami. Wierzą np. że wszyscy źli
zostaną pozabijani, przy czym "źli ", to są wszyscy, którzy nie należą do
Organizacji Strażnicy. W czasie "Armagedonu " również małe dzieci tych "złych "
zostaną pozabijane. Na pytanie, jak postąpią oni z tymi, którzy, będąc niegdyś
członkami "Strażnicy ", odeszli od niej, odpowiadają, że obecne prawa nie
10 z 42 2011-02-18 13:48
11. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
pozwalają takich "zdrajców " zabijać. Gdy nastaną jednak prawa Boże, tj. prawa
"Strażnicy ", zostaną oni pozabijani bezwzględnie. Na razie trzeba ich traktować
jako "nieżyjących " (tak właśnie traktuje mnie moja rodzina, odkąd odszedłem od
świadków Jehowy).
Jednym z ważniejszych zagadnień Konferencji Londyńskiej był problem
zwiększenia sprzedaży książek "Strażnicy ". Każdego roku ukazywała się nowa
pozycja, napisana przez Rutherforda i potrzebne były nowe metody sprzedawania
tej masy książkowej. W tym celu Dżadż zaproponował nam, tj. pracownikom
centrali "Betel " w Magdeburgu nowe, próbne zasady rozliczania się, mianowicie:
za każdą sprzedaną książkę otrzymywaliśmy premię w postaci dwóch bezpłatnych
egzemplarzy. Zawsze byłem dobrym sprzedawcą i wykorzystując tylko niedziele,
potrafiłem rozprzedać 25 książek, otrzymując 50 egz. dla siebie. Gdy jednak
zostaliśmy aresztowani za handel książkami bez licencji (pozwolenia), przełożeni
polecali nam kłamliwie tłumaczyć się, że my nie handlujemy, lecz głosimy w ten
sposób Ewangelię. A przecież nasz zysk wynosił 200% (!) To było dla mnie
zawsze źródłem wyrzutów sumienia, gdyż ciągle uważałem się za chrześcijanina.
Do dziś jeszcze świadkowie Jehowy otrzymują książki po 5 centów, aby je
sprzedać po 25 centów, uzyskując 400% prowizji i do dziś pociągani do
odpowiedzialności za niepłacenie podatków tłumaczą się, że uprawiają
kaznodziejstwo, a nie handel. Nowa metoda rozliczania okazała się
nadspodziewanie skuteczna. Sprawozdania z ilości sprzedanych książek skoczył w
górę. Wkrótce drukarnie nie mogły nadążyć za zamówieniami nadchodzącymi z
całego kraju.
Rozdział 7
Od zachwytu do rozczarowań.
Obecnie nadszedł czas wcielenia w życie nowych pomysłów "Strażnicy ",
pomysłów w rodzaju "Organizacji Bożej ". Na dany sygnał ruszyliśmy do pracy z
typowo teutońską zawziętością. Całe nasze postępowanie nabrało obecnie innego
charakteru. Przecież znajdowaliśmy się wewnątrz Organizacji. Teraz już nie
przyświecało nam przykazanie Jezusa z Ewangelii Mateusza 28:19-20, aby
wszystkie narody czynić uczniami Jego, tj. chrześcijanami. O, nie! To było zbyt
mdłe i mało interesujące. Teraz my byliśmy górą. Wszyscy inni, znajdujący się na
zewnątrz "Organizacji Bożej " mieli do wyboru przyłączyć się do nas lub zginąć w
Armagedonie wraz z "Organizacją Szatana ".
Nie do wiary, czym "może stać się takie przekonanie dla człowieka! Jak dawni
Faryzeusze i Sadyceusze uważaliśmy się za jedynie wybrany naród. Z pokornych
chrześcijan przemieniliśmy się w wojowników i zdobywców. Czuliśmy się
powołani do przejścia pośrodku chrześcijaństwa, które zawiodło, położenia
pieczęci na tych, którzy wejrzą na nas i wprowadzenia ich do zbawiennej
Organizacji.
Obecnie przyszedł też czas na usunięcie w cień Imienia Jezusa, od którego całe
chrześcijaństwo wywodziło swą nazwę i zastąpienia go imieniem Jehowy.
Chcieliśmy za wszelką cenę odróżnić się od chrześcijan. Ale odrzucając Imię
Chrystusa, równocześnie odrzucaliśmy zasadę żywej społeczności z Bogiem, jaka
jest udziałem chrześcijanina w Chrystusie oraz samą myśl zbawienia przez krew
Jezusa Chrystusa, a nie przez uczynki spełniane przez organizację. Staliśmy się
Organizacją Jehowy i uczono nas lekceważenia w słowach i uczynkach Jezusa,
"jedyne imię dane ludziom, przez które możemy być zbawieni ".
Na wzór teokratycznych Żydów nadużywaliśmy imienia Jehowy dla
proklamowania naszej organizacji jako "Bożej Organizacji ". Przecież małżonka
11 z 42 2011-02-18 13:48
12. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
nosi nazwisko męża, a nasza organizacja była "Małżonką Bożą ".
Do walki! Naszym zadaniem, jako Organizacji Bożej, było zdobycie dla Boga
całej ziemi. Z tym przeświadczeniem atakowaliśmy na każdym kroku: w salach, w
świadectwach masowych, w małych miasteczkach, gdy ludzie szli do kościołów, w
pukaniu od domu do domu, w rozpowszechnianiu gazet i ulotek, w rozrzucaniu
haseł.
Oczywiście, wywołało to kary, upomnienia, aresztowania w miastach i wsiach, ale
stawszy się fanatykami chętnie płaciliśmy każdą cenę. Przecież byliśmy
żołnierzami, a chrześcijaństwo było naszym wrogiem. Walka pochłania wszelkie
ofiary. Walka kładzie koniec dyskusjom. Tak właśnie, z podniesioną głową i
poczuciem dumy stawiliśmy czoło opozycji.
W tym czasie tu i ówdzie zaczęły się pojawiać grupy szturmowe hitlerowców (SS).
Politycznie nie stanowiły jeszcze siły, a programy swój opierały na przemocy.
