3. 3
„Cudze chwalicie, swego nie znacie
– mówi stare polskie prz ysłowie.
I sporo w nim racji. Polska jest nie tylko najfajniejsza,
ale w dodatku bardzo szybko się zmienia.
W ostatnich latach odkrywamy na nowo wiele zapomnianych
zabytków, odnawiamy je i robimy z nich prawdziwe
turystyczne perły. Wreszcie doceniamy też wspaniałą polską
przyrodę. Właśnie dlatego postanowiliśmy ogłosić
PLEBISCYT 7 NOWYCH CUDÓW POLSKI. Wiele z tych miejsc
ma szansę zostać magnesami dla podróżników
nie tylko z kraju, ale również z zagranicy”.
SPONSOR GŁÓWNY PATRON MEDIALNY
5. 55
S. 6
CUD NR I.
PAŁAC W KOZŁÓWCE
SKARB OCALONY
S. 28
CUD NR VI.
KAPLICA ŚWIĘTEJ
TRÓJCY W LUBLINIE
NIEDOŚCIGNIONY WZÓR
PIĘKNA
S. 32
CUD NR VII.
MONASTYR
ZWIASTOWANIA
W SUPRAŚLU
UROCZYSKO W PUSZCZY
S. 12
CUD NR II.
SPICHLERZE GRUDZIĄDZA
MAGAZYNY NA WAGĘ ZŁOTA
S. 20
CUD NR IV.
NIKISZOWIEC
CEGLANE ARCYDZIEŁO
8. 8
W
lipcu 1944 r. do podlubelskiej
Kozłówki wkracza Armia Czer-
wona. Radziecki oficer brutalnie wyważa
drzwi porzuconego przez właścicieli pałacu
Zamoyskich i staje oniemiały. Wewnątrz są
setki obrazów w złoconych ramach, krysz-
tałowe lustra i cenne starodruki. Jego wzrok
przyciąga marmurowy kominek będący
(o czym oficer, rzecz jasna, nie ma zielonego
pojęcia) kopią znajdującego się w Wersalu.
Oczami wyobraźni widzi, jak jego żołnie-
rze palą w nim zabytkowymi meblami, rzeź-
bionymi zegarami i unikatowymi książka-
mi. Robi się mu tego wszystkiego żal. Każe
więc zabić deskami wejścia i okna, a przed
drzwiami stawia żołnierza, by pilnował ma-
jątku polskiego arystokraty.
Pałac w Kozłówce to dziś jedyna polska
rezydencja arystokratyczna niezniszczona
przez armię niemiecką, radziecką ani nawet
Miłośnik sztuki ordynat Zamoyski mieszka tu po
sąsiedzku z Leninem, który objął we władanie
hrabiowską powozownię. Pałac w Kozłówce
zaskakuje na każdym kroku.
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI, ZDJĘCIA TOMASZ WOŹNY
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
PAŁAC W KOZŁÓWCE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
9. 9
WARSZAWA
Kozłówka
Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Kozłówka 3; 21-132 Kamionka
■ Czynne: od 1 IV do 30 XI.
■ Cena: karnet na wszystkie atrakcje:
normalny – 25 zł; ulgowy – 13 zł.
■ Dojazd: 35 km od Lublina,
157 km od Warszawy.
Szczegółowa mapa dojazdu:
www.muzeumzamoyskich.pl
INFO
przez półwiecze komunizmu. Zwiedzając ją,
mamy wrażenie, że nie jesteśmy w muzeum,
lecz na pokojach u hrabiego. Tym bardziej że
wrażeń estetycznych nie psują muzealne ga-
bloty, sznurki czy barierki – dyrekcja funkcjo-
nującego tu od lat 70. Muzeum Zamoyskich
praktycznie z nich zrezygnowała. Gdyby
ostatni ordynat wstał z grobu, nie zoriento-
wałby się, że od przymusowego opuszczenia
rezydencji przez jego rodzinę minęło 67 lat!
Historia tego niezwykłego miejsca sięga
XVIII w. Ale apogeum świetności to dopiero
rok 1903, kiedy hrabia Konstanty Zamoyski
założył tu ordynację. – Miał ambicję stwo-
rzyć tu rezydencję marzeń. Zamawiał więc
u artystów kopie najwspanialszych dzieł,
jakie widział w życiu – opowiada Anna Fic-
-Lazor, główna konserwatorka muzeum
w Kozłówce.
I tak kaplicę pałacową żywcem „prze-
niósł” z Wersalu. Nagrobek Zofii Czartory-
skiej – z kościoła Santa Croce z Florencji.
Na imponującą klatkę schodową zamówił
rzeźbę wzorowaną na Mojżeszu Michała
Anioła. A do salonu – kopie obrazów m.in.
Tycjana i van Dycka. Nie żałował też pienię-
dzy na oryginały. Dziś od pieców z miśnień-
skich kafli, gdańskich szaf czy niezwykłego
zbioru porcelany z manufaktur niemiec-
kich, francuskich, chińskich i japońskich
może się zakręcić w głowie.
Zamoyscy uwielbiali też nowinki tech-
niczne. Już na przełomie XIX i XX w. za-
instalowali kanalizację i wodociąg. Wraz
z tą infrastrukturą do Kozłówki zawi-
tał unikatowy na skalę europejską luk-
sus nowoczesnych łazienek. Jego świa-
dectwem jest ustawiony w wyłożonej
kafelkami toalecie mahoniowy mebel, który
po dokładniejszych oględzinach okazuje się
umywalnią z kryształowym lustrem i mar-
murowym blatem. Spod ruchomego zlewu
wysuwa się elegancki bidet i naczynie do
mycia nóg. Obok za parawanem malowana
w kwiaty angielska muszla klozetowa. Aż
szkoda było pewnie na tym siadać!
– Zamiłowanie Zamoyskich do oryginal-
nych sprzętów przejawiało się też w kolekcjo-
nowaniu instrumentów muzycznych – tłuma-
czy Anna Fic-Lazor. Przykład? Umieszczona
w najbardziej reprezentacyjnym Salonie
Czerwonym (pomieszczenie ma 114 m² i 9 m
wysokości!) pianola z przełomu XIX i XX w.
Niby tradycyjny fortepian, ale z przystawką.
Dzięki obracającym się rolkom perforowanej
taśmy mechanizm mógł wygrywać na klawi-
szach instrumentu zapisane utwory. Zamoy-
scy mieli takich muzycznych gotowców kilka-
set, koncerty mogły więc trwać całymi dniami.
