SlideShare ist ein Scribd-Unternehmen logo
1 von 19
Downloaden Sie, um offline zu lesen
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
Opowieść, napisana w formie pamiętników, czterech byłych
więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych, którzy
w pierwszych powojennych latach powrócili z Zachodu do
kraju zwanego w tamtych latach Polską Ludową i zaczynają
wcale niełatwy proces dostosowania się do zastanej
rzeczywistości, systemu, o którym niewiele wiedzą, i którego
w gruncie rzeczy nie rozumieją.
Jest w tym gronie jest człowiek wyjątkowy; z poglądów
lewicowiec, nawet komunista, znany w kołach sprawujących
władzę. Natychmiast obejmuje wysokie i wpływowe
stanowisko, ale również właśnie on w pierwszym
dziesięcioleciu PRL zaczyna odczuwać coraz większe
rozczarowanie, oddalać się od systemu, który początkowo
wydawał mu się słuszny. Pozostali, choć nie lubią i nie wierzą
lewicy, jak większość Polaków, starają się znaleźć sposób
dostosowania się do sytuacji i urządzenia sobie życia.
Czytelnik bardzo szybko zorientuje się o co chodzi autorowi.
A chodzi o tak trudne i nieczęste pokazanie w naszej
literaturze obiektywnej, nie zakłamanej prawdy o tamtym
rozdziale naszej historii.
Książka daleka jest od sławienia systemu PRL, ale też daleka
od nienawiści, opluwania tamtej epoki i kół sprawujących
władzę, co dziś tak powszechne jest w literaturze, szczególnie
w opracowaniach historyków. Trwająca około 40 lat epoka
PRL była i pozostanie ważnym rozdziałem naszej historii,
rozdziałem bardzo różnorodnym i trudnym do oceny, pełnym
skrajnego zła, ale nie pozbawionym cech wcale pozytywnych.
Książka Stanisława Głąbińskiego skłania do przemyślenia
tamtych lat, do obiektywnej oceny, do zrozumienia tego, co
wniosła ona do naszej historii, tak w sensie negatywnym, jak
i pozytywnym. Trzeba i warto to zrozumieć, jeśli chcemy
zrozumieć dzisiejszą Polskę i trafnie ocenić to, co czeka nas
w rozpoczynającym się właśnie nowym stuleciu.
Stanis aw G bi ski




   Wydawnictwo Placet

                        3
Rozdzia 1


                        Olek – powrót



     Stach potrz sn g ow , by odsun wspomnienia w jakich si$
pogr %y . Nie zdawa sobie sprawy, %e mog one by tak %ywe, pla-
styczne i przejmuj ce, jakby te wydarzenia sprzed lat prze%ywa po-
nownie, i to na dodatek wzbogacone w asn fantazj . Przecie% przed
chwil zdawa o mu si$, %e sam jest Olkiem. My,li, pogl dy i przygo-
dy jakie spotka y tamtego zna z tekstu jego wspomnie-, ale my,la
o tym tak, jakby patrzy na wydarzenia z dawnych czasów oczami nie
%yj cego ju% przyjaciela. Odczuwa w tym co, niesamowitego. Mia
wra%enie, jakby Olek pojawi si$ ponownie i przekazywa mu swoje
my,li. Zdawa sobie spraw$, %e to dziecinne odczucie, a w najlepszym
razie objaw starczej sklerozy. Ostatecznie przekroczy ju% osiemdzie-
si tk$ i by mo%e w takim wieku fantazja wymyka si$ spod kontroli.
Chc c powróci do rzeczywisto,ci, postanowi , %e lektur$ wspomnie-
zacznie od tekstu Olka. Stach czyta go dwukrotnie, ale by o to co
najmniej dwadzie,cia lat temu. Nie pami$ta ju% nawet wszystkich
szczegó ów.
     Kartki otrzymane od Andrzeja w o%y do ostatniej teczki z napi-
sem „Andrzej”. Wyj trzy teczki z has em „Olek”. Reszt$ schowa do
pud a. U o%y si$ wygodnie na kozetce, na stoliku obok po o%y d u-
gopis, by ewentualnie wprowadzi jakie, drobne poprawki, a na pod-
kurczonych kolanach po o%y pierwsz z teczek i otworzy j . Zanim
rozpocz lektur$ zauwa%y , %e papier ju% z%ó k . U,wiadomi sobie
wtedy, %e b$dzie czyta tekst napisany przed blisko sze, dziesi$ciu
laty. Czy zachowa swoj warto, ? Czy b$dzie zrozumia y? Czy po
opublikowaniu go, znajdzie czytelników? Przecie% o autorze tekstu
nikt nie móg ju% pami$ta . Czy on sam wszystko zapami$ta ? A jed-
nak w wyobra8ni ponownie ujrza Olka tak, jakby siedzia na krze,le
obok kozetki i u,miecha si$ do niego.