Zaczęły one wytykać nas jako propagandystów amerykańskich, kierowanych
przez USA. Nie pozostając dłużni, atakowaliśmy ich na każdym kroku w naszych
wystąpieniach. Pamiętam, że jedno z moich zebrań zostało przerwane przez
bojówkę SS w czasie mojego przemówienia, a sam zostałem pobity ciężkim
dębowym krzesłem, Wielu z nas zostało aresztowanych, a tu i ówdzie staliśmy się
ofiarami napaści ze strony tłumu. Kościół protestancki zarzucał nam bluźnierstwo
Bogu. W sądzie najwyższym Saksonii odbył się siedmiodniowy proces z tego
powodu, który jednak wygraliśmy. Również Kościół katolicki usiłował nas
przepędzić z Bawarii, szczególnie z rejonu Fuldy, jednaki bezskutecznie.
Przez aresztowania i procesy nasi przeciwnicy oddawali nam niemałą przysługę.
W ten sposób nasze szeregi zacieśniły się i nabraliśmy rozgłosu. Staliśmy się
znani powszechnie i ludzie niezadowoleni ze stanu rzeczy w Niemczech widzieli w
nas męczenników. Nade wszystko jednak wzrósł ogromnie popyt na nasze
książki. Produkowana przez nas bibuła szła od ręki jak gorące ciastka, osiągając
nakłady milionowe, a liczebność nasza wzrastała tysiącami. "Organizacja Boża "
była w pełnym marszu.
Łowienie ryb w mętnych wodach.W Niemczech Republiki Weimarskiej
wszystko szło ku gorszemu. Bezrobocie osiągało niespotykane rozmiary. Masy
ludzkie były zdezorientowane jak błędne owce. Na skrajnej lewicy komuniści
liczyli miliony zwolenników, po przeciwnej stronie szybko zdobywali pole
hitlerowcy, a umiarkowane centrum było bezwładne. Po środku znajdowała się
reszta narodu, której przedstawialiśmy się jako "Organizacja Boża ", stworzona
dla nich właśnie, nieustraszona, silna, obiecująca zaprowadzić nowy porządek.
Łatwo staliśmy się ich pionierami.
Gdyby nie dojście Hitlera do władzy, kto wie, czy Niemcy nie stałyby się
pierwszym państwem świadków Jehowy. Zrozumieli to i hitlerowcy, i rozpoczęli
zwalczać nas jako trzecią siłę polityczną. Gwałtowny koniec naszej pracy w
Niemczech położył Hitler natychmiast po uchwyceniu władzy. Doświadczenia
nasze tego okresu zostały później wykorzystane w Ameryce przez centralę w
Brooklynie.
Produkcja masowa. W tym czasie została ukończona rozbudowa naszej centrali
w Magdeburgu i Towarzystwo Strażnicy przysłało do nas eksperta ze Stanów
Zjednoczonych, który miał nas wprowadzić w zasady nowoczesnej organizacji
produkcji taśmowej (system Taylora) w drukarni i wydawnictwie. Polegało to na
odpowiednim rozmieszczeniu ludzi i ograniczaniu ich ruchów do najbardziej
niezbędnych i celowych. Doszliśmy do takiej perfekcji, że koszt własny produkcji
książki za jedną miarkę wynosił tylko 12 fenigów. Odpadał koszt sprzedaży, gdyż
kolporterzy utrzymywali się z własnych zarobków. Te wysokie zyski Towarzystwa
były otoczone ścisłą tajemnicą, aby zachować pozory biednej organizacja
12 z 42 2011-02-18 13:48
13. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
religijnej.
W nagrodę za osiągnięte przez nas wyniki centrala w Brooklynie obdarzyła nas
zadaniem objęcia swą działalnością również Polski, Czechosłowacji, Rumunii i
Austrii. Byliśmy również nominalnie wydawnictwem dla krajów skandynawskich.
Do Polski wysyłaliśmy nieoprawione książki ( "Harfa Boża "). Były one zszywane
na miejscu. Pamiętam, że do Polski właśnie wysyłaliśmy bardzo dużą ilość
książek. Moim zdaniem religia Towarzystwa Strażnicy (świadkowie Jehowy)
byłaby dziś w Europie najgłówniejszą religią, gdyby nie wybuch II wojny
światowej w 1939 roku. Jeszcze dzisiaj, gdyby nie drastyczne środki stosowane
przez władze świeckie, świadkowie mieliby szanse stać się główną religią Stanów
Zjednoczonych, a następnie Afryki, Południowej Ameryki a na końcu Europy i Azji.
Procentowy ich wzrost jest dziś (1954) ponad dziesięciokrotnie wyższy aniżeli w
Niemczech w okresie przed wybuchem drugiej wojny światowej. Tam byliśmy już
bliscy zdobycia całego narodu dla świadków Jehowy. Innym razem, w jakimś
innym kraju może się stać to rzeczywistością!
Kłopoty i niepokoje w Betel.Byłem zawsze przyzwyczajony wypowiadać na
głos swoje zdanie, jednak rychło zauważyłem, że w naszej centrali lepiej jest
milczeć przy stole. Tym bardziej, że coraz częściej przyłapywałem się na
używaniu wytartych sloganów "Strażnicy " i żargonu organizacyjnego, za co sam
siebie nienawidziłem. Zapanowała u nas atmosfera powszechnej podejrzliwości.
Pewnego razu zostałem wezwany do dyrektora. Okazało się, że jeden z jego
szpiegów doniósł o mojej nielojalności, którą okazałem przed rokiem. Miałem
wówczas za zadanie zebrać podpisy pod deklaracją pozostania w "Betel " od
wszystkich pracowników, centrali. Niektórzy jednak odmówili podpisania
deklaracji, a ja nie ujawniłem ich nazwisk wobec dyrektora. "Ja wiem o
wszystkim, cokolwiek robicie zarówno w biurze, jak i w terenie " - grzmiał
dyrektor. Jestem pewny, że dyrektorowi zdawało się, że zna on również nasze
myśli.
Personel centrali naszpikowany był szpiegami, a donosicielstwo było cnotą. A
chociaż rządy świeckie pozwalały zwalniać obywateli od niektórych obowiązków
ze względu na sumienia, to pracownicy Towarzystwa Strażnicy nie cieszyli się
takim przywilejem, Do dziś jeszcze, jeśli członek, "Organizacji Bożej " wyrazi
zastrzeżenie do jakiegokolwiek posunięcia Towarzystwa w Brooklynie, zostanie z
miejsca napiętnowany jako zły sługa. Żadnego miłosierdzia, żadnego szacunku
dla cudzych przekonań. Gdybym skądinąd nie był przodującym, wydajnym
pracownikiem, z pewnością zostałbym zwolniony z miejsca i potępiony za
ukrywanie braci. Wszystkie donosy pod adresem pracowników były skrzętnie
notowane i każdy z nas miał swoją rubrykę. Zapisane w niej "grzechy "
wykorzystywane były w chwili, gdy ktoś z nas "wychylał się z szeregu ".