Ale muzeum w Kozłówce to także je-
dyna tego typu w Europie Galeria Sztuki
Socrealizmu. Kilka lat po wojnie w pałacu
urządzono Centralną Składnicę Muzealną
Ministerstwa Kultury. Po 1956 r., kiedy so-
crealizm zaczął odchodzić do lamusa, do tu-
tejszych magazynów zwożono z całej Polski
rzeźby i obrazy wychwalające komunizm.
10. 10
W sumie ponad półtora tysiąca eksponatów.
W latach 90. dyrektor placówki Krzysz-
tof Kornacki zlecił wybór najciekawszych
z nich i w budynku dawnej powozowni urzą-
dził wystawę czasową. – Zainteresowanie
zwiedzających było ogromne. Ostatecznie
postanowiliśmy stworzyć stałą galerię tego
typu prac – tłumaczy Kornacki. Dziś kolekcję
dopełniają zdemontowane pomniki Lenina,
Marchlewskiego i Bieruta.
Na koniec ciekawostka: to tu Stanisław Ba-
reja nakręcił sceny kultowej komedii Poszu-
kiwany, poszukiwana. W filmie grany przez
Wojciecha Pokorę pracownik muzeum zosta-
je niesłusznie oskarżony o kradzież obrazu.
Po rozpaczliwych poszukiwaniach odnajduje
go w mieszkaniu nieznającego się na sztuce
dygnitarza.
Film okazał się proroczy. Gdy w 1977 r.
otwierano w Kozłówce muzeum, zoriento-
wano się, że brakuje m.in. dziesięciu eks-
ponatów, które przed laty „od Zamoyskich”
wypożyczył sobie do gabinetu któryś z mi-
nistrów kultury. Wydało się, że polityk za-
brał je do domu, a wkrótce potem zmarł.
Dziewięć cennych dzieł odnaleziono u jego
byłej kochanki, która nie miała pojęcia, jak
wartościowe obiekty u siebie przechowuje.
Niestety jeden przedmiot nie wrócił do pała-
cu do dziś. Kto wie, czy wciąż nie leży gdzieś
na strychu spadkobierców byłego ministra?
Jedno jest pewne: Bareja, nawet gdyby
się bardzo starał, takiego scenariusza by nie
wymyślił. ■
Imponująca
klatka schodowa
Najbardziej
reprezentacyjny
Salon Czerwony
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
PAŁAC W KOZŁÓWCE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
12. 12
Powstały, gdy nasz kraj nazywany był
spichlerzem Europy. Dziś same są
fenomenem na międzynarodową skalę,
choć zboże zastąpiła w nich kultura.
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI, ZDJĘCIA PAWEŁ ŁĄCZNY
Drapacze średniowiecznych
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
SPICHRZE
W GRUDZIĄDZU
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
13. 13
Grudziądz
WARSZAWA
O
d strony Wisły to sześciopiętrowe
średniowiecznewieżowce.Odstrony
miasta – jednopiętrowe kamieniczki. Czasem
żeby wejść na ich pierwsze piętro, trzeba
zejść kilka kondygnacji w dół. Niemożliwe?
W Grudziądzu wszystko jest możliwe! Usy-
tuowane na skarpie, z zewnątrz mają nawet
20 m wysokości, natomiast od strony miej-
skiej są stosunkowo niskie, dlatego te same
budynki są zarazem monumentalne i kame-
ralne. Fenomen tutejszych spichrzów bierze
się stąd, że od początku pełniły funkcję nie
tylko zbożowych magazynów, ale też murów
obronnych miasta. Kilka tygodni temu zy-
chmur
14. 14
skały piękną iluminację
– dzięki niej wyglądają
jeszcze dostojniej.
Podobne wrażenie
musiały robić na flisa-
kach z terenów histo-
rycznego Mazowsza,
którzy od średniowiecza
spławiali tu Wisłą zboże. Czerwone mury
witały ich charakterystycznymi oknami
w kształcie worka na mąkę. – W tamtych cza-
sach był to sygnał, że budynki są przeznaczo-
ne na magazyny zbożowe – tłumaczy Piotr
Łukiewski, przewodnik po Grudziądzu. Za
dostarczony towar miejscowi kupcy wcale
jednak nie płacili jak za zboże – w XVI-wiecz-
nych skargach do króla okoliczna szlachta
żaliła się na niskie ceny, po jakich skupują tu
od nich towar. Znacznie drożej Grudziądz
sprzedawał go natomiast do Gdańska, z któ-
rego zboże odpływało dalej, by nakarmić całą
Europę. Miasto odgrywało więc rolę pośredni-
ka i – sądząc z rozmachu, z jakim się rozwijało
– nieźle na tym wychodziło.
Pierwsza wzmianka o spichrzach pocho-
dzi z 1365 r., ale wzniesiono je na przełomie
XIII i XIV w. Trawione przez kolejne pożary
i wojny były za każdym razem pieczołowicie
odbudowywane. Kiedyś rzeka podchodziła
aż pod mury, dopiero przed wiekiem usypano
taras odgradzający ją od budynków. Dzięki
specjalnym drewnianym rynnom dawało się
przesypywać ziarno bezpośrednio na łodzie.
Dziś można oglądać tylko fragment jednej
z nich – pozostawionej w murze gmachu
nr 13/15.
Fragment
drewnianej
rynny na zboże
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
SPICHRZE
W GRUDZIĄDZU
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
15. 15
Od Wisły wejścia do miasta strzeże Bra-
ma Wodna, która widnieje chyba na więk-
szości widokówek Grudziądza. Zanim do
niej dojdę, mijam rekonstrukcję koła młyń-
skiego, którego strzeże współczesna rzeźba
flisaka. Jeszcze 150 lat temu był tu młyn,
a bliżej mostu karczma i noclegownie dla
załóg wiślanych barek. Obok na skwerze ko-
lejne zaskoczenie – wystawa zdjęć z filmu
Andrzeja Wajdy pt. Tatarak. Bo właśnie tu
nakręcono niemal wszystkie sceny ekrani-
zacji opowiadania Jarosława Iwaszkiewi-
cza. Akcja filmu rozgrywa się wprawdzie
w Sandomierzu, ale reżyser uznał, że Gru-
dziądz ma bardziej autentyczne plenery.