                                                                  5
***

     W prawym rogu strony widnia a data 25 grudnia 1945 roku. Pod
spodem, du%ymi literami znajdowa o si$ zdanie, odgrywaj ce zapew-
ne rol$ tytu u: „Tekst Olka do zbiorowej Kroniki. Cz$, pierwsza –
obejmuje lata od po owy 1945 roku do 1948 roku.”
     Zwraca uwag$ fakt, %e tekst by pisany na maszynie, ale dat$
wpisano d ugopisem lub piórem. „Kronika” – co mog o nieco dziwi
– zaczyna a si$ od usprawiedliwienia. Olek pisa :
     Musz$ na wst$pie przeprosi ewentualnych czytelników za dwie
rzeczy. Po pierwsze, pomijam ca kowicie sam fakt wyzwolenia i kilka
miesi$cy pobytu w zachodniej, a ,ci,le brytyjskiej strefie okupacyjnej.
Sam nie mam wiele na ten temat do powiedzenia, a prawie wszyscy
pozostali wspó autorzy tej Kroniki znaj te wydarzenia tak samo, jak
ja. Mo%e oni b$d chcieli je opisywa , cho nie ma tu wiele do opisy-
wania, z jednym wyj tkiem. Mam na my,li poczucie niepewno,ci: co
robi , wraca do kraju, czy zosta ? W a,ciwie wszyscy wokó byli
w takim stanie. Ja nie prze%ywa em takiej rozterki. Nie mia em %adnej
w tpliwo,ci, %e nale%y wraca i – je,li o mnie chodzi – wróc$.
Wprawdzie nie by em pewien, co stanie si$ ze mn w kraju, jak si$
tam urz dz$, czy te% jak inni mnie urz dz . Dobiegaj ce stamt d wie-
,ci by y niepokoj ce, ale nie wiedzia em, ile w tym by o prawdy, ile
propagandy, a ile po prostu zwyk ej niewiedzy.
     Sprawa druga by a ju% bardziej skomplikowana. Do, rych o po
wyzwoleniu nawi za a ze mn kontakt warszawska placówka han-
dlowo-konsularna w strefie brytyjskiej. Placówka mia a swoj siedzi-
b$ w Kolonii i w zasadzie zajmowa a si$ wydawaniem papierów re-
patriantom, a jednocze,nie próbowa a nawi zywa jakie, stosunki
handlowe. Z moich kontaktów z nimi wynika o jednoznacznie, %e
ludzie z tej placówki uwa%ali mnie za zwolennika w adz warszaw-
skich, który powróci niebawem do Warszawy, a na dodatek za cz o-
wieka, od którego mo%na oczekiwa pewnych informacji. Proszono
mnie na przyk ad o relacje na temat nastrojów Polaków znajduj cych
si$ w strefie zajmowanej przez Pierwsz Pancern Dywizj$ gen. Sta-
nis awa Maczka, pytano jak zachowuje si$ i jak dzia alno, prowadzi
dowództwo dywizji, wreszcie indagowano o konkretnych ludzi, prze-
6
wa%nie wys anników ró%nych partii politycznych z Londynu. By em
tym niemile zaskoczony i zachowywa em du% ostro%no, . Nie ule-
ga o w tpliwo,ci, o co chodzi tym z Warszawy. Nie mia em ochoty
zajmowa si$ dzia alno,ci szpiegowsk , tym bardziej, %e nie wie-
dzia em, do kogo mia yby w Warszawie dochodzi moje informacje,
w jaki sposób wykorzystywano by je i czy nie wróci yby one w takiej
czy w innej formie na Zachód. Nie chcia em sta si$ w opinii czy to
Brytyjczyków, czy to londy-skiej Polonii agentem donosz cym War-
szawie o tym, co dzieje si$ na Zachodzie. Uwa%a em, %e nale%y robi
wszystko co mo%liwe, by doprowadzi do zbli%enia Wschodu z Za-
chodem, a nie uprawia wzajemne szpiegostwo. By em wówczas na-
iwny. Dodam tylko, %e utrzymuj c kontakty z przedstawicielami
w adz warszawskich, nie pozwoli em zrobi z siebie agenta.
     Powróci em ostatecznie do kraju w bardzo szczególny sposób,
który zawa%y na moim dalszym %yciu. Wróci em w po owie lipca
1945 roku, ale pocz tkowo nie do Warszawy, lecz do Berlina. 17 lipca
w Poczdamie pod Berlinem rozpocz$ y si$ dwutygodniowe obrady
konferencji z udzia em przywódców „Wielkiej Trójki”: premiera
W.Brytanii, Winstona Churchilla (do 25 lipca), zast pionego od 28
lipca przez kolejnego szefa rz du londy-skiego Clementa Attlee, pre-
zydenta USA, Harry’ego S. Trumana i ze strony Zwi zku Radzieckie-
go, pe ni cego oficjalnie funkcj$ premiera, Józefa W. Stalina. Rzecz
jasna, nie mia em mo%no,ci widzie tych „Wielkich” nawet z daleka.
W czono mnie natomiast do zespo u doradców delegacji warszaw-
skiej, w której najwa%niejsz rol$ odgrywali Boles aw Bierut, Edward
Osóbka-Morawski i W adys aw Gomu ka. Tych polityków spotyka-
 em, i jak si$ okaza o pó8niej, mia o to dla mnie zasadnicze znaczenie.
     Zreszt nie od razu ich spotka em. Umie,cili mnie w jakim, ze-
spole budynków ko o Poczdamu, gdzie mia a mieszka polska delega-
cja z doradcami, ekspertami i ca ym sztabem ludzi z ró%nych urz$dów.
Nasza grupa liczy a blisko trzydzie,ci osób i zwano j grup osób
towarzysz cych. Nikogo z nich nie zna em, natomiast odnosi em wra-
%enie, %e sami mi$dzy sob znali si$ doskonale. Stanowi em wyj tek
i wyra8nie czu em, %e pozostali woleli mnie unika , tym bardziej kie-
dy dowiedzieli si$, %e przyjecha em z Kolonii. Byli wobec mnie
grzeczni, ale raczej unikali kontaktów i rozmów. Wydawa o mi si$, %e
                                                                     7
uwa%aj mnie za przedstawiciela si specjalnych, agenta wywiadu,
a mo%e nawet cz owieka z NKWD. By y to moje pierwsze do,wiad-
czenia w tym zakresie, i nawet mi na my,l nie przysz o, %e wcale nie
ostatnie i nie najbardziej dramatyczne.
     17 lipca rozpocz$ y si$ obrady konferencji, a naszych jeszcze nie
by o. Dowiedzia em si$, %e maj przyjecha po 20 lipca, by da
„Wielkim” czas na porozumienie si$ i uzgodnienie stanowisk w spra-
wie polskiej. Rzecz jasna, chodzi o o takie kwestie, jak ustalenie gra-
nicy zachodniej, odszkodowania, zasady pobytu w Polsce wojsk ra-
dzieckich i wreszcie o wyznaczenie terminu wyborów w Polsce. Wie-
dzia em o tym z gazet ameryka-skich i angielskich, jakie rano wyk a-
dano w holu domku, gdzie jadali,my i nawet mi przez my,l nie prze-
sz o, %e pozostali tych gazet wcale nie czytali. Pewnie nie znali j$zy-
ków lub nie mieli nawyku porannego przegl dania zagranicznej prasy.
Jak zauwa%y em, wszyscy wchodz c na ,niadanie zabierali wy o%one
na sto ach w holu „Lycie Warszawy” lub „Rzeczpospolit ”. Ja rów-
nie% si$ga em po te tytu y. „Lycie Warszawy” dostawa em ju% czasa-
mi w Kolonii, ale „Rzeczpospolit ” widzia em po raz pierwszy. Pras$
polsk jednak przegl da em po prostu z ciekawo,ci, a gazety amery-
ka-skie czyta em uwa%nie, by wiedzie co si$ dzieje na ,wiecie i wo-
kó naszego kraju. St d te% zna em program obrad konferencji i zda-
wa em sobie spraw$, %e dyskusja nie b$dzie ani atwa, ani prosta,
i nikt nie by w stanie przewidzie , jakie b$d jej rezultaty. Dostrze-
ga em to, o czym jeszcze wyra8nie nie pisano, to jest – narastaj c
podejrzliwo, , je,li nie niech$ w stosunkach Wschód–Zachód. Oka-
za o si$ wkrótce, %e dysponuj$ tu wi$ksz wiedz ni% pozostali z gro-
na osób towarzysz cych. Doprowadzi o to do do, zabawnej sytuacji.
Drugiego, czy trzeciego dnia oczekiwania na przyjazd przywództwa
kraju, siedzieli,my przy kolacji i ludzie z Warszawy g o,no przewi-
dywali, %e cz$, obrad dotycz ca spraw polskich nie potrwa d u%ej ni%
dwa do trzech dni, bo wszystko, no, mo%e z wyj tkiem wysoko,ci
reparacji, jest ju% uzgodnione.
     Pewien wysoki i niem ody ju% m$%czyzna, do którego zwracano
si$ per „dyrektorze”, wyg osi na ten temat ca y wyk ad:
     – Jest oczywiste, %e alianci nie b$d chcieli mie z Moskw awantur
o Polsk$. Szcz$,liwie, tak%e i Moskwa nie szuka k opotów z Zachodem.
8
W ci gu dwóch dni omówi wszystko, co nas dotyczy i b$dziemy wraca
do domu jako zwyci$zcy. Zreszt nasi, a w zw aszcza Bierut, to ludzie
o ogromnym do,wiadczeniu. Ju% przed wojn zje8dzi pó ,wiata i do-
skonale wie, jak negocjowa . Jak s ysza em, w wielu sprawach doradza
Stalinowi.
     Wszyscy „eksperci” przytakn$li skinieniem g ów, tylko ja spo-
kojnie popija em herbat kanapk$ z serem, a napar by rzeczywi,cie
doskona y. Cz owiek zwany dyrektorem zauwa%y moj oboj$tn re-
akcj$, bo zwróci si$ teraz do mnie.
     – Pan si$ z tym najwyra8niej nie zgadza, panie przepraszam, nie
wiem nawet, jak si$ do pana zwraca .
     – Mam na imi$ Aleksander, ale wszyscy mówi po prostu – Olek.
Ma pan racj$. Nie ze wszystkim co pan powiedzia , zgadzam si$.
W przeciwie-stwie do pana, nie zajmuj$ %adnej wysokiej pozycji, nie
jestem %adnym dygnitarzem, nawet jeszcze nie mieszkam w kraju.
Dopiero tam wracam. Natomiast znam tych, o których pan, i s usznie,
wyra%a si$ z takim szacunkiem. Wprawdzie nie s ysza em, aby pan
Bierut je8dzi gdziekolwiek po ,wiecie, ale pewnie pan wie lepiej. Nie
s ysza em te%, by doradza Stalinowi. W ka%dym razie kiedy ja si$
z nim spotyka em, nikomu nie doradza . Mówili,my do niego „To-
masz”, i dopiero po latach dowiedzia em si$, %e ma na imi$ Boles aw.
Czy tu pójdzie mu tak dobrze i atwo, zobaczymy. Odnosz$ wra%enie,
%e Zachód wcale nie jest do nas szczególnie przyja8nie nastawiony,
ale nie b$d$ dyskutowa . Naprawd$, nie wiem. Z tego, co s ysz$ i co
czytam w zachodniej prasie wyci gam wniosek, %e do Polaków, jako
do narodu, nie %ywi si$ tu szczególnych pretensji, ale do w adzy
w Warszawie – chyba tak. Uchodzi ona po prostu za wykonawc$ po-
lece- Moskwy i rzecznika jej interesów.
     – Jej interesów? – w g osie dyrektora brzmia o tyle samo szyder-
stwa, co zdumienia. – Czy pan, panie Olku, przyjecha tu jako repre-
zentant w adzy londy-skiej?
     – Pan %artuje. W %yciu nie by em w Londynie, a z londy-sk
w adz nie mam nic a nic wspólnego. Nieco z warszawsk , ale te%
niewiele. Kazano mi tu przyjecha i do czy do grupy ekspertów. Nie
wiem, od czego mam by ekspertem i komu mia bym doradza . Mo%e
chc tu mie kogo,, kto orientuje si$ w nastrojach Zachodu, a na do-
                                                                   9
datek, mo%na od niego oczekiwa , %e b$dzie mówi prawd$, a nie
tylko wychwala pod niebiosa polskich przywódców. To pozostawiam
innym.
     Dyrektor nie mia najmniejszych w tpliwo,ci, co mia o oznacza
to ostatnie zdanie nieznanego mu przybysza, bo wzruszy ramionami.
Rzuci jeszcze: – Id$ sprawdzi , czy mam wszystkie dokumenty
w porz dku – i wsta opuszczaj c sto ówk$ bez s owa po%egnania.
Pozostali, te% najwidoczniej nieco skonsternowani, poszli w jego ,la-
dy. Zosta em sam i pomy,la em, %e niezbyt zr$cznie zaczynam powrót
do kraju. W ka%dym razie nasun mi si$ wniosek, %e w kraju nale%y