Wówczas, wezwany do dyrektora, był ogłuszony esencją swoich "przestępstw " i
zazwyczaj przestraszony wracał czym prędzej do zaprzęgu.
Wprawdzie udało się naszemu dyrektorowi uczynić z nas dobre sługi, sam jednak
bynajmniej nie należał do takich. W czasach powszechnej biedy ubierał się
kosztownie i żył wystawnie, przedsiębiorąc kosztowne i niepotrzebne podróże
najdroższymi środkami lokomocji.
Cała organizacja nasza, chociaż groźna na zewnątrz, od wnętrza była chora, jak
żydowska teokracja czasów Nowego Testamentu, o której Pan Jezus mówił:
"Biada wam faryzeusze i uczeni w piśmie, obłudnicy! Jesteście jak groby bielone,
piękne na zewnątrz, lecz pełne nieczystości i kości umarłych wewnątrz ".
W 1927 r. stan rzeczy w Betel stał się tego rodzaju, że miałem do wyboru cierpieć
wieczne wyrzuty sumienia lub usunąć się. Wybrałem to drugie. Korzystając ze
swego obywatelstwa, wyjechałem do Stanów Zjednoczonych.
13 z 42 2011-02-18 13:48
14. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
Rozdział 8
Pionierzy, pionierzy!
Po przybyciu do Nowego Jorku w lipcu 1927r. nastąpiła przerwa w mojej
aktywności na rzecz Towarzystwa Strażnicy. Skończył się bezpowrotnie okres
mojego podziwu i bezkrytycznego oddania każdemu skinieniu "Strażnicy ". Stałem
z boku i przyglądałem się sceptycznie. A jeżeli dałem się powtórnie zaangażować
do pracy, to zawdzięczam to mojej rodzinie, którą udało mi się sprowadzić z
Berlina do Nowego Jorku. Przewidywałem, że w Niemczech sprawy będą układały
się coraz gorzej, że wszyscy, którzy chcą zachować swoją indywidualność
niezależnie od "Das Deutsche Wesen ", którzy wyznają odrębny światopogląd,
ściągną na siebie nienawiść nacjonalistów niemieckich. Dotyczyło to także
Towarzystwa Strażnicy.
Rodzina moja przyłączyła się do niemieckiego zgromadzenia w Brooklynie i
rozpoczęła wywierać na mnie nacisk w kierunku ponownego wciągnięcia minie w
wir pracy organizacyjnej. Moje zniechęcenie, wywołane przeżyciami w Niemczech,
starano się przezwyciężyć twierdzeniem, że tutaj w Ameryce stosunki w
"Strażnicy " nie były tak dyktatorskie jak w magdeburskiej centrali. Nie wiedzieli
oni, że wkrótce, w 1929 roku wszystkie metody wypróbowane w Niemczech
zostaną przeniesione na teren amerykański.
Amerykańskie wydawnictwo "Strażnicy " w 1927 roku stało daleko w tyle za
naszym w Magdeburgu pod względem sprawności i wydajności. Ich organizacja
również nie nadążała za niemiecką. Zbory ich znajdowały się w tym stadium, z
którego my wyszliśmy w roku 1924. Domyśliłem się, że działo się tak ze względu
na odmienny charakter ludzi amerykańskich. Odrzucali oni wszelki przymus i
komenderowanie, przyzwyczajeni do demokratycznych stosunków społecznych,
nie poddawali się tak łatwo teokratycznym koncepcjom "Strażnicy ". Nie
przeżywali też okropności pierwszej wojny światowej tak jak my, w Europie.
"Strażnica " musiała więc oczekiwać sposobności zdobycia i wykształcenia
odpowiednich kadr. Wkrótce sposobność taka nadeszła w postaci wielkiego
kryzysu 1929 roku. Ludzie stracili pewność pracy i jutra, stracili oparcie
ekonomiczne i nigdy już nie odzyskali zupełnego spokoju. Widmo kryzysu
prześladowało odtąd miliony ludzi przez długie, długie lata. To właśnie była woda
na młyn "Strażnicy ": potężna klasa ludzi niezadowolonych z istniejącego stanu
rzeczy.
W celu zdobycia kadr wyszkolonych pracowników, "Strażnica " zapoczątkowała
służbę "pionierów ", którzy byli następcami russellowskich kolporterów. Ludzie ci,
oddani całym sercem i duszą sprawie "Strażnicy ", byli oczkiem w głowie Judge
Rutherforda. Z chwilą nastania wielkiego kryzysu szeregi "Strażnicy " gwałtownie
wzrosły. Oczywiście, wielu nowicjuszy garnęło się gorliwie do służby pionierskiej.
Mój ojciec, siostra i jej mąż sprzedali swoje majętności, kupili samochód,
zbudowali przyczepę mieszkalną do samochodu i w lecie 1931 roku rozpoczęli
wędrowną pracę pionierską w powiatach wokół Nowego Jorku. Ja sam opierałem
się długo namowom rodziny, aż w końcu, po dwu latach, uległem w 1933 roku.
Kupiłem Forda i wyruszyłem również na pionierską pracę w powiecie Clark, aby
towarzyszyć swojej rodzinie.
Zawsze byłem dobrym sprzedawcą i w niedługim czasie osiągałem trzydzieści do
trzydziestu pięciu książek dziennie. Jednak zorientowaliśmy się łatwo, że w
terenie było raczej mało pieniędzy. Wówczas stosowaliśmy czysto handlowe
metody, sprzedając książki za towary. Pamiętam pewną okolicę w stanie Georgia,
tam gdzie diabeł mówi dobranoc (w oryg.: "nawet lisy mówiły dobranoc "), gdzie
14 z 42 2011-02-18 13:48
15. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
nie było najmniejszych widoków sprzedania choćby jednej książki za pieniądze.
Prawie wszyscy otrzymywali zapomogi od państwa i żyli z nich. Przejeżdżając
przez miasteczko, zauważyłem jednak na każdym podwórzu wrak samochodu.
Nawiązałem kontakt z warsztatem samochodowym i zacząłem sprzedawać książki
za stare akumulatory i chłodnice, które odstawialiśmy za pieniądze do warsztatu.