Z wdzięczności pozostawił mieszkańcom
klimatyczną drewnianą scenę, która grała
w Tataraku. Obecnie miasto organizuje na
niej koncerty i imprezy taneczne.
W XIX w., w związku z rozbudową kolei,
rola transportu rzecznego bardzo zmalała,
a spichrze zaczęto sukcesywnie adaptować
na mieszkania – można więc powiedzieć, że
w Grudziądzu powstały pierwsze w Polsce
lofty. Część z nich służy teraz celom kul-
turalnym – w pięciu mieszczą się oddzia-
ły Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi.
Trzeba w nich zobaczyć wystawy dotyczące
przeszłości miasta oraz historii munduru
ułańskiego. Bo Grudziądz to także stolica
polskiej jazdy – przed wojną mieściło się tu
Centrum Wyszkolenia Kawalerii. Upamiętnia
to stojąca u zbiegu Ratuszowej i Spichrzowej
rzeźba ułana z dziewczyną.
Ale miasto to nie tylko spichrze. Niepowta-
rzalny klimat tutejszych uliczek w niczym
nie ustępuje Zamościowi czy Kazimierzowi,
z całą pewnością jest za to znacznie mniej
znany. Warto więc obejrzeć XIV-wieczną
bazylikę, pojezuickie kolegium (dziś mieści
się tu urząd miejski) czy dawny klasztor Be-
nedyktynek, gdzie organizowane są wystawy
i koncerty. W Grudziądzu znajduje się też je-
dyna w Polsce zamknięta tężnia solankowa.
Specjaliści zapewniają, że 15 min przebywa-
nia w leczniczej piramidzie to jak cały dzień
spędzony nad morzem! n
■ Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi
ul. Wodna 3/5, tel. (56) 46 590 63
■ Informacja turystyczna:
ul. Rynek 3/5, tel. (56) 46 123 18,
www.it.gdz.pl
www.przewodnicy.grudziadz.pttk.pl
■ WWW
www.grudziadz.pl, www.mmgrudziadz.pl
INFO
Skąd najlepiej podziwiać spichrze?
Z perspektywy nadwiślańskich błoń trudno
w pełni docenić monumentalizm zabytku.
Najlepszy widok na kompleks 26 spichrzów
rozciąga się z drugiego brzegu Wisły.
Punkt widokowy niełatwo znaleźć,
ale warto! W tym celu należy wjechać
na most im. Bronisława Malinowskiego
(najdłuższy most drogowo-kolejowy
w kraju!), skręcić za nim na Sarpowice
i Nowe, a w Dragaczu ostro w prawo.
Przejeżdżamy przez przejazd w wale
przeciwpowodziowym i docieramy
do przyczółka mostowego.
Widoki nieprawdopodobne, zwłaszcza po
zmroku, gdy działa iluminacja!
Piotr Łukiewski
przewodnik po Grudziądzu
i województwie kujawsko-pomorskim
16. 16
Kolorowe Jeziorka
W Rudawach Janowickich powiedzenie „podobne
jak dwie krople wody” przestaje mieć sens.
Bo tu woda ma wszystkie kolory tęczy.
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
KOLOROWE JEZIORKA
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI ZDJĘCIA PAWEŁ ŁĄCZNY
18. 18
Wieściszowice
Warszawa
K
olorowe Jeziorka w Rudawach Jano-
wickich to dowód na to, że przemysł
może sprzyjać pięknu. Wszystko zaczęło się
od Christiana Prellera, pruskiego przedsię-
biorcy, który w 1773 r. w Szklarskiej Porębie
założył największą w kraju wytwórnię kwa-
su siarkowego niezbędnego m.in. do produk-
cji prochu strzelniczego. Jednym
z podstawowych jego skład-
ników był piryt, który pozy-
skiwano właśnie w okolicach
wsi Wieściszowice. Nazywano
go zresztą „złotem głupców”,
boamatorscyzbieraczeminera-
łówbraliczęstopirytowekrysz-
tałyzasamorodkizłota.Podziesię-
cioleciach eksploatacji złoża się
wyczerpały, a wyrobiska osta-
tecznie porzucono w 1925 roku.
Wówczas to powoli zaczęła je
zalewać woda, tworząc sztucz-
ne akweny, którym różnorodne
minerały nadały bajkowe barwy.
Wędrówkę zaczynamy we wsi
Wieściszowice, podążając zielo-
nym szlakiem w kierunku Wiel-
kiej Kopy. Po 15–20 min docho-
dzimy do Jeziorka Purpurowe-
go. Jego genezę można wyczuć
nosem – w powietrzu unosi się
intensywny chemiczny zapach
będący pamiątką po XVIII-
-wiecznej kopalni pirytu Na-
dzieja.Krwistoczerwonabarwa
wody to wspólne dzieło żelaza i siarki. Nad
lustrem wody wznoszą się nagie, wysokie na
ponad sto metrów żółtordzawe zbocza. Pod-
czas słynnej powodzi tysiąclecia w 1997 r. Je-
ziorkoPurpurowezalałoczęśćWieściszowic,
co spowodowało zanik akwenu. Na szczęście
po jakimś czasie woda tu powróciła. Dzię-
ki staraniom lokalnego biznesmena Wojcie-
cha Nowaka tuż obok atrakcji wybudowa-
no wygodny parking, miejsce do grillowania
i niewielką platformę widokową. W sezonie
można tu nawet zjeść pierogi. Oczywiście
kolorowe.
Wspinający się stromo przez las szlak do-
prowadza nas po 10 min do Jeziorka Szma-
ragdowego. Na oko jest czterokrotnie mniej-
sze od Purpurowego. Jego woda
barwą przypomina krysta-
licznie czysty ocean, ale tak
naprawdę z punktu widze-
nia chemicznego czysta nie
jest – zawiera liczne związ-
ki miedzi. Kopalnia, która tu
niegdyś istniała, nosiła ma-
giczną nazwę Nowe Szczę-
ście. Ale samo jeziorko cieszy-
ło się szczęściem zmiennym
– w latach 50. XX w. nawet
je osuszono, planując wzno-
wienie wydobycia pirytu. Nic
z tego nie wyszło, a po kilku la-
tach woda znów się pojawiła.
Po jakichś 20 min marszu
trafiamy na najwyżej położo-
ne, nieco ukryte w zaroślach
Jeziorko Zielone powstałe
w wyrobisku po kopalni Gustaw.