bardziej uwa%a na to, co si$ mówi. Powinienem by to wiedzie .
Ostatecznie kilkana,cie miesi$cy sp$dzi em przed wojn w Moskwie,
a potem kilka miesi$cy w republika-skiej Hiszpanii, gdzie atmosfera
i stosunki mi$dzyludzkie pozostawia y sporo do %yczenia.
     Nast$pnego dnia, a by o to 21 lipca, przylecia polski samolot
z naszym kierownictwem. W ka%dym razie byli w tym gronie ci, na
których czeka em, a wi$c Bierut, Gomu ka i Osóbka-Morawski.
Pierwszym, na którego si$ natkn em, by Gomu ka. Niewiele si$
zmieni od lwowskich czasów. Podobnie jak tam, we Lwowie, by
ustawicznie nieco naburmuszony, stale powa%ny, sprawia wra%enie
zamy,lonego. Zastanawia em si$, czy mnie pozna, ale zapewne musia
wiedzie , %e tu b$d$, bo wyci gn r$k$ i powiedzia nieco chrapli-
wym g osem:
     – Jeste,cie ju%. To dobrze. B$dziecie potrzebni. Potrzebujemy ta-
kich jak wy, których znamy od lat i którym ufamy. Wy byli,cie
w Hiszpanii?
     – Tak, w Hiszpanii. Potem dosta em si$ do obozu, do Gross-
Rosen. Odpoczywa em po tych prze%yciach w obozie dla Polaków
w Niemczech Zachodnich. Wezwano mnie, i wracam do Polski. Do
Warszawy.
     – Wiem. W Warszawie zg o,cie si$ do mnie zaraz po przylocie.
Pomy,limy, gdzie was umie,ci .
     Na tym sko-czy a si$ nasza pierwsza rozmowa. Nie przypomnia-
 em mu, %e we Lwowie zwracali,my si$ do siebie po imieniu, a nie
per „wy”, jak obecnie, ale wtedy by y inne czasy, a Gomu ka z tam-
tych lat, to nie obecny Gomu ka, sekretarz rz dz cej partii.
10
Do ko-ca tego dnia nic si$ ju% nie wydarzy o, co by oby warte
odnotowania, chyba to, %e uda em si$ do mojego pokoiku, po o%y em
si$ na wersalce wstawionej tu w miejsce ó%ka i zacz em rozmy,la .
Przede wszystkim zaczyna em rozwa%a , jak bardzo ja i moje otocze-
nie, w jakim do tej pory %y em, ró%ni si$ od ludzi, spotykanych obec-
nie, w cznie z Gomu k . Czy tacy byli wszyscy ludzie %yj cy w kra-
ju? Bo ci, tutaj, byli wyra8nie zarozumiali, dawali odczu , %e s lepsi
od nas, Polaków z emigracji, a na dodatek – czego najlepszy przyk ad
da „dyrektor” – nie byli szczerzy, a mo%e nawet fa szywi. Ten dy-
rektor wychwala obecne warszawskie kierownictwo, a ja nie by em
w stanie uwierzy , by rzeczywi,cie tak wysoko je ceni . S uchacze
potakiwali mu, ale to potakiwanie te% nie odbiera o si$ jako auten-
tycznie szczere. Czy ci ludzie rzeczywi,cie reprezentowali atmosfer$
i nastroje w kraju? Lektura gazet krajowych, które przegl da em,
zdawa a si$ to potwierdza . Zdawa y si$ to potwierdza tak%e opowie-
,ci tych, którzy wyjechali z kraju na Zachód. Ci, ods dzali obecnych
przywódców od czci i wiary i najcz$,ciej okre,lali ich jako „pacho ki
Moskwy”. Opinie takie wyra%ali nawet ci, którzy mieli zamiar powró-
ci do kraju. Czy%by,my wi$c mieli w Polsce do czynienia po prostu
z dwulicowo,ci ? A mo%e to zwyk y strach, który zmusza ludzi do
g o,nego wychwalania przywódców, w g $bi duszy ocenianych zupe -
nie inaczej. Z czym, takim spotka em si$ w Moskwie, z tym jednak,
%e tam przywódcy rzeczywi,cie wzbudzali strach, ale sam kraj kocha-
no i uznawano za najwspanialszy na ,wiecie, a w wypowiedziach
rodaków z kraju wcale takiego podziwu dla wspó czesnej Polski nie
wyczuwa o si$. W zale%no,ci od okoliczno,ci, gdzie i kto mówi , s y-
sza em albo zaciek krytyk$ i pogard$ wobec rz dz cych i ca ego
kraju, albo ma o wiarygodne wychwalania i komplementy. Czy by o
to wyrazem atmosfery dominuj cej w Polsce, czy mo%e tylko po pro-
stu dowodem strachu, by si$ nie narazi , bo nara%aj c si$, cz owiek
ryzykowa wolno, , przysz o, , w asn i swojej rodziny? I jedno
i drugie budzi o moje zaniepokojenie, a nawet powa%ne obawy. Wie-
rzy em i chcia em wierzy , %e socjalizm stworzy warunki dla rzeczy-
wistej demokracji, w której nikt si$ nie b$dzie ba , a w ka%dym razie
nie b$dzie obawia si$ mówi tego, co rzeczywi,cie my,li. Oczywi-
,cie, nale%a o przestrzega prawa i dba o interesy kraju, a w interesie
                                                                   11
Polski le%a y mo%liwie najlepsze stosunki z Moskw . By mo%e,
w imi$ tych interesów nale%a o zrezygnowa ze Lwowa, nie nale%a o
krytykowa Stalina, ale nie potrzeba by o wcale k ama . Ostatecznie
Gomu ka, osobi,cie niezbyt sympatyczny, wydawa si$ mówi prawd$
i to bez obaw. Ku memu w asnemu zdumieniu i zaniepokojeniu za-
cz em si$ zastanawia , czy dobrze robi$, decyduj c si$ na powrót.
Z tego, co wspomina Gomu ka, mia bym zosta zaanga%owany do
pracy politycznej. Czy oznacza oby to, %e i ja b$d$ musia bezkry-
tycznie chwali kierownictwo i prawi podobne banialuki, jak ów
„dyrektor”? Na to nie mia em najmniejszej ochoty. Zasn em, pogr -
%ony w tych ponurych my,lach, i spa em jak kamie- do rana. To mi
pomog o. Wsta em, ogoli em si$, wzi em prysznic i poszed em na
,niadanie, gdzie czeka a mnie prawdziwa niespodzianka. Przy jednym
ze stolików, w towarzystwie jakiej, elegancko ubranej pani, jad ,nia-
danie nie kto inny, jak Bierut. Uk oni em si$, a ten przez chwil$ pa-
trzy na mnie jakby si$ zastanawia , kim jestem i nagle zawo a :
     – Ty jeste, przecie% Olek!
     – Jak najbardziej, panie Tomaszu. Olek we w asnej osobie.
     Bierut by najwyra8niej uradowany, jakby spotka dawno nie wi-
dzianego bliskiego przyjaciela, cho byli,my najwy%ej kolegami na
jakim, kursie marksizmu w moskiewskiej szkole partyjnej.
     – Daj spokój z tym panem – powiedzia . – Wiedzia em, %e masz
si$ tu pojawi . Mi o ci$ zobaczy po latach. By e, w Hiszpanii, a po-
tem znalaz e, si$ w obozie koncentracyjnym, prawda? – zapyta .
     – Tak. Teraz wracam do kraju, a na dodatek otrzyma em wezwa-
nie, by si$ tu pokaza – odpowiedzia em.
     – Wiem, wiem. To przecie% ja sam poleci em, aby ci$ zaproszo-
no. Musimy zna nastawienie wobec nas w ko ach na Zachodzie, a ty
mo%esz nas o tym poinformowa . Ponadto, z tob mo%emy rozmawia
szczerze.
     Ton, w jakim Bierut zwraca si$ do mnie by najwyra8niej bezpo-
,redni i pe en sympatii. W ka%dym razie bardzo ró%ny od tonu Go-
mu ki. Sprawia o mi to zdecydowan przyjemno, . Ostatecznie roz-
mawia em z cz owiekiem, który w praktyce by przywódc mojego
kraju. W tpliwo,ci, z jakimi zasypia em, rozwia y si$. Przynios em
sobie jakie, niewielkie ,niadanie, dosiad em si$ do sto u Bieruta, któ-
12
ry przedstawi mi teraz siedz c obok niego pani , jako szefa swego
gabinetu. Ze sposobu, w jaki si$ do niej zwraca i o niej mówi odnio-
s em wra%enie, %e cz ich bli%sze stosunki, ni% szefa z sekretark .
Jeszcze w Moskwie s ysza em, %e Bierut ma %on$ w kraju. Podobno
siedzia a w wi$zieniu za komunizm, ale nic o niej wi$cej nie wiedzia-
 em i nawet nie pami$ta em, jak si$ nazywa a. By em jednak pewien,
%e to nie by a ta osoba. Ostatecznie niewiele mnie to obchodzi o.
Tymczasem Bierut, do którego zwraca em si$ zgodnie z jego %ycze-
niem, per Tomasz, wypytywa mnie o nastroje wobec Polski w stre-
fach zachodnich. Trwa o to oko o pó godziny. Wreszcie Bierut po-
wiedzia :
     – Ciekawe rzeczy opowiadasz. B$d$ tu ze cztery dni, najwy%ej do
25 lipca. Zobaczymy co si$ da za atwi , ale s dz$, %e to, o co nam
najbardziej chodzi, za atwimy. My,l$ o zatwierdzeniu linii granicz-
nych i odszkodowaniach. Martwi mnie, %e w naszym gronie, w,ród
naszej delegacji nie ma w tej sprawie pe nej jednomy,lno,ci. Ci
z Zachodu doskonale o tym wiedz i na dodatek dopatruj si$ w tym
oznak nastrojów antyradzieckich – westchn . – Niektórzy z nas s
ca kowicie bezmy,lni, je,li nie gorzej. – Nie powiedzia jednak kogo
ma na my,li, cho nie mia em najmniejszych w tpliwo,ci, o kim mo-
wa. Sam jednak nie poczyni em w tej sprawie %adnej uwagi. Uzna em,
%e tak b$dzie najlepiej. Bierut albo tego nie zauwa%y , albo uda , %e
nie zauwa%a. Na koniec powiedzia :
     – Olek, jak sko-czymy, wrócisz z nami do Warszawy. Tam za-
czniemy od tego, %e b$dziesz pracowa w moim gabinecie jako dorad-
ca do spraw zagranicznych. Znasz ,wiat, j$zyki, a ja mam do ciebie
zaufanie. Po jakim, czasie, jak ju% mój gabinet zacznie odpowiednio
dzia a , zaproponuj$ ci co, interesuj cego. Mam na my,li wywiad
wojskowy. Potrzebuj$ tam swojego cz owieka. Dostaniesz stopie-
pu kownika i b$dziesz si$ w wojsku zajmowa ,wiatem. B$dziesz
ca kiem niezale%ny od resortu spraw wewn$trznych i wywiadu cywil-
nego. Zale%y mi na tym. Musz$ tam mie swego, zaufanego i ca ko-
wicie samodzielnego cz owieka, a z góry wiem, %e nacisków na ciebie
b$dzie do cholery, i to z ka%dej strony – za,mia si$, i doda : – To
oczywi,cie wst$pna propozycja. Jeszcze zobaczymy, a ty sam j
przemy,l. Zgoda?
                                                                  13
– Zgoda – odpowiedzia em, uwa%aj c, %e jeszcze nie ma %adnych
ostatecznych postanowie-.
                                 ***
     Stach nie przypomina sobie, kiedy czyta pierwsz cz$, tekstu
Olka, a nawet wydawa o mu si$, %e ten fragment tekstu autor do o%y
jako, pó8niej, bo o ile pami$ta , poprzedni tekst zaczyna si$ mniej
wi$cej od przyjazdu do Warszawy. Owiadectwem tego by a zreszt
data widniej ca w prawym roku kolejnej strony wpisana d ugopisem:
Warszawa, wrzesie- 1968.
     W skali ogólnej, by to okres napi$ – pocz wszy od wydarze-
marcowych w Polsce pod znakiem kampanii antysemickiej, po „pra-
sk wiosn$”. Wygl da o na to, %e Olek dopisa powy%szy fragment
w lata, po opisywanych w nim wydarzeniach. Zapewne nie chcia
zdradza faktu swoich tak zdumiewaj co bliskich kontaktów z przy-
wódcami z tamtego okresu: Bierutem, Cyrankiewiczem, Gomu k .
Czy%by nie wierzy najbli%szym przyjacio om? A mo%e po prostu
wstydzi si$ tych kontaktów? Niewykluczone te%, %e ba si$, by infor-
macja ta, jeszcze w latach czterdziestych, nie przeciek a na zewn trz.
     Pod dat umieszczono wystukany ju% na maszynie podtytu :
„Powrót do Warszawy”. Stach czyta wi$c ze wzrastaj cym zacieka-
wieniem przekonany ju%, %e poznaje fragment dodany do tekstu
w wiele lat po tym, jak Kronika zacz$ a powstawa .
                                 ***