W rezultacie zbywaliśmy do dwudziestu pięciu egzemplarzy dziennie. Takich jak ja
było wielu. Pionierzy ci byli prawdziwymi, oddanymi i ofiarnymi pionierami,
wprawdzie nie chrześcijaństwa, ale teokracji "Strażnicy ", ogłoszonej w 1938 r.
Oni kładli podwaliny pod najbardziej totalitarną organizację, jaka kiedykolwiek
powstała w miłującej wolność Ameryce.
W 1935 roku nastąpił kryzys w sprzedaży literatury "Strażnicy " w Ameryce. Po
prostu zamówienia przestały napływać, a ludzie przestali kupować nasze książki.
Odkryliśmy prawdę wyrażoną kiedyś przez Abrahama Lincolna: "Można ogłupiać
pewnych ludzi przez cały czas lub wszystkich ludzi przez pewien czas, ale nie da
się ogłupiać wszystkich ludzi przez cały czas ". Nawet ludzie we wioskach i
małych miasteczkach odkrywali powoli prawdziwe motywy naszej akcji
sprzedawania książek, zwłaszcza gdy znajdywali w nich niewybredne ataki na
religię; wówczas po prostu odmawiali dalszego kupna. Coraz mniej liczni,
przyjmujący nadal naszą literaturę, byli skrupulatnie notowani w wykazach,
wykorzystanych później w tworzeniu grup świadków Jehowy. W 1938 roku
nastąpił również zmierzch pionierów, spowodowany spadkiem popularności
literatury "Strażnicy ". Wielu z nich zostało mianowanych sługami okręgowymi,
innych skierowano do seminarium Gilead, inni zostali specjalnymi pionierami
świadków Jehowy w czasie drugiej wojny światowej.
Gdy finanse z kampanii sprzedaży literatury zmalały, Towarzystwo musiało
wynaleźć jakieś nadzwyczajne środki zainteresowania opinii publicznej swoimi
ludźmi i zdobycia popularności. Obrano drogę niezwykłą: wzbudzono falę
prześladowań przeciw sobie, aby na tej fali wypływać na wierzch życia w
Ameryce. Później zobaczymy, jak ten cel został osiągnięty.
Rozwój doktrynalny Towarzystwa Strażnicy w Ameryce w okresie od 1927 do
1931 był w dużym stopniu powtórzeniem tego procesu w Niemczech w okresie
wcześniejszym. Doskonale oddają to słowa Pisma Świętego z Listu Ap. Piotra: "A
wielu pójdzie za ich zgubą, z powodu których droga prawdy za bluźnierstwo
wystawiona będzie, i przez chciwość pięknymi słówkami kupią was sobie... " (II.
Piotra 2: 2,3).
Poznawanie czystego Słowa Bożego zastąpione zostało komentarzami
ogłaszanymi jako "Nowe Prawdy ". Istotny, bezpośredni sens Pisma był
systematycznie odwracany, określany jako przeszły i zastąpiony nowym
tłumaczeniem w żargonie stworzonym przez "Strażnicę ". Ten niezrozumiały dla
normalnego człowieka żargon nazwany został później "czystym językiem " lub
"czystymi wargami ". Z chwilą, gdy ta paplanina i przewrotne tłumaczenia wyparły
z serca i umysłu człowieka bezpośrednie słowo prawdy Bożej, ukończona została
pożądana przemiana chrześcijanina na świadka Jehowy. Zasada odrodzenia
duchowego przez pośrednictwo Pisma Świętego zastąpiona została zasadą
przyjęcia nowej wiary, opartej na prawdach "Strażnicy ". Ciągły napór świeżej
literatury "Strażnicy " powodował nieuchronnie przemianę umysłu, objawiającą się
w wygłaszaniu mętnych zdań, zwanych "Zwiastowaniem Królestwa ". Wszyscy
przerobieni w ten sposób powtarzali jednakowe slogany, myśleli jednakowo,
mówili jednakowo i świadczyli jednakowo. Było to głównie dziełem czasopisma
"Strażnica ". Bez jego regularnego ukazywania się cały ruch świadków Jehowy
wkrótce umarłby śmiercią naturalną. Słusznie więc przywódcy Towarzystwa,
wydający czasopismo, uważali się za "wierne sługi, dostarczające czeladzi
15 z 42 2011-02-18 13:48
16. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
pokarm słuszny czasu swego ".
Program Towarzystwa i jego cele na następny okres zawierała wydana w tym
czasie (1928) książka "Rząd " (ukazała się też w polskim języku, drukowana
prawdopodobnie w Niemczech. - Przyp. tłum.) Jej język i argumentacja były tak
samo mętne jak w innych książkach. Jednak trafnie opisano tam powstanie
"dyktatury teokracji " i przyszły rozwój sytuacji w szeregach świadków Jehowy.
Rozdział 9
Rozwój doktrynalny ruchu "Świadków Jehowy ".
W tym rozdziale mojego opowiadania chciałbym dać wam przegląd teologicznego
systemu "Strażnicy ". To oszczędzi wam błądzenia po labiryntach wywodów w
literaturze "Strażnicy " oraz ukaże, co uczyniono w celu przełamania prawdy
chrześcijańskiej i zbudowania na to miejsce systemu nauk "Strażnicy ".
Obraz Bestii. Jeżeli czytaliście 13 rozdział księgi Objawienia, pamiętacie z
pewnością przedstawioną tam bestię, która wygłasza bluźnierstwa, walczy ze
świętymi i wydaje dekret, mocą którego nikt nie może sprzedawać ani kupować,
kto nie przyjmie znamienia bestii na swoje czoło i prawą rękę. Istnieje wiele
tłumaczeń tego rozdziału, a "Strażnica " również posiada swoje tłumaczenie.
Świadkowie Jehowy utrzymują i głoszą, że tą bestią jest chrześcijaństwo, a w
szczególności katolicy, protestanci oraz Żydzi, sprzymierzeni z władzą świecką.