Niestety okresowo wysycha.
Trzeba mieć nadzieję, że nie
podzieli losu istniejącego nie-
gdyś Jeziorka Żółtego, po któ-
rym pozostało jedynie wspo-
mnienie i zagłębienie w ziemi.
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
KOLOROWE JEZIORKA
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
INFO
Kolorowe Jeziorka
położone są w Rudawach
Janowickich w Sudetach.
■ Dojazd: Jadąc
z Wrocławia, należy się
kierować drogą nr 5
pomiędzy Bolkowem
a Kamienną Górą.
W Marciszowie trzeba
skręcić w lewo na drogę
nr 328 i jechać
ok. 7 km do wsi
Wieściszowice (możliwy
też dojazd autobusem
PKS). Tu znajdują się już
drogowskazy na jeziorka.
■ WWW
www.rudawyjanowickie.pl
www.marciszow.pl
19. 19
Jeziorko
Purpurowe
leży na wysokości
560
m n.p.m.,
jest zdecydowanie
największe ze wszystkich,
zajmuje powierzchnię
ok. 8 ha
Jeziorko
szmaragdowe
(zwane też
Niebieskim lub
Lazurowym) położone jest
na wysokości
635
m n.p.m.,
ma owalny kształt, jest
znacznie mniejsze niż
Purpurowe
Jeziorko
zielone
rozpościera się na
wysokości
730
m n.p.m.,
jest najmniejsze
z wszystkich, w suche lata
wysycha
W połowie XIX wieku w Wieściszo-
wicach planowano założyć uzdrowisko,
wykorzystując wody siarczkowe, jednak
wówczas projekt upadł. Dziś administrator
jeziorek Wojciech Nowak poważnie się za-
stanawia, czy do tej idei nie wrócić. – Tym
bardziej że z powodzeniem testowaliśmy już
lecznicze właściwości wody – tłumaczy.
Jego pomysłem jest połączenie kuracji
siarkowej z medytacją i jogą, z którymi oko-
lice Kolorowych Jeziorek też mają związek.
Zaledwie 6 km od nich – na trasie ze Skal-
nika do Pisarzowic – znajduje się bowiem
unikatowa na skalę Polski wieś Czarnów za-
mieszkana przez wyznawców Hare Kryszny.
W czasach PRL byli oni w naszym kraju
prześladowani, stąd w latach 80. osiedlili
się właśnie tutaj – w miejscu trudno dostęp-
nym i górzystym, gdzie zbudowali pierwszą
w Polsce hinduistyczną świątynię. Dziś
krysznowcy nie muszą się już ukrywać, żyją
w zgodzie z chrześcijańskimi sąsiadami,
prowadzą agroturystyczne gospodarstwo,
propagują wegetarianizm i uprawy ekolo-
giczne, a w 2010 r. zorganizowali tu nawet
Festiwal Krów. Tak się bowiem złożyło, że w
Rudawach Janowickich człowiek niezmien-
nie żyje w symbiozie z naturą, a z tej koope-
racji rodzą się cuda. I wcale nie chodzi tylko
o jeziorka. ■
21. 21
Nikiszowiec staje się
modny. A wszystko dzięki
lokalnym patriotom,
którzy przekonują ,
że to nie tylko perełka
architektury,
ale i miejsce magiczne
Aglomeracja śląska
z zagłębia węglowego
przemienia się
w zagłębie kultury.
Energia właściwie ta sama,
tylko atmosfera dużo czystsza.
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI, ZDJĘCIA PAWEŁ ŁĄCZNY
22. 22
Galeria
„Szyb Wilson”
K
iedy katowicki Nikiszowiec został
przez naszych Czytelników wybrany
jednym z siedmiu nowych cudów Polski, by-
łem nieco zdziwiony. Czy na starym górni-
czym osiedlu można znaleźć coś ciekawego?
Dopiero gdy pojechałem na miejsce, uwie-
rzyłem, że mam do czynienia z cudem. I to
nie tylko architektonicznym.
Bo czy nie jest niezwykłe, że aglomera-
cja katowicka właśnie dziś, w dobie kryzy-
su przemysłu węglowego, na nowo odkry-
wa swą industrialną przeszłość? W starych
szybach wydobywczych powstają galerie,
w zamkniętych kopalniach grane są koncerty,
a śląska gwara, kiedyś wyśmiewana, staje się
dumą mieszkańców.
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
NIKISZOWIEC
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
ZapraszamwięcnaŚląskpełenżycia,ener-
gii, artystów i dizajnerskich pubów. Śląsk, na
którym można zjeść panini z kaszanką i obej-
rzeć awangardową wystawę w starej kopalni.
Śląsk, który znowu robi się modny.
Nikiszowiec to solidne górnicze osiedle
z czerwonej cegły, niemal „miasto w mie-
ście”. Został stworzony przez niemieckich
architektów Jerzego i Emila Zillmannów
oraz pruską solidność, która kazała właści-
cielom kopalni Giesche zadbać o komfort
mieszkaniowy tutejszych robotników. Po-
myślany sto lat temu jako dzielnica idealna
i samowystarczalna – z własnymi kościołem,
maglem, szpitalem, szkołą, sklepami, a na-
wet posterunkiem policji z jednoosobowym
aresztem. Osiedle zbudowano w kształt-
cie amfiteatru, którego scenę stanowi plac
Wyzwolenia, serce Nikiszowca. Niczym
tętnice biegną do niego wszystkie ulice, przy
nim też stoi neobarokowy kościół z dwiema
wieżami. Przez lata osiedle było nieco za-
puszczone – dziś przeżywa drugą młodość –
dzięki programowi rewitalizacji i oddolnym
inicjatywom śląskich artystów oraz społecz-
ników. Ale magia „Nikisza” to nie tylko kwe-
stia ostatnich lat. Najbardziej niezwykłym
zjawiskiem była działalność „grupy janow-
skiej” – nieprofesjonalnych malarzy (głów-
nie górników), którzy tworząc tu swoje ob-
razy, utrwalali przemijający świat górniczych
dzielnic. Artyści ci, w latach 40. XX w. tępieni
przez ustrój (m.in. za głoszone okultystyczne
poglądy), później tolerowani, obecnie uzna-
wani są za fenomen na skalę światową. Ich
niezwykłe dzieje przedstawia film Lecha Ma-
jewskiego Angelus.