     Po ,niadaniu i rozmowie, która trwa a blisko godzin$ kto,, kogo
nie zna em, wpad do jadalni, podszed do sto u i pochylaj c si$ nad
Bierutem powiedzia cicho, cho dok adnie s ysza em ka%de s owo: –
Za oko o czterdzie,ci minut jeste,cie proszeni na spotkanie na szczy-
cie. Przedtem chce z wami kilka s ów zamieni towarzysz Stalin,
a ponadto ostrzegam, %e towarzysz Gomu ka przygotowa tekst
o,wiadczenia, które chcia by odczyta na szczycie. Musicie si$ z tym
tekstem zapozna . Wydaje mi si$ ... – mówi cy przez chwil$ szuka
okre,lenia, wreszcie powiedzia – dyskusyjny.
     – O cholera. Spodziewa em si$ k opotów, ale nie a% takich. Do-
brze, %e mnie ostrzegacie. – Wstaj c, Bierut wskaza r$k na Olka: –
14
To mój nowy ekspert od spraw mi$dzynarodowych. Znamy si$ jesz-
cze z Moskwy. Dopilnujcie, by znalaz si$ na li,cie lec cych naszym
samolotem do Warszawy.
     Sekretarz obieca , %e si$ wszystkim zajmie, a Bierut wsta , skin
g ow w moim kierunku i szybko wyszed . Zosta em przy stoliku
z kierowniczk jego sekretariatu. Odezwa a si$:
     – Sami widzicie, ile k opotów. Ci, z Warszawy, s niemo%liwi.
Niczego nie rozumiej – spojrza a uwa%nie na mnie i widocznie do-
tar o do niej, %e nie bardzo pojmuj$ o czy mowa, bo doda a: – Mam na
my,li tak zwanych krajowców, Gomu k$ i Spychalskiego. Okupacj$
przesiedzieli w Warszawie i dlatego nazywamy ich „krajowcami”. Po
drugiej stronie jest kilku naszych, którzy przybyli z Moskwy. Musicie
ich zna . To przede wszystkim Tomasz, Minc i Berman. Teraz rozu-
miecie?
     Skin em g ow , %e rozumiem. Kobieta wsta a, pomacha a mi
d oni i wysz a. Wspominam ten drobny w zasadzie epizod, bo po raz
pierwszy zetkn em si$ z podzia em w kierownictwie partii i w a,nie
od tego momentu zacz em zdawa sobie spraw$, %e co, idzie w z ym
kierunku, zarówno w partii, jak i w ogóle w kraju. Nie u,wiadamia em
sobie jeszcze, %e zaczynam si$ ociera o polsk tragedi$, ale z czasem
sprawa zaczyna a si$ stawa dla mnie jasna. Zaczyna o do mnie docie-
ra , %e Polacy zawsze, a w ka%dym razie od wieków, byli narodem
podzielonym, sk óconym, nie rozumiej cym znaczenia jedno,ci
i gro8by rozbicia, co wielokrotnie, równie% i w naszej epoce, prowa-
dzi o do absolutnych katastrof. W okresie, który tu opisuj$, tak%e i ja
nie w pe ni zdawa em sobie z tego spraw$, cho od lat razi a mnie
nasza sk onno, do pieniactwa. Nie u,wiadamia em sobie tylko tak
wyrazi,cie jak teraz, %e ta w a,nie cecha jest podstawowym 8ród em
naszych tragedii.
     Jako cz onek grupy doradców, do ko-ca spotkania na szczycie nie
odegra em ju% wi$kszej roli, cho Bierut raz jeszcze mnie wezwa
i wypytywa o dzia alno, i wp ywy Polonii brytyjskiej. Niewiele
mia em mu do powiedzenia, ale twierdzi em, %e nie ma ona w prakty-
ce %adnych wp ywów politycznych, ani w Londynie, ani w Waszyng-
tonie. Taki pogl d dominowa w ka%dym razie w ,rodowiskach polo-
nijnych w Niemczech Zachodnich, a ja by em przekonany o s uszno-
                                                                    15
,ci takich opinii. Bierut s ucha z zaciekawieniem i najwyra8niej si$ ze
mn zgadza . W a,ciwie na tym móg bym zamkn ten fragment tek-
stu, a tym samym fragment wst$pu do kolejnego etapu mego %ycia
i mojej dzia alno,ci politycznej, gdyby nie jeszcze jedno spotkanie
z Gomu k . Pisz$ to w kilka lat po spotkaniu, ale wobec tego, co potem
nast pi o, zapami$ta em prawie ka%de s owo. Spotkali,my si$ przypad-
kowo wieczorem w jadalni, na dzie- przed powrotem do Warszawy.
Gomu ka by wyra8nie zdenerwowany. W gronie ekspertów towarzy-
sz cych przywódcom opowiadano, %e pomi$dzy Gomu k a Bierutem
dosz o do jakiej, ostrej rozmowy, prawie k ótni. Bierut uwa%a , %e Go-
mu ka niepotrzebnie i ze szkod dla naszego stanowiska denerwowa
Stalina, przeciwstawia si$ jego pogl dom, nie chcia rezygnowa ze
Lwowa, domaga si$ wy%szych odszkodowa- wojennych dla Polski, i to
kosztem obni%enia odszkodowa- dla strony radzieckiej, a wreszcie – co
podobno najbardziej rozsierdzi o Wodza – mo%liwie jak najszybszego
wycofania wojsk radzieckich z Polski. W ka%dym razie to wycofanie
mia oby bezwzgl$dnie nast pi przed wyborami. Opowiadano sobie, %e
Stalin tak si$ zdenerwowa % daniami towarzysza Wies awa – jak ju%
powszechnie mówiono o Gomu ce – %e o problemach polskich rozma-
wia wy cznie z Bierutem.
     A wi$c spotka em Gomu k$, który dosiad si$ do mojego stolika
i zagadn wyra8nie zdenerwowanym g osem:
     – Czy i wy te% mnie unikacie?
     – Dlaczego mia bym unika ? – odpowiedzia em ze szczerym
zdumieniem. – Przecie% mi$dzy nami nigdy nie dosz o do %adnych
sporów i nic do was nie mam, ani %alu, ani pretensji. Bo i dlaczego
mia bym mie . Nie przypominam te% sobie, by,my si$ kiedykolwiek
k ócili.
     – Nie udawajcie idioty. Doskonale wiecie o co chodzi. S yszeli-
,cie, %e opowiada si$ o moich sporach z Bierutem, a nawet ze Stali-
nem, i wszyscy, którym zale%y na karierze, wol si$ ze mn nie poka-
zywa . Mog oby to im zaszkodzi .
     Wzruszy em ramionami.
     – Co mi mo%e zaszkodzi ? Nie mam %adnego stanowiska i o %ad-
ne nie zabiegam. Nie zrobi em te% nic z ego i nie ma powodu mnie za
cokolwiek kara , to dlaczego mia bym si$ ba kontaktów z wami?
16
– Doskonale wiecie, dlaczego – burkn Gomu ka, ale ju% agod-
niejszym tonem. – O rozbie%no,ciach w naszej delegacji musieli,cie
s ysze . Co wy na to?
     – Oczywi,cie s ysza em, ale nie znam ca ej prawdy. Generalnie s -
dz$, %e – czy si$ to nam podoba, czy nie – lepiej mie dobre stosunki
z Moskw . Wiecie, %e tam studiowa em, i nie wszystko mi si$ podoba-
 o, ale s dzi em i s dz$, %e lepiej by z nimi w dobrych stosunkach,
zachowywa si$ ostro%nie i pami$ta , %e lepiej ich nie poucza , przy ich
sk onno,ci do zarozumia o,ci. Co gorsza, maj mnóstwo kompleksów,
które pokrywaj czasami do, nachaln pewno,ci siebie.
     Gomu ka s ucha z zaciekawieniem, nawet przytakiwa lekkim
ruchem g owy.
     – Nie wykluczam, %e to racja. I ja mam takie wra%enie. Ale nawet
je,li tak jest, to nie mo%emy z tego powodu rezygnowa z naszych
zasadniczych interesów. Nie po to nas naród tu przys a , by,my leczyli
radzieckich polityków z ich kompleksów. Niech si$ sami lecz .
A wam powiem tylko jedno. S ysza em, %e spodobali,cie si$ Bieruto-
wi. Nie wiedzia em, %e przyja8nili,cie si$ ju% w Moskwie. To wasza
prywatna sprawa. Przyja8nijcie si$ nadal. Pami$tajcie jednak, %e do-
bro kraju i narodu jest o wiele wa%niejsze od waszej przyja8ni, a na
pewno, od waszej kariery.
     Wzruszy em ramionami.
     – To oczywiste, i nawet nie ma co na ten temat dyskutowa , tym
bardziej, %e znam Bieruta z Moskwy, ale o przyja8ni i jakich, bliskich
stosunkach mowy nie ma. Nie ma te% mowy o jakiejkolwiek mojej
karierze. Naturalnie, chcia bym robi w kraju co, znacz cego, ale nie
my,l$ nawet o karierze politycznej, a ju% zw aszcza jako cz onek ja-
kiejkolwiek politycznej sitwy. – Powiedziawszy to, zastanawia em si$,
czy dobrze zrobi em u%ywaj c okre,lenia „sitwa” i uzna em, %e lepiej
b$dzie si$ poprawi , bo doda em: – politycznego ugrupowania. – Go-
mu ka zrozumia dok adnie co mam na my,li, bo u,miechaj c si$ po-
wtórzy : – Tak, politycznego ugrupowania. Zgadzam si$ z wami. Je,li
mówicie szczerze, a na to wygl da, to zgadzam si$ z wami. I ja nie
my,l$ o jakimkolwiek ugrupowaniu. Zapami$tajcie jednak, co wam
powiedzia em. Mo%e kiedy, przyda si$ to nam obu, tak mnie, jak
i wam. Praca dla interesów narodu, rzeczywistych interesów, jest bar-
                                                                    17
dzo trudna, czasami bardzo niebezpieczna i zawsze wymaga odwagi.
Jak przypuszczam, jeszcze kiedy, powrócimy do tego. – Mówi ju%
ca kiem spokojnie, bez cienia zdenerwowania. Potem nie %egnaj c si$
wsta i wyszed z jadalni. Nawet nie wiem, czy zjad kolacj$. Zoba-
czy em go nazajutrz rano, kiedy wsiadali,my do samolotu.
     Dalej, pod t cz$,ci tekstu, nast$powa y trzy gwiazdki, a pod
nimi dopisano kilka zda- d ugopisem, czy raczej wiecznym piórem:
     Pó8niej, przez blisko trzy lata nie kontynuowa em dalszego pisa-
nia naszej „Kroniki”, a tego, co zanotowa em, te% nikomu nie poka-
zywa em. Obawia em si$, by nie przedosta o si$ do wiadomo,ci in-
nych. Nie chcia em, by wiedziano, %e ju% w kilka miesi$cy po wojnie,
dostrzeg em podzia y, jakie zaczyna y nast$powa w onie partii.
Osobi,cie, nie mia em w tej sprawie wyra8nie sprecyzowanego zda-
nia, a na dodatek, moja sympatia by a niew tpliwie po stronie Bieruta.
W ka%dym razie w pocz tkowym okresie. Gomu ka wydawa mi si$
cz owiekiem uczciwym, ale nieopanowanym. Wyczuwa em w nim
jakie, poczucie wy%szo,ci nad innymi, nawet d %no, do w adzy,
cho nie w tpi em w jego uczciwo, . Zreszt od razu zaznacz$, %e
Bieruta te% uwa%am za osobi,cie uczciwego, tylko by o wiele s absz
osobowo,ci ni% Gomu ka. Chyba sam nigdy nie przypuszcza , %e
zajdzie tak wysoko i nie jestem pewien, czy mu to odpowiada o. Szu-
ka ludzi, którzy by go popierali i za niego my,leli, rz dzili oraz po-
dejmowali decyzje. St d tak ogromna rola, jak odgrywali Hilary
Minc, Jakub Berman i kilku innych. Za Gomu ki takich pot$%nych
dygnitarzy ju% nie by o. Gomu ka rz dzi sam. No, ale do tego jeszcze
dojdziemy. Na razie, jednym samolotem z kierownictwem wraca em
pe en emocji do Warszawy. Odczuwa em wzruszenie, cho po tylu
latach nieobecno,ci w Polsce, nie mog em oceni ówczesnych stosun-
ków jakie panowa y w kraju. Nie mia em po temu wystarczaj cej
wiedzy.