Cały ten kompleks ma być zniszczony w strasznej, oczyszczającej bitwie pod
Armagedonem. Jest to bardzo ciekawe tłumaczenie i sam byłem kiedyś jego
zwolennikiem. Jednak obecnie oczy moje otworzyły się i doszedłem do wniosku
wręcz odwrotnego: Czyż obraz bestii nie pasuje o wiele lepiej do Towarzystwa
Strażnicy? Organizacja ta była zraniona na śmierć po zgonie Karola Russela, w
czasie pierwszej wojny światowej, kiedy to oficjalnie ją rozwiązano, a
przywódców osadzono w więzieniu. Jednak jej śmiertelna rana została uleczona
wraz z objęciem kierownictwa przez Judge Rutherforda w 1919 roku. Natomiast z
chwilą ogłoszenia teokracji w 1938 roku Organizacja była tak potężna, że mogła
"ogień sprowadzić z nieba na ziemię ", ferując wyroki plag na "religionistów " na
łamach czasopisma "Strażnica ". Nikt nie może pozostać w szeregach świadków,
kto nie myśli tak, jak każe "Strażnica " (piętno na czole) i nie postępuje według
szablonu podanego przez "Strażnicę " (piętno na ręce). To podobieństwo jest tak
zadziwiające dla mnie, który przez trzydzieści lat żyłem w łączności z Organizacją
Strażnicy, że do dzisiaj nie mogę się od niego uwolnić. Oto dlaczego często
powtarzają się w moich wspomnieniach aluzje do Organizacji, gdy wspominam o
bestii z Objawienia i jej obrazie.
Książka "Życie ". Pamiętacie zapewne oczekiwanie badaczy Pisma Świętego na
zjawienie się Książąt Starego Testamentu w 1925 roku. Począwszy od 1922 roku
artykuły czasopisma "Strażnica " rozpalały do białości ten nastrój oczekiwania.
Jego celem było, oczywiście, skupienie sił do przyszłej ekspansji. Aby częściowo
podtrzymać tamte nastroje, zwrócono zaraz po 1925 roku uwagę na fakt powrotu
Żydów do Palestyny. Jeden z przedstawicieli po swoim powrocie opowiadał
cudowne rzeczy o powrocie narodu do swojej ziemi obiecanej. Są one właśnie
zawarte w książce "Życie " (1929), z której wynikało, że koniec jest naprawdę
bliski, jeżeli Żydzi powracają do Palestyny.
Jak można się było domyślać po czerwonych okładkach książki, była to
przysłowiowa "gruszka na wierzbie ". Jej prawdziwe zadanie polegało na nagięciu
dotychczasowych nauk "Strażnicy " do obecnych praktyk, na przypieczętowaniu
śmierci badaczy Pisma Świętego i narodzin świadków Jehowy. Już po roku zaszła
konieczność odwrócenia uwagi od powrotu Izraela do Palestyny i odrzucenia
16 z 42 2011-02-18 13:48
17. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
faktów, które były podstawą napisania książki "Życie ". Ogłoszono, że
prawdziwym Izraelem są świadkowie Jehowy. Począwszy od tego czasu
Organizacja Strażnicy przywłaszczała sobie wszystkie "duchowe zalety Izraela " i
skierowała do siebie wszystkie proroctwa dotyczące Żydów. Poszczególne
wydania "Strażnicy " przepełnione były odtąd ustępami Starego Testamentu w
żargonie "Strażnicy " i dowodami wypełnienia proroctw Starego Testamentu
właśnie w ruchu świadków Jehowy.
Przez przejęcie tych proroctw, przez adaptowanie ustroju teokracji żydowskiej a
nawet w przyjęciu nazwy świadków Jehowy (którą to nazwę Izajasz w 43:10
podaje jako nazwę Izraela), "Strażnica " odwróciła cały rozwój prawdy biblijnej,
powracając do spraw przeżytych i przebrzmiałych. Od tej chwili świadkowie
Jehowy uważali się za "Izraela Bożego ", za naród wybrany, znajdujący się
"wewnątrz " organizacji Bożej, tak, jak kiedyś naród żydowski. Ich stosunek do
ludzi z "zewnątrz " był początkowo współczujący, a następnie pogardliwy i
potępiający. Znalazło to swój wyraz w niekulturalnym i nieobywatelskim
postępowaniu świadków Jehowy na całym świecie. Przypisując sobie wszystkie
zalety i przywileje Izraela czasów starożytnych, rzeczywiście zdobyli wszystkie
wady tamtych czasów, jak krótkowzroczność, bigoteria, upór "twardego karku " i
wiele innych cech ujemnych.
Usprawiedliwienie istnienia klas. W 1932 roku ukazała się następna książka
rozwijająca nauki świadków Jehowy, pt. "Zabezpieczenie ". W książce tej
"Strażnica " usiłuje uzasadnić podział na klasy wiernych wbrew nauce Pisma
Świętego o konieczności osobistego przynoszenia owoców ducha.
Uzasadnienie to miało następujący tok: tylko niewielu byłych badaczy Pisma
Świętego sprzed 1919 roku pozostało wiernymi Towarzystwu Strażnicy w czasie
budowy jej drugiego piętra. Reszta ta miała obecnie stanowić 144 tysięcy
wiernych z Objawienia, stanowiących według "Strażnicy " ciało Chrystusa. Oni to
mieli być tymi wprowadzającymi zastępy nowych młodych członków, nową klasę
wiernych, tak jak kiedyś biblijna Noemi wprowadziła Ruth, a Mardocheusz
wprowadził Esterę do koła wiernych Izraela. W związku z tym porównaniem klasę
starszych członków, byłych badaczy nazwano klasą "Mardocheusz-Noemi ", a
klasę świeżych członków ochrzczono mianem klasy "Ruth-Ester ".
Wkrótce jednak okazało się, że większość nowych zwolenników nie odpowiada
warunkom przynależności ani do jednej, ani do drugiej klasy, gdyż nie
wykazywała żadnego zainteresowania dla spraw duchowych, zadawalając się
organizacyjną przynależnością. Było to naturalne żniwo polityki Towarzystwa od
1925 roku, od którego to czasu za najważniejsze uznano sprzedawanie książek i
składanie sprawozdań, a szykanowano owoce ducha, rozwój charakteru,
odrodzenie duchowe, wiarę w Chrystusa. Dzisiaj każdy mógł być głosicielem
"Strażnicy ". Wystarczyło spełnienie warunków zupełnie powierzchownych, jak
wypełnianie sprawozdań, sprzedawanie książek i uczęszczanie na zebrania. Dawni
badacze wierzyli, że ci, którzy nie pozostali wierni swojemu powołaniu pomimo
odrodzenia duchowego, otrzymają jeszcze jedną szansę nawrócenia się w czasie
wielkiego ucisku. Jednak nie będą królować z Chrystusem, a miejsce ich będzie
przed tronem. Obecnie "Strażnica " zmieniła to tłumaczenie. Czyż psalmista nie
głosi, że "ziemia jest podnóżkiem nóg Twoich "? Ci przed tronem muszą być
ziemscy i to właśnie będzie ta klasa zwolenników Organizacji Strażnicy, którzy nie
wykazują żadnych duchowo-moralnych kwalifikacji. Nazwano ich klasą
"Jonadabów ". Każdy, kto zechce uważnie przeczytać 7 rozdział księgi
Objawienia, przekona się, że tłumaczenie takie jest zwyczajnym bluźnierstwem i
przekręcaniem słów. Czy jednak jest choćby jedno ich tłumaczenie Pisma, które
nie byłoby przekręcone i naciągnięte wbrew istotnej treści?