– Nikiszowiec za mojego dzieciństwa to
była kwitnąca dzielnica, jak z filmów Kazi-
mierzaKutza–wspominaDorotaSymonides,
profesor etnologii, rocznik 1928. – Na osie-
dlu wszyscy się znali. Jak babka opowiadała
o górniku, którego spotkało coś złego, mówiła
23. 23
INFO
■ Najlepsi przewodnicy
(Nikiszowiec, całe Katowice i Śląsk)
SilesiaTrip.pl, tel. 505 511 208,
502 116 331,
www.silesiatrip.pl
■ Najlepszy śląski
portal turystyczny
www.slaskie.travel
WARSZAWA
Nikiszowiec
wstyd dla gospodyni. Wszystko musiało lśnić
szczególnie podczas Barbórki, kiedy to uli-
cą Świętej Anny, najbardziej obfilmowaną
iobfotografowanąatrakcjąNikiszowca,pa-
radowała orkiestra górnicza w galowych mun-
durach. I choć w święto górników jest tu chy-
ba najweselej, to do Nikiszowca warto wybrać
się o każdej porze roku. Gęsta zabudowa, wą-
skie uliczki prowadzące do malowniczych za-
ułków – okazuje się, że tak spójną architekturę
można podziwiać nie tylko na południu Euro-
py, ale również w Polsce. ■
Wypowiedź prof. Symonides pochodzi z artykułu „Cześć Pracy”
autorstwa Dariusza Kortko/archiwum NG
■ Najlepszy hostel
w Katowicach – Jopi,
ul. Plebiscytowa 23,
tel. (32) 204 34 32,
www.jopihostel.pl
■ Najlepsza strona
o Nikiszowcu i jego
atrakcjach
oraz imprezach
www.nikiszowiec.pl
tak: „Wiecie, to jest synek tyj Hildy, co to jest
cerą Karlika Wróbla, no tego co to se wzion
za żonę ta Waleska spod gruby, tam niedale-
ko Sauera”. No i wszyscy od razu wiedzieli, że
chodzi o Paulka od Badury.
Trzypiętrowe familoki mają wewnętrzne
podwórka, na które prowadzi brama. Dawniej
mieszkańcy uprawiali na nich warzywa, wy-
piekali chleb, odpoczywali. Dziś kobiety wciąż
spotykająsiętunaplotki,apanowiedokarmia-
ją gołębie. Ponieważ pył węglowy osiada na
wszystkim, łącznie z ubraniami, okna budyn-
kówpowinnybyćpucowanecotydzień.Kiedyś
brudny parapet albo klatka schodowa to był
24. 24
W ogrodzie
umarłych
Zapraszam na spacer
po najbardziej niezwykłym
cmentarzu w Polsce.
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI
ZDJĘCIA TOMASZ WOŹNY
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
CMENTARZ CENTRALNY
W SZCZECINIE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
N
azywam się Johanna Haken i nieste-
ty już nie żyję. Mój mąż sto lat temu
był nadburmistrzem Szczecina – starsza pani
w staromodnej sukni i upiętymi w kok wło-
sami wita dzieci ze szczecińskich podstawó-
wek. – Dziś i on, i ja jesteśmy duchami. Po-
szukajcie naszego nagrobka – zachęca. Po
kilkunastu minutach jeden z uczniów ob-
wieszcza sukces. W lapidarium cmentarza,
gdzie umieszczono zbiór odrestaurowanych
25. 25
poniemieckich pomników nagrobnych, od-
nalazł rzeźbę kobiety bardzo podobną do
„ducha” burmistrzowej sprzed wieku.
Kiedy dwa lata temu Urząd Miejski
zorganizował na Cmentarzu Centralnym
w Szczecinie grę miejską, niektórzy zastana-
wiali się, czy wypada. Ale zainteresowanie
dzieci rozwiało wątpliwości. – Okazało się, że
to świetny sposób na naukę historii – mówi
Andrzej Sumisławski, dyrektor Zakładu
Zgodnie z intencją twórców
Cmentarz Centralny
w Szczecinie jest
ulubionym miejscem
spacerów mieszkańców miasta
Usług Komunalnych. Od tej pory tego typu
zabawy edukacyjne zagościły w tym miejscu
i są organizowane cyklicznie.
Bo największa w Polsce i trzecia (po Ham-
burgu i Wiedniu) nekropolia w Europie sły-
nie z tego, że jest areną niekonwencjonalnych
działań. Każdego roku w czerwcu odbywają
się tu plenerowe koncerty poświęcone „tym,
którzy nie wrócili z morza”. – Nasz obiekt to
nie tylko pochówki, ale też ulubione miej-
INFO
■ Cmentarz Centralny
w Szczecinie,
ul. Ku Słońcu 125a.
Czynny od godz. 7.00 do
21.00 (od 1 kwietnia do
30 września) i od
godz. 7.00 do 18.00
(od 1 października do
31 marca).
■ Trasy spacerowe
oraz interaktywny plan
cmentarza:
cmentarze.szczecin.pl.
Na stronie dostępna jest
też pierwsza w Polsce
aplikacja na tablet
i komórkę umożliwiająca
internetowe
wyszukiwanie mogił.
■ Stowarzyszenie na
rzecz Cmentarza
Centralnego:
www.cmentarzcentralny.
szczecin.pl.
26. 26
sce rekreacji i spacerów mieszkańców
Szczecina. Cieszy nas to, bo takie było pier-
wotne założenie twórców – dodaje dyrektor.
Rzeczywiście, budowany przed ponad
wiekiem cmentarz od samego początku był
projektem pionierskim i wizjonerskim. Ar-
chitekt Wilhelm Meyer-Schwartau oraz dy-
rektor Georg Hannig postanowili stworzyć
dla zmarłych miasto ogród, swoim wyglą-
dem przypominające park. Stąd nagrobki
znalazły się niejako w cieniu bujnej roślinno-
ści, oczek wodnych, strumieni, fontann, po-
ideł dla ptaków, kamiennych studni, skwerów
oraz setek gatunków drzew i krzewów spe-
cjalnie sprowadzanych m.in. z Ameryki i Azji.