18
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .

Weitere ähnliche Inhalte

Mehr von e-booksweb.pl

Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebookJak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebooke-booksweb.pl
 
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebookJak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebooke-booksweb.pl
 
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebookABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebooke-booksweb.pl
 
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebookŻycie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebooke-booksweb.pl
 
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebookżYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebooke-booksweb.pl
 
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebookZwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebooke-booksweb.pl
 
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebookZrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebooke-booksweb.pl
 
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebookZostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebooke-booksweb.pl
 
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebookZnaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebooke-booksweb.pl
 
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebookZłote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebooke-booksweb.pl
 
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebookZłodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebooke-booksweb.pl
 
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebookZdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebooke-booksweb.pl
 
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebookZbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebooke-booksweb.pl
 
Zarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebookZarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebooke-booksweb.pl
 
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebookZakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebooke-booksweb.pl
 
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...e-booksweb.pl
 
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebookWypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebooke-booksweb.pl
 
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebookWymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebooke-booksweb.pl
 
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...e-booksweb.pl
 
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebookWarsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebooke-booksweb.pl
 

Mehr von e-booksweb.pl (20)

Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebookJak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
 
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebookJak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
 
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebookABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
 
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebookŻycie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
 
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebookżYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
 
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebookZwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
 
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebookZrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
 
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebookZostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
 
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebookZnaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
 
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebookZłote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
 
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebookZłodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
 
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebookZdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
 
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebookZbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
 
Zarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebookZarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebook
 
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebookZakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
 
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
 
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebookWypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
 
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebookWymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
 
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
 
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebookWarsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
 