17 z 42 2011-02-18 13:48
18. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
Zadaniem książek "Przygotowanie " (1934) i "Bogactwa " (1933) było nie tylko
wytłumaczyć i usprawiedliwić spadek poziomu całego ruchu, ale uczynić z tego
jeszcze przedmiot dumy przyszłych świadków Jehowy.
Gabaonici. Pozostało jeszcze sklasyfikować rzeszę ludzi, którzy nie należąc
oficjalnie do ruchu "Strażnicy ", sprzyjali mu, nabywali książki "Strażnicy " i
przyjmowali wizyty ich głosicieli. Wyznaczono im rolę biblijnych Gabaonitów,
którzy, chcąc uniknąć zagłady, zawarli przymierze z Izraelitami i chociaż poganie,
mieszkali pośród Izraela jako słudzy i niewolnicy. Taki też "błogi " los spotka
biernych sympatyków Strażnicy, czyli obecnie ruchu świadków Jehowy. Zdołają
oni ujść gniewu Bożego, ale pozostaną niewolnikami Świadków Jehowy w czasie
teokracji. Zaiste piękna ilustracja narodu panów i niewolników.
Odrzucenie chrześcijaństwa. Towarzystwo "Strażnicy " doszło teraz do
punktu, w których nie mogło się już zatrzymać. Przyszedł czas na zrzucenie
płaszczyka chrześcijaństwa, pod którym tak długo maskowało się. Było to nawet
konieczne dla uzyskania dalszego powodzenia w niezadowolonych masach
chrześcijan obecnie i nienawidzących chrześcijaństwa pogan w przyszłości.
Towarzystwo Strażnicy uznało, że "jedyne Imię dane ludziom, przez które
możemy być zbawieni " stało się obecnie przeszkodą na drodze postępu
Towarzystwa Nowego Świata. Cele takie, jak narzucanie swych nauk wszystkim
ludziom i zdobycie władzy nad światem wymagały uniwersalniejszej nazwy. Użyto
do tego Imienia Bożego: Jehowy - stąd świadkowie Jehowy.
W 1932 roku upłynęło 12 lat od chwili wznowienia pracy Towarzystwa pod nowym
kierownictwem Judge Rutherforda. Towarzystwo postanowiło upamiętnić ten fakt
wydaniem książki "Wywyższenie ", w której, jak zwykle, nadużywa Pisma
Świętego do swych celów. W tym wypadku ofiarą padła przypowieść
ewangeliczna o gospodarzu, zwołującym robotników do pracy w winnicy.
Dwanaście godzin pracy, to właśnie dwanaście lat pracy Towarzystwa na nowych
zasadach. A wszystkim starym i młodym, zasłużonym i nowicjuszom przypadnie
jedna zapłata. Jaka? Cudowne imię świadków Jehowy. W ten sposób
podciągnięto, czyli wywyższono klasy "Jonadabów " do reszty doświadczonych
członków, odrzucając ostatecznie wszelkie kwalifikacje duchowe właściwe
Kościołowi Chrystusowemu. Świadkowie Jehowy przestali być chrześcijanami
zarówno w nazwie jak i w treści.
Rozdział 10
Początek nowej strategii.
Konieczność zmiany dotychczasowej strategii kierownictwa "Strażnicy " wynikała
z dwóch przyczyn. Po pierwsze ludzie przestali kupować naszą literaturę. Chodząc
od domu do domu, prawie zawsze spotykaliśmy się z odmową. Potrzebny był
jakiś nowy bodziec. Po drugie należało w jakiś nowy sposób rozgłosić i
spopularyzować nową nazwę świadków Jehowy. Wybrano do tego celu niezwykłą
drogę wzbudzenia przeciw sobie fali prześladowań, pozorując prześladowanie za
religię. W Ameryce, gdzie ludzie byli czuli na wolność wyznania, nie było to rzeczą
łatwą, pomimo to, ta wieloletnia akcja uwieńczona została pełnym sukcesem. Jak
się to zaczęło, posłuchajcie.
Na początek obrano teren możliwie blisko centrali w Brooklynie, a więc stan New
Jersey. Ten naszpikowany małymi, półmiejskimi osiedlami kraj najlepiej nadawał
się do zaczepki. Jego mieszkańcy lubili spędzać niedziele w błogim spokoju,
próżniactwie i bezruchu. Na nich to postanowiono nasłać "niedzielne grupy
świadków ", nagabujące ludzi na ulicach, przed kościołami i w domach,
narzucające się ze swoją literaturą i naukami. Przedtem wpojono "świadkom " ich
18 z 42 2011-02-18 13:48
19. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
zadania. Mieli oni atakować każdą religię, wszelkie świętości, zwyczaje i obyczaje,
posługując się rzekomo Pismem Świętym. Np. płacenie podatków, zdejmowanie
kapelusza wobec starszych i kobiet, flagi i hymny państwowe, wszystko to było
przedmiotem napaści. Zwłaszcza skuteczna była metoda nachodzenia ludzi
właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebują oni odpoczynku. W rezultacie setki i
tysiące skarg napłynęły do policji i sądów, zmuszając władze do reakcji. Policja
zażądała pozwolenia na sprzedaż książek i zatrzymała sporo osób, które,
oczywiście, nie mogły się wykazać opłaceniem odpowiedniego podatku. W ten
sposób władze wstąpiły w sidła zręcznie zastawione. Rzucono tam oddziały
rezerwowe świadków, sprowokowano wielkie widowisko z maszerującymi
oddziałami, okrzykami i transparentami, dopóki wszystkie więzienia danego
miasteczka nie zostały zapełnione i policja bezradna musiała ustąpić. Na drugą
niedzielę obrano inne miasteczko. Oczywiście, przez cały następny tydzień ludzie
mówili tylko o niedzielnych rozruchach i stawaliśmy się głośni. Tu i ówdzie
żałowano nas jako prześladowanych za wyznanie. Ale prawdziwego rozgłosu
przysparzały nam dopiero procesy, wynikłe wskutek tych akcji. Pisała o nich
prasa, śledziła publiczność. Obrona na procesach była z góry zaplanowana. Z
reguły odwoływaliśmy się do wolności wyznania. Oskarżeni o handel książkami
bez opłacania podatków obstawialiśmy, że jest to nasza forma nabożeństwa,
wzgl. kaznodziejstwa, które były dozwolone. Powoli udało nam się stworzyć
nastrój prześladowania mniejszości wyznaniowej i pozyskać rozgłos, a nawet
sympatię pewnych kół ludności. Znów wielu ludzi zainteresowało się naszymi
przekonaniami i zaczęło czytać nasze książki. I chociaż kpili z nas, to jednak
sympatia dla prześladowanej mniejszości brała górę i zaczęli brać nas w obronę.