Warunkiem utrzymania ambitnych założeń
parkowych było powstrzymanie samowolki
budowlanej. Dzięki surowemu regulaminowi
pochówków w nekropolii wprowadzono pru-
ski dryl. Mogiły podzielono na cztery katego-
rie, w każdej obowiązywały inne wytyczne
odnośnie kształtu i wielkości pomnika. Że-
lazną zasadą było wtapianie grobów w ota-
czającą je zieleń, zakazano używania uzna-
wanych za kiczowate szlifowanych granitów.
Wystrzegano się tandety, ale też przepychu
zakłócającego parkowy charakter miejsca.
Całkowicie zakazano luksusowych marmu-
rów, porcelanowych i perłowych zdobień,
szklanych płyt, a nawet umieszczania na po-
mnikach fotografii zmarłych. Efekt? Jeden
z najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych
cmentarzy na świecie.
O jego świetności możemy się przekonać
także dziś, choć ludzie i historia nie obeszli
się z nim zbyt łaskawie. Największych znisz-
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
CMENTARZ CENTRALNY
W SZCZECINIE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
27. 27
czeń dokonali tu w czasie wojny Brytyjczy-
cy i Amerykanie, bombardując należące do
III Rzeszy miasto. Potem dzieła destrukcji
dokończyli – wstyd powiedzieć – Polacy. Po
wojnie Szczecin, nazywany „Dzikim Zacho-
dem”, stanowił raj dla szabrowników, którzy
nie omijali także cmentarza. Do żądzy zysku
dochodziła naturalna po wojnie nienawiść do
wszystkiego co niemieckie oraz chęć zatarcia
wszelkich śladów po byłych gospodarzach.
Z przedwojennych grobów wygrzebywano
kosztowności, zabierano też ich kamienne
i metalowe elementy. Przez dziesięciolecia
cenne pomniki leżały w ziemi lub na pobli-
skich wysypiskach śmieci.
Przełom nastąpił dopiero w latach 90.,
zwłaszcza gdy kierownikiem cmentarza zo-
SZCZECIN
Warszawa
300
TYS.
ZMARŁYCH
spoczęło dotąd
na szczecińskim
cmentarzu
172
HEKTARY
POWIERZCHNI
zajmuje nekropolia.
Dla porównania – warszawskie
Powązki liczą 43 ha
stała sprawująca tę funkcję do dziś Maria Mi-
chalak. To ona, wraz z działaczami Stowarzy-
szenia na rzecz Cmentarza Centralnego, od
20 lat ratuje bezcenne zabytkowe nagrobki,
w miarę możliwości przywracając im daw-
ny blask. Dzięki wytyczonym ścieżkom tury-
stycznym (historycznej i dendrologicznej) gi-
gantyczny cmentarz można łatwo zwiedzać,
poznając jego historię i teraźniejszość. A na
koniec usiąść na odtworzonej na podstawie
przedwojennych fotografii ławeczce w uro-
czym lapidarium i zadumać się nad życiem,
śmiercią i przemijaniem. Cmentarz Cen-
tralny w Szczecinie, który dzielił wszystkie
tragiczne i piękne koleje losu miasta i jego
mieszkańców, nadaje się do tego jak chyba
żadne inne miejsce. ■
POWRÓT MATKI ZIEMI
■ Rzeźba Matka Ziemia
autorstwa światowej
sławy impresjonisty Ernsta
Barlacha była niewątpliwie
najcenniejszym nagrobkiem
szczecińskiego cmentarza.
W 1921 r. zamówiła go u twórcy
rodzina Bieselów. Po wojnie
dzieło uznane za niesłuszne
ideologicznie (bo poniemieckie)
wylądowało na wysypisku gruzu.
Cudem odratowane, w 1967 r.
trafiło do niemieckiego Muzeum
Ernsta Barlacha w Güstrow,
gdzie znajduje się do dziś. Kilka
miesięcy temu na szczecińskim
cmentarzu stanęła jego wierna
kopia wykonana przez polską
artystkę Monikę Szpener.
Odsłonięcie rzeźby stało się
symbolem polsko-niemieckiego
pojednania i przywracania
szczecinianom pamięci
o przedwojennej historii miasta.
Pomnik można podziwiać na
rozwidleniu dróg, vis-à-vis
kwatery 26.
28. 28
Kaplica św. Trójcy to unikat
na światową skalę. Podobny fenomen
można jeszcze znaleźć tylko na Sycylii.
WARSZAWA
Lublin
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI
ZDJĘCIA TOMASZ WOŹNY
W
1899 r. kaplicę na lubelskim zam-
ku odwiedza malarz Józef Smo-
liński. Łapie się za głowę, bo gotycki zabytek
z czasów Kazimierza Wielkiego nie wygląda
dobrze – od ponad 70 lat na zamku znajduje
się carskie więzienie. Kościół służy osadzo-
nym i, mówiąc delikatnie, nie jest oczkiem
w głowie więziennych władz. Nagle wzrok
malarza przykuwa obłupany przy schodach
kawałek ściany. Spod wapiennej warstwy
wyłania się barwne malowidło. Smoliński
jest przekonany, że dokonał ważnego od-
krycia, pisze raport, który trafia najpierw do
Krakowa, a potem do Petersburga.
Przeprowadzone kilka lat później pra-
ce konserwatorskie przynoszą prawdzi-
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
KAPLICA ŚW. TRÓJCY
W LUBLINIE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
wą sensację: pod warstwą tynku zachowały
się freski unikatowe w skali świata. Ich feno-
men polega na połączeniu malarstwa ikono-
wego prawosławnych cerkwi z architekturą
gotycką charakterystyczną dla chrześcijań-
stwa zachodniego. To takie estetyczne po-
łączenie ognia z wodą, prawdziwe średnio-
wieczne multi-kulti. – Podobne polichromie
były kiedyś w około dziesięciu obiektach
w Polsce, m.in. na Wawelu, w archikatedrze
gnieźnieńskiej czy kolegiacie wiślickiej. Tyle
że do naszych czasów zachowały się jedynie
w szczątkowej formie. U nas natomiast uda-
ło się uratować niemal całość – mówi z dumą
Zygmunt Nasalski, dyrektor Muzeum Lubel-
skiego. Dziś podobny malarski fenomen moż-
131
LAT
ZAMEKLUBELSKI
funkcjonował jako
więzienie, kolejno: carskie,
polskie, hitlerowskie
i stalinowskie
84
LATA
TRWAŁYPRACE
konserwatorskie
w zamkowej
kaplicy Trójcy
30. 30
na spotkać jedynie w trzech miejscach na
Sycylii: katedrach w Cefalù i Monreale oraz
kaplicy palatyńskiej w Palermo.