PRL bez maski - Stanisław Głąbiński - ebook

  • 1.
  • 2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio, e-booki .
  • 3. Opowieść, napisana w formie pamiętników, czterech byłych więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych, którzy w pierwszych powojennych latach powrócili z Zachodu do kraju zwanego w tamtych latach Polską Ludową i zaczynają wcale niełatwy proces dostosowania się do zastanej rzeczywistości, systemu, o którym niewiele wiedzą, i którego w gruncie rzeczy nie rozumieją. Jest w tym gronie jest człowiek wyjątkowy; z poglądów lewicowiec, nawet komunista, znany w kołach sprawujących władzę. Natychmiast obejmuje wysokie i wpływowe stanowisko, ale również właśnie on w pierwszym dziesięcioleciu PRL zaczyna odczuwać coraz większe rozczarowanie, oddalać się od systemu, który początkowo wydawał mu się słuszny. Pozostali, choć nie lubią i nie wierzą lewicy, jak większość Polaków, starają się znaleźć sposób dostosowania się do sytuacji i urządzenia sobie życia. Czytelnik bardzo szybko zorientuje się o co chodzi autorowi. A chodzi o tak trudne i nieczęste pokazanie w naszej literaturze obiektywnej, nie zakłamanej prawdy o tamtym rozdziale naszej historii. Książka daleka jest od sławienia systemu PRL, ale też daleka od nienawiści, opluwania tamtej epoki i kół sprawujących władzę, co dziś tak powszechne jest w literaturze, szczególnie w opracowaniach historyków. Trwająca około 40 lat epoka PRL była i pozostanie ważnym rozdziałem naszej historii, rozdziałem bardzo różnorodnym i trudnym do oceny, pełnym skrajnego zła, ale nie pozbawionym cech wcale pozytywnych. Książka Stanisława Głąbińskiego skłania do przemyślenia tamtych lat, do obiektywnej oceny, do zrozumienia tego, co wniosła ona do naszej historii, tak w sensie negatywnym, jak i pozytywnym. Trzeba i warto to zrozumieć, jeśli chcemy zrozumieć dzisiejszą Polskę i trafnie ocenić to, co czeka nas w rozpoczynającym się właśnie nowym stuleciu.
  • 4. Stanis aw G bi ski Wydawnictwo Placet 3
  • 5. Rozdzia 1 Olek – powrót Stach potrz sn g ow , by odsun wspomnienia w jakich si$ pogr %y . Nie zdawa sobie sprawy, %e mog one by tak %ywe, pla- styczne i przejmuj ce, jakby te wydarzenia sprzed lat prze%ywa po- nownie, i to na dodatek wzbogacone w asn fantazj . Przecie% przed chwil zdawa o mu si$, %e sam jest Olkiem. My,li, pogl dy i przygo- dy jakie spotka y tamtego zna z tekstu jego wspomnie-, ale my,la o tym tak, jakby patrzy na wydarzenia z dawnych czasów oczami nie %yj cego ju% przyjaciela. Odczuwa w tym co, niesamowitego. Mia wra%enie, jakby Olek pojawi si$ ponownie i przekazywa mu swoje my,li. Zdawa sobie spraw$, %e to dziecinne odczucie, a w najlepszym razie objaw starczej sklerozy. Ostatecznie przekroczy ju% osiemdzie- si tk$ i by mo%e w takim wieku fantazja wymyka si$ spod kontroli. Chc c powróci do rzeczywisto,ci, postanowi , %e lektur$ wspomnie- zacznie od tekstu Olka. Stach czyta go dwukrotnie, ale by o to co najmniej dwadzie,cia lat temu. Nie pami$ta ju% nawet wszystkich szczegó ów. Kartki otrzymane od Andrzeja w o%y do ostatniej teczki z napi- sem „Andrzej”. Wyj trzy teczki z has em „Olek”. Reszt$ schowa do pud a. U o%y si$ wygodnie na kozetce, na stoliku obok po o%y d u- gopis, by ewentualnie wprowadzi jakie, drobne poprawki, a na pod- kurczonych kolanach po o%y pierwsz z teczek i otworzy j . Zanim rozpocz lektur$ zauwa%y , %e papier ju% z%ó k . U,wiadomi sobie wtedy, %e b$dzie czyta tekst napisany przed blisko sze, dziesi$ciu laty. Czy zachowa swoj warto, ? Czy b$dzie zrozumia y? Czy po opublikowaniu go, znajdzie czytelników? Przecie% o autorze tekstu nikt nie móg ju% pami$ta . Czy on sam wszystko zapami$ta ? A jed- nak w wyobra8ni ponownie ujrza Olka tak, jakby siedzia na krze,le obok kozetki i u,miecha si$ do niego. 5
  • 6. *** W prawym rogu strony widnia a data 25 grudnia 1945 roku. Pod spodem, du%ymi literami znajdowa o si$ zdanie, odgrywaj ce zapew- ne rol$ tytu u: „Tekst Olka do zbiorowej Kroniki. Cz$, pierwsza – obejmuje lata od po owy 1945 roku do 1948 roku.” Zwraca uwag$ fakt, %e tekst by pisany na maszynie, ale dat$ wpisano d ugopisem lub piórem. „Kronika” – co mog o nieco dziwi – zaczyna a si$ od usprawiedliwienia. Olek pisa : Musz$ na wst$pie przeprosi ewentualnych czytelników za dwie rzeczy. Po pierwsze, pomijam ca kowicie sam fakt wyzwolenia i kilka miesi$cy pobytu w zachodniej, a ,ci,le brytyjskiej strefie okupacyjnej. Sam nie mam wiele na ten temat do powiedzenia, a prawie wszyscy pozostali wspó autorzy tej Kroniki znaj te wydarzenia tak samo, jak ja. Mo%e oni b$d chcieli je opisywa , cho nie ma tu wiele do opisy- wania, z jednym wyj tkiem. Mam na my,li poczucie niepewno,ci: co robi , wraca do kraju, czy zosta ? W a,ciwie wszyscy wokó byli w takim stanie. Ja nie prze%ywa em takiej rozterki. Nie mia em %adnej w tpliwo,ci, %e nale%y wraca i – je,li o mnie chodzi – wróc$. Wprawdzie nie by em pewien, co stanie si$ ze mn w kraju, jak si$ tam urz dz$, czy te% jak inni mnie urz dz . Dobiegaj ce stamt d wie- ,ci by y niepokoj ce, ale nie wiedzia em, ile w tym by o prawdy, ile propagandy, a ile po prostu zwyk ej niewiedzy. Sprawa druga by a ju% bardziej skomplikowana. Do, rych o po wyzwoleniu nawi za a ze mn kontakt warszawska placówka han- dlowo-konsularna w strefie brytyjskiej. Placówka mia a swoj siedzi- b$ w Kolonii i w zasadzie zajmowa a si$ wydawaniem papierów re- patriantom, a jednocze,nie próbowa a nawi zywa jakie, stosunki handlowe. Z moich kontaktów z nimi wynika o jednoznacznie, %e ludzie z tej placówki uwa%ali mnie za zwolennika w adz warszaw- skich, który powróci niebawem do Warszawy, a na dodatek za cz o- wieka, od którego mo%na oczekiwa pewnych informacji. Proszono mnie na przyk ad o relacje na temat nastrojów Polaków znajduj cych si$ w strefie zajmowanej przez Pierwsz Pancern Dywizj$ gen. Sta- nis awa Maczka, pytano jak zachowuje si$ i jak dzia alno, prowadzi dowództwo dywizji, wreszcie indagowano o konkretnych ludzi, prze- 6
  • 7. wa%nie wys anników ró%nych partii politycznych z Londynu. By em tym niemile zaskoczony i zachowywa em du% ostro%no, . Nie ule- ga o w tpliwo,ci, o co chodzi tym z Warszawy. Nie mia em ochoty zajmowa si$ dzia alno,ci szpiegowsk , tym bardziej, %e nie wie- dzia em, do kogo mia yby w Warszawie dochodzi moje informacje, w jaki sposób wykorzystywano by je i czy nie wróci yby one w takiej czy w innej formie na Zachód. Nie chcia em sta si$ w opinii czy to Brytyjczyków, czy to londy-skiej Polonii agentem donosz cym War- szawie o tym, co dzieje si$ na Zachodzie. Uwa%a em, %e nale%y robi wszystko co mo%liwe, by doprowadzi do zbli%enia Wschodu z Za- chodem, a nie uprawia wzajemne szpiegostwo. By em wówczas na- iwny. Dodam tylko, %e utrzymuj c kontakty z przedstawicielami w adz warszawskich, nie pozwoli em zrobi z siebie agenta. Powróci em ostatecznie do kraju w bardzo szczególny sposób, który zawa%y na moim dalszym %yciu. Wróci em w po owie lipca 1945 roku, ale pocz tkowo nie do Warszawy, lecz do Berlina. 17 lipca w Poczdamie pod Berlinem rozpocz$ y si$ dwutygodniowe obrady konferencji z udzia em przywódców „Wielkiej Trójki”: premiera W.Brytanii, Winstona Churchilla (do 25 lipca), zast pionego od 28 lipca przez kolejnego szefa rz du londy-skiego Clementa Attlee, pre- zydenta USA, Harry’ego S. Trumana i ze strony Zwi zku Radzieckie- go, pe ni cego oficjalnie funkcj$ premiera, Józefa W. Stalina. Rzecz jasna, nie mia em mo%no,ci widzie tych „Wielkich” nawet z daleka. W czono mnie natomiast do zespo u doradców delegacji warszaw- skiej, w której najwa%niejsz rol$ odgrywali Boles aw Bierut, Edward Osóbka-Morawski i W adys aw Gomu ka. Tych polityków spotyka- em, i jak si$ okaza o pó8niej, mia o to dla mnie zasadnicze znaczenie. Zreszt nie od razu ich spotka em. Umie,cili mnie w jakim, ze- spole budynków ko o Poczdamu, gdzie mia a mieszka polska delega- cja z doradcami, ekspertami i ca ym sztabem ludzi z ró%nych urz$dów. Nasza grupa liczy a blisko trzydzie,ci osób i zwano j grup osób towarzysz cych. Nikogo z nich nie zna em, natomiast odnosi em wra- %enie, %e sami mi$dzy sob znali si$ doskonale. Stanowi em wyj tek i wyra8nie czu em, %e pozostali woleli mnie unika , tym bardziej kie- dy dowiedzieli si$, %e przyjecha em z Kolonii. Byli wobec mnie grzeczni, ale raczej unikali kontaktów i rozmów. Wydawa o mi si$, %e 7
  • 8. uwa%aj mnie za przedstawiciela si specjalnych, agenta wywiadu, a mo%e nawet cz owieka z NKWD. By y to moje pierwsze do,wiad- czenia w tym zakresie, i nawet mi na my,l nie przysz o, %e wcale nie ostatnie i nie najbardziej dramatyczne. 17 lipca rozpocz$ y si$ obrady konferencji, a naszych jeszcze nie by o. Dowiedzia em si$, %e maj przyjecha po 20 lipca, by da „Wielkim” czas na porozumienie si$ i uzgodnienie stanowisk w spra- wie polskiej. Rzecz jasna, chodzi o o takie kwestie, jak ustalenie gra- nicy zachodniej, odszkodowania, zasady pobytu w Polsce wojsk ra- dzieckich i wreszcie o wyznaczenie terminu wyborów w Polsce. Wie- dzia em o tym z gazet ameryka-skich i angielskich, jakie rano wyk a- dano w holu domku, gdzie jadali,my i nawet mi przez my,l nie prze- sz o, %e pozostali tych gazet wcale nie czytali. Pewnie nie znali j$zy- ków lub nie mieli nawyku porannego przegl dania zagranicznej prasy. Jak zauwa%y em, wszyscy wchodz c na ,niadanie zabierali wy o%one na sto ach w holu „Lycie Warszawy” lub „Rzeczpospolit ”. Ja rów- nie% si$ga em po te tytu y. „Lycie Warszawy” dostawa em ju% czasa- mi w Kolonii, ale „Rzeczpospolit ” widzia em po raz pierwszy. Pras$ polsk jednak przegl da em po prostu z ciekawo,ci, a gazety amery- ka-skie czyta em uwa%nie, by wiedzie co si$ dzieje na ,wiecie i wo- kó naszego kraju. St d te% zna em program obrad konferencji i zda- wa em sobie spraw$, %e dyskusja nie b$dzie ani atwa, ani prosta, i nikt nie by w stanie przewidzie , jakie b$d jej rezultaty. Dostrze- ga em to, o czym jeszcze wyra8nie nie pisano, to jest – narastaj c podejrzliwo, , je,li nie niech$ w stosunkach Wschód–Zachód. Oka- za o si$ wkrótce, %e dysponuj$ tu wi$ksz wiedz ni% pozostali z gro- na osób towarzysz cych. Doprowadzi o to do do, zabawnej sytuacji. Drugiego, czy trzeciego dnia oczekiwania na przyjazd przywództwa kraju, siedzieli,my przy kolacji i ludzie z Warszawy g o,no przewi- dywali, %e cz$, obrad dotycz ca spraw polskich nie potrwa d u%ej ni% dwa do trzech dni, bo wszystko, no, mo%e z wyj tkiem wysoko,ci reparacji, jest ju% uzgodnione. Pewien wysoki i niem ody ju% m$%czyzna, do którego zwracano si$ per „dyrektorze”, wyg osi na ten temat ca y wyk ad: – Jest oczywiste, %e alianci nie b$d chcieli mie z Moskw awantur o Polsk$. Szcz$,liwie, tak%e i Moskwa nie szuka k opotów z Zachodem. 8