Ale znaleźli się i tacy, których nasz rozgłos skłonił do zainteresowania się
istotnymi celami Towarzystwa jako całości, a szczególnie kierownictwa w
Brooklynie. Władze zaczęły podejrzewać, że pod pokrywką nowej religii kryje się
po prostu jakiś olbrzymi interes handlu literaturą bez pozwolenia. Raz po raz
artykuły w prasie podnosiły ten problem, np. w "Saturday Evening Post " w 1940
roku zatytułowany "Armagedon, Spółka Akcyjna " itp.
Ta akcja zmusiła naczelne dowództwo "Strażnicy " do przeciwdziałania. Oskarżeni
o używanie religii jako zasłony, nie mogąc zaprzeczyć faktom nadzwyczajnych
korzyści pieniężnych, ciągniętych ze sprzedaży literatury bez podatków,
"Strażnica " rozpoczęła oskarżać religie innych ludzi o czerpanie korzyści
materialnych z praktyk religijnych. "Wasza religia jest tylko zasłoną do bogacenia
się księży " wołali na ulicach do ludzi. Akcja ta przynosiła częściowo skutek,
odwracając uwagę ludzi od sedna oprawy.
Coraz liczniej powtarzające się sprawy sądowe przeciwko świadkom Jehowy
domagały się jakiegoś oficjalnego rozwiązania ze strony władz. Zasądzeni na
więzienia i grzywny w jednej instancji z reguły odwoływaliśmy się do wyższej,
wygrywając sprawę. Jednak w przypadku miasta Griffin w stanie Georgia
"Strażnica " przegrała sprawę również w sądzie stanowym i odwołała się do Sądu
Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Tutaj przedstawiono sprawę w ten sposób,
że świadkowie Jehowy są biednymi ludźmi, których nie stać na kosztowne środki
propagandy, jak prasa i radio, więc szerzą swoje poglądy przy pomocy traktatów
i ulotek. Powołano się na przykłady znanych w Ameryce działaczy, jak Tomasz
Paine, którzy przy pomocy ulotek dobrze zasłużyli się krajowi. Sąd Najwyższy
przyjął to tłumaczenie, uznał, że literatura świadków jest wolna od opłat, więc jej
rozpowszechnianie podpada pod ochronę konstytucji USA. Począwszy od 1936r.
czasopismo "Strażnica " roi się od opisów zwycięstw w poszczególnych miastach,
czy okręgach. Najcudowniejsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że naczelnicy
policji, ojcowie miasta, sędziowie pokoju a nawet Sąd Najwyższy dali się chytrze
19 z 42 2011-02-18 13:48
20. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
użyć dla celów postawionych przez kierownictwo Towarzystwa Strażnicy.
Te zwycięstwa polityczne uzyskane przez warstwę rządzącą (tzw. Mądrych i
Wiernych Sług) na zewnątrz, umocniły niepomiernie jej pozycję wewnątrz
organizacji i postawiły poza wszelką krytyką. Była to okoliczność wręcz
opatrznościowa dla teokratycznych koncepcji "Strażnicy ". Odtąd świadek
Jehowy, który nie współpracował w 100% w przyjmowaniu prawd "Strażnicy ",
nie liczył się w ogóle. Po prostu nie zajmowano się nim.
Rozdział 11
Moja służba w Nowym Jorku.
W roku 1936 byłem w domu moich rodziców w New York City w trakcie
przygotowań do wyjazdu na Południe, gdzie miałem objąć nowy pionierski teren.
Wówczas zostałem wezwany do "Service Departament " (Wydział Służby,
zajmujący się organizacją zgromadzeń. Przyp. tłum.), gdzie zaproponowano mi
stanowisko sługi jednostki Manhattan. Z przyjęciem tej funkcji ociągałem się,
będąc świadomy daleko idących zmian w moim stosunku do Towarzystwa
Strażnicy. Opuszczenie Betel w Magdeburgu nie pomogło mi niestety, odzyskać
utraconą pozycję Chrześcijanina, jako nowego stworzenia, którą straciłem po
zaangażowaniu się w pracy towarzystwa w dniu 18. 08. 1924 roku. Obecnie jest
dla mnie jasne, dlaczego tak było. Po prostu nie czytałem, nie studiowałem Pisma
Świętego, jako podstawę prawdy, a zastąpiłem je czasopismem "Strażnica " i
książkami, wydawanymi przez Towarzystwo. Stopniowo mój umysł zapełnił się
podawanymi tam wymysłami ludzkimi, a potem już nie mogłem wyzwolić się od
organizacyjnego sposobu myślenia. Jednak jakaś odporniejsza warstwa
osobowości pozostała we mnie niezniszczona i ta dawała znać o sobie od czasu
do czasu.
Propozycja pozostania w Nowym Jorku odpowiadała mi wówczas. Poza tym
ciekaw byłem wejrzeć do wnętrza organizacji w Brooklynie i dlatego wyraziłem
zgodę, z góry postanawiając zachować wewnętrzną niezależność.
Dla czytelników z grona świadków Jehowy musi to brzmieć jak straszna herezja.
Ale wierzcie mi, jest to pierwszy krok w kierunku uwolnienia się z teokratycznych
sideł "Strażnicy ". Potrzebny jest stan umysłu, w którym przyjmuje się tylko
rzeczy słuszne naszym zdaniem i pożyteczne.