Do czasu unii lubelskiej wybudowa-
na przez Kazimierza Wielkiego kaplica nie
wyróżniała się niczym szczególnym. Ot,
klasyczny późny gotyk, z ostrymi łukami,
smukłym filarem i sklepieniami żebrowy-
mi. Przełomem było przybycie do Lubli-
na w 1386 r. księcia litewskiego Władysła-
wa Jagiełły. Po jego chrzcie i koronacji na
króla Polski świątynia stała się prywatną
kaplicą władcy, który jednak musiał być
mocno niezadowolony z surowego wnę-
trza kościoła. Nic więc dziwnego, że z Rusi
sprowadził artystów doświadczonych
w malarstwie cerkiewnym. Dlaczego aku-
rat stamtąd? Bo właśnie taka estetyka ota-
czała go od dziecka i ją uważał za niedości-
gniony wzór piękna.
Wbrew bowiem obiegowej opinii przed
przyjęciem katolicyzmu Jagiełło nie do koń-
OKRUCHY HISTORII
■ Obraz klęczącego Władysława
Jagiełły (po lewej) umieszczony na
schodach kaplicy to jedyny zachowany
realistyczny portret tego władcy
wykonany za jego życia. Rysy twarzy
(cienki, długi nos, znaczna łysina)
odpowiadają opisowi Jana Długosza.
■ Kiedyś akt wandalizmu, dziś cenne
historyczne świadectwo. Świadek unii
lubelskiej Piotr Jeżewski podpisał się
na ścianie kaplicy pod datą 1569 r.
ca był poganinem. Już jego ojciec uważnie
przyglądał się chrześcijaństwu jako religii
przyszłości – wahał się jedynie, czy wybrać
obrządek wschodni, czy zachodni. Matka
była natomiast gorliwą wyznawczynią pra-
wosławia, po śmierci męża wstąpiła nawet
do zakonu. – Tak więc Jagiełło, choć praw-
dopodobnie nie miał chrztu w obrządku
bizantyjskim, wzrastał w kulturze chrze-
ścijaństwa Wschodu. Mówił zresztą nie po
litewsku, lecz po starobiałorusku, który był
urzędowym językiem w Księstwie Litew-
skim. Przyjęcie katolicyzmu było efektem
politycznej kalkulacji, w głębi duszy bliska
pozostawała mu sztuka i liturgia prawo-
sławna – tłumaczy dyrektor Nasalski.
Sprowadzeni malarze musieli być wy-
jątkowo dumni ze swego dzieła, bo wbrew
średniowiecznej konwencji podpisali się na
freskach. Dzięki temu znamy ich imiona: An-
drzej,KuryłiJuszko.Unikatowąpolichromię
tworzyli dwa lub trzy lata (ok. 1416–1418),
przy czym mogli pracować tylko w okresie
letnim. Każdemu z nich codziennie rano
asystent przygotowywał wapienną zaprawę,
do której dodawał siekaną słomę i zwierzęcą
sierść. Następnie kładł ją na mury, ale tylko
na takiej powierzchni, jaką malarz mógł za-
pełnić w ciągu jednego dnia. Taka „dniówka”
to zazwyczaj jedna scena malarska. Powód?
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
KAPLICA ŚW. TRÓJCY
W LUBLINIE
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
31. 31
Freski wykonywano na mokrej zaprawie.
Gdy jakiejś części świeżego tynku nie zdo-
łano do wieczora pokryć farbą, odcinano ją
nożem, a nazajutrz podłoże przygotowywa-
no od nowa. – Technika ta ma jedną wadę:
uniemożliwia wprowadzenie jakichkolwiek
zmian na ukończonym malowidle. Ręka mi-
strza musiała więc być bez-
błędna. Metoda ta zapewniła
jednak dziełu ogromną trwa-
łość i polichromię możemy
podziwiać do dziś – tłuma-
czy Małgorzata Kowalczyk,
kierowniczka działu promo-
cji muzeum.
I to mimo że już w XVI
w. zaatakowali ją wandale.
W dodatku nie byle jacy, bo
herbowi! W 1569 r. król Ja-
giełło przyjmował na zam-
ku licznych posłów polskich,
INFO
■ Kaplica św. Trójcy
Muzeum Lubelskie,
ul. Zamkowa 9 Lublin
■ Rezerwacja biletów:
tel. (081) 532 50 01, w. 61.
■ Zwiedzanie:
Od VI do VIII:
wt., czw., pt., sob.
godz. 10-17;
śr., niedz. godz. 10-18.
Od IX do V:
wt., czw., pt., sob. godz.
9-16; śr., niedz. godz. 9-17.
www.zamek-lublin.pl
litewskich i ruskich. W pięknie ozdobionej
kaplicy brali oni udział w nabożeństwach
w intencji pomyślnego przebiegu sejmu
unijnego. Na kazaniach panowie musieli się
strasznie nudzić, bo niektórzy wyryli na ścia-
nach swoje nazwiska. W okolicy schodów
znajduje się wyskrobana inskrypcja: 1569
unia facta est cum ducatus Ly-
twanie („1569 unia z Litwą sta-
ła się faktem”). Przy konser-
wacji napis zachowano jako
świadectwo epoki. Ale samego
pomysłu mazania po cennych
freskach nie radzimy naślado-
wać. W końcu prace restaura-
torskie trwały tu prawie wiek,
a sama kaplica jest udostęp-
niona dla zwiedzających do-
piero od 1997 r. Warto, żeby
niezmieniona przetrwała jak
najdłużej. ■
32. 32
Supraśl
międz y niebem a ziemią
TEKST MARCIN DZIERŻANOWSKI ZDJĘCIA TOMASZ WOŹNY
Do ręki dostaję deseczkę i papier ścier-
ny, którym mam wypolerować ją na gładko.
Następnie trochę winnego octu i kurze jajko.
To właśnie żółtko najlepiej wiąże temperę,
którą wykonam swoją pierwszą w życiu iko-
nę. A właściwie obrazek, który przynajmniej
z założenia ma ją przypominać. Dziś barw-
niki można kupić w sklepie, ale kiedyś spo-
rządzano je wyłącznie ze składników natu-
ralnych, głównie glinek i minerałów. Nieraz
nieco dziwnych, jak chociażby sproszkowane
mszyce i inne owady. Wciąż zresztą szanujący
się ikonopisarze nie używają substancji che-
micznych. – To nie tylko kwestia artystyczna,
ale też teologiczna. Ikonopisarz ma do dys-
pozycji świat zawdzięczany Stworzycielowi
i z tego świata powinien czerpać to, co po-
trzebne do pisania ikony – wyjaśnia Ewa Za-
lewska prowadząca warsztaty w Muzeum
Ikon w Supraślu, w których uczestniczę.
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
MONASTYR
ZWIASTOWANIA
W SUPRAŚLU
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA
Czy przestępcy mogą pomóc w szerzeniu kultu ikon?
Muzeum w Supraślu udowadnia, że tak.
33. 33
Półmrok i płynąca
z głośników muzyka
cerkiewna zapewniają
ikonom dobrą oprawę
Cierpliwie tłumaczy mi, jak na deskę prze-
nieść rysunek z podlinnika (specjalnego
wzorca), a następnie nakładać kolejne war-
stwy farby. A na koniec, gdy nie jestem zado-
wolony z efektu, uspokaja. – Prawdziwi twór-
cy ikon uczą się tej sztuki wiele lat – wyjaśnia.
Warsztaty w supraskim muzeum to świet-
ne wprowadzenie do świata prawosław-
nych obrazów. Ale ikonę nie wystarczy po-
znać, trzeba jej też doświadczyć. A do tego
WARSZAWA
Supraśl
896
IKON
Z PRZEMYTU
trafiło do supraskiego
muzeum w latach
1994–1998
3O
FRESKÓW
Z MONASTYRU
udało się konserwatorom
ocalić po zburzeniu
świątyni w 1944 r.
Monastyr Zwiastowania
34. 34
należy się przygotować
duchowo i zapomnieć
o zgiełku otaczającego
nas świata. Tak jak pra-
wosławni mnisi z Gród-
ka, którzy w 1500 r.,
zmęczeni gwarem tam-
tejszego zamku, prze-
nieśli się do uroczyska Suchy Grąd w Puszczy
Knyszyńskiej. Błyskawicznie wznieśli tu oka-
zały monastyr, który stał się ośrodkiem inte-
lektualnym – ze znakomitą biblioteką i dru-
karnią. To właśnie wokół klasztoru powstał
Supraśl. Zniszczony w 1944 r. przez Niem-
ców Monastyr Zwiastowania przez dzie-
sięciolecia leżał w gruzach. Dopiero w latach
90., po gorszących sporach własnościowych
z katolikami, wrócili tu prawosławni mnisi.
Mozolnie odbudowują oni klasztor, czyniąc
z niego prężne centrum polskiej Cerkwi.
Wchodząc do mieszczącego się w budyn-
kach klasztornych Muzeum Ikon, wkraczam
w strefę mroku. Dopiero po chwili, dzięki
rozświetlającym się reflektorom, z surowych
ścian wyłaniają się ikony. Z głośników doby-
wa się nastrojowy cerkiewny śpiew. Czuję, że
przenoszę się w zupełnie inną rzeczywistość.
– I o takie wrażenie właśnie chodzi, bo teo-
logicznie ikona odsyła nas do rzeczywisto-
ści przemienionej i uświęconej – tłumaczy
Krystyna Stawecka, kierowniczka Muzeum
Ikon w Supraślu. I dodaje, że prezentowanie
prawosławnych obrazów w galerii czy mu-
zeum jest niezwykle trudne. – Brak sakral-
nego kontekstu, a także np. silna ekspozycja
światła dziennego całkowicie zniekształcają
ikonę, czyniąc z niej konwencjonalny obraz
– wyjaśnia. Dlatego w kierowanej przez nią
placówce scenografia, dźwięk i światło pod-
porządkowane są idei sacrum.
Ekspozycję podzielono na części tema-
tyczne. Sala kanonu wyjaśnia, czym ikona róż-
ni się od zwykłego obrazu. Kolejne pomiesz-
czenia poświęcone są prawosławnej świątyni,
ikonom podróżnym, przedstawieniom Chry-
stusa, Matki Bożej i świętych. Ekspozycję za-
myka sala fresków z tutejszego monastyru. Te
unikatowe malowidła wykonali w połowie
XVI w. artyści z kręgu bałkańskiego. Nie-
stety przejęcie cerkwi przez unitów, a póź-
niej rzymskich katolików spowodowało ich
znaczną dewastację. Po zburzeniu świątyni w
1944 r. z rumowiska udało się wydobyć zaled-
wie 30 fragmentów polichromii. Dzięki bene-
dyktyńskim pracom konserwatorskim można
je podziwiać przynajmniej w muzeum.
Ocalenie fragmentów fresków supraskich
to prawdziwy cud. Niejedyny, jakiego do-
świadczają wierni w Supraślu. Dla mnie cu-
dem jest też sama geneza muzeum, w znacz-
nej mierze związana z… przestępczością.
Otóż 90 proc. kolekcji tutejszych ikon pocho-
dzi z przemytu. Kwitł on na naszej wschod-
niej granicy w połowie lat 90. Szmugiel dzieł
sztuki z Rosji na Zachód był wtedy niezwy-
kle opłacalnym biznesem. Prawie tysiąc obra-
zów,któreprzejęłapolskasłużbacelna,trafiło
wtedy do Supraśla. I dobrze, bo zamiast zło-
dziejom i paserom służą teraz pielgrzymom
i głodnym strawy duchowej turystom. ■
INFO
■ Monastyr Zwiastowania w Supraślu,
zwiedzanie: codziennie oprócz poniedziałków.
Przyjazd grup należy wcześniej uzgodnić,
tel. (85) 713 37 80.
■ Muzeum Ikon. Oddział Muzeum
Podlaskiego w Białymstoku,
ul. Klasztorna 1, Supraśl,
tel. (85) 718 35 06 01.
Od V do VIII: wt.–niedz.: godz. 10–17;
piątek: 10–18;
Od IX do IV: wt.–niedz.: godz. 10–17.
Rezerwacja udziału w warsztatach:
tel. 509 336 829,
www.muzeum.bialystok.pl/suprasl
NOWYCH
CUDÓW
POLSKI
MONASTYR
ZWIASTOWANIA
W SUPRAŚLU
MIEJSCE
W PLEBISCYCIE
TRAVELERA