  • 9. W ci gu dwóch dni omówi wszystko, co nas dotyczy i b$dziemy wraca do domu jako zwyci$zcy. Zreszt nasi, a w zw aszcza Bierut, to ludzie o ogromnym do,wiadczeniu. Ju% przed wojn zje8dzi pó ,wiata i do- skonale wie, jak negocjowa . Jak s ysza em, w wielu sprawach doradza Stalinowi. Wszyscy „eksperci” przytakn$li skinieniem g ów, tylko ja spo- kojnie popija em herbat kanapk$ z serem, a napar by rzeczywi,cie doskona y. Cz owiek zwany dyrektorem zauwa%y moj oboj$tn re- akcj$, bo zwróci si$ teraz do mnie. – Pan si$ z tym najwyra8niej nie zgadza, panie przepraszam, nie wiem nawet, jak si$ do pana zwraca . – Mam na imi$ Aleksander, ale wszyscy mówi po prostu – Olek. Ma pan racj$. Nie ze wszystkim co pan powiedzia , zgadzam si$. W przeciwie-stwie do pana, nie zajmuj$ %adnej wysokiej pozycji, nie jestem %adnym dygnitarzem, nawet jeszcze nie mieszkam w kraju. Dopiero tam wracam. Natomiast znam tych, o których pan, i s usznie, wyra%a si$ z takim szacunkiem. Wprawdzie nie s ysza em, aby pan Bierut je8dzi gdziekolwiek po ,wiecie, ale pewnie pan wie lepiej. Nie s ysza em te%, by doradza Stalinowi. W ka%dym razie kiedy ja si$ z nim spotyka em, nikomu nie doradza . Mówili,my do niego „To- masz”, i dopiero po latach dowiedzia em si$, %e ma na imi$ Boles aw. Czy tu pójdzie mu tak dobrze i atwo, zobaczymy. Odnosz$ wra%enie, %e Zachód wcale nie jest do nas szczególnie przyja8nie nastawiony, ale nie b$d$ dyskutowa . Naprawd$, nie wiem. Z tego, co s ysz$ i co czytam w zachodniej prasie wyci gam wniosek, %e do Polaków, jako do narodu, nie %ywi si$ tu szczególnych pretensji, ale do w adzy w Warszawie – chyba tak. Uchodzi ona po prostu za wykonawc$ po- lece- Moskwy i rzecznika jej interesów. – Jej interesów? – w g osie dyrektora brzmia o tyle samo szyder- stwa, co zdumienia. – Czy pan, panie Olku, przyjecha tu jako repre- zentant w adzy londy-skiej? – Pan %artuje. W %yciu nie by em w Londynie, a z londy-sk w adz nie mam nic a nic wspólnego. Nieco z warszawsk , ale te% niewiele. Kazano mi tu przyjecha i do czy do grupy ekspertów. Nie wiem, od czego mam by ekspertem i komu mia bym doradza . Mo%e chc tu mie kogo,, kto orientuje si$ w nastrojach Zachodu, a na do- 9
  • 10. datek, mo%na od niego oczekiwa , %e b$dzie mówi prawd$, a nie tylko wychwala pod niebiosa polskich przywódców. To pozostawiam innym. Dyrektor nie mia najmniejszych w tpliwo,ci, co mia o oznacza to ostatnie zdanie nieznanego mu przybysza, bo wzruszy ramionami. Rzuci jeszcze: – Id$ sprawdzi , czy mam wszystkie dokumenty w porz dku – i wsta opuszczaj c sto ówk$ bez s owa po%egnania. Pozostali, te% najwidoczniej nieco skonsternowani, poszli w jego ,la- dy. Zosta em sam i pomy,la em, %e niezbyt zr$cznie zaczynam powrót do kraju. W ka%dym razie nasun mi si$ wniosek, %e w kraju nale%y bardziej uwa%a na to, co si$ mówi. Powinienem by to wiedzie . Ostatecznie kilkana,cie miesi$cy sp$dzi em przed wojn w Moskwie, a potem kilka miesi$cy w republika-skiej Hiszpanii, gdzie atmosfera i stosunki mi$dzyludzkie pozostawia y sporo do %yczenia. Nast$pnego dnia, a by o to 21 lipca, przylecia polski samolot z naszym kierownictwem. W ka%dym razie byli w tym gronie ci, na których czeka em, a wi$c Bierut, Gomu ka i Osóbka-Morawski. Pierwszym, na którego si$ natkn em, by Gomu ka. Niewiele si$ zmieni od lwowskich czasów. Podobnie jak tam, we Lwowie, by ustawicznie nieco naburmuszony, stale powa%ny, sprawia wra%enie zamy,lonego. Zastanawia em si$, czy mnie pozna, ale zapewne musia wiedzie , %e tu b$d$, bo wyci gn r$k$ i powiedzia nieco chrapli- wym g osem: – Jeste,cie ju%. To dobrze. B$dziecie potrzebni. Potrzebujemy ta- kich jak wy, których znamy od lat i którym ufamy. Wy byli,cie w Hiszpanii? – Tak, w Hiszpanii. Potem dosta em si$ do obozu, do Gross- Rosen. Odpoczywa em po tych prze%yciach w obozie dla Polaków w Niemczech Zachodnich. Wezwano mnie, i wracam do Polski. Do Warszawy. – Wiem. W Warszawie zg o,cie si$ do mnie zaraz po przylocie. Pomy,limy, gdzie was umie,ci . Na tym sko-czy a si$ nasza pierwsza rozmowa. Nie przypomnia- em mu, %e we Lwowie zwracali,my si$ do siebie po imieniu, a nie per „wy”, jak obecnie, ale wtedy by y inne czasy, a Gomu ka z tam- tych lat, to nie obecny Gomu ka, sekretarz rz dz cej partii. 10
  • 11. Do ko-ca tego dnia nic si$ ju% nie wydarzy o, co by oby warte odnotowania, chyba to, %e uda em si$ do mojego pokoiku, po o%y em si$ na wersalce wstawionej tu w miejsce ó%ka i zacz em rozmy,la . Przede wszystkim zaczyna em rozwa%a , jak bardzo ja i moje otocze- nie, w jakim do tej pory %y em, ró%ni si$ od ludzi, spotykanych obec- nie, w cznie z Gomu k . Czy tacy byli wszyscy ludzie %yj cy w kra- ju? Bo ci, tutaj, byli wyra8nie zarozumiali, dawali odczu , %e s lepsi od nas, Polaków z emigracji, a na dodatek – czego najlepszy przyk ad da „dyrektor” – nie byli szczerzy, a mo%e nawet fa szywi. Ten dy- rektor wychwala obecne warszawskie kierownictwo, a ja nie by em w stanie uwierzy , by rzeczywi,cie tak wysoko je ceni . S uchacze potakiwali mu, ale to potakiwanie te% nie odbiera o si$ jako auten- tycznie szczere. Czy ci ludzie rzeczywi,cie reprezentowali atmosfer$ i nastroje w kraju? Lektura gazet krajowych, które przegl da em, zdawa a si$ to potwierdza . Zdawa y si$ to potwierdza tak%e opowie- ,ci tych, którzy wyjechali z kraju na Zachód. Ci, ods dzali obecnych przywódców od czci i wiary i najcz$,ciej okre,lali ich jako „pacho ki Moskwy”. Opinie takie wyra%ali nawet ci, którzy mieli zamiar powró- ci do kraju. Czy%by,my wi$c mieli w Polsce do czynienia po prostu z dwulicowo,ci ? A mo%e to zwyk y strach, który zmusza ludzi do g o,nego wychwalania przywódców, w g $bi duszy ocenianych zupe - nie inaczej. Z czym, takim spotka em si$ w Moskwie, z tym jednak, %e tam przywódcy rzeczywi,cie wzbudzali strach, ale sam kraj kocha- no i uznawano za najwspanialszy na ,wiecie, a w wypowiedziach rodaków z kraju wcale takiego podziwu dla wspó czesnej Polski nie wyczuwa o si$. W zale%no,ci od okoliczno,ci, gdzie i kto mówi , s y- sza em albo zaciek krytyk$ i pogard$ wobec rz dz cych i ca ego kraju, albo ma o wiarygodne wychwalania i komplementy. Czy by o to wyrazem atmosfery dominuj cej w Polsce, czy mo%e tylko po pro- stu dowodem strachu, by si$ nie narazi , bo nara%aj c si$, cz owiek ryzykowa wolno, , przysz o, , w asn i swojej rodziny? I jedno i drugie budzi o moje zaniepokojenie, a nawet powa%ne obawy. Wie- rzy em i chcia em wierzy , %e socjalizm stworzy warunki dla rzeczy- wistej demokracji, w której nikt si$ nie b$dzie ba , a w ka%dym razie nie b$dzie obawia si$ mówi tego, co rzeczywi,cie my,li. Oczywi- ,cie, nale%a o przestrzega prawa i dba o interesy kraju, a w interesie 11
  • 12. Polski le%a y mo%liwie najlepsze stosunki z Moskw . By mo%e, w imi$ tych interesów nale%a o zrezygnowa ze Lwowa, nie nale%a o krytykowa Stalina, ale nie potrzeba by o wcale k ama . Ostatecznie Gomu ka, osobi,cie niezbyt sympatyczny, wydawa si$ mówi prawd$ i to bez obaw. Ku memu w asnemu zdumieniu i zaniepokojeniu za- cz em si$ zastanawia , czy dobrze robi$, decyduj c si$ na powrót. Z tego, co wspomina Gomu ka, mia bym zosta zaanga%owany do pracy politycznej. Czy oznacza oby to, %e i ja b$d$ musia bezkry- tycznie chwali kierownictwo i prawi podobne banialuki, jak ów „dyrektor”? Na to nie mia em najmniejszej ochoty. Zasn em, pogr - %ony w tych ponurych my,lach, i spa em jak kamie- do rana. To mi pomog o. Wsta em, ogoli em si$, wzi em prysznic i poszed em na ,niadanie, gdzie czeka a mnie prawdziwa niespodzianka. Przy jednym ze stolików, w towarzystwie jakiej, elegancko ubranej pani, jad ,nia- danie nie kto inny, jak Bierut. Uk oni em si$, a ten przez chwil$ pa- trzy na mnie jakby si$ zastanawia , kim jestem i nagle zawo a : – Ty jeste, przecie% Olek! – Jak najbardziej, panie Tomaszu. Olek we w asnej osobie. Bierut by najwyra8niej uradowany, jakby spotka dawno nie wi- dzianego bliskiego przyjaciela, cho byli,my najwy%ej kolegami na jakim, kursie marksizmu w moskiewskiej szkole partyjnej. – Daj spokój z tym panem – powiedzia . – Wiedzia em, %e masz si$ tu pojawi . Mi o ci$ zobaczy po latach. By e, w Hiszpanii, a po- tem znalaz e, si$ w obozie koncentracyjnym, prawda? – zapyta . – Tak. Teraz wracam do kraju, a na dodatek otrzyma em wezwa- nie, by si$ tu pokaza – odpowiedzia em. – Wiem, wiem. To przecie% ja sam poleci em, aby ci$ zaproszo- no. Musimy zna nastawienie wobec nas w ko ach na Zachodzie, a ty mo%esz nas o tym poinformowa . Ponadto, z tob mo%emy rozmawia szczerze. Ton, w jakim Bierut zwraca si$ do mnie by najwyra8niej bezpo- ,redni i pe en sympatii. W ka%dym razie bardzo ró%ny od tonu Go- mu ki. Sprawia o mi to zdecydowan przyjemno, . Ostatecznie roz- mawia em z cz owiekiem, który w praktyce by przywódc mojego kraju. W tpliwo,ci, z jakimi zasypia em, rozwia y si$. Przynios em sobie jakie, niewielkie ,niadanie, dosiad em si$ do sto u Bieruta, któ- 12
  • 13. ry przedstawi mi teraz siedz c obok niego pani , jako szefa swego gabinetu. Ze sposobu, w jaki si$ do niej zwraca i o niej mówi odnio- s em wra%enie, %e cz ich bli%sze stosunki, ni% szefa z sekretark . Jeszcze w Moskwie s ysza em, %e Bierut ma %on$ w kraju. Podobno siedzia a w wi$zieniu za komunizm, ale nic o niej wi$cej nie wiedzia- em i nawet nie pami$ta em, jak si$ nazywa a. By em jednak pewien, %e to nie by a ta osoba. Ostatecznie niewiele mnie to obchodzi o. Tymczasem Bierut, do którego zwraca em si$ zgodnie z jego %ycze- niem, per Tomasz, wypytywa mnie o nastroje wobec Polski w stre- fach zachodnich. Trwa o to oko o pó godziny. Wreszcie Bierut po- wiedzia : – Ciekawe rzeczy opowiadasz. B$d$ tu ze cztery dni, najwy%ej do 25 lipca. Zobaczymy co si$ da za atwi , ale s dz$, %e to, o co nam najbardziej chodzi, za atwimy. My,l$ o zatwierdzeniu linii granicz- nych i odszkodowaniach. Martwi mnie, %e w naszym gronie, w,ród naszej delegacji nie ma w tej sprawie pe nej jednomy,lno,ci. Ci z Zachodu doskonale o tym wiedz i na dodatek dopatruj si$ w tym oznak nastrojów antyradzieckich – westchn . – Niektórzy z nas s ca kowicie bezmy,lni, je,li nie gorzej. – Nie powiedzia jednak kogo ma na my,li, cho nie mia em najmniejszych w tpliwo,ci, o kim mo- wa. Sam jednak nie poczyni em w tej sprawie %adnej uwagi. Uzna em, %e tak b$dzie najlepiej. Bierut albo tego nie zauwa%y , albo uda , %e nie zauwa%a. Na koniec powiedzia : – Olek, jak sko-czymy, wrócisz z nami do Warszawy. Tam za- czniemy od tego, %e b$dziesz pracowa w moim gabinecie jako dorad- ca do spraw zagranicznych. Znasz ,wiat, j$zyki, a ja mam do ciebie zaufanie. Po jakim, czasie, jak ju% mój gabinet zacznie odpowiednio dzia a , zaproponuj$ ci co, interesuj cego. Mam na my,li wywiad wojskowy. Potrzebuj$ tam swojego cz owieka. Dostaniesz stopie- pu kownika i b$dziesz si$ w wojsku zajmowa ,wiatem. B$dziesz ca kiem niezale%ny od resortu spraw wewn$trznych i wywiadu cywil- nego. Zale%y mi na tym. Musz$ tam mie swego, zaufanego i ca ko- wicie samodzielnego cz owieka, a z góry wiem, %e nacisków na ciebie b$dzie do cholery, i to z ka%dej strony – za,mia si$, i doda : – To oczywi,cie wst$pna propozycja. Jeszcze zobaczymy, a ty sam j przemy,l. Zgoda? 13
  • 14. – Zgoda – odpowiedzia em, uwa%aj c, %e jeszcze nie ma %adnych ostatecznych postanowie-. *** Stach nie przypomina sobie, kiedy czyta pierwsz cz$, tekstu Olka, a nawet wydawa o mu si$, %e ten fragment tekstu autor do o%y jako, pó8niej, bo o ile pami$ta , poprzedni tekst zaczyna si$ mniej wi$cej od przyjazdu do Warszawy. Owiadectwem tego by a zreszt data widniej ca w prawym roku kolejnej strony wpisana d ugopisem: Warszawa, wrzesie- 1968. W skali ogólnej, by to okres napi$ – pocz wszy od wydarze- marcowych w Polsce pod znakiem kampanii antysemickiej, po „pra- sk wiosn$”. Wygl da o na to, %e Olek dopisa powy%szy fragment w lata, po opisywanych w nim wydarzeniach. Zapewne nie chcia zdradza faktu swoich tak zdumiewaj co bliskich kontaktów z przy- wódcami z tamtego okresu: Bierutem, Cyrankiewiczem, Gomu k . Czy%by nie wierzy najbli%szym przyjacio om? A mo%e po prostu wstydzi si$ tych kontaktów? Niewykluczone te%, %e ba si$, by infor- macja ta, jeszcze w latach czterdziestych, nie przeciek a na zewn trz. Pod dat umieszczono wystukany ju% na maszynie podtytu : „Powrót do Warszawy”. Stach czyta wi$c ze wzrastaj cym zacieka- wieniem przekonany ju%, %e poznaje fragment dodany do tekstu w wiele lat po tym, jak Kronika zacz$ a powstawa . *** Po ,niadaniu i rozmowie, która trwa a blisko godzin$ kto,, kogo nie zna em, wpad do jadalni, podszed do sto u i pochylaj c si$ nad Bierutem powiedzia cicho, cho dok adnie s ysza em ka%de s owo: – Za oko o czterdzie,ci minut jeste,cie proszeni na spotkanie na szczy- cie. Przedtem chce z wami kilka s ów zamieni towarzysz Stalin, a ponadto ostrzegam, %e towarzysz Gomu ka przygotowa tekst o,wiadczenia, które chcia by odczyta na szczycie. Musicie si$ z tym tekstem zapozna . Wydaje mi si$ ... – mówi cy przez chwil$ szuka okre,lenia, wreszcie powiedzia – dyskusyjny. – O cholera. Spodziewa em si$ k opotów, ale nie a% takich. Do- brze, %e mnie ostrzegacie. – Wstaj c, Bierut wskaza r$k na Olka: – 14
  • 15. To mój nowy ekspert od spraw mi$dzynarodowych. Znamy si$ jesz- cze z Moskwy. Dopilnujcie, by znalaz si$ na li,cie lec cych naszym samolotem do Warszawy. Sekretarz obieca , %e si$ wszystkim zajmie, a Bierut wsta , skin g ow w moim kierunku i szybko wyszed . Zosta em przy stoliku z kierowniczk jego sekretariatu. Odezwa a si$: – Sami widzicie, ile k opotów. Ci, z Warszawy, s niemo%liwi. Niczego nie rozumiej – spojrza a uwa%nie na mnie i widocznie do- tar o do niej, %e nie bardzo pojmuj$ o czy mowa, bo doda a: – Mam na my,li tak zwanych krajowców, Gomu k$ i Spychalskiego. Okupacj$ przesiedzieli w Warszawie i dlatego nazywamy ich „krajowcami”. Po drugiej stronie jest kilku naszych, którzy przybyli z Moskwy. Musicie ich zna . To przede wszystkim Tomasz, Minc i Berman. Teraz rozu- miecie? Skin em g ow , %e rozumiem. Kobieta wsta a, pomacha a mi d oni i wysz a. Wspominam ten drobny w zasadzie epizod, bo po raz pierwszy zetkn em si$ z podzia em w kierownictwie partii i w a,nie od tego momentu zacz em zdawa sobie spraw$, %e co, idzie w z ym kierunku, zarówno w partii, jak i w ogóle w kraju. Nie u,wiadamia em sobie jeszcze, %e zaczynam si$ ociera o polsk tragedi$, ale z czasem sprawa zaczyna a si$ stawa dla mnie jasna. Zaczyna o do mnie docie- ra , %e Polacy zawsze, a w ka%dym razie od wieków, byli narodem podzielonym, sk óconym, nie rozumiej cym znaczenia jedno,ci i gro8by rozbicia, co wielokrotnie, równie% i w naszej epoce, prowa- dzi o do absolutnych katastrof. W okresie, który tu opisuj$, tak%e i ja nie w pe ni zdawa em sobie z tego spraw$, cho od lat razi a mnie nasza sk onno, do pieniactwa. Nie u,wiadamia em sobie tylko tak wyrazi,cie jak teraz, %e ta w a,nie cecha jest podstawowym 8ród em naszych tragedii. Jako cz onek grupy doradców, do ko-ca spotkania na szczycie nie odegra em ju% wi$kszej roli, cho Bierut raz jeszcze mnie wezwa i wypytywa o dzia alno, i wp ywy Polonii brytyjskiej. Niewiele mia em mu do powiedzenia, ale twierdzi em, %e nie ma ona w prakty- ce %adnych wp ywów politycznych, ani w Londynie, ani w Waszyng- tonie. Taki pogl d dominowa w ka%dym razie w ,rodowiskach polo- nijnych w Niemczech Zachodnich, a ja by em przekonany o s uszno- 15
  • 16. ,ci takich opinii. Bierut s ucha z zaciekawieniem i najwyra8niej si$ ze mn zgadza . W a,ciwie na tym móg bym zamkn ten fragment tek- stu, a tym samym fragment wst$pu do kolejnego etapu mego %ycia i mojej dzia alno,ci politycznej, gdyby nie jeszcze jedno spotkanie z Gomu k . Pisz$ to w kilka lat po spotkaniu, ale wobec tego, co potem nast pi o, zapami$ta em prawie ka%de s owo. Spotkali,my si$ przypad- kowo wieczorem w jadalni, na dzie- przed powrotem do Warszawy. Gomu ka by wyra8nie zdenerwowany. W gronie ekspertów towarzy- sz cych przywódcom opowiadano, %e pomi$dzy Gomu k a Bierutem dosz o do jakiej, ostrej rozmowy, prawie k ótni. Bierut uwa%a , %e Go- mu ka niepotrzebnie i ze szkod dla naszego stanowiska denerwowa Stalina, przeciwstawia si$ jego pogl dom, nie chcia rezygnowa ze Lwowa, domaga si$ wy%szych odszkodowa- wojennych dla Polski, i to kosztem obni%enia odszkodowa- dla strony radzieckiej, a wreszcie – co podobno najbardziej rozsierdzi o Wodza – mo%liwie jak najszybszego wycofania wojsk radzieckich z Polski. W ka%dym razie to wycofanie mia oby bezwzgl$dnie nast pi przed wyborami. Opowiadano sobie, %e Stalin tak si$ zdenerwowa % daniami towarzysza Wies awa – jak ju% powszechnie mówiono o Gomu ce – %e o problemach polskich rozma- wia wy cznie z Bierutem. A wi$c spotka em Gomu k$, który dosiad si$ do mojego stolika i zagadn wyra8nie zdenerwowanym g osem: – Czy i wy te% mnie unikacie? – Dlaczego mia bym unika ? – odpowiedzia em ze szczerym zdumieniem. – Przecie% mi$dzy nami nigdy nie dosz o do %adnych sporów i nic do was nie mam, ani %alu, ani pretensji. Bo i dlaczego mia bym mie . Nie przypominam te% sobie, by,my si$ kiedykolwiek k ócili. – Nie udawajcie idioty. Doskonale wiecie o co chodzi. S yszeli- ,cie, %e opowiada si$ o moich sporach z Bierutem, a nawet ze Stali- nem, i wszyscy, którym zale%y na karierze, wol si$ ze mn nie poka- zywa . Mog oby to im zaszkodzi . Wzruszy em ramionami. – Co mi mo%e zaszkodzi ? Nie mam %adnego stanowiska i o %ad- ne nie zabiegam. Nie zrobi em te% nic z ego i nie ma powodu mnie za cokolwiek kara , to dlaczego mia bym si$ ba kontaktów z wami? 16
  • 17. – Doskonale wiecie, dlaczego – burkn Gomu ka, ale ju% agod- niejszym tonem. – O rozbie%no,ciach w naszej delegacji musieli,cie s ysze . Co wy na to? – Oczywi,cie s ysza em, ale nie znam ca ej prawdy. Generalnie s - dz$, %e – czy si$ to nam podoba, czy nie – lepiej mie dobre stosunki z Moskw . Wiecie, %e tam studiowa em, i nie wszystko mi si$ podoba- o, ale s dzi em i s dz$, %e lepiej by z nimi w dobrych stosunkach, zachowywa si$ ostro%nie i pami$ta , %e lepiej ich nie poucza , przy ich sk onno,ci do zarozumia o,ci. Co gorsza, maj mnóstwo kompleksów, które pokrywaj czasami do, nachaln pewno,ci siebie. Gomu ka s ucha z zaciekawieniem, nawet przytakiwa lekkim ruchem g owy. – Nie wykluczam, %e to racja. I ja mam takie wra%enie. Ale nawet je,li tak jest, to nie mo%emy z tego powodu rezygnowa z naszych zasadniczych interesów. Nie po to nas naród tu przys a , by,my leczyli radzieckich polityków z ich kompleksów. Niech si$ sami lecz . A wam powiem tylko jedno. S ysza em, %e spodobali,cie si$ Bieruto- wi. Nie wiedzia em, %e przyja8nili,cie si$ ju% w Moskwie. To wasza prywatna sprawa. Przyja8nijcie si$ nadal. Pami$tajcie jednak, %e do- bro kraju i narodu jest o wiele wa%niejsze od waszej przyja8ni, a na pewno, od waszej kariery. Wzruszy em ramionami. – To oczywiste, i nawet nie ma co na ten temat dyskutowa , tym bardziej, %e znam Bieruta z Moskwy, ale o przyja8ni i jakich, bliskich stosunkach mowy nie ma. Nie ma te% mowy o jakiejkolwiek mojej karierze. Naturalnie, chcia bym robi w kraju co, znacz cego, ale nie my,l$ nawet o karierze politycznej, a ju% zw aszcza jako cz onek ja- kiejkolwiek politycznej sitwy. – Powiedziawszy to, zastanawia em si$, czy dobrze zrobi em u%ywaj c okre,lenia „sitwa” i uzna em, %e lepiej b$dzie si$ poprawi , bo doda em: – politycznego ugrupowania. – Go- mu ka zrozumia dok adnie co mam na my,li, bo u,miechaj c si$ po- wtórzy : – Tak, politycznego ugrupowania. Zgadzam si$ z wami. Je,li mówicie szczerze, a na to wygl da, to zgadzam si$ z wami. I ja nie my,l$ o jakimkolwiek ugrupowaniu. Zapami$tajcie jednak, co wam powiedzia em. Mo%e kiedy, przyda si$ to nam obu, tak mnie, jak i wam. Praca dla interesów narodu, rzeczywistych interesów, jest bar- 17
  • 18. dzo trudna, czasami bardzo niebezpieczna i zawsze wymaga odwagi. Jak przypuszczam, jeszcze kiedy, powrócimy do tego. – Mówi ju% ca kiem spokojnie, bez cienia zdenerwowania. Potem nie %egnaj c si$ wsta i wyszed z jadalni. Nawet nie wiem, czy zjad kolacj$. Zoba- czy em go nazajutrz rano, kiedy wsiadali,my do samolotu. Dalej, pod t cz$,ci tekstu, nast$powa y trzy gwiazdki, a pod nimi dopisano kilka zda- d ugopisem, czy raczej wiecznym piórem: Pó8niej, przez blisko trzy lata nie kontynuowa em dalszego pisa- nia naszej „Kroniki”, a tego, co zanotowa em, te% nikomu nie poka- zywa em. Obawia em si$, by nie przedosta o si$ do wiadomo,ci in- nych. Nie chcia em, by wiedziano, %e ju% w kilka miesi$cy po wojnie, dostrzeg em podzia y, jakie zaczyna y nast$powa w onie partii. Osobi,cie, nie mia em w tej sprawie wyra8nie sprecyzowanego zda- nia, a na dodatek, moja sympatia by a niew tpliwie po stronie Bieruta. W ka%dym razie w pocz tkowym okresie. Gomu ka wydawa mi si$ cz owiekiem uczciwym, ale nieopanowanym. Wyczuwa em w nim jakie, poczucie wy%szo,ci nad innymi, nawet d %no, do w adzy, cho nie w tpi em w jego uczciwo, . Zreszt od razu zaznacz$, %e Bieruta te% uwa%am za osobi,cie uczciwego, tylko by o wiele s absz osobowo,ci ni% Gomu ka. Chyba sam nigdy nie przypuszcza , %e zajdzie tak wysoko i nie jestem pewien, czy mu to odpowiada o. Szu- ka ludzi, którzy by go popierali i za niego my,leli, rz dzili oraz po- dejmowali decyzje. St d tak ogromna rola, jak odgrywali Hilary Minc, Jakub Berman i kilku innych. Za Gomu ki takich pot$%nych dygnitarzy ju% nie by o. Gomu ka rz dzi sam. No, ale do tego jeszcze dojdziemy. Na razie, jednym samolotem z kierownictwem wraca em pe en emocji do Warszawy. Odczuwa em wzruszenie, cho po tylu latach nieobecno,ci w Polsce, nie mog em oceni ówczesnych stosun- ków jakie panowa y w kraju. Nie mia em po temu wystarczaj cej wiedzy. 18
  • 19. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio, e-booki .