Tak więc zdobyłem arcywygodne stanowisko obserwatora "sceny " centrali w
Brooklynie. Po nabraniu rutyny w moich nowych zajęciach, zdolny byłem naprzód
przewidzieć pociągnięcia Organizacji. Przysporzyło mi to wiele kłopotu, ale też
przez to dostąpiłem zaszczytu osobistej wizyty u "wodza " Judge’a Rutherforda,
mianowicie: w pewnym przemówieniu w jednostce Manhattan podałem
propozycje usprawnienia, które pamiętałem jeszcze z okresu pracy w Niemczech.
Skutki nie dały długo na siebie czekać. W czerwcu 1937 zostałem wezwany do
prezesa. Wizyta ta była dla mnie prawdziwą torturą. Czułem się jak żywa ofiara w
objęciach ognistego Molocha organizacji. "Chcielibyśmy widzieć Was tutaj, wśród
nas. Jesteście nam potrzebni, gdyż posiadacie doświadczenie " - powiedział po
kilku słowach wstępu. W mojej duszy krzyczało "nie! ", ale nie miałem siły się
przeciwstawić. Na mojej twarzy odbiła się widocznie wewnętrzna rozterka, a
Dżadż źle ją zrozumiał. Sądząc prawdopodobnie, że żal mi porzucić pracę w
terenie, powiedział: "Oczywiście, gdy nadejdzie odpowiedni czas, mianujemy Was
sługą zgrupowania Nowego Jorku. A gdybyście nie czuli się w tym położeniu
dobrze - pozwolimy Wam odejść ".
Tej właśnie nadziei chwyciłem się z całej siły. Wyraziłem swą zgodę. Nie
przypuszczałem, że w ten sposób niewola moja przedłuży się o dalszych 18 lat,
20 z 42 2011-02-18 13:48
21. Trzydzieści lat w niewoli ''Strażnicy'' - Schnell W. J. file:///C:/Users/Marek/AppData/Local/Temp/Temp1_tlns.zip/tlns.htm
aż do roku 1954.
Życie w Betel. W cztery dni po tej rozmowie z Rutherfordem przybyłem do
Betel, czyli centrali "Strażnicy ". Otrzymałem do pracy pokój na pierwszym
piętrze, który dzieliłem z jeszcze jednym pracownikiem. Porządek panował tu
podobny, jak w centrali magdeburskiej. W okresie posiłków cała "rodzina "
zbierała się przy stole. Rano, przy śniadaniu czytano "codzienną mannę ",
zadawano pytania i żądano odpowiedzi. Ponieważ całe śniadanie trwało 30 minut,
należało się porządnie śpieszyć, aby oprócz tego programu mówionego jeszcze
coś zjeść. Posiłki obiadowe przeplatane były opowiadaniem doświadczeń, po
których znów następowały pytania i odpowiedzi. Tylko wieczór był wolny, gdyż
większość "rodziny " rozchodziła się na liczne wieczorne zebrania.
Zauważyłem, że zgromadzenia przy stole nie były tak często wykorzystywane do
wytykania błędów poszczególnych pracowników, jak to miało miejsce w
Magdeburgu. Załatwiano to w bardziej finezyjny sposób. Tylko od czasu do czasu
zjawiał się przy stole Dżadż. Wówczas drżeli wszyscy kierownicy wydziałów, gdyż
znany był jego sarkazm i ironia. Byłem świadkiem, jak pewnego razu wziął na
tapetę jednego z agentów sprzedaży. Biedny chłopak czerwienił się jak burak,
gdyż prezes nie tylko zrobił z niego pachołka, ale wprost wychłostał go ze
wszystkich stron słowami.
Od samego początku mojej pracy w Nowym Jorku byłem ciekawy, czy stosuje się
tu szpiegowanie i donosicielstwo, jak to miało miejsce w Niemczech. Przez kilka
dni obserwowałem bacznie swoje otoczenie, aby odszukać ludzi o szczerych,
otwartych charakterach. Jakżeż zdziwieni byli, gdy rozpocząłem z nimi rozmowę
na temat, kto spośród naszego personelu może być szpiegiem i donosicielem. W
ich oczach malował się strach, gdyż początkowo byli pewni, że sam jestem
szpiegiem, a pytania moje, to zwykła prowokacja. Wytłumaczyłem im, że znam te
sprawy z poprzedniej mojej pracy i po prostu nie chciałem wypowiadać wobec
donosicieli niczego, co później sprawiłoby mi kłopot.
Ku memu zdziwieniu obdarzono mnie bardzo odpowiedzialną pracą w Wydziale
Służby, w Referacie Pionierów. Do moich obowiązków należały przydziały
terenów, skierowania, zebrania, odpowiedzi na pytania z terenu, rozwiązywania
problemów. "Sługa biura " przedstawił mnie zaraz na początku "słudze wydziału ",
który był najwyższą instancją. Ten świdrował mnie dłuższy czas oczami, badając,
jakie to robi na mnie wrażenie. Ja również przypatrywałem się mu ciekawie, gdyż
wprowadzający mnie oświadczył, że "sługa wydziału " jest człowiekiem, który
"wszystko wie ", a dotychczas nie spotkałem człowieka, który by wiedział
wszystko. Ku jego zadowoleniu pierwszy odwróciłem ciekawy wzrok i dalsza
rozmowa potoczyła się gładko.
Zadanie swoje opanowałem łatwo i wkrótce oddawałem sobie doskonale radę ze
wszystkimi problemami. Mój najbliższy sąsiad musiał być donosicielem. Czułem to
instynktownie. Aby sprawdzić swoje podejrzenia, powiedziałem do niego, że
uważam organizację naszego biura za przestarzałą. Praca nasza byłaby
wydajniejsza, gdybyśmy mieli wspólnego sekretarza, piszącego listy z dyktanda,
zamiast samemu pisać wszystkie pisma oddzielnie. Zaraz na drugi dzień wezwany
zostałem do sanktuarium "sługi biura ", który wyjaśnił mi, że organizacja naszego
biura została opracowana na podstawie doświadczeń i jest najlepiej
przystosowana do naszych zadań. W przyszłości powinienem, jako nowy
pracownik, zgłaszać swoje uwagi jemu osobiście, a nie wobec personelu. W ten
sposób przekonałem się, że mój sąsiad, rzeczywiście, jest donosicielem. W ten
sposób wypróbowałem wszystkich swoich współpracowników. Po dwóch
miesiącach doszedłem do wniosku, że stosunki w Nowym Jorku są tak samo nie
do zniesienia, jak Magdeburgu. Napisałem więc do Rutherforda prośbę o
21 z 42 2011-02-18 13